9 miesięcy!!!
No co tu się porobiło, to ja nie wiem! W prawdzie luty chciał nas obrobić z świętowania kolejnej miesięcznicy (ech, śmierdzi to trochę obecną władzą), ale nie daliśmy się i komisyjnie uznaliśmy, że Kuba skończył 9 miecięcy! Czaicie to? 9! Mało tego, właśnie dzisiaj jest 39 tydzień i 4 dzień jego życia, czyli jest z nami dokładnie tyle, ile był w moim brzuchu, ha! No dobra, teraz to mi zalatuje totalnym przynudzaniem, przecież to tylko nic nie znaczące cyferki. Prawda jest taka, że moje życie dzielę na te lata świetlne przed narodzeniem Dziedzica i na to które jest, odkąd Los Promykos świeci nam niczym słońce. A wali po oczach srogo! 
Nie pełza jeszcze, nie raczkuje, a chodzić zacznie dopiero jak mu zaczną się dziołszki podobać i trzeba będzie za nimi nadążyć. Kubson ma swój własny harmonogram rozwoju a ja, nauczona zbędnym panikowaniem gdy nie chciał za cholerę obracać się z brzucha na plecy, siedzę i doceniam fakt, że mam jeszcze chwilę spokoju. I chociaż mam na codzień podgląd na 60 majowych dzieciaków, z których 58 już pełza a kilka nawet stawia pierwsze kroki (tak tak!), to...no co ja mogę. Przecież go nie zmuszę do raczkowania
Za dwa lata, jak już wszystkie Maluchy będą śmigać jak przecinaki, naprawdę nie będzie miało znaczenia, które pobiegło jako pierwsze 
U nas stara bida poza tym, że już w tym miesiącu się wyprowadzamy, trzeba zrobić milion rzeczy a ja zabieram się do tego jak jeż do jeża, czyli baaaardzo ostrożnie. Napiszę więcej, nie zabieram się w ogóle. Zero mobilizacji. A tu trzeba rajd po urzędach zrobić, rajd po lekarzach (żeby mieć spokój), pisma napisać, telefony wykonać. Eeeech, to ja se jeszcze poleżę.
Kuba odpala właśnie pierwszą drzemkię. Ostatnio jest ich mniej i są krótsze. Rano też wcześniej się budzi. Raz nawet o 6.40. No powiedzcie murwa, kto wstaje o tak wczesnej porze?! Psychopaci tylko
Ja nigdy nie byłam porannym ptaszkiem, fuj! Mogę późno chodzić spać, mogę wstawać w nocy, ale rano...błagam...8 to najlepsze co mogę zaoferować.
No i co tam jeszcze...aaaa! Złamałam palca. Najmniejszego gałgana w prawej stopie. Tego, co to jest od sprawdzania czy wszystkie krzesła, stoły i wystające częsci innych mebli są na swoim miejscu. Przedwczoraj odstawiłam Młodego do łóżeczka i poszłam do kibelka w celu wysiusiania się. No, i moja stopa nie zauważyła wanny. Okaflowanej, wystającej wanny. Jak przypierdoliłam (pardąsik, ale słowo uderzyłam byłoby ogromnym niedopowiedzeniem) w ową wannę, to tylko ciche pstryk usłyszałam i zrobiło mi się biało przed oczami. Usiadłam na kiblu a w niebo wzniosły się takie urwy i uje, że lecące ku wiośnie klucze gęsi na bank zmieniły kierunek. Eeeech. Chłop wrócił z pracy, stwierdził że spuchło i posiniało i trza do szpitala, bo może złamane. Nie wierzyłam, dopóki nie zobaczyłam zdjęcia rtg moich grubych jak serdelki paluszków. I tyle. Chodzę jak Paloma, trochę boli, krwiaczek się zrobił, kurtyna 
I to chyba tyle na te 9 miesięcy! Taki duży już ten mój Chłopczyk
