avatar

tytuł: z pamiętnika (nie takiej już) młodej mężatki- przygoda z macierzyństwem

autor: czarownica_tea

Wstęp

about me

O mnie:

about me

Jestem/chciała bym być mamą:

wyważoną :P, dającą poczucie bezpieczeństwa ale też kształtującą niezależność dziecka

about me

Moje dzieci:

about me

Moje emocje:

dużo optymizmu :)

Nowy mieszkaniec Alicjogrodu

Pojechałyśmy po niego autobusem, pokonałyśmy kilka wysokich krawężników i kilka innych przeszkód, zapakowanego w pudło przywiozłyśmy do domu, wpakowałyśmy baterie i włożyłyśmy czujnik do środka. I jest, działa i się (chyba?) podoba. Tzn Mamie i Tacie Alutka się bardzo podoba, Alutkowi? Tego nie wiemy. Oglądała długo, badała łapkami.... Także zaczynamy wspólne życie z misiem szumisiem

2
komentarzy
avatar
Oooo, to czekam na relację czy się sprawdza
A wam życzę miłego szumisiowania..
avatar
Też mamy i sobie chwalimy ;-)
Dodaj komentarz

A za oknem mgła

Miała Mama Alutka jechać rano na krzywą ale obudziła się z katarem i bólem gardła. Z krzywej nici bo przeziębienie fałszuje wyniki. Podejście nr 2 za tydzień . Z drugiej strony nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło bo sporo dziś do zrobienia: sesja zdjęciowa Alutka w wykonaniu Taty, obiad w knajpie w której chcemy robić przyjęcie po chrzcie a wieczorem.... wieczorem maraton z horrorem (oby nie w reżyserii Alutka, już coś Mama wybierze z programu)
Alutek polubił swojego szumisia (a tak ogólnie to trwa konkurs na imię dla misia- jest on zdecydowanie płci męskiej),Mama nie ma zdania co do jego funkcjonalności. Na plus przemawia staranne (ręczne) wykonanie, kontrastowe detale, dobrej jakości materiały, ciekawy wygląd. Alutek nie ma problemów z zasypianiem więc śpi i z misiem i bez, rzeczywiście przy szumie zasypia nieco szybciej. Minus jest taki, że cry sensor reaguje również na ruchy dziecka a cóż Alutek śpi bardzo aktywnie i bywa że miś szumi non stop albo go Mama wyłącza i zabiera z łóżeczka. Cóż to dopiero dwa dni naszej wspólnej przygody, zobaczymy. Aaaa ma jeszcze jedną straszną wadę.... nie podaje smoczka, który wypadł z dzioba

4
komentarzy
avatar
Teodor :-)
avatar
Też dostaliśmy szumisia i mam podobne wrażenia. Młody od początku ładnie zasypiał sam, więc szumiś ewentualnie troszkę to przyspiesza, ale nie jest niezbędny. Tak sobie nawet ostatnio wykombinowałam, że tego szumisia będziemy używać nieregularnie - żeby się Młody nie przyzwyczaił, że do zaśnięcia potrzebuje szumisia. Nasz szumiś ma natomiast dodatkowe zadanie 'bojowe'. Na razie staramy się kłaść Młodego do snu raczej na boczku niż na plecach, ale kto by spamiętał, na którym boczku spał ostatnio. Więc teraz jak kładziemy na boczku to szumiś 'siada' na tej stronie łóżeczka, w którą Młody ma skierowaną głowę. Jak kładziemy go znowu - to patrzymy na której 'grzędzie' siedzi szumiś - i wtedy wiadomo, że teraz trzeba 'odwrotnie'
avatar
Czy Szumisia można rozmontować jakoś do prania?
avatar
Anatolka - w moim szumisiu mechanizm szumiący to jest taka wyjmowana puszka. Po jej wyjęciu można misia wyprac.
Dodaj komentarz

Refleksyjnie.....

Nie pojechałam wczoraj na groby, w sumie nie jeżdżę odkąd jestem na tyle dorosła, że mogę powiedzieć, że nie chcę. Nie jeżdżę 1 listopada. Nienawidzę tłumów, ścisku, tandetnych grających melodyjki pstrokatych zniczy, całego tego jarmarku, balonów?, kiełbasek z grilla (tak, tak zapraszam na Brudno) i zalewu chińskiej tandety.
Cmentarze uwielbiam (dziwnie to brzmi). Uwielbiam ciszę, złote liście leżące na starych zarośniętych mchem grobach, porowate pomniki, smutne, płaczące anioły, ten zapach. Mogę wtedy pójść i spokojnie powiedzieć mojej babci, że za nią tęsknię, że za szybko odeszła, że nie miała szansy poznać swojej prawnuczki. Mogę to powiedzieć głośno nie narażając się na dziwne spojrzenia innych osób. Mam czas na zadumę, na łzy jeśli tego potrzebuję. Mogę pochylić się nad nieznanym i zapomnianym grobem i postawić światełko. Mogę zanurzyć się w sobie i kontemplować. Za rok chciałabym zabrać Alę. Przedstawić ją babci. Może spogląda z tego miejsca w którym jest i cieszy się moim szczęściem.... nie wiem ale kiedyś się dowiem

1
komentarzy
avatar
Może zdziwi to Kogoś ale ja rownież lubie cmentarze,zwłaszcza te z duszą,bo nie każdy ją posiada choć dusz na każdym mnóstwo.Uwielbiam tam przychodzic jesienią kiedy liście szeleszcząc pod stopami układając się w klorowy kobierzec.Lubie rownież zimą kiedy powolutku pada śnieg jak w trojwymiarze i jest tak cicho spokojnie,wszystko zastyga w oczekiwaniu. Wiosna i lato też są tam piękne bo śpiewaja ptaki i mozna przysiąść na chwilke w cieniu drzew w słodkiej zadumie i powspominać a nawet " porozmawiać " Mam swój ulubiony ,gdyby ktoś zabłądził w Lublinie niech uda sie na spacer na Lipową ,tam nie ma tylko sztucznych alejek(oczywiście główne są), jest troche trudno przejść pomiedzy niektórymi bo rosną piękne stare drzewa a historia niektorych tam spoczywających sięga nawet XVIIIw. Cmentarze naprawde mogą być piękne.
Dodaj komentarz

A ja rosnę i rosnę jak szczypiorek na wiosnę

codziennie Mama Alutka patrzy na swoją pociechę tryliardy razy i za każdym razem ta pociecha zaskakuje Mamę czymś nowym a to promiennym uśmiechem a to nowym gugnięciem (repertuar jest duży)a to czymś jeszcze innym i niepowtarzalnym. A Alutek jest Aniołem na ziemi, nie marudzi bez powodu (a byle powód to nie powód), śpi w nocy nawet 9h bez przerwy itp, itd. mogłabym wychwalać do jutra. I tak coś Mamę tknęło, że coś jest na rzeczy bo ostatnie dni były dla Alutka nieco trudniejsze. Była bardziej marudna spała mało naprzemiennie ze spaniem dużo i zdarzyło jej się popłakiwać. No a dziś wstała z promiennym uśmiechem po przespaniu nocy od 19 do 7 rano z przerwą na zatankowanie o 4 i siedząc z Rodzicami przy śniadaniu na swoim bujaczku złapała świadomie małpkę-zabawkę i pacnęła się nią w głowę (zakładam, że mniej świadomie). Następnie w godzinach popołudniowych podczas porcji tortur (alias leżenie na brzuchu na macie) zrobiła książkowy zwrot przez bakburtę i pacnęła na plecy. I tak 3 razy, więc Mama Alutka wyklucza przypadkowość tego zjawiska .
Rośnie nam dziecko, rośnie.....

3
komentarzy
avatar
dziecko anioł )
avatar
No rośnie... zaraz trzeba będzie wesele szykować
avatar
Ten wpis z 2 listopada jest... taki piękny, że nie chcę go psuć swoim komentarzem. A może nie czekaj rok i zabierz Alę do babci wcześniej? Na spacer - na Twoich warunkach? Żeby się spokojnie babcia wnuczką nacieszyła, bez tej całej 'zadymy' z okazji 1 listopada?
Dodaj komentarz

Zelma espeszli for ju

Długo się Mama zastanawiała jak tu szczepić Alutka. Myślała, główkowała, czytała i podpytywała Mamy starszych dzieciaków. No i wykoncypowała. Stare szczepionki są fajne bo przetestowane na sporej już grupie (w tym Mamie Alutka), nowe szczepionki są lepiej oczyszczone i odpowiednio skomponowane. I jedne i drugie mają plusy dodatnie i ujemne. No ale musiała Mama zdecydować. My się szczepimy tak:
1) w szpitalu gruźlica+ wzw B Engerixem (wokół Euvaxu było zamieszanie w 2013 roku ze względu na jakąś wadliwą partię)
2) w 8 tygodniu życia 5w1 (Pentaxim) + wzw B (Engerix)- 6w1 mi nie odpowiadał bo przez szczepienie 6w1 szczepi się na wzw 4 razy a rekomendowane są 3
3) w 15 tygodniu zamierzam szczepić 5w1 oraz pneumokoki (rotawirusy odpuszczam nie przemawiają do mnie szczepionki na wirusy, nie szczepię się na grypę, moim zdaniem wirusy zbyt szybko mutują i szczepienia nie chronią przed szczepami, które pojawią się w danym roku a obciążają organizm).
A co do dalszych to zobaczymy co będzie
Szczepionki rekomendowane mamy w pakiecie w Medicoverze, który Mama wykupiła zaraz po urodzeniu Małej z pełną świadomością tego jak działa państwowa służba zdrowia :/

1
komentarzy
avatar
I raz jeszcze dzięki! Podobne miałam przemyślenia, więc dodatkowo potwierdza Twój głos, że mają sens. Tylko mi ta różnica miedzy 5 a 6w1 umknęła. Bo pamiętałam, że moja pani doktor od 'dorosłych' szczepień (prywatnie mama 3latka) tez 5w1 polecała zamiast 6w1 tylko nie mogłam sobie przypomnieć jaki był argument. A jak u Ciebie przeczytałam o dawkach żółtaczki to mi sie od razu przypomniało, ze to o to właśnie szło. Czarownico, a jak szukałaś informacji o szczepieniach, nie trafiłaś może na jakiś tekst/badania o tym jak odporność matki przenosi się na dziecko? Tak z ciekawości bym poczytała bo miałam u siebie mega mocną odpowiedź na szczepienid wzw b (przeciwciała ponad 1000 po 2 dawkach więc 3 na razie nie dostałam).
Dodaj komentarz

Rybka zwana Alką

Długo przed tym zanim Mama poznała Tatę i nawet długo przed tym jak Mama myślała, że będzie mieć kiedyś dziecko właśnie z Tatą Alutka tak sobie Mama planowała, że swoje dziecko/dzieci będzie uczyć i zachęcać do aktywności, które sama lubi (wiem, wiem takie tam psychologiczne gadanie o niespełnionych marzeniach bla bla bla). Dlaczego akurat zachęcać do tych, które lubi? Odpowiedź prosta bo czuję się w nich na tyle kompetentna żeby przekazywać pasje, wiedzę i zaangażowanie swojemu dziecku i po drugie mogę mu w nich towarzyszyć. Oczywiście im Alutka będzie starsza i niezależna tym bardziej będzie sama decydowała na co ma ochotę (mogą być nawet wyścigi Nascar ale tu będzie potrzebny Tata bo Mama to totalna noga i nawet prawka na auto nie ma )
No więc wczoraj w ramach poszerzania Alutkowych umiejętności i zaszczepiania w młodym ciele i duchu pasji poszliśmy na basen. No nie taki zwyczajny bo do takowego to Mama nie lubi wchodzić (woda 25 stopni brrrrrr) ale na taki prodzieciowy, który prowadzi zajęcia dla pływających niemowlaków. Nie jest to absolutnie kryptoreklama ale zamierzam z nazwy i lokalizacji wymienić ów przybytek. Basen znajduje się w klubie Pr1me, usytuowanym w hotelu Radisson przy Grzybowskiej 24. Został nam on polecony przez koleżankę (pozdrawiamy Anię i Olka), która chodzi tam z synkiem już od dłuższego czasu. Po zarejestrowaniu na stronie, obsługa klubu oddzwania i umawia pierwsze bezpłatne zajęcia adaptacyjne. Mama Alutka zdecydowała, że pierwszy kontakt z wodą odbędzie się w sobotę bo potrzebny był nam Tata Alutka jako 'podaj, przynieś, ratuj w razie czego' (tu nadmienię że Tatę Alutka na basen wyciągnąć się nie da w prawie żadnych okolicznościach. Wodę lubi jak już pisałam ognistą i podziwiać z pokładu żaglowca. No oki jeszcze w wannie. Także ten tego).

Na basen wybraliśmy sie transportem zbiorowym z Alutkiem w chuście gdyż uwaga autem nie da się wjechać na parking hotelowy podziemny gdyż jest na LPG. Klub znajduje się na poziomie -1 i dla posiadających normalne auta ma połączenie windą z parkingiem podziemnym. W recepcji otrzymujemy kłódkę z kluczykiem do szafki i maszerujemy do przebieralni (osobno męska i damska, nie ma przebieralni rodzinnych co nieco utrudnia obsługę dziecka). Przebieralnia nie za duża i tylko jeden przewijak (mało jak na kilka mam i ich pociech). Jakoś sobie radzę i dość szybko rozbieram Małą i wskakuję w kostium. Do pływania zakupiliśmy pieluchy Babydream (Rossmann 12 pieluch za 15 zeta, opakowanie czerwone od 4 do 9 kg). Pieluchy są śmieszne, dość ciężko się je wkłada na wierzgające dziecko i mają po niemiecku napisane tył (Mamie Alutka się przydało bo nie wiedziałaby jak tą pieluchę umieścić na dupsku Alutka). Z przebieralni idziemy pod prysznic (kolejny problem prysznice mają kręcone gałki do włączania i regulowania temperatury wody- polecam z dzieckiem na ręku takie manewry). Dalej przechodzimy na basen. Niewielki, wydzielone 2 tory. Na jednym mogą się pluskać goście hotelowi, drugi wydzielony dla niemowlaków pływaków. Woda ciepła ok 30 stopni, na mój nos chlorowana (z jednej strony to plus lepiej tępi wszelkiej maści badziewia, z drugiej mocno wysusza skórę i czasem daje alergie). W basenie grupka ok dziesięciorga rodziców z pociechami i pan instruktor z lalką . Jako, że jesteśmy pierwszy raz i najmłodsi (reszta dzieci 4-12 miesięcy) nie robimy ćwiczeń z całą grupą i dostajemy indywidualne. Alutkowi się podoba (no tak dużo światełek nad i pod wodą, Mama blisko, Tata nagrywa filmiki, kolorowe zabawki, które można próbować chwytać, żyć nie umierać ). 30 minut szybko mija, dziękujemy panu instruktorowi za zainteresowanie i wychodzimy. Przebieranie idzie Mamie mało sprawnie (rąk brakuje, Alutek mokry i pokrzykujący, miejsca mało, przewijak zajęty) ale finalnie obie suche wynurzamy się z przebieralni. Podjęliśmy decyzję, że zapiszemy się na te zajęcia jeśli w przeciągu 48h dziecko nam się nie pochoruje (katar, kaszel, biegunka) i nie dostanie alergii ani zapalenia spojówek. I będziemy się na nich dobrze bawić (Mama na pewno a Alutek? raczej też)
Podumowując;
1) dla Mam, które będą chciały zabierać dziecko na basen, krótka lista przydatnych rzeczy:
dla dziecka
-2 ręczniki, jeden na halę z basenem (najlepiej z kapturkiem), drugi do wycierania w przebieralni
- pieluchy do pływania (2-3 sztuki a no bo upadnie czy się zniszczy przy zakładaniu)
- pieluchy zwykłe j.w
- ubranka łatwe i szybkie do założenia (mało miejsca, dziecko się wyrywa)najlepiej 2 komplety bo może się pomoczyć
- ja wzięłam kosmetyki dla malucha ale ich nie użyłam bo moja ósma ręka była wczoraj mało sprawna a tak serio nie ma jak trzymając dziecko pod prysznicem z w/w regulacją umyć je dokładnie czymś innym niż żel z dozownika także ja spłukałam Alutka wodą i wykąpałam porządnie w domu
dla nas
- kostium najlepiej 2 częściowy, łatwiej się przebrać oporządzając dziecko
- klapki
- ręcznik
- suszarka do włosów (tam akurat są)

Co do samego klubu:
plusy:
-lokalizacja
- sam basen (ciepła woda, ciepłe powietrze na hali)
- zaangażowanie pana instruktora

minusy:
- mała przebieralnia, za mało akcesoriów dla dzieci
- zbyt niska temperatura w przebieralni
- ciężki drzwi od kabin prysznicowych i wyjścia do hali basenowej (no wiem, ciężko przebudować basen ale.....)

Cena: karnet 180 PLN za 4 zajęcia po 30 minut do wykorzystania przez 8 tygodni. Zajęcia są w piątki wieczorem i w soboty przez cały dzień

4
komentarzy
avatar
Dzięki! Bardzo przydatne info. A ile tygodni ma teraz Alutek?
avatar
w piątek skończyła 9 tygodni
avatar
Też bym chciała Witka jak najszybciej na basen zabrać, ale na razie jest za wcześnie, a potem zobaczymy jaka zima będzie.
avatar
Zelma- jasne czasem lepiej poczekać. Literatura podaje, że optymalnie to 3 miesiąc
Dodaj komentarz

The wind of change.....

według buddystów (i chyba nie tylko) każda sytuacja, która nas doświadcza ma nas czegoś nauczyć, zmienić coś w nas i w naszym postępowaniu i sprawić, żebyśmy więcej czasu i uwagi poświęcali na sprawy dotychczas przez nas bagatelizowane.
W życiu Mamy Alutka taki czas chyba nastał. Przez ostatnie lata wiele czau, energii i emocji zainwestowała Mama w pracę, karierę i rozwój osobisty. Jak kazali została po pracy, brała swoje godziny a jak ktoś z jakiegoś powodu nie mógł ochoczo za niego zostawała. Rekordem było przepracowanie ponad 420h w miesiącu, 10 dni pod rząd w 3 miejscach. Do tego kursy, szkolenia, studia doktoranckie, konferencje, wyjazdy. Była adrenalina, która jak narkotyk trzymała Mamę na najwyższych obrotach. Wszystko było na wyciągnięcie ręki. Co z tego, że Mama jadła byle co, spała byle jak i nie potrafiła odpocząć. Nie miała czasu dla bliskich, przyjaciół i dla siebie. To trochę odganiało frustrację związaną z przedłużającymi się staraniami o dziecko..... dni mijały w szaleńczym pędzie...
Potem pojawiły się dwie upragnione kreski na teście ciążowym i z przyczyn i medycznych i zawodowych postanowiła Mama ciążę celebrować w domu. To był fajny czas, doceniła Mama spokój, zwolniła obroty, wymiziała piesława za wszystkie czasy, nadrobiła lektury i nauczyła się piec nowe ciasta. Potem urodziła się Alutka i znów się wszystko zmieniło. Doczekała się Mama słodkiego zalewu macierzyńskich uczuć, ćwiczyła cierpliwość a gdzieś w kącie głowy pojawiła się tęskna myśl za pracą i rozwojem. A potem dostała Mama obuchem w tak zwany łeb. Najpierw wyrzucili Mamę ze studiów doktoranckich (historia długa, przykra i do wygrania przez Mamę ale po co?). Potem nie przedłużyli Mamie umowy w pracy (mimo, że obiecali) a następnie okazało się, że jest problem z wypłatą zasiłku macierzyńskiego (pracodawca nie dopełnił formalności i niestety są pewne problemy z moim składkami na ubezpieczenie społeczne- na razie nie rozszerzam tematu bo pewnie otrze się to o PIP i sąd pracy ). I tak z okazji nadchodzących Świąt jest Mama bez studiów, bez doktoratu, bez pracy, bez 'swoich' pieniędzy, bez oszczędności które przeje, bez kariery..... ale z RODZINĄ . I coraz częściej myśli Mama o małym domku w jakiejś mazurskiej wsi, pracy w małej, wiejskiej przychodni (albo niedużym szpitalu), warzywach z ogródka, jakimś zwierzątku hodowlanym (najchętniej kuniu) o ciszy, ciszy, ciszy i oglądaniu nocą rozgwieżdżonego nieba.......

Na mojego maila do managera Smyka dostałam odpowiedź, że się postarają i zmienią co nieco, żeby było łatwiej. Dziś nie było ani o milimetr łatwiej więc 2 klientki stracili

3
komentarzy
avatar
Jak widać dziecko potrafi zmienić caluśkie życie
Powodzenia!
avatar
Witamy w Polsce :-/ mi właściciel nzozu jeszcze nie zapłacił za 2 miesiące pracy...i raczej nie zamierza bo pracowałam tam ponad rok temu. Przydałoby się pójść do sądu...
avatar
Chyba tak to właśnie jest że nic nie dzieje się bez przyczyny.
Tylko ja ciągle zastanawiam się nad moją przyczyną niezachodzena,ale nie o tym chciałam.
Masz piękne marzenie i jeśli naprawde bedziesz właśnie tego chciała to życzę aby się spełnło!
Ja też mam takie drugie marzenie(pierwsze jest oczywiste) tylko moj mały domek bedzie w Bieszczadach z dużą działką tak aby moje smoki większe i mniejsze,psiakulce i kotulce,miały mnostwo miejsca a i dla konika i osiołka było jeszcze miejsce... Boże tak bym chciała.
Już nawet zaczynam myslec o jakimś ziemskim pomocniku typu uzdrowicielka lub szeptunka...
Dodaj komentarz

Stressssss

Dziś Mama Alutka miała trudny dzień. Najpierw wizyta u chirurga i usunięcie 'potwora' ze skóry pod łopatką. 'Potwór' zaczął rosnąć w ciąży, po połogu wcale nie chciał przestać i wzbudził zaniepokojenie pani doktor dermatolog. Został wyciachany i pojechał na badania hist-pat a Mamie na pamiątkę zostały 3 szwy do zdjęcia niebawem (samo usunięcie nie bolało ale teraz xylocaina już nie działa niestety )
Drugi stres to wizyta w ZUSie. Jest problem z wypłatą mojego zasiłku macierzyńskiego ponieważ pracodawca (pomimo moich próśb) nie dostarczył kompletu dokumentów i niestety są spore nieścisłości w opłacaniu moich składek. W ZUSie niestety potwierdzono moje przypuszczenia, że jeśli pracodawca tego nie uzupełni zasiłek zostanie wstrzymany i nie dostanę go przed Świętami. ZUS nie ma żadnych narzędzi prawnych żeby zmusić pracodawcę do wysłania tych dokumentów i zostaje tylko postępowanie cywilne przed Sądem Pracy
Boli Mamę głowa z tego wszystkiego i tak jakoś nie tak na sercu. Ale wtedy patrzy Mama na najśliczniejsze i najukochańsze Słoneczko na świecie i na twarzy pojawia się uśmiech. Czasem coś się traci, żeby coś zyskać

2
komentarzy
avatar
Kurde aż się scyzoryk w kieszeni otwiera jak czytam o takich "pracodawcach". A może by podziałało jakby ich na ostro postraszyć - czyli nie jakieś tam prośby telefoniczne tylko buch na papierze pismo, że w ZUSie zostałas poinformowana, że w związku z czym wzywasz ich do tego śmego/uzupełnienia zaleglości. Jak nie to składasz pozew. Jeszcze można się zastanowić czy tego pisma gdzieś do wiadomości nie podesłać (ZUS? Inspekcja Pracy?). Może masz jakiegoś prawnika znajomego, żeby to w słowa właściwe ubrał?
avatar
Zelma- w piątek upływa czas, który mają na dostarczenie zaległości. Potem spotkanie z panią Inspektor z ZUS. A potem to już na noże jak to się mówi
Dodaj komentarz

Kinomaniaczki

Czasem Mama Alutka ma ochotę poczuć się znów dorosła i spędzić trochę czasu w towarzystwie innych dorosłych. Stąd narodził się pomysł wizyty w kinie. Niestety Babcia Alutka ma kipisz w pracy i ciężko jej wygospodarować wieczór żeby wnuczki popilnować a Druga Babcia Alutka nie czuje się jeszcze na siłach aby z dziecięciem zostać. Także została opcja wybrania się do kina z dzieckiem. Na szczęście mieszkając w dużym mieście (ma to swoje plusy i minusy) taka opcja jest możliwa. Seanse dla rodziców z dziećmi ma w swojej ofercie Multikino (w Warszawie to w Złotych Tarasach i na Ursynowie) do którego się dzisiaj przemykając między kroplami deszczu wybrałyśmy. I znów będzie kryptoreklama
Po zakupieniu biletu (15 zeta plus 3,5 za miejsce VIP), odprowadza się powóz dziecięcy do zagrody (pilnowanej przez pracowników kina) i dostaje się nosidełko Chicco (widać, że mocno używane ale dość czyste, pasy sprawne) i w owym nosidełku dźwiga się dziecię do sali kinowej. Ktoś to na szczęście przemyślał więc film wyświetlany jest w sali na parterze (nie trzeba się pchać z nosidełkiem schodami ruchomymi na górę). W sali na dywanie przed ekranem porozkładane są różne akcesoria dziecięce (maty, leżaczki, zabawki itp) oraz przewijak z chusteczkami i pieluszkami (nie korzystałam więc ciężko mi ocenić). Podczas całego seansu świecą się boczne światła, poziom głośności filmu jest zredukowany (na moje ucho o 3/4) a klimatyzacja jest przykręcona (nie jest gorąco ale dość ciepło). Podczas tego seansu było około 12 mam z dziećmi. Można było spokojnie nakarmić piersią, dzieci biegały (te starsze), niektóre płakały (te młodsze) i nikt nie miał do nikogo pretensji o te hałasy a i tak przyjemność z filmu (pomimo, że była to kreskówka) była dla mnie duża. Ali też się podobało (szczególnie światełka), pojadła, pozwiedzała i zasnęła. Za dwa tygodnie liczę na ambitniejsze kino

3
komentarzy
avatar
Fajny pomysł :-) Ciekawe tylko jak by moje dziecię się zachowywało ;-) taki seans pewnie tylko rano?
avatar
Te seanse są tylko we wtorki? Ja też zamierzam się wybrać, ale nie wiem jak sprawdzić w necie które są dla mam z dziećmi i są ze zredukowanym poziomem głośności.
avatar
Seanse są we środy w ZT i w poniedziałki i w środy na Ursynowie o godz. 12. Trzeba sprawdzić na stronie Multikina wybierając dane miasto
Dodaj komentarz

Skoki bez spadochronu

Zaczęło się we wtorek. Alutek obudziła się lewą nóżką, załączył się marud, popłakiwanie, irytacja. Jako, że i Mama Alutka odczuwała takie same emocje (może bez płakania) zrzuciła to na pogodę. Niestety i środa i czwartek i piątek przyniosły nasilenie objawów plus dodatkowo 'zwis permanentny' na piersi i alergię na powierzchnie płaskie (zwaną potocznie 'nośmnienieodkładajkobieto' z lac. rączitis chronica). No więc Mamę Alutka olśniło tak jak pomysłowego Dobromira (żarówka z głośnym tinggg) że to kolejny, legendarny i spowity grozą skok rozwojowy. I rzeczywiście tak jak opisuje literatura moja słoneczna Alutka zaciągnęła na buzię gradowe chmury i od czasu do czasu słychać było mocne wyładowanie pioruna (i tak też Mama wygląda jakby piorunem dostała). No i niestety u Alutka podczas skoków totalnie dezorganizuje się rytm dnia więc od wtorku wstaje Mama między 4:30 a 5:30 i już nie śpi gdyż dzieć też nie śpi (no i wygląda Mama jak zombie w które uderzył piorun).
Ale do rzeczy, do rzeczy (ach ten chaos myśli z niewyspania ) sam skok to wydarzenie bardzo pozytywne w życiu dziecka i rodziców, pojawiają się kolejne połączenia w mózgu Malucha, informacje przekazywane są szybciej i sprawniej co na zewnątrz skutkuje pokazem nowych umiejętności. No więc (i tu fanfary) potrafimy już (Mama w sumie od kilku....hmmm hmmmm no od dawna): przewracać się z brzuszka na plecki ruchem płynnym (no czasem się rączka zaplącze jakoś dziwnie no ale kto wymyślił ręce akurat w tym miejscu), robić bańki ze śliny (jedną dużą albo kilka małych jak Państwo życzą), potrząsać grzechotką w sposób świadomy żeby grzechotała, chichotać (szczególnie jak się widzi żyrafy wszelkiej maści) i w sposób świadomy przywoływać rodzica (no dobra nie po imieniu ale sposobem np. kaszlnięcie, Mama nie przychodzi? To następuje kolejne kaszlnięcie aż do skutku jakim jest pojawienie się Mamy i wtedy pojawia się na gębie promienny uśmiech pt. ' o Mama, w sumie to Cię przecież nie wołałam ale jak już przyszłaś to..... (tu uzupełnić)'
Fizycznie też się panienka zmienia, jakaś taka się zrobiła mniej puciata, długa, kopyta kilometrowe ledwo się w niektóre spodenki mieszczą i ten wkradający się we włoski odcień rudości..... tak czasem patrzę na Nią jak śpi i myślę na jakiego dużego człowieka wyrośnie ten mój mały człowiek

No i zapomniała Mama o najważniejszym (?) rozgadała się ta moja córcia jak pani premier w expose. Ćwierka, guga, śpiewa i krzyczy (a biedna Pani Żyrafka to wszystko znosi bez słowa skargi). A zlepki głosek są coraz dłuższe i bardziej skomplikowane słowotwórczo (może to staroceltycki czy co?)

1
komentarzy
avatar
Cudownie się Ciebie czyta.
Uwielbiam!!!
Dodaj komentarz
avatar
{text}