avatar

tytuł: Kociątko kici kici ;)

autor: Zelma

Wstęp

about me

O mnie:

about me

Jestem/chciała bym być mamą:

about me

Moje dzieci:

about me

Moje emocje:

ziarno niepewności

- Czy myśli Pani, że ma wystarczająco pokarmu? - spytała pediatra na ostatniej wizycie.
- Raczej tak - odpowiedziałam. Ale ziarno niepewności zostało zasiane...

Z ręką na sercu - od czasu, gdy pojawił się Witek ANI RAZU nie zastanawiałam się czy mam dosyć pokarmu. Nawet na samym początku - jeśli miałam jakieś wątpliwości to dotyczące techniki i częstotliwości karmienia. Ale nie ilości pokarmu. Mamy w domu wagę, więc na początku ważyliśmy Witka bardzo często. A skoro przybierał - to dawało mi to tym większą wiarę w to, że natura sensownie to obmyśliła i nie ma co zbyt dużo dumać. Laktatora użyłam sporadycznie, dosłownie kilka razy. Dlatego nie miałam pojęcia ile ml zjada Witek. Skoro przybierał - to wystarczająco. A to co ściągnie laktator i tak miarodajne nie jest - bo laktator to machina, a dziecko to dziecko.

No - i tak to sobie trwała laktacja. Mimo pytań, zdziwień czy wręcz ostrzeżeń ze strony mam/cioć i innych znajomych.
- Nadal karmisz piersią? Tylko piersią? I nadal masz pokarm? --- To w ostatnim czasie conajmniej kilka razy słyszałam, często z historią wspominkową o tym właśnie, że krócej, albo że dokarmianie bo pokarmu mało, bo zanikał, bo dziecko się nie najadało. I tak sobie myślę - mimo tego całego gadania, że kiedyś to wszystko było bardziej naturalne, bliżej matki natury... taaa sraty-taty, pierdu pierdu. Kobiety z pokolenia naszych mam czy babć wcale nie miały tak łatwo i naturalnie. Wiedzy laktacyjnej było mniej - większość tych kobiet nie miało dostępu do fachowej wiedzy, nie wspominając nawet o internecie czy infoliniach. Siostra, kuzynka, matka, sąsiadka... a jesli prawie każda jakieś problemy miała (faktyczne lub zasugerowane) to skąd miały czerpać wsparcie i wiarę we własny organizm? Ale odbiegłam trochę od meritum. Żyjąc w innych czasach i zostawszy matką w wieku lat ponad 30. nie martwiłam się na zapas i nie brałam do siebie innych historii.

Aż na ważeniu wyszło, że od 17.03 (7500) do 07.04 (3 tygodnie) przybrał Pucek zaledwie 165g. Że mało. I stąd to pytanie pediatry - że czy czuję, że mam dość pokarmu. No może i uzasadnione, może nawet i neutralne (nie: chyba ma Pani za mało pokarmu)

ALE!
Pierwsze pytanie po ważeniu to nie było - czy widać jakieś zmiany w dziecku - że bardziej apatyczne, senne, inne. Albo czy coś się szczególnego zadziało w ciągu trzech tygodni (a się zadziało bo Pucek nauczył się przewrotek na z pleców na brzuch i nic innego przez ostatnie 3 tygodnie nie robi tylko przewrotki, a potem spadochroniarza). No... ale nie - pierwsze pytanie to czy pokarmu jest dosyć.

I co? I zasiała we mnie baba ziarno niepewności. Bo teraz co przystawiam Pucka - to się zastanawiam - a może on niedojada? O zgrozo - ze dwa razy pojawiła mi się też myśl - a może mleczarnia zanika? I jeszcze, że po karmieniu pierś miseczki nie wypełnia, materiał luźny. I że w takim 'flakowatym' cycku to nie może być mleka... (na 'potwierdzenie' ściskałam nawet wycyckanego cycka... i za każdym razem obrywałam mlekiem w oko).

U mnie laktacja 'siedzi' w głowie. Wierzę w swoje siły i to (u mnie) laktację nakręca. I takie jedno niewinne zdanie takie spustoszenie potrafi wprowadzić. I to u osoby, która mimo wszystko mało jest wrażliwa na negatywne sugestie innych. Nie martwię się na zapas, zwykle uważam, że mi się uda - i zwykle tak właśnie jest (moc samospełniającej się przepowiedni). I jedno takie zdanie...

Wzięłam się w garść - i staram się nie myśleć. 'Keep calm i karm dalej'. Pokarm jest, przystawiam Pucka nawet częściej (bo mu się sen nocny jeszcze wydłużył), na głodnego nie wygląda, a czasem nie całą pierś opróżni. Postanowiliśmy go przez kilka najbliższych dni ważyć, żeby zobaczyć jaka jest tendencja, a poza tym dziś robimy przymiarkę do pierwszego kartofelka. Więc paniki nie ma. Tylko to cholerne ziarno niepewności.

I jakaś taka złość w skali globalnej. Że... tyle jest dziewczyn, które autentycznie chcą karmić***... ale jeszcze zanim się dziecko pojawi dostają tyle negatywnych sygnałów i przykładów... że tracą wiarę w moc własnego organizmu, spodziewają się problemów, trudności... I tak właśnie później jest. A jeszcze położna 'w dobrej wierze' postraszy, że brodawka mała/płaska (tak właśnie usłyszałam - 'będzie problem, pani Zelmo'). I tak się błędne koło nakręca, negatywna samospełniająca się przepowiednia - spełnia się.

*** Tak wiem - są takie mamy, które karmić mogą, ale nie chcą. I takie, które chcą, ale jest jakiś problem medyczny (coś więcej niż tylko blokada psychiczna). Ale stricte chodzi mi o te przypadki, gdzie nie ma problemu medycznego/fizycznego, tylko to ziarno niepewności bujnie kiełkujące...

6
komentarzy
avatar
A ja myśle, ze nie ma sie co nakręcać. Pokarm skoro karmisz jest. A dzieci przybierają rożnie na wadze. Mi pediatra nawet powiedział, ze dwutygodniowy brak wzrostu wagi jest ok. Dopiero przy dłuższych okresach trzeba sie obserwować. wierze w Ciebie Zelmus! Przecież u nas często jest podobnie
avatar
A kysz a kysz złe myśli od Zelmy!!! Dziec sie najada koniec kropka! A to z emniej sobie przybrał, noc cóż, istnieje wiele wyjaśnień tego stanu rzeczy: przewrotki = spalanie kalorii, ogólnie większa aktywnośc poznawcza (wiesz ile praca mózgu zżera zasobów?), rozregulowana waga??? Poza tym maluchy przybierają skokowo, o! Ja to jednak lubię moją pediatre pod tym względem, zawsze pyta jak karmię Leona ja na to ze kp, ona waży, a Leon nijak się w ramy nie wpisuje, przy szaleńczej obsesji świata zeby dzieci tyły jak najwięcej, pytam ją zawsze zmartwiona czy mam sie martwic takim przyrostem niewielkim, a ona mi zawsze z usmiechem że wszytsko jest w porządku jeśli tak sytuacja wygląda przy kp Także a kysz myśli złe! Ciesz się mama zdrowym dzieckiem
avatar
No właśnie to jest najgorsze - że ja WIEM, że nie ma się co przejmować, ale wkurza mnie, że takie jedno zdanie potrafi wiarę zakłócić. A ja wiarę w moją mleczarnię mam dużą. To jakie spustoszenie potrafi takie zdanie zrobić u kogoś, u kogo ta wiara za duża nie jest. No i przy okazji - przypomniało mi się teraz - jak trudno jest nie myśleć o zachodzeniu w ciążę - jak się tylko o tym myśli
avatar
Już pojechały sobie, na szczęście. Za dwa tygodnie przyjeżdża jeszcze raz teściowa, ale tym razem z teściem trzymam kciuki za mleczarnie i WIEM ze daje radę
avatar
Teraz ,już po pierwszym dziecku jakoś moje podejście do karmienia się zmieniło. Nie uraziłoby mnie , jeżeli ktoś by mi powiedział, czy tez zapytał czy nie mam za mało pokarmu, albo może , że za mało treściwy. To nie od nas zależy jaki ten pokarm jest, ale jak dla mnie, to TYLKO pokarm, a nie ręka czy wzrok niezbędny do życia więc nie ma co za bardzo się przejmować, tylko potraktować to wszystko obiektywnie
Zelma jesteś super mamcia, ogarniesz temat i ze wszystkim sobie poradzicie
avatar
Nie masz się co przejmować, czy aby się najada. Ja też Bartusia ważyłam często, bo dostaliśmy wagę raz przybrał więcej raz mniej. Pokarm mamy to najlepsze co może być dla dziecka i mi się wydaje, że gdyby dziecko się nie najadało to by płakało? Ja spotkałam już jedną starą babę co się lekarzem nazywała a gówno o laktacji wiedziała, zastepowała moją lekarkę, nigdy z nią nie chcę mieć nic wspólnego! Zresztą kiedyś było inacze, ale to od ludzi zależy, bo prababcia Bartusia zawsze powtarza, że cycuś to jest cycuś!
Dodaj komentarz

kartofelek

Zrobiliśmy dziś pierwsze zaplanowane podejście do tematu kartofelka. Specjalnie w niedzielę, żeby i tata w tym 'milowym' wydarzeniu uczestniczył. Ugotowałam na parze, roztarłam na drobno, dodałam odrobinkę oliwy z oliwek i trochę mleka z mleczarni.

Witold... zjadł, jakieś 4 łyżeczki. Nie pluł, nie krzywił się, nie ekscytował się też jakoś nadmiernie. No wziął i zjadł bez ekscesów ani fajerwerków.

Po kilku godzinach Witek żyje, uśmiecha się, nic mu nie odpadło. Ani nie wyskoczyło. Jutro i pojutrze powtórka kartofelka. A potem się zobaczy.

A'propos jedzenia, wagi i przybierania
(widełki uśrednione z kilku stron w necie, acz i tak bardziej orientacyjnie niż precyzyjnie)
1-4 miesiąc >>> ok. 120–225 g na tydzień.
5-6 miesiąc >>> ok. 90–150 g na tydzień.
powyżej 6m >>> ok. 50–80 g na tydzień.

Między 4. a 6. miesiącem życia >>> podwojenie wagi urodzeniowej.
Około 1. urodzin >>> potrojenie wagi urodzeniowej.

1
komentarzy
avatar
Dzięki za linka przeczytałam już wczoraj
Dodaj komentarz

w chowanego

Dziś na topie zabawa w 'chowanego'. Młody leży na plecach - nakrywam Go ręcznikiem i pytam - Gdzieeee jest Witold? A Witold kotłuje się chwilę pod ręcznikiem i zdejmuje/ściąga go sobie z twarzy, 'uwalnia się'. No to hurra, brawo i oklaski. I jeszcze raz. I jeszcze. Albo ściąga ręcznik łapkami, albo jak tak nie daje rady to przekręca się z całym ręcznikiem na brzuch. I dobrze - niech ćwiczy, że jak mu coś twarz zasłoni to nie ma co siać paniki tylko trzeba się pozbyć intruza.

Poza tym zabawy i zabawki:
- czasem pod ręcznikiem znika mama (gdzieee jest mama?)
- przy stole - fajnie jest łapkami uderzać w stół
- przybijanie piątki - nauka trwa
- kręciołek/kołowrotek - czasem uda się wprawić w ruch - jeśli reszta zabawki trzymana przez mamę lub tatę
- gwizdanie (słuchanie)
- krab vel ośmiornica
- ażurowa kula
- pan pies

aaa... no i z 'zabawek'
- paczka z płatkami higienicznymi
- niebieska torebka siateczkowa, w której trzymam patyczki do uszu, obcinacz do paznokci i inne niezbędności
- piłowanie paznokci pilniczkiem (obcinanie jest nudne, ale piłowanie intrygujące)

2
komentarzy
avatar
Mój jest taki Fikuś, a żeby obciąć mu paznokcie, to musi leżeć na plecach i mieć na wysokości oczu mój pępek (zachodzę go od tyłu). Wtedy zakładam wzorzystą bluzkę i skupia się na niej, ale obcinanie trwa dooobre 20 minut a gwizdanie też uwielbia !
avatar
U nas teraz też najlepszą zabawką jest torebka foliowa!
Dodaj komentarz

Cize

Do tej pory chyba tylko dwie takie książki były, które najpierw mnie 'przeczołgały', a później nie dały się już wyrzucić z pamięci.

Pierwsza to Pestka. Anki Kowalskiej.

A druga to biografia Paula Gauguina. Raj tuż za rogiem - Mario Vargas Llosa. Droga przez mękę!!! Dla czytelnika czytając, dla autora pisząc... a przede wszystkim - dla bohatera biografii - żyjąc. Męczyłam się i męczyłam... ale przeczytałam i trochę poczułam. Klimat? Osobę? Nie wiem co to dokładnie było. Ale obrazy Gauguina rozpoznaję. Może nie 'zawsze i bezbłędnie', ale rozpoznaję. Widzę obraz i 'czuję', że to musiał Gauguin namalować. I wtedy mam wrażenie, że to była naprawdę dobrze napisana książka. Tak się czyta, jak bohater biografii żył.

Teraz 'czołgam się' przez biografię Cesarii Evory (autor Elżbieta Sieradzińska). Słyszałam o niej wcześniej, 'obiła' mi się o uszy ta czy inna piosenka. Ale to audycja radiowa - rozmowa z Sieradzińską skłoniła mnie do sięgnięcia po książkę. Nie wiedziałam, że Evora przyjaźniła się (mniej czy bardziej) z Polką - zaintrygowało mnie - a jak, a skąd? Książka cegła. Nie łatwe miała życie Cesaria i charakter niełatwy. Wiadomo więc jak się książkę czyta - niełatwo oczywiście. Ale już za trzysetną stroną jestem, już się w klimat wciągnęłam, zaraz będę żałować, że już koniec opowieści. Ale tymczasem - fragment (tak bardzo przypomina mi tu Evora Danutę Szaflarską - mistrzynię nad mistrzyniami)

'- Mogłabym zabrać ten plakat?
Wskazuję organizatorce reklamę za plecami Cesarii. Zamiast odpowiedzi - gromiące spojrzenie. Ups, pardon. W garderobie tłum znajomych, rodzina, dziennikarze. Błysk fleszy. Tumult i ciasnota.
Wreszcie same. Juliette jeszcze gdzieś biega. Na stoliku przy toaletce puste kieliszki po szampanie, sokach, szklanki po wodzie i coli, resztki po przekąskach i owocach. Cesaria trąca mnie łokciem i porozumiewawczo mruga.
- Że co? - Nie rozumiem.
- Teraz! - mówi, wskazując kciukiem za siebie. Zrzucam pantofle i włażę na oparcie kanapy za jej plecami. Szast-prast i plakat mój. Stukot obcasów. Błyskawiczny zwrot i ląduję na siedzeniu obok Cesarii. Drzwi się otwierają. Rzut oka na ścianę, na mnie i dłuższy - na Cesarię. Cisza. Mamy niewinne miny...'

0
Dodaj komentarz

kartofelek dzień 3

Coś jesttakiego, że jak się samemu z dziecięciem w domu siedzi to zachowania tegoż egzemplarza przyjmuje się niejako jako standard i punkt odniesienia. A jak się wyjdzie i inne dziecięcia w podobnym wieku spotka to wtedy często się okazuje, że ooooo.... a to nie wszystkie dzieci tak mają I to nawet nie tyle w kontekście, że moje dziecko to już, a to jeszcze nie. Bardziej, że dzieci po prostu są różne, różne temperamenty mają, charaktery. No. A mi z tego spotkania wyszło, że mam dziecko bardzo pogodne, uśmiechające się częściej niż 'obiekty porównawcze'. I jeszcze... ciekawskie i ruchliwe.

I już zmierzam do rzeczy i sedna sprawy. Bo wbrew pozorom ten wstęp bardzo z kartofelkiem związany Pierwszego kartofelkowego dnia było bardzo czysto. Bo mama kontrolowała łyzeczkę, a tata ruchliwe łapki lub na odwrót. Natomiast gdy mama została z Pucułem sam na sam he he he he... Co ja będę dużo pisać, nie trzeba nadprzeciętnie wybujałej wyobraźni by wyobrazić sobie jaki efekt daje karmienie dziecka ruchliwego i ciekawskiego

Maaamo...
- oo będę na bujaczku? Buujaczek - a tu są wiszące zabawki! [zabawki na bok, zakrycie ich płachtą]
- ooo.. a co tam masz? nieee... nie zapinaj mi silikonowego śliniaczka - ja go muszę najpierw sam obejrzeć
- ale mamo, dlaczego zabierasz mi śliniaczek? Tak dobrze się go gryzie...
- ooo zabierasz mnie z bujaczka? [wyłożenie bujaczka ręcznikiem, Pucek ląduje spowrotem, z tetrą wokoł szyi jako śliniaczek]
- no dobra - to co tam masz? oo jaka fajna łyżeczka. Ale mamo, Ty na pewno sama nie trafisz do mojej paszczy. Ja Ci pomogę!!!
- maammooo a wiesz jak wspaniale smakuje kciuk w sosie ziemniakowym?
- a inne palce też są niezłe
- uuppss... bo wiesz mamo, jak się uśmiechnę to usta przestają być szczelne. Bez-szczelne no a uśmiecham się bo fajnie jest!

Mama natomiast też się dziś wykazała...
1. Zrobiła oszukane gołąbki (oł jes)... a potem je na ostatniej prostej przypaliła (acz tylko trochę, nie tak 'na śmierć')
2. Wykombinowała, że utrzyma temperaturę posiłku jak kubek z ziemniaczanym puuureee będzie siedział w garnku z gorącą wodą, a Zelma sobie cyk cyk po łyżeczce. No i pięknie to szło... oż się coś omsknęło, pojemniczek z puuureee się omsknął i napełnił wodą. I cały posiłek w pi... No. Na szczęście zostało mi kawałek kartofelka gotowanego na parze, więc szybko dorobiłam, ale cóż. Matka zdolna.

A... i jeszcze coś. NIEKAPEK!!! Strzał w 10! Absolutnie. Może za szybko się cieszę, ale Pucek bezbłędnie jak złapie uchwyty to trafia ustnikiem do paszczy. Dzisiaj nawet trochę odciągniętego mleka tak wyciumkał. Sam - w sensie - sam sobie ten niekapek trzyma. Na jedzenie w ten sposób pełnego posiłku to pewnie cierpliwości mu nie wystarczy, ale żeby się napić wody powinno być spoko.

I jeszcze poza tym... Jak ja uwielbiam ten czas kiedy przychodzi wiosna i powoli można zapominać o czapce, szlaiku, kurtce i w ogóle całym stadzie śpiworków, kocyków, kombinezoników, czapeczek, rękawiczek... Kocham Cię wiosno!!! Z całego serca!

3
komentarzy
avatar
Ja nie używam jak narazie śliniaka, nie zdał egzaminu, może jak Mały będzie siedział to wtedy. Też wiąże pieluchę tetrową Bartkowi na szyi. Mam taką dużą to cały na bujaczku jest nią przykryty! Nie szkoda mi jej kiedy Bartuś wkłada ją do buzi w czasie jedzenia.
avatar
Faktycznie Pucek ruchliwy Mnie tez zadziwia jak bardzo różnia sie takie maluchy temperamentami. Kiedys mnie uczyli temperament- uwarunkowany biologicznie, wrodzony, blablablabla ale dopiero teraz w całej okazałości to rozumiem
avatar
Ale fajnie opisalas te matczyne spostrzezenia jak dziecko interesujensie doslownie wszystkim, i ile ntrzeba uwaznosci aby to dostrzec, i docenić.... Pieknie tam u Was razem... Takie porozumienie zachwyca
Dodaj komentarz

level up

http://images76.fotosik.pl/504/b0e57187c84747dfmed.png

8
komentarzy
avatar
Brawo!
avatar
Super siłacz
avatar
Super!
avatar
strongman
avatar
No to zaraz zacznie łobuzować Gratulacje Ja cały czas czekam na taki widok
avatar
Rety! Ale satysfakcja
avatar
Brawo, niezłe pompki
avatar
Ulala!!!! Kurcze, ale mam te dzieci szybko rosną i się uczą nowych rzeczy! Mój się właśnie nauczył przekręcić z plecków na brzuszek :-) matka dumna ;-)
Dodaj komentarz

level up )

http://images76.fotosik.pl/504/b0e57187c84747dfmed.png

0
Dodaj komentarz

jeszcze nie

- O... nasza jeszcze tego nie robi - powiedziała smętnie mama małej G. na widok Witka.
- Ale na pewno robi coś innego - próbuję ją naprowadzić na inne tory
- A robicie z nim jakieś szczególne ćwiczenia? - trzyma się uparcie tematu mama G.
- Jakiś czas temu dostał kilka ćwiczeń bo miał lekko zwiększone napięcie w prawym barku/ramieniu, ale to i tak nie robilismy jakoś dużo i regularnie tylko czasem w formie zabawy. A teraz sam 'ćwiczy'.
- [Mama G. kiwa głową i się uśmiecha, ale widzę, że nadal prowadzi analizę porównawczą. Może powinnam była powiedzieć, że nie - żadnych, on sam tak z siebie? A może wprost przeciwnie - że ćwiczymy często i regularnie i stąd te efekty. Tak źle i tak nie dobrze...).
- No co ty, nic się nie przejmuj. Dzieciaki nie są w stanie rozwijać się we wszystkich kierunkach równocześnie. - wyskakuję z moją mantrą... ale mamy G. chyba to nie przekonało ;(

A przecież... mała G. ma śliczną czuprynkę (włosy to też jest wysiłek organizmu). I pięknie podnosi głowę, a nawet ramionka do góry - leżąc na plecach. I do siadu się podciąga. A leżąc na brzuszku dość sprawnie operuje rękoma (chwytanie zabawek). I na pewno jeszcze sporo innych rzeczy robi.

Może to znowu jest kwestia charakteru (mamy). Jako optymistka - skupiam się na tym, co mój smyk potrafi, co mu się udało. Owszem - czytałam z lekką nutką zazdrości jak dzabuchowy Bartek robił przewrotki - dużo wcześniej od Witka, choć 2 tygodnie młodszy. Ale przyznam, że przestałam śledzić w poradniku 'pierwszy rok' co w danym miesiącu moje dziecko robić 'musi', może, powinno itp.

I jeszcze andegdotka - mądra odpowiedź dla mamy martwiącej się, że jej córa z pleców na brzuszek tak, a na odwrót nie.
- Ale to kwestia motywacji. Z pleców na brzuszek - tak, bo na brzuchu więcej widać, zabawki można złapać itp. Więc warto się na brzuch odwrócić. A spowrotem? A po co? Żeby sufit oglądać? )

7
komentarzy
avatar
Mozna trochę popasć w szaleństwo jak się zaczyna porównbywać, tez sie na tym kiedyś złapałam, ale potem szybko się otrząsnęłam co do włosów, Leonowi ostatnio czupryna wystrzeliła i smiałam się, że nie spi w nocy bo mu włosy rosną
avatar
Ciekawe ze akurat teraz o tym piszesz- niedawno byłam z wizyta u młodej mamy z inna młoda mama. I obydwie sie cały czas licytowały "a moj robi to", "a moj tamto"- nie mam dzieci ale sama sie zaczęłam stresowac ta rywalizacja i zastanawiać co JA potrafiłam w wieku kilku miesiecy dlatego twoje podejście bardzo mi sie podoba- szkoda se G. Nie dała sie wkręcić w twoje pozytywne myślenie. Z macierzyństwa najbardziej mnie martwi wlasnie że nie podołałbym tej rodzicielskiej rywalizacji, no ale to na razie u mnie sf
avatar
Choć tego nie chcę to ja właśnie porównuję, czytam, a wiem, że nie powinnam, bo się nakręcam i zamartwiam.Niby wiem, że coś tam robi, jakieś postępy są, ale ja bym chciała żeby on już, tu i teraz robił to co powinno robić dziecko w jego wieku.Do pediatry idziemy za tydzień, więc na pewno nie pominę tematu jego rozwoju.
avatar
Niby wiemy, że każde dziecko jest inne, ale gdzieś tam w duchu jednak porównujemy. Bartek obecnie ćwiczy: jak daleko poleci jedzonko jak szturchnę łyżkę i jak głęboko można włożyć rączkę do buzi
avatar
Ja staram się podchodzić do tego tematu w ten sam sposób co Ty. Oczywiście zdarzają się porównania, ale staram się podchodzić do tego racjonalnie. Z drugiej strony nie chciałabym czegoś zaniedbać. Cieszę się tylko, że w rodzinie nie mamy rówieśnika, bo wtedy porównania pewnie byłyby nieuniknione.
avatar
Rety... Nieźle. Nie pomyslałabym ze mozna porownywać dzieci. Oj, malo wiem chyba o mamuśiach kubeł wody
avatar
to się nigdy nie kończy - porównywanie trwa i trwa bez końca, tak że ten tego... keep calm
Dodaj komentarz

dynia vel figa

Po 3 dniach kartofelka przyszedł czas na dynię. Nigdy nie miałam ambicji, żeby być mamą 'co to się nigdy słoiczkiem nie zhańbiła'. Wprost przeciwnie - stawiam na zdrową równowagę pomiędzy potrzebami dziecka, potrzebami moimi, ogólną wygodą itp. itd. I tak to w ramach równowagi kartofelkowe pureee robiłam osobiście, natomiast dynię postanowiłam zaserwować ze słoiczka (bo... jak się gotuje dynię? I gdzie ją kupić?

Kupiłam dynię Gerbera. Nie po jakieś szeroko zakrojonej analizie porównawczej - po prostu wśród różnych słoiczków ten dyniowaty dostrzegłam jako pierwszy. Przygotowałam ją wczoraj Witkowi, książę zjadł. Jadły też jego ręce, nogi, policzek, oko i czoło, a ponadto tetra ochronna i podłoga. A także mój łokieć i moje spodnie. Aha, i buzia przy uśmiechu nadal przecieka. Także spox.

ALE...
...troszkę tej dynii sama spróbowałam. O fffuuuuuuuuuuuu... Ja wiem, że taka papka to jest warzywo rozwodnione, bez żadnych przypraw i to nie ma szans smakować dobrze. Ale, żeby aż tak paskudnie? Niby w tych słoiczkach nie ma żadnych konserwantów, a ta dynia smakowała tak strasznie sztucznie. Dzisiaj jeszcze spożytkuję drugi słoiczek jak już kupiłam. A jutro chyba z czystej ciekawości zrobię dynię domową - żeby zobaczyć czy papki po prostu tak mają, że kiepsko smakują czy to proces produkcyjny wyzuwa je ze smaku.

8
komentarzy
avatar
surowa jest przepyszna ja kupowałam ostatnio w Biedronce
avatar
surowa jest przepyszna ja kupowałam ostatnio w Biedronce
avatar
Dobrze, że nie spróbowałaś brokuła. Nie jest to moje ulubione warzywo ale jak spróbowałam tego ze słoiczka to nie miałam serca podać tego dziecku!
avatar
Ja póki co daję własnoręcznie przygotowane papki. Szkoda mi słoiczka na jedną czy dwie łyżeczki Póki co próbujemy, więc ja robię mrożone zapasy przy okazji Z dynią też bym miała problem. Zapas słoiczkowy mam i zacznę z niego korzystać jak tylko Kaja zacznie więcej zjadać
avatar
dynia mniam! przynajmniej tak uważa moje dziecię dynię zasadziłam w zeszłym roku, wyrosła tak wielka że po wydrylowaniu mogłaby robić za karocę Kopciuszka zamroziłam kilkadziesiąt porcji i teraz jest jak znalazł do wrzucenia na parowar większość gotuję sama ale słoiczkami też nie gardzę, np. brokuły, kalafior, zielony groszek
avatar
No dynie tez sa różne w smaku, jak jabłka. Najlepiej na parze, i tez zależy czy od miąższu czy od strony skorki sie weźmie, bardziej mączysta lub soczysta...
avatar
teraz nie kupisz dyni - fakt, ja zakupiłam kilka (3) jesienią, upiekłam w piekarniku, uprzednio pozbywając się pestek - upieczoną zmiksowałam na gładko z ziemniaczkami lub z marchewką, i fru do słoiczków i do zamrażarki, wyjmuję - rozmrażam, dodaję łyżeczkę masła lub oliwy i jest przepyszna baza do zup, lekko słodkawa, aromatyczna, jak mały odmawia to sama z chęcią zjadam. polecam na przyszłą jesień.
avatar
dynia jest pyszna zelmo, nastepnej jesieni sie przygotuj na mega zakupy) Na Kwestii Smaku jest mnostwo fajnych dyniowych przepisow. Sama czesto robie pizze zdynia i serem kozim (to raczej dla Was a nie dla Witka)Ja teraz zamiast dyni stosuje bataty, tez pycha chociaz smak i konsystencja ciut inna
Dodaj komentarz

Dynia errata

Ale ja dynię lubię Dynia z octu, zupa dyniowa, racuchy z dyni. To moje oooofuuuuuu odnosiło się do tego, jak smakuje dynia z gotowego dziecięcego słoiczka. No tyle to ma wspólnego z dynią co świeży sok marchewkowy z butelkowanym Kubusiem.

3
komentarzy
avatar
No i właśnie tak to wygląda. Tak samo jest z marchewką, zrobiona samemu to taka gotowana marchewka ta ze słoiczka to sok typu karotka. Ja chyba jakieś inne marchewki kupuję
avatar
A ja jestem jakiś dziwak i jestem sobie w stanie wyobrazić że nietkniętym smakiem kubką smakowym malucha sa w stanie te słoiczki smakować Przynajmniej Leon palaszuje wszystko co sie mu poda A wiadomo że takei domowe to i aromat mają i inną konsystencję, ale np ja się boję, że kiepsko to robie, wyplukuje z witamin itp. a miałam próbe z burakiem, którym Młodzian pogardził...Inna sprawa że tez sie do tego jakoś specjalnie nie przygotowywałam. po prostu burak do wody, potem troche oliwy i cyk do buźki...Słodki byl ale konsystencja nie ta Swoją drogą, Zelmo jak tam u Was temat alegrii?
avatar
Dynia dobra rzecz... Choć takie niedoprawione niczym obiadki nie za bardzo szanse maja nam przypaść do gustu mój Eryś wychowany na tajskich lunch'ach - zobaczymy jak przyjmie takie łagodne ale to dopiero pod koniec maja
Dodaj komentarz
avatar
{text}