avatar

tytuł: myśloodsiewnia

autor: kropka_

Wstęp

about me

O mnie:

about me

Jestem/chciała bym być mamą:

dobrą!

about me

Moje dzieci:

about me

Moje emocje:

nie dowierzam

mam wzdęcia. albo te bliźniaki. wyglądam na jakiś trzeci-czwarty miesiąc. teraz już nikt nie spyta gdzie schowałam dzidziusia, tylko ile ich tam jest. narzekam (tak narzekam!) na coś w rodzaju niestrawności, no w każdym razie coś z żołądkiem. nie jestem głodna, ale jestem, albo odwrotnie. i tak na zmianę. cały czas mam wrażenie jakby mi ciążyła (że na żołądku) jakaś klucha. czasem się przemieszcza i czuję ją już w przełyku. 

ale psychologicznie to jakbym w ogóle nie była w ciąży. zapominam! Eryk zajmuje 100% moich myśli zarezerwowanych dla dzieci w ogóle. jestem w pracy i tęsknię za Erykiem. wracam, na mój widok piszczy Eryk. przytulam, kąpię, zjadłabym Eryka. ciąża to tylko zespół objawów. boję się tego. jestem zdziwiona. że nie wizualizuję, że nie odliczam, że nie rozczulam się nad człowiekiem (co najmniej jednym), który we mnie wzrasta. a przecież chciałam, chcieliśmy, dalej chcemy. ale wszystko czuję inaczej. taki czas. 

a z czasem jestem teraz bardzo na bakier. dojazdy do pracy zajmują nam dziennie trzy godziny. po wejściu do domu najchętniej poszłabym od razu spać, a przecież Eryk, a przecież trzeba się uszykować "na jutro", a przecież trzeba się umyć (a nie usnąć z dzieckiem przy cycku!). ale samo pracowanie jest ok. myślałam, że będzie ze mną gorzej. że "wypadałam" z rytmu, ale nie. w pracy jestem taka sama. ale te trzy godziny dojazdów to do wymiany. chyba sobie kupię helikopter no. albo na bank napadnę. albo dostanę spadek po cioci z Hondurasu. 

gdyby nie mój brzemienny stan to byłabym teraz na działce z mężem i malowała nasze pokoje. a tak siedzę (piszę tu do Was) i czekam aż Eryk się obudzi i mamy wychodne. jadę do mamy (wprosiłam nas na obiad), do przyjaciółki, potem znowu do mamy (wprosiłam nas na kolację) i dopiero wieczorem do domu (w sensie, że do/u teściów). taki jest plan. dobry plan, tylko dziecko nie chce wstać (współpracować). a im dłużej śpi tym bardziej nie wiadomo czy zrobić coś do jedzenia/przekąszenia już w domu, czy dowieźć głodne do babci i najwyżej po drodze zapchać chrupkami kukurydzianymi. no gdyby jednak marudziło, albo coś.  

2
komentarzy
avatar
czyli to prawda, że druga ciąża jest zupełnie inna. Powodzenia!
avatar
dziękuję
Dodaj komentarz

mam już za sobą pierwsze ciążowe rzyganko i pierwsze USG (w sumie to w odwrotnej kolejności). człowiek (sztuk 1!) ma prawie 2 cm, piękne, bijące serduszko i bardzo duży apartament, bo jakieś 100 m2 oceniając po rozmiarach mojego brzucha. zresztą wg USG to ciąża jest dość zaawansowana, na wydruku (z wczoraj) jak wół stoi i krzyczy do mnie 8 tyg. i 4 dni. no w szoku jestem, bo z moich obliczeń to mi ni .uj nie wychodzi.

dojazdy do pracy mnie wykańczają, ale samej pracy trzymam się jak brzytwy, bo mieszkanie u teściów powoli psuje mi w głowie. oficjalnie i tak po wierzchu, to wszystko jest ok., żyjemy sobie wszyscy jak w amerykańskim serialu, ale między wierszami jest już odrobinę gorzej. po pierwsze to jak oni funkcjonują (styl, mentalność, podejście, priorytety, otoczenie), to tak masakrycznie odbiega od tego jacy my jesteśmy, że ja się codziennie czuję jak bohaterka "dlaczego ja". po drugie ludzi się lepiej poznaje jak się z nimi żyje i czasem życzliwość, to zwykłe wyroby czekoladopodobne. naprawdę podziwiam ludzi, którzy mieszkają z rodzicami/teściami bezterminowo, na czas zupełnie nieokreślony, bo mnie przy zdrowych zmysłach to trzyma tylko wizja przeprowadzki, daj Boże maj-czerwiec, chociaż bardziej lipiec. termin może niezbyt twardy, ale dość bliski, namacalny. realny!

od dwóch tygodni jest u mnie (u nas) moja mama, i chociaż dostarcza mi wielu niepotrzebnych wrażeń (wciąż niestety potrzebuje żyć w napięciu emocjonalnym, prowokuje niepotrzebne spięcia itd.) to jednak robi też dużo dobrego. w przeciwieństwie do teściowej pomaga przy Eryku nawet jak wrócę z pracy i od dwóch dni robi mi śniadanie i kanapki do pracy, bo ja nawet myśleć o otwarciu lodówki nie mogę. tzn. mogę ale najlepiej od razu nad sedesem.

miałam małą dużą poważną rozmowę z mężem, bo/ponieważ... nie troszczy się o mnie. owszem wiem/widzę, że też jest zmęczony dojazdami/pracą/działką, ale... proszę państwa ja też! a jeszcze mam w pakiecie małego człowieka pod sercem, który manifestuje swoją obecność na przeróżne sposoby, z czego nie wszystkie mi się podobają (a właściwie to żaden). najbardziej dokucza mi niewyspanie, bo dziennie śpię po 5-6 godzin i to jest za mało. przy Eryczku kładłam się na (trzygodzinną) "drzemkę" zaraz po powrocie z pracy, a teraz mogę sobie co najwyżej powspominać. no a będzie jeszcze gorzej. brzuch będzie rósł, ciążył. dojdzie nocne siku. nie będę mogła nosić Eryczka (chyba już powinnam ograniczać) itd. także mąż do ogarnięcia, bo przecież nie wymienię.

2
komentarzy
avatar
Po pierwsze - wszystkiego dobrego, bom tego nie napisała jeszcze! Po drugie - rany, koniecznie z tym mężem pogadaj, zatroszczenia się to Ty teraz wymagasz jak nigdy wcześniej. Po trzecie - znam te problemy z teściami/rodzicami, chwilami gorzej niż z własnym dzieckiem... ;/
avatar
hej Rybuuu ad. 1 - dziękuję, ad. 2 - no, ad. 3 - nooooooooo...
Dodaj komentarz

w poniedziałki pracuję do późna i wczoraj po powrocie do domu moje dziecko JUŻ spało. dzisiaj jak wychodziłam do pracy JESZCZE spało. no jakoś nie mogę nad tym przejść do porządku dziennego no. a przecież źle się nie stało, wykąpałam się i uprasowałam znacznie wcześniej i jeszcze byłam w łóżku przed 22.

z jedzeniem u mnie tragedia. przez moje reakcje wziął w łeb plan przygotowywania śniadań i prowiantu do pracy wieczorami. teraz jem tylko to co ktoś mi zrobi, poda, ale np. mąż (jeśli akurat jest w domu) ogranicza się najwyżej do zrobienia śniadań w domu, a potem to wiesz kup sobie coś. no i w sumie fajnie, szybko, tylko DROGO i nie zawsze smacznie. nie jestem złotówą, ale kanapka za 6-7 zł codziennie, byle sałatka 10 zł, że nie wspomnę o czymś bardziej wyszukanym. pomnożyć przez ilość dni roboczych i człowiek ani się obejrzy i pójdzie z torbami. a przecież będzie jeszcze gorzej! bo niedługo takie miejsca gdzie można sobie coś kupić też zaczną mi śmierdzieć. już niektóre podśmierdują. największy koszmar to teraz dla mnie tankować samochód. tzn. tankowanie jak tankowanie, ale płacenie wywraca mój żołądek na lewą stronę. a mój mały bolid musi być tankowany minimum co dwa dni, biorąc pod uwagę odległości jakie pokonujemy. także ten. żeby były śmiesznie jak dotąd nie obrzydzają mnie kupy mojego dziecka. tzn. nie zawsze ostatnio przewijam, ale czasem wchodzę w trakcie aktu i nic. kupy są ok. no strasznie to porąbane.

0
Dodaj komentarz

Dziewczyny! jestem po pierwszym badaniu krwi i moczu. wieczorem sprawdziłam on-line wyniki, które zdążył już skomentować mój lekarz, cytuję "Wyniki badań poza granicami normy. Proszę o PILNY kontakt lub umówienie wizyty". no więc panika, stres, strach i telefon na infolinię. tam nic nie wiedzą, nic nie mogą, trzeba napisać do gin. no to napisałam. chodzi dokładnie o Hormon tyreotropowy - TSH, u mnie wynik to 0,107 mU/l, a norma to 0,270 - 4,200. mam przyjść w piątek na wizytę (i tak była umówiona) to się dowiem więcej. tylko ja to bym chciała wiedzieć JUŻ. no więc powiedzcie jest się czym przejmować, czy nie? przy Eryku przejmowałam się wszystkim, a teraz ani nie chcę, ani nie mam na to czasu. a jednak MYŚLĘ! zastanawiam się. czy mam/miałam na to wpływ. czy to przez to jak ostatnio żyję, że śpię po 5-6 godzin dziennie, jem nieregularnie i byle jak, za dużo pracuję, spędzam w samochodzie po 3 godziny dziennie, a w weekendy zamiast odpoczywać jeżdżę na mopie po naszej nowej chałupie? czy to przez mojego męża, który jest nieobecny, jak nie ciałem to duchem. czy to przez mojego męża któremu CODZIENNIE muszę przypominać, że jestem w ciąży i że wobec tego musi zrobić to, albo tamto bo ja nie daję już rady/nie mam siły/chce mi się spać/rzygać?!

i już sama nie wiem czym bardziej jestem przybita, czy tym wynikiem, czy tym moim mężem? no niech mnie któraś przytuli i powie, że wszystko będzie dobrze (i to jeszcze dzisiaj po południu!). 

4
komentarzy
avatar
Spokojnie, czy to jest przypadkiem opis z medicoveru?
Jesli tak, to luzik. Oni sobie tak zapewniaja dupochrona.
Ja tez tak mialam w ciazy. Dziecko “zjada” tsh. Dlatego pewnje dostaniesz skierowanie do endo i eutyrox. Ja mialam podobne wyniki i przepisali mi pół 50 co drugi dzien.
Jak w wynikach jest prawdziwa masakra to dzwonia i wszczynaja alarm.
avatar
przypadkiem tak, z medicoveru
no staram się nie stresować, ale tak jak napisałam MYŚLĘ. sprawdzałam np. czy tak samo było przy pierwszym dziecku i otóż NIE. przy Eryczku miałam wynik ok. 1., tutaj dziesięć razy niższy tj. 0,1.
a wracając do medicoveru to jest to w ogóle osobny temat. placówka fajna do profilaktyki i jak wszystko jest w normie. później zaczynają się schody.
avatar
Kazda ciaza jest inna. Moze tym razem tarczyca sie ppgubila. Ja akurat mialam farta, bo tez mialam spoko lekarza i zero niespodzianek. Rodzilam w medicoverze i bylo bardzo spoko. Ale mam z nimi rozne doswiadczenia. Moj ojciec mial rentgen, bo mysleli, ze ma zapalenie pluc. Wynik po 5 dniach. A tego samego dnia wieczorem trafil na sor, bo mial klopot z sercem. Akurat moj kolega mial dyzur i mowi, ze stary ma usta sine. No to pyk. Przeswietlenie i wyszlo obustronne zapalenie. A w medicoverze po 5 dniach pojawia sie opis, ze wszystko ok. Nie sadze, ze to rozwinelo sie w 6 godzin.
Generalnie cenie u nich te wszystkie badanka w ramach abonamentu / wizyty domowe dla dzieci i oddzial dzieciecy w szpitalu. A tak to czeka sie na wizyte tygodnie a czesto lekarze sa jakby z łapanki.
avatar
to fakt, mają tam specjalistów, i SPECjalistów
Dodaj komentarz

te wszystkie objawy to są chyba po to, żebym ja wiedziała, że jestem w ciąży. rozumowo oczywiście wiem, że jestem w ciąży, nawet pamiętam, że chcieliśmy, ale... to by było na tyle. jest mi trochę z tego powodu smutno, bo przecież nowy człowiek powinien być obiektem jakiegoś większego entuzjazmu, rozemocjonowania, a ja się co najwyżej (czasem) uśmiecham pod nosem. przy pierwszej ciąży jakoś wszystko było bardziej. od razu wiedziałam, że za tym wszystkim stoi życie, które będzie miało swoją płeć, imię, charakter i się tym jarałam. i to mimo tego, że wszystko było dla mnie nowe/nieznane. pamiętam z jakim entuzjazmem czytałam raporty tygodniowe na belly i jak je później całe dnie przeżywałam. a teraz nie dociera do mnie nic ponad suche fakty.

mam nadzieję, że powyższe jest tylko przejściowe, bo oczywiście strasznie mi przed sobą wstyd za tą oziębłość. jest to do mnie zresztą niepodobne, bo ja bardzo wrażliwa jestem (przecież?). może po prostu codzienność mnie tak przytłacza, że franca przygniotła to co ważne swoim tłustym dupskiem i trzeba jej wtłuc. bo tak obiektywnie to wszystko u nas dobrze, nawet bardzo i tylko w mojej głowie wojna. no i mąż do recyklingu, albo też go miotłą, bo się ostatnio tylko pogrąża, tak słowem jak czynem.

2
komentarzy
avatar
Mam identyczne odczucia niby się cieszę, bo chciałam ale w głowie jakaś dziwna "pustka". W ciąży z córką na tym etapie emocjonowałam się kalendarzem ciąży i sprawdzałam jakiej dziecko jest wielkości i ile urośnie przez następne dni. A teraz normalnie chodzę z córką na spacery, zakupy i jakoś tak wszystko się obok dzieje.

A co do ubrań: z jednej strony fajnie by było mieć wyprawkę gotową po córeczce, a z drugiej przy chłopcu będzie więcej radości z kupowania nowych ubranek czy tak czy tak, będzie dobrze! Pozdrawiam!
avatar
no wbrew pozorom dla chłopców też jest w czym wybierać. i może nawet jest więcej opcji niż dla dziewczynek, jeśli już odjąć te wszystkie brokaty, cekiny i wściekłe róże
Dodaj komentarz

czuję się .ujowo. do objawów ciążowych doszło jeszcze przeziębienie. całą niedzielę przeleżałam w łóżku, a dzisiaj nie poszłam do pracy, chociaż powinnam. od piątku nie wchodzę do kuchni. w sobotę rzygałam aż miło cały wieczór, teraz niby nudności jakby mniejsze, ale trochę dlatego, że (właśnie) nie bywam kuchni i najchętniej nic bym nie jadła, chociaż coś bym przecież zjadła. 

2
komentarzy
avatar
wiem, wiem, ale gdzie narzekać, jak nie tu
avatar
Nie zazdroszczę tych objawów. Niektóre (chyba zdecydowana mniejszość) mają to szczęście, że takie nieprzyjemne atrakcje ja omijają, ja byłam tą szczęściarą. Wytrwałości Kropko! Wiesz po co to wszystko
Dodaj komentarz

bardzo dużo myśli we mnie, a bardzo mało czasu na ich zebranie. a kiedy czas się w końcu znajduje (wróć: a kiedy uda mi się w końcu wykraść trochę czasu), to ja nie mogę tych myśli poskładać do kupy, bo się rozbiegają we wszystkich kierunkach i się człowiek nie może odnaleźć.

ale się przynajmniej postaram.

po pierwsze. mam chyba jakiś ból istnienia. myślę, że mniej więcej od kiedy zamieszkaliśmy z teściami. oddzielając od moich narzekań to, że teściów mam względnie w porządku, to jednak to jak oni żyją mnie po prostu dobija. zaczynając od mentalności, podejścia do wielu ważnych spraw, a kończąc na takich normalnych, przyziemnych tematach, jak prowadzenie domu, w tym między innymi zbieractwo, wieczny bałagan (perfekcyjna pani domu z samej tylko kuchni mogłaby nie wychodzić miesiącami), to, że jako coś się tam zepsuje, to już będzie takie zepsute na zawsze, to wszystko wpędza mnie powoli w szaleństwo i czuję się z tym bardzo źle. jak taka ostatnia niewdzięcznica, bo przecież od lutego żyjemy na ich garnuszku, dostajemy ciepłe posiłki, zajmują się naszym dzieckiem najlepiej jak potrafią i czy nie to powinno być dla mnie najważniejsze?

po drugie. musiałam odpuścić w kwestii wychowania swojego dziecka. pouczanie jest łatwe, jeśli idzie o przedszkolanki, albo płatne opiekunki. ale trudno zwraca się uwagę mamie, a już najbardziej teściowej. zresztą wiem/widzę, że chcą dobrze, tylko inaczej nie potrafią, bo za ich czasów wszystko się robiło inaczej i one są do tego przywiązane. dlatego moje dziecko jest karmione przed telewizorem, je ciasto drożdżowe (na szczęście ze słodyczy zna tylko domowe ciasto drożdżowe i parę razy polizało loda), je w ogóle chyba z 6 posiłków dziennie, solonych! i często również słodzonych, bo dla teściowej cukier jest drugi po vegecie jeśli chodzi o przyprawy, że o mojej mamie nie wspomnę. bardzo często jest ubierany za ciepło, chociaż przyznaję, że zimówka (uffff) poszła już w odstawkę. zresztą mój mąż też się nie popisuje jeśli idzie o zajmowani się dzieckiem. przede wszystkim od wielu rzeczy się odzwyczaił, bo przez budowanie się, wieczne delegacje wiele rzeczy dla niego robi się samo, kiedy więc mówię że tu i teraz zrób to czy tamto, to przede wszystkim najpierw jest zdziwiony i szuka wymówek, ewentualnie zastępstwa, a teściowa oczywiście w pogotowiu, jeśli idzie o wyręczanie, chociaż przyznaję, że teraz to już rzadziej,  bo kilka razy zwróciłam wcale nie tak delikatnie uwagę. 

jeśli idzie o teściową to jest to zresztą wątek na osobny temat, a przynajmniej akapit. mój mąż też dostanie swój akapit, ale najpierw mamusia. generalnie i oficjalnie bardzo dobra kobieta, wstaje pierwsza, kładzie się spać ostatnia, ciągle czymś zajęta, ciągle w biegu, no człowiek pracy. na początku myślałam, że to taka natura, że ona bierze tak dużo na siebie, ale w zgodzie ze sobą, że to taki styl życia i że nie ma się co ani przejmować, ani tym bardziej wtrącać/pouczać starszego. ale im dłużej ją znam tym bardziej widzę, jak bardzo jest sfrustrowana i znerwicowana. że to wieczne pchanie się nie tam gdzie potrzeba, niańczenie tak męża, jak szwagra, a i od czasu do czasu siłą rozpędu mojego męża, gotowanie dwudaniowych obiadków, wykonywanie prac męskich, typu wystawianie śmieci, palenie w piecu, koszenie trawy, tzw. obrządek (świnki, kurki, króliki, warzywko, pole) itd. że ona nie jest przez to szczęśliwa. no ja bym nie była. ja to bym zapadła na ciężką i nieodwołalną depresję, bo chociaż narzekam nierzadko (ostatnio notorycznie) na to moje ciężkie życie, to jednak jest ono nieporównywalnie znośniejsze od życia mojej teściowej.

mój mąż też swój chłop. z grubsza patrzymy na życie podobnie (czyli bardzo inaczej niż teściowie i szwagier, mimo że wszyscy z jednego domu), ale z jedną zasadniczą wadą. JEDNOZADANIOWIEC. aktualnie zafiksowany wyłącznie na punkcie budowy/wykańczania domu. oczywiście to jest bardzo ważne, również dla mojej delikatnej ostatnio konstrukcji psychicznej, ale... kiedy jestem przeziębiona (jak ostatnio), kiedy rzygam dalej niż widzę, kiedy najnormalniej w świecie chce mi się spać, bo taki jest właśnie pierwszy trymestr, to on musi być pod ręką, a tymczasem nie ma go tak ciałem, jak duchem i to mnie bardzo (bardzo bardzo bardzo) denerwia. a nawet jeśli w końcu uda mi się od niego coś wyegzekwować, to w trakcie muszę się denerwować, korygować, dodatkowo instruować, przypominać, bo wszystko robi albo wolno, albo opieszale, albo na dwie lewe ręce i oczywiście bez entuzjazmu, ale ok., już ten entuzjazm to mu mogę darować. i znowu, żebyście mnie źle nie zrozumiały. mój mąż to całkiem fajny mąż jest, ale w przypadku przeciążenia (a bardzo dużo na raz się teraz u nas dzieje) on się po prostu zawiesza i jest w stanie skupić tylko na jednym. i nie jest to bynajmniej moja/nasza ciąża. poza tym mąż musi natychmiast zmienić pracę. powtarzam mu to mniej więcej od rok, ze skutkiem (prawie) żadnym. kilka CV owszem poszło, kilka raz nawet sam z siebie o tym mówił, ale generalnie umarło w butach. oficjalnie z braku czasu, ale ja mam takie podejrzenie, że to jest trochę dla męża wygodne, to bycie od czasu do czasu w drodze. owszem trzeba zrobić kilometrów, ale potem hotel, jedzenie pod nos, piwko z kolegami, że już nie wspomnę o CAŁEJ przespanej nocy, albo nocach.

to chyba tyle na dziś, ale bynajmniej nie skończyłam. ba ja nawet nie zaczęłam.

4
komentarzy
avatar
dziękuję a co u Ciebie/u Was? prowadzisz jeszcze tutaj pamiętnik?
avatar
Hej kochana, dawno tytaj nie zaglądałam a tutaj takie zmiany gratuluje z calego serca i życzę zdrowej i spokojnej ciąży ❤
avatar
Pamietnika nie prowadzę. U nas wszystko dobrze, Zosia ma już 10 miesiecy, zaczyna powoli chodzić. Jest cudowna, bystra dziewczynka i naszym oczkiem w glowie. Od wrzesnia wracam do pracy i to mnie bardzo stresuje. Macierzynstwo nie jest takue latwe jak mi sie wydawało, mialam ciezkie momenty. Dalej kp i nie mam okresu co mnie cieszy i nie tesknie za tym. Po mojej ciazy i pezygodach podczas porodu raczej na kolejne sie nie zdecydujemy jak sie czujesz?
Sciskam mocno:*
avatar
czuję się różnie, ale jakoś daję radę ja bardzo się cieszę z powrotu do pracy, chociaż też miałam różne myśli. ponieważ jednak zbiegło się to z drugą ciążą trochę jednak narzekam, szczególnie na dojazdy, wieczne niedospanie itd., ale i tak zamierzam pracować jak najdłużej, a przynajmniej do wyprowadzki od teściów
Dodaj komentarz

TSH cały czas niskie, ale po rozszerzonym badaniu na razie zostaję bez leków. wg mojej gin. dziecko ma już swoją trzustkę i ewentualne leki mogłyby niepotrzebnie zahamować/ingerować w jego rozwój. jako, że gin. jest również endokrynologiem postanawiam jej w tej kwestii zaufać, aczkolwiek nie bardzo za nią przepadam. na drugiej wizycie miała takie humory, że aż mnie zatkało. później rozmawiałam o tym zdarzeniu z położną, skąd dowiedziałam się, że pani gin. właśnie taka jest - o zmiennych nastrojach. nie chcę znowu zmieniać lekarza, więc jakoś się przemęczę, tym bardziej, że moja gin. jest (wg uzyskanych informacji) dobrym specjalistą i w sumie jak nie to jest najważniejsze, to co?

na ostatniej wizycie dostałam propozycję zwolnienia do końca przyszłego tygodnia, ale... odmówiłam. owszem o niczym innym nie marzę jako o L4 najlepiej do końca ciąży, tylko że co mi to da. wciąż mieszkamy u teściów, gdzie wkurza mnie już dosłownie wszystko, ostatnio na czele ze szwagrem, który jest na życiowej równi pochyłej. alkoholik, nierób, taki trochę (przepraszam za wyrażenie) wiejski głupek, a to i tak dopiero niektóre z jego atrybutów. jakby się tak dobrze zastanowić to nie ma w sobie nic, co mogłoby do niego przyciągnąć kogokolwiek, a już Boże broń jakąś kobietę. nawet nie jest wyględny, ani bogaty, co niektórym przecież wystarcza, żeby jako tako przejść przez życie. aż sama się dziwię, że on i mój mąż wychodzą z jednego domu. w zasadzie gdyby nie to, że mój mąż jest z urody bardzo podobny do mamy, to można by powiedzieć, że jest adoptowany. tak bardzo różni się od nich wszystkich. oczywiście to nie znaczy, że czasem mnie nie wkurza, ale umówmy się, życiowo naprawdę jest mega poukładany.

no więc wracając do tego zwolnienia... postanowiłam, że dopóki się nie przeprowadzimy na swoje (wg aktualnych szacunków to może być czerwiec/lipiec) to ja się nie wybieram na żadne L4. no chyba, że naprawdę będę się czuła koszmarnie, bo wiadomo dziecko jednak najważniejsze. ale na razie jakoś daję radę i to mimo tego, że rzygam dalej niż widzę i nie pamiętam kiedy ostatnio się wyspałam. jak byłam w ciąży z Erykiem było dość podobnie, tylko teraz jest jakieś dziesięć razy bardziej, także ten... zresztą ja polubiłam chodzenie do pracy, bo posiadanie dzieci jednak zmienia perspektywę i prostuje niektóre poglądy.

2
komentarzy
avatar
Czasem zastanawiam się czy ojciec mojego dziecka nie został podmieniony w szpitalu. On i jego siostra są identyczni a zarazem tak różni od reszty rodziny (dodam, że ma jeszcze jedną siostrę) tak, że mam życiowego partnera i przyjaciółkę! Trzymam kciuki, niedługo mdłości będą słabnąć i jakoś wszystko się ułoży! Pozdrawiam i trzymam kciuki!
avatar
a widzisz, czyli nie tylko u nas tak jest
Dodaj komentarz

budzik na siódmą. mały człowiek (też budzik, tylko bez funkcji drzemki) plus minus na szóstą. a ja od grubo ponad dwóch godzin bezskutecznie idę spać. wykąpana, ba! nawet wyprasowana i tylko co z tego. nie mogę leżeć i nie mogę spać. przyczyny? a żebym to ja wiedziała. chyba nie ciąża, chociaż w brzuchu burczało i przed chwilą zeżarłam banana. wydaje mi się, że bardziej nagromadzenie jakiegoś miliona mniejszych lub większych problemów, i że dzisiaj się przelało. i to tak podskórnie, bo nawet nie potrafię powiedzieć co dokładnie było tą podstępną kropką nad i. i nie podoba mi się to. w życiu takich sytuacji miałam może kilka i większość podejrzenie w domu teściów, lub po dłuższym obcowaniu z nimi (wszystkimi). mówię Wam: o niczym innym nie marzę jak o pójściu na swoje. nawet jeśli przez rok-dwa będziemy musieli funkcjonować na kartonach, to przyrzekam, że nawet nie pisnę, bo to będą nasze kartony. 

3
komentarzy
avatar
Hej kropko, podczytuję sobie twoją myśloodsiewnię i życzę ci jak najszybszej wyprowadzki, znam z doświadczenia toksyczne mieszkanko z teściami, u mnie było podobnie jak ty opisujesz - z zewnątrz niby wszystko ok, nie skakaliśmy sobie do oczu, ale ja i teściowie jesteśmy z kompletnie różnych bajek, podcinało mi to skrzydła, ich pesymistyczne nastawienie, zgorzknienie i takie tam ciągłe 'po co' i 'to i tak się nie uda', no, dużo by można było pisać. Najważniejsze, ze się skończyło( chociaż dalej mieszkamy razem, ale osobne wejścia i piętra rozwiązują wiele problemów) . Sama przenosiłam wszystkie przysłowiowe kartony jak tylko była podłoga położona i meble w kuchni. Nic więcej, mi wystarczyło do szczęścia Pozdrawiam!
avatar
dziękuję na szczęście my też coraz bliżej przenoszenia kartonów
avatar
Kiedy ma się swoją rodzinę to mieszkanie z rodzicami czy teściami zawsze jest trudne, choć nie wiadomo jak by się ich kochało/lubiło. Najważniejsze, że już coraz bliżej do wyprowadzki. Postaraj się żyć tą myślą i nie denerwować, to nie jest wskazane w Twoim stanie
Dodaj komentarz

100 lat nie pisałam i jakby straciłam zapał. nie nadążam za codziennością, bo tyle się dzieje, że przydałby się osobny człowiek do opisywania wszystkiego. a z drugiej strony nie dzieje się nic specjalnego, to są po prostu moje/nasze małe/duże wydarzenia, które dla kogoś innego prawdopodobnie znaczą tyle co nic. 

mimo to postaram się coś urodzić. wróć. rodzę listopad/grudzień. teraz będę pisała. z ciążowych tematów, skoro już na nie weszłam, to jestem po szpitalu. na szczęście wszystko z nami ok., ale woleli mnie zatrzymać na obserwację. na szczęście nie krwawiłam, ale miałam silne bóle/jak miesiączkowe w podbrzuszu, które zresztą od tygodnia ignorowałam, aż się nie dało... oczywiście w szpitalu nie dostałam żadnej diagnozy, twarde to były najwyżej tabletki. wypisali mnie do domu bo "na oko" wszystko ze mną już było dobrze, ale bóle wracają. w ostatni czwartek były tak silne, że znowu rozważałam pojechanie na IP, ale ostatecznie przeleżałam w domu. nie wiem czy to odpowiedzialne, czy nie, ale moja logika była taka, że skoro i tak nie wiedzą co mi dolega, to tabletki mogę sobie brać i leżeć w domu. pewnie jeśli się powtórzy to w końcu pojadę, ale wolałabym nie. 

co do Eryka, to był taki czas, że drżałam jak głupia o jego rozwój w wymiarze fizycznym. przypomnę tylko, że raczkować zaczął po skończonym 10 miesiącu, a chodzić na rok i dwa miesiące. z perspektywy dopiero widzę, że to było niepotrzebne, bo każde dziecko ma swój rytm i czas i jeśli jest względnie zdrowe to nadgoni, nawet jeśli człowiekowi się wydaje, że się na to nawet nie zanosi. jeśli zaś chodzi o intelektualny rozwój mojego dziecka, to ja go zapiszę chyba od razu na studia, bo wymiata. ile on już powie, mniej lub bardziej wyraźnie to nie sposób spamiętać. mama, tata, baba, dada, dziadzia to już grubo przed roczkiem, i pewnie wiele innych tylko człowiek nie spisywał, to teraz nie pamięta. niemniej 19-tego lipca Eryk skończy 1,5 roku, i słuchajcie czego on nie powie, nie pokaże. powie jak ma na imię - Eik, powie jak ma na imię mama -Uia, tata -Totom (Tomek), baba -Eia, druga baba - Doda, brat męża - Adam, chrzestna - Aga, siostra babci Eli - Jadzia, i wiele innych osób/imion - Nini (Nikola), Kaka (Karola), Ania, Asia, Sia (Zosia), Esio (Wiesio), Odzio (Włodzio) itd. na mleko/butelkę mówi coś w stylu - mlemo, na wodę - pić, na jedzenie - nienie, i do jedzenia trzeba mu dać -odzie, co oznacza łyżeczkę. jakie jest jedzenie - mniam, mniam i taki gest klepania się po brzuchu. wszystko chce robić - siam, jak idzie na dwór to zakłada - czape, bluse i buby (buty), buba to też bułka. nie, a szczególnie - nienienie mówi bardzo wyraźnie. jak zamierza napsocić i wie, że mi się to nie podoba to mówi - ocho (bo podłapał ode mnie). jak się zapytać kto zrobił - sisi w jego pampersa, to wszyscy tylko nie on, np. Jadzia i za chwilę - nunu, albo - ciuściuś, wszystko z gestami. bardzo często mówiłam do niego że jest moim szczęściem, i teraz jak się zapytać gdzie jest mamy szczęście to pokazuje na siebie i mówi - tu. w ogóle rozróżnia gdzie jest tu, gdzie tam. ale najlepsze, że uwaga ogarnia kilka podstawowych literek i kolorów. oczywiście baaaardzo często się myli, ale że w ogóle się tym interesuje. z literkami to wzięło się stąd, że kilka miesięcy temu kupiłam mu literki magnesowe na lodówkę. sugerowałam się jakością i że były kolorowe, w ogóle nie zakładałam, że zacznie o nie pytać i zapamiętywać. zawsze jak pyta w sensie pokazuje na literkę to mówię/mówimy jak dana literka się nazywa i odnosimy do jakiegoś wyrazu, np. -U, jak Ula, -T, jak tata i skubany naprawdę spamiętuje. mało tego odkryłam, że ma swoje ulubione literki, bo w (uwaga!) taczce zawsze wozi pięć takich samych (2x K, 2xN i 1xR), chociaż czasem dokłada coś jeszcze, ale te są zawsze. i jest to na pewno świadomy wybór, bo już dwa razy odkładałam je na lodówkę w różne miejsca, żeby było trudniej znaleźć i skubany bierze te same. z kolei kolorów uczy się, bo mamy takie kolorowe piłeczki i on je pokazuje paluszkami a ja muszę mówić: niebieska, zielona, żółta, pomarańczowa, różowa, fioletowa i tak jakiś pierdylion razy, a on od jakiegoś czasu powtarza, najbardziej mu wchodzi -nienie (niebieski), -ziuziu (żółty, ale czasem też zielony). i mogłabym tak pisać o moim omnibusie w nieskończoność, ale chyba by mi brakło nocy. o jeszcze np. odmienia, że z kim idziesz - mamą, - tatą. albo jak kogoś woła to jest odpowiednia intonacja -baaabaaa, daaadaaa/dziaaadzia itd. no szok. trochę żałuję, że tego wszystko nie spisywałam po kolei, a z drugiej strony, jakby człowiek chciał wszystko notować, to by chyba oszalał. 

trzymajcie się ciepło, od czasu do czasu Was podglądam, ale moje ulubione pamiętniki też jakby zamarły, a w nowe staram się nie wciągać, więc loguję się tu teraz od wielkiego dzwonu. 

3
komentarzy
avatar
Zdolny ten twój synuś
avatar
Dzielny chłopak! Po przeczytaniu Twojego wpisu chyba zbiorę się by napisać coś u siebie! Życzę wam duużo zdrówka!
avatar
Zdolny ten Twój synek Mam siostrzenicę niewiele młodszą od Eryka, ale daleko jej do takich osiągnięć. Dbaj o siebie i o swoje maleństwo w brzuszku! Czy znacie już płeć?
Dodaj komentarz
avatar
{text}