Mam taką jedną koleżankę - przepiękna kobieta, zawsze zadbana, w markowych ubraniach. Świetny PR na portalach społecznościowych. Pracowałyśmy kiedyś razem - wtedy jej wiedza zawodowa nie była powalająca, nie wiem jak jest teraz (ale ja przecież nie o tym). Ta koleżanka, jak sama mi to kiedyś oznajmiła, 'poluje na bogatego faceta'. Mieszka obecnie w Norwegii, pracuje w księgowości (na podobnym stanowisku jak ja) i... aktywnie poszukuje odpowiedniego kandydata na męża. Co jakiś się trafi - to albo ma za małe dochody, albo z innych względów nie jest odpowiedni. Mimo to koleżanka nie zraża się, chodzi do najdroższych knajp w mieście, jeździ na wakacje do drogich hoteli i... szuka. Póki co jej się nie udało znaleźć, co oczywiście na portalach społecznościowych przekuwa w 'jak cudownie być singlem' i 'nigdy nie chcę mieć dzieci', a w rozmowie ze mną dopiero przyznaje, że 'jest za dużo konkurentek wśród pięknych Rosjanek i Ukrainek' Nie przeszkadza mi to - jej sprawa, jej życie - a właściwie nie przeszkadzało odkąd nie zaczęła komentować na facebooku jak głupie są wszystkie matki!! Czyli de facto obrażać także mnie. Puściłam w niepamięć parę takich komentarzy, ale dziś już nie wytrzymałam. Otóż niektóre linie lotnicze (zaczęło się od Malaysia Air) wprowadziły rozdział między pasażerami z dziećmi i bez i pojawiła się dyskusja na temat opcji wprowadzenia tego typu praktyk w Europie na krótkich lotach. Krótko mówiąc do pewnych części samolotu nie wejdziesz z dzieckiem, bo stanowi to ponoć zmniejszenie komfortu pozostałych pasażerów. No i ta moja koleżanka zaczęła pisać elaboraty na fb na ten temat twierdząc, że nareszcie rozdział, bo wszystkie matki to idiotki, że nie zajmują się dziećmi itp. w bardzo ordynarny sposób. Nie wytrzymałam i zwróciłam jej uwagę - i pojawiła się lawina komentarzy. Część podobnych do mojego, ale część właśnie w takim stylu 'single woman' - dzieci mają siedzieć w domu, nie latać, nie jeździć komunikacją miejską, najlepiej nawet nie wychodzić do parku bo tam też są ludzie potrzebujący spokoju... I niektóre takie komentarze nawet od kobiet, które niby posiadają dzieci. Zgłupiałam. Bo o ile rozumiem jeszcze taką koleżankę - singielkę, o tyle matek, które tak uważają nie rozumiem zupełnie!
No i w temacie - to jest przecież komunikacja publiczna. Czy ja mam prawo zwrócić uwagę pocącemu się facetowi w autobusie, że chciałabym by wysiadł, bo nie czuję się komfortowo? Czy mogę powiedzieć otyłej osobie, że zajmuje za dużo miejsca na siedzeniu? Czy mam prawo denerwować się na panów, którzy wypili kilka piw za dużo i głośno 'dyskutują' w samolocie na temat ostatnich dup, które zaliczyli albo 'ciapatych imigrantów'? Tutaj nie ma dyskusji. A w podobnej kwestii matka matce wydłubałaby oczy - bo dzieci płaczą i powinny być zamykane w odrębnych strefach... Nie podoba mi się to - jakie osoby wyrosną z takich wyizolowanych dzieci? (Pomijam już fakt, że 1) bilety byłyby ograniczone strefowo i ceny biletów dla rodzin mogłyby wzrosnąć, gdy strefa byłaby wykupiona 2) Wczoraj była u mnie koleżanka z dzieckiem. Gdy to dziecko zaczynało płakać, mój Eryk natychmiast empatycznie 'wtórował'... Mogę sobie tylko wyobrazić co by się działo w takich strefach...)
No i najgorsze - wg. koleżanki (i jej koleżanek) wszystkie matki to 'Jessiki', kretynki, nie umieją uspokoić swoich dzieci... Hałas jest wynikiem 'bezstresowego wychowania', braku kultury itp. I co z tym karmieniem piersią w miejscu publicznym - obrzydliwe! A fe, wszystkie dojne krowy! Wg. jednej matki! takie karmienie jest wynikiem lenistwa kobiety. Zatkało mnie. Mężczyźni w tej kwestii okazali się dużo bardziej wyrozumiali i tolerancyjni.
Czemu kobieta kobiety nie potrafi zrozumieć? Matka matki? Smutne to jakoś. Mężczyźni jednak jakoś łatwiej odnajdują nić porozumienia między sobą... I skąd takie skrajne poglądy u tylu kobiet?