Forum: Ogólne - Rozpakowane mamy i ich skarby :-)
Wysłany: 2013-11-08, 12:48

iśka
avatar

Postów: 197
0

Serdeczne gratulacje dla mausiek. Śliczne pociechy. Ja rzadko zaglądam tu. Młody wisi na cycu cały czas ale jest boski!!! Pozdrawiam!
Wysłany: 2013-11-08, 13:45

justa24
avatar

Postów: 4388
0

kaja jaki Twój synio już duży, fajnie sie patrze jak takie maluszki rosną
Wysłany: 2013-11-08, 20:50

kaja1991
avatar

Postów: 1631
1

my bylismy n usg bioderek i byly noworodki 4 tygodniowe i nie mogłam uwierzyć ze Filipek tez był taki malutki dla mnie wciąż jest malutki ale w porownaniu do nich byl juz kolos
teraz juz z 6 kg ma, ostatnio na szczepieniu mial rowne 5 kg
Wysłany: 2013-11-09, 00:05

иιєиσямαℓиα
avatar

Postów: 4835
0

Kaja śliczny synuś , ale już duży
Wysłany: 2013-11-09, 17:31

polska_dziewczyna
avatar

Postów: 880
1

иιєиσямαℓиα napisała:
Cześć dziewczyny. To i ja dołączyłam do rozpakowanych i prze szczęśliwych mam pod słońcem! Coś wspaniałego uczucia i emocje wprost nie do opisania.

02.11.2013 o godzinie 13:25 przyszedł na świat najwspanialszy facet pod słońcem i od razu zawładną moim sercem!! Moja ogromna miłość, wielka radość ! Niestety mój poród nie należał do wymarzonych i nie tak go sobie wyobrażałam , aczkolwiek cieszę się przeogromnie, że wszystko zakończyło się mimo wszystko pomyślnie!

2.11 o 1 nad ranem wstałam do toalety, bo poczułam potrzebę sisiu. Ale jakoś już w łóżku wykonując dziwny manewr podnoszenia poczułam coś dziwnego. Niby nic wielkiego się nie wydarzyło, ale pierwsza myśl cholewcia chyba sobie coś nadszarpnęłam. Idąc do toalety poczułam, że coś mimowolnie mi się sączy ale pierwsza myśl - chyba popuściłam. Ale w wc szybko moje wątpliwości się rozwiały, to były wody, sączyły się w małych ilościach. Szybko narobiłam paniki, budzę męża - wstawaj odchodzą mi wody!!
Mój mąż próbując zgasić moją panikę, uspokajał - wracaj do łóżka , to nie wody, pewnie się zesikałaś! W końcu zaczęłam się szybko zbierać a mój mąż w najlepsze spał . W końcu gdy zobaczył, że ja na prawdę się zbieram i pakuję, zwlekł się z łóżka i zaczął się łaskawie szykować. Byłam gotowa w 10 min, ale musiałam czekać jeszcze łaskawie na męża , bo on sobie musiał wyprasować spodnie i żeby jeszcze tego było mało zaczął szukać czapki zimowej na głowę . Opierniczyłam go z tego wszystkiego, że też znalazł sobie moment!! A mój mąż cały czas uspokajał mnie, że przecież jedziemy do szpitala , ale zobaczysz że wrócimy, bo nic sie nie dzieje. To tylko fałszywy alarm , jeszcze nie rodzisz…nie przekonywał go nawet argumenty w postaci ręcznika papierowego na których owe wody się znajdowały
***
Droga do szpitala po pierwszej nad ranem przebiegła szybko, było cicho i ciemno, życie zamarło , tylko nasze tempo w tym dniu wskoczyło na maksymalne obroty. W szpitalu , pomimo, że to środek nocy, a w zasadzie praktycznie skoro świt, też jakoś w sumie odludnienie i zaskakujący spokój....no w końcu Dzień Zaduszny....Na SORze cisza, nikogo nie było pusto i cicho....Wymarzony dzień na poród-pomyślałam - spokój tutaj jak nigdy, tylko my i cały szpital dla nas….. Zostałam z tej ciszy wywołana do środka, przed wejściem oświadczyłam tylko że sączą mi się wody, na co położna do męża, a gdzie jest torba żony....mąż zdębiał....yhm ale jak to już?! Na co pan czeka proszę iść po torbę. Posłusznie udał się po nią do auta. Ja w tym czasie zostałam obbadana w zdłuż i wszerz na IP. Gdy weszłam do środka jednak, ten mój mąż chyba po drodze mnie już urobił, bo sama zaczęłam wątpić czy to rzeczywiście już?! I może to jednak nie wody mi się sączyły? Gdy weszłam na fotel ginekologiczny, a ginekolog założyła mi wziernik...wody chlusnęły i nie było wątpliwości, że to JUŻ, DZISIAJ!!! Od samego początku w wywiadzie z lekarką poinformowałam o podejrzeniu dużego dziecka i wręczyłam wydruk usg z medicovera z 31.10 i wynikiem masy z gwiazdkami ***4032g. Wręczyłam wszystkie wyniki, o które mnie proszono. Od razu usg, obmiar miednicomierzem…w tym samym czasie wszedł mąż i gdy zobaczył kałużę wód płodowych na podłodze osłupiał. Lekarka podczas usg poinformowała, że jak odpływają wody płodowe nie można już dokładnie zmierzyć dziecka. Mąż został poinformowany, ze przyjmują mnie na oddział patologii ciąży, bo odchodzą wody a brak akcji porodowej i trzeba czekać. Zostałam przewieziona na 1 piętro i przejęła mnie pielęgniarka z tamtego oddziału. Szybki wywiad co i jak, założono mi wenflon , podano antybiotyk profilaktycznie. I tak ok. 3 nad ranem zostałam położona na oddziale, mąż został odesłany do domu. Podłączono mi zapis KTG, był w porządku. Już podczas ktg odczuwałam lekkie skurcze. Po KTG wywołano mnie na badanie na fotel. Zero rozwarcia, żadnych objawów porodu – zalecenie na 0,5h pod prysznic. Po prysznicu znowu KTG. Skurcze coraz silniejsze i regularne, zaczęłam chodzić po korytarzu żeby na stojąco przyspieszyć chodzeniem poród, chociażby rozwieranie i skracanie szyjki. I ciągle ta symboliczna głucha cisza. Wszyscy spali nikt nie łaził po korytarzach. Byłam sama jedyna jakby ten poród był wyjątkowy , nasz intymny , kameralny…spacerowałam po korytarzu. Dałam znać tylko mamie, żeby trzymali kciuki , bo cholernie się boję, zdążyła jeszcze do mnie zadzwonić. W okolicach 8ej zadzwoniłam jeszcze tylko do męża , żeby już przyjechał, bo mi strasznie brakowało jego obecności. Potrzebowałam go….O 8 znowu badanie na fotelu. Po raz kolejny , drugą już lekarkę informuję o dużym dziecku…. Szybki wywiad i badanie. Konsternacja –moje wyniki badań przy przyjęciu na oddział CRP prawie 10, lekarka podnosi alarm - jak to takie CRP i nikt z tym nic nie robi? W tych bólach dotarło do mnie hasło: CRP, pytam czy chodzi o moje? Lekarka odpowiada że tak – informuję, że w ciąży mam takie CRP o podniesionym charakterze od ok. 27 tc. Uffff, lekarka pyta zdziwiona szukając u mnie potwierdzenia tego co usłyszała, robi dalej wywiad i wnikliwiej bada temat CRP. Nagle inna lekarz z pokoju obok woła, TAK! Jest- informacja w karcie ciąży , moja ginekolog prowadziła kartę skrupulatnie i zaznaczyła info o wartości CRP w karcie ciąży.
Po badaniu stwierdzono , że przekazują mnie na porodówkę, ale po drodze wstąpiliśmy jeszcze na badanie usg. Na usg kilkukrotny pomiar, stado pytań, skąd ta waga 4kg, co to za lekarz ją wyznaczył, kiedy….podałam nazwisko – lekarz dyżurna stwierdziła , że dobrze pani to wie, ale my nie, na wydruku brak pieczątki i podpisu lekarza. Obmierzyli dziecko 3 razy i za każdym razem wychodziła waga 3300g. Zabrali mnie na porodówkę. Porodowy pusty, głucha cisza , pusty szpital, tylko jedna siostra oddziałowa rzuciła żartobliwie tekstem po drodze: „ w Zaduszki rodzić…” , ta która pchała wózek odpowiedziała: „a ma inne wyjście” ….
Sale porodowe wszystkie puste, mnie ulokowali w sali o dość aktualnej nazwie „Jesienna”, w sam raz adekwatna do pory roku.
Zadzwoniłam jeszcze przed wejściem po męża, bo jego jeszcze go nie było. Gdy się w końcu pojawił ja już siedziałam na łóżku a położna instruowała co mam robić. Miałam 2 położne do swojej dyspozycji (nie opłaciłam jednak tej położnej indywidualnej), wszystkie porodówki obok puściuteńkie, cisz , spokój, pełen komfort….wprost wymarzone warunki do porodu….
Ból był coraz silniejszy i skurcze coraz częstsze, na tyle częste, że nie miałam czasu na odpoczynek. W głowie kłębiły się tylko myśli , cholera jak to boli, nie wiedziałam, że to aż taki ból…..Nagle ulga - przyszedł mąż, w zasadzie wparował na porodówkę , zapytał tylko po drodze co i jak, bo nie wiedział gdzie dokładnie byłam….skurcze cholernie dawały się we znaki….ból był tym bardziej silniejszy , że musiałam leżeć podłączona do KTG….oddychałam przeponowo – cholera guzik to pomaga w bólu pomyślałam, a podobno miało być lepiej….w trakcie skurczy chwytałam się kurczowo plastikowej poręczy łóżka i szarpałam nią na prawo i lewo….
Wcześniej padło jeszcze hasło lewatywa…..miałam opory , ale położna z racji tego, że u mnie dawno było ostatnie wypróżnienie , zaleciła ją. Zgodziłam się, a potem żałowałam. Chyba była za późno zrobiona i nie spełniła swojej roli kompletnie . Woda się ze mnie wylała, nic mnie nie oczyściło, a potem przy skurczach partych wszystko się wydostawało . Żenada , podejrzewam, że gdybym jej nie zrobiła byłby o niebo lepszy efekt, bo nie miałabym takich niespodzianek, a tutaj niestety zaczęło mnie czyścić w trakcie porodu. To było okropne….ale w całej tej sytuacji wszystko mi już było jedno…..
Skurcze robiły swoje, zaczęłam prosić o znieczulenie , bo ból odbierał mi dech w piersiach…..O matko i córko to moje okresowe bóle są o niebo łagodniejsze, a ja tak na nie narzekałam, to przy tym pikuś!!
W miarę postępu porodu i każdorazowego badania okazywało się, że się coś postępuje, ale to jeszcze ciągle nie to. Obecność męża bardzo pomocna – zaczął sam masować mi plecy na dole, troszkę było mi łatwiej. Dostałam gaz rozweselający, ale w cale nie było mi po nim lepiej. Gdy położna odłączała mnie od KTG i pozwalała mi chodzić było lepiej , mogłam oprzeć się rękami o ścianę i wesprzeć na nich głowę, mogłam się zgiąć i nachylić , dreptać kołysać na boki, ale nie mogłam tak za długo, bo znowu musiałam wracać pod zapis. Akcja porodowa postępowała , bóle przyjmowały już charakter party, w trakcie badania niestety okazywało się, że podobno główka dziecka źle wpasowuje się w kanał rodny, podejrzewam że chodziło o to , że jej nie było jeszcze nisko a powinna już być. Pomimo bólu czas płyną zaskakująco szybko i o tyle był łaskawy, że nie dłużył się za bardzo. Mijały minuty, godziny….W pewnym momencie ja ewidentnie miałam potrzebę parcia, ale mi nie pozwalali…za to czyściło mnie po lewatywie . Położna cudowna kobieta , pocieszała , tłumaczyła, miała anielską cierpliwość do mnie. Powtarzała do znudzenia jak mantrę, że świetnie mi idzie , dobrze sobie radzę, ale ja to miałam zupełnie gdzieś, bo skoro brak efektów to jak sobie świetnie radzę? Powtarzała, że idzie dobrze, że już tyle pracy mam za sobą i naprawdę jak na pierwszy poród idzie całkiem nieźle i w miarę szybko. Bóle były tak silne, że darłam się w niebogłosy...
Nagle znowu badanie , 2 panie doktor wkładają ręce do środka macają, dotykają i ciągle te wymowne miny, dziwny grymas na twarzy i kręcenie głową. Wszystko było w porządku, ale lekarka zaczęła nagle mi obwieszczać, że główka dziecka, źle wpasowuje się w kanał, po badaniu stwierdzają, że prawdopodobnie możemy mieć do czynienia JEDNAK z DUŻYM dzieckiem i zastanawiają się czy nie zakończyć porodu cesarskim cięciem….. Po każdym badaniu pytałam położną i jak? Ile? Jakie rozwarcie? Po ostatnim badaniu usłyszałam tylko wewnętrznie będzie 8cm….ja w osłupieniu słuchałam pani doktor , za chwilę kazano mi wstać , sprawdzono tętno dziecka i zonk! Nawet ja nie widząc zapisu słyszałam, że nie jest w porządku!! ZA WOLNO !!! MATKO ZA WALNO!!!
Potem tylko hasło położnej: Agnieszka kładź się! Wskoczyłam na łóżko jak oparzona, potem potoczyło się wszystko błyskawicznie…Jeszcze niedawno lekarka oznajmiała ze stoickim spokojem, że rozważają zakończyć poród cesarskim cięciem, a tu nagle ta informacja staje się faktem! Nawet nie wiem kiedy zacewnikowano mnie w błyskawicznym tempie, na salę porodową wprowadzono łóżko operacyjne, kazano mi się na nie przesiąść, położyć, położna lub lekarka wyszła na korytarz powiedzieć mężowi, że jednak będzie cesarskie cięcie, bo mąż akurat został wyproszony na korytarz z sali porodowej. Zaraz potem wywieziono mnie na salę operacyjną….wszystko jak na filmie , rozglądałam się tylko dookoła, ze wszą napływał personel medyczny poprzebierany w niebieskie fartuchy, część osób zajmowała się górnymi partiami mojego ciała, druga część dolnymi, wszędzie pełno ludzi , ktoś przemywał mnie jodyną , ktoś podpinał urządzenie do kontroli tętna…byłam przerażona, skurcze oczywiście coraz częstsze…..cholernie bolesne….zapytałam kobiety która stała nad moją głową co z dzieckiem, co z moim dzieckiem? Uspokajała mnie…..do mojego brzucha podeszła inna „niebieska kobieta” przyłożyła do niego jakieś urządzenie – pewnie Dopplera….. „Tętno dziecka w porządku”- usłyszałam, reszta personelu przystąpiła do dalszych działań….Poproszono mnie o to , żebym obróciła się na bok …ocho – znieczulenie….nawet się nie bałam….wszystko działo się tak szybko, że nie było czasu nawet na strach….jedyny strach jaki mną wtedy zawładnął - to strach o mojego synka…..Samego wkłucia nawet nie poczułam, przed iniekcją zdążyłam tylko krzyknąć: SKURCZ!! Bałam się że wzdrygnę w trakcie skurczu , a jak podadzą znieczulenie to mi uszkodzą coś w kręgosłupie.….Anestezjolog jednak zbagatelizował skurcz i mimo wszystko wbił się ze znieczuleniem, natomiast ja zaraz potem poczułam ulgę …..zbawienie, zero bólu….nic….wreszcie….pomyślałam.”Niebieska pani nad głową oznajmiła, że będę czuła szarpanie, ciągnięcie, nie będę czuła tylko bólu. Potem zasłonięto moją głowę , zawieszając chustę ochronną przed twarzą…..Nic nie czułam , błagałam w myślach boga – błagam zacznijcie już , ratujcie moje dziecko! Za chwilę poczułam szarpania….o wreszcie –zaczęło się – dzięki Bogu…potem coraz więcej szarpnięć….”Niebieska pani” znad mojej głowy powiedziała już jest….zapytałam ją, ale nie płacze, co mu jest, wszystko z nim w porządku? Zasypywałam ją pytaniami ….na które ciepło mi z serdecznością odpowiadała. Wszystko z nim w porządku zaraz zacznie płakać, jest na rękach pediatry, jest odsysany i oczyszczany…..Głos anestezjologa: „godzina wyjęcia 13:25”….Poczułam ulgę, nagle miks emocji , usłyszałam jego płacz….rozległ się głośny donośny płacz….zaczęły mi płynąć łzy, a po chwili zalały całą moją twarz. Mój mąż jak usłyszał płacz , podszedł pod salę operacyjną i przez szybkę zajrzał do środka , żeby go zobaczyć . Mnie tym czasem zaczęto już czyścić , i szyć. Usłyszałam jeszcze tylko: „łożysko do badania”….Moje wody płodowe okazały się już być zielonkawe….Zostały poddane badaniu na posiew. Dzidziusia po oczyszczeniu przyniosła pediatra pokazać mi bliżej głowy…..był śliczny, kochany, brudny jeszcze od mazi płodowej, powiedziała że dostał 10 pkt. Potem zabrała go, żeby dokończyć czyszczenie, a za chwilę przywieźli go jeszcze w wózeczku szpitalnym i postawili mi koło głowy patrzyliśmy się na siebie oboje….on przestał płakać, jedno oczko miał uchylone i patrzył nim na mnie , drugie miał zamknięte, patrzyłam na niego jak na CUD, bo dosłownie dla mnie był i jest WIELKIM CUDEM! Mój wielki walentynkowy Cud! Mówiłam do niego cały czas a łzy same płynęły mi do oczu….”A więc to ty łobuzie kopałeś mamusie od środka ” …..Do tej pory często płaczę patrząc na niego. Macierzyństwo jest niesamowitym doznaniem!!

Po cesarce leżałam na sali pooperacyjnej. Nie dostałam maluszka od razu. Maż mi go tylko przywiózł na salę , mogłam na niego patrzeć z pozycji leżącej. Zazdrościłam mężowi, że może go dotykać, głaskać, brać na ręce. Znieczulenie zaczęło mi szybko odpuszczać i czułam bardzo silne bóle brzucha, dostawałam leki przeciwbólowe. Wieczorem pielęgniarka zaprowadziła mnie do sali poporodowej - wstawanie z łóżka trwało 0,5 godziny taki był ból . Następnego dnia musiałam już zajmować się maluszkiem sama, było mi po cesarce niezmiernie ciężko, dlatego że mnie to bardzo boli, nie mogę dźwigać, chodziłam w pół zgięta przez co doszły bóle kręgosłupa. Naszarpałam się przeokropnie. Mieliśmy problem z karmieniem bo brodawki podkrwawiały, dokarmiałam małego pokarmem ze szpitala. Ale starałam się go przystawiać do piersi. Teraz mam problem z laktacją próbujemy ją jakoś rozbujać. Mam nadzieję, że już coś zaczęło się rozkręcać, bo maluszek ciągnie , ale nie wiem czy się najada i czy cokolwiek sobie ściąga . Do wczoraj praktycznie był na sztucznym mleku. Od dziś go przystawiamy już do cacusia cały czas. W ogóle po cesarce jestem ledwo żywa, jestem tak obolała, że nie mogę przy maluszku zrobić nic. Wszystko przy nim robi mój mąż . Świetnie sobie radzi, a ja mam wyrzuty sumienia że nie mogę mu nic pomóc .
Strasznie źle się po cc regeneruję. Nie mogę dźwigać małego, boli mnie szycie na zewnątrz i w środku, ciągnie mnie brzuch, przeszkadza fałd brzuszny który pozostał , wysiada kręgosłup, mam strasznie opuchnięte nogi jak balony – nigdy nie miałam tak spuchniętych nóg , aż skóra się napięła i boli, nie iwdać w ogóle kostek, chodzę wpół zgięta, powoli i ociężale, nie mogę szybko wstawać, bo skleja mi się fałd skóry z blizną po cc. Nie zależy mi na wyglądzie, ale chciałabym się sprawnie poruszać i spełniać się w roli matki, bo na razie z tym problem .
Ze szpitala wyszliśmy w poniedziałek 4.11.
Dostałam wypis ….jak przeczytałam rozpoznanie czynność porodowa i poród powikłane przez nieprawidłową czynność serca płodu. Poród przez cesarskie cięcie ze wskazań nagłych.
Ze względu na nieprawidłowy zapis KTG i podejrzenie zagrażającej zamartwicy płodu zakwalifikowana do cesarskiego cięcia…..rozpłakałam się tak strasznie tuląc maluszka w swoich objęciach……mrożąca krew w żyłach myśl przeszła ciarkami po plecach…..9 miesięcy noszony pod sercem, wychuchany, wychuchany…..i jeden dzień, na samej końcówce …mógł pozbawić mnie szczęśliwych chwil do końca życia! Ogromny ból napełnił moje serce….Boże dziękuję….dziękuję ci, że wszystko się szczęśliwie skończyło. Dziękuję też personelowi , za szybką reakcję i trzeźwe myślenie i błyskawiczną decyzję o cesarskim cięciu. Boże dziękuję ci za mojego cudownego synka!!!



Porodu nie da się przewidzieć , zaplanować niczego. Miałam zachowywać się cicho i przyzwoicie , a okazało się, że bóle są tak silne, że darłam się w niebogłosy! Nie dało się po lewatywie zapanować nad własną fizjologią….latałam z gołym tyłkiem i wszystko mi było jedno, ból zawładną moimi myślami i moim ciałem i uruchamia się takie instynkty przetrwalcze , o których się nawet nie ma pojęcia…..
To samo przychodzi, to jak przeżyjemy poród , jak go doświadczymy drzemie gdzieś w nas głęboko i jest zależne od wielu czynników. Ludzka natura jest zaskakująca. Poród jest do przeżycia bardziej lub mniej drastycznie, bardziej lub mniej boleśnie. Nie ma się co zastanawiać co i jak będzie, bo nie przewidzimy pewnych rzeczy, nie ma co myśleć, po prostu trzeba poddać się naturze i zdać na spontan.
Życzę wszystkim przyszłym mamusiom, aby ich porody były mniej drastyczne , przebiegły bez komplikacji a cud narodzin i macierzyństwo było wspaniałym doświadczeniem!



moje gratulacje nienormalna... piękny opis... dobrze że wszystko sie dobrze skończyło... jestes szczęśliwą mamą .... mamy podobne przeżycia związane z porodem... też skończyłam cesarskim cięciem bo z tętnem było coś nie tak....
pozdrawiam wszystkie mamusie... i wszystkie mamusie które zostana mamusiami hiihih...
dziecko to cud... masakra
Wysłany: 2013-11-09, 22:55

Suzy Lee
avatar

Postów: 2397
22

To z okazji, że Mikołaj zaraz będzie miał miesiąc Nie mam na razie czasu poszukać lepszego.. mały robi mi jakies awantur na cycu własnie
Wysłany: 2013-11-09, 23:24

mała mi
avatar

Postów: 1014
0

Łoo jaki fajniuchny Mikołaj
Wysłany: 2013-11-10, 12:36

monia
avatar

Postów: 831
4

Czytając Wasze opisy poród bardzo się wzruszam. Stwierdzam również że naprawdę każdy jest inny niepowtarzalny.
Co wejdę na forum są nowe fotki Maluszków Każde z nich Cudowne Niewinne.
Poprostu dobrze że takie portale istnieją
Wysłany: 2013-11-10, 12:40

monia
avatar

Postów: 831
18

U nas 15 mija już 7 miesięcy!!!
Dodam troszkę zdjęć Mojego "Dużego: Synusia
Minki



Mamusi Przystojniak


Z przyjaciółmi
Wysłany: 2013-11-10, 13:00

kaja1991
avatar

Postów: 1631
1

Mikołjek jest cudowny
A Antoś jak wyrośl
cudowne chłopaki
Wysłany: 2013-11-10, 13:57

mała mi
avatar

Postów: 1014
3

Monia,
Jestem zakochana w Antosiu od poczatku, no boski jest i minki świtene robi!
Juz nie moge sie doczekac kiedy moj szkrab bedzie juz taki
Wysłany: 2013-11-10, 20:05

Suzy Lee
avatar

Postów: 2397
1

Antoś jest taki słodki jak ciasteczko!! super radosny chłopczyk
Wysłany: 2013-11-10, 20:14

anilorak
avatar

Postów: 2792
1

A
Wysłany: 2013-11-10, 21:44

pasia27
avatar

Postów: 13367
6

Kaja racja jeszcze chwile temu chlopcy byli tacy mali a tu prosze po 6kg hehe

Suzy a Mikolaj taki kochany wyglada na aniolka ?

Monia 8miesiecy.wow jestem zaskoczona ze ten czas tak szybko leci. Antos jest na prawde przystojniaszek

ja jutro wstawie foteczke mojego mena z dzisisiejszych chrzcin
Wysłany: 2013-11-10, 22:37

aiwlys
avatar

Postów: 2052
1

Monia masz tak pociesznego synka, że patrząc na zdjęcie buzia się sama uśmiecha i jak urósł nono! Facet się z niego porządny już robi!
Wysłany: 2013-11-11, 03:45

anilorak
avatar

Postów: 2792
24

Q
Wysłany: 2013-11-11, 05:41

xcarolinex
avatar

Postów: 1029
2

anilorak napisała:
To i ja się pochwalę moim kochanym synusiem




a tu bardziej aktualne



Wow, anilorak jaka różnica w zdjęciach, jak Synek się zmienił super fotki
Wysłany: 2013-11-11, 05:47

xcarolinex
avatar

Postów: 1029
1

Monia, śliczny Synuś! Jaki uśmiechnięty 8mcy... Kurczę, czas strasznie gna!

Suzy, Twój Synek tez się bardzo zmienił patrząc na avatar super, widać, że imię Mikołaj do Niego pasuje
Wysłany: 2013-11-11, 10:48

mała mi
avatar

Postów: 1014
1

Anilorak,

Super Michaś jest, taki radosny i drobniutki
Moj Leoś to ma takie pofałdowane serdelki, że pieluchę ledwo dopinam
Wysłany: 2013-11-11, 11:49

Suzy Lee
avatar

Postów: 2397
1

Pasia, Mikołaj jest ogólnie grzeczny i kochaniutki, ale daje nam popalic od 4 rano do 8 rano regularnie nei śpimy, mały stęka, nie chce spac, nawet przy mnie w łóżku stęka, kręci się, mimo odbekana tu uleje, tam uleje, po czym jak wsyscy wstajemy juz to on sie poooowwwwoooli zbiera do spania. Po czym w ciagu dnia tak do 17 ledwo co sypia...
Wysłany: 2013-11-11, 12:03

vivien
avatar

Postów: 2612
2

SuzyLee sliczniutki ten twoj Mikolaj

Monia az ciężko uwierzyć ze twoj Antos juz taki duzy!!! Jak tan czas leci

Anilorak po zdieciach super widac jak Michas sie zmienia sliczny mezczyzna
Do kogo jest bardziej podobny? Di ciebie czy do meza?
Wysłany: 2013-11-11, 12:04

vivien
avatar

Postów: 2612
0

pasia27 napisała:
Kaja racja jeszcze chwile temu chlopcy byli tacy mali a tu prosze po 6kg hehe

Suzy a Mikolaj taki kochany wyglada na aniolka ?

Monia 8miesiecy.wow jestem zaskoczona ze ten czas tak szybko leci. Antos jest na prawde przystojniaszek

ja jutro wstawie foteczke mojego mena z dzisisiejszych chrzcin


No to czekamy na foteczki i wszystkiego dobrego na dzisiejszy dzien
Wysłany: 2013-11-11, 12:18

pasia27
avatar

Postów: 13367
22

to z wczoraj
Wysłany: 2013-11-11, 12:19

mindusia
avatar

Postów: 668
1

anilorak ślicznego masz synka. A jak słodko śpi. Mały aniołek
Wysłany: 2013-11-11, 12:49

m_f
avatar

Postów: 4300
1

Pasia Twój Kacperek wygląda na dużo starszego na tej fotce! śliczny jest!
Odpowiedz