Piotrek śpi, to znaczy nie rzuca mi się na laptopa i mogę cokolwiek porobić, do tego skończyły mi się kolejne części Poldarka i nie chce mi się na razie czytać nic innego, to mogę popisać. Ewentualnie.
Do szkoły chyba wszystko mam, zapas zadań dodatkowych jest, plan na ten tydzień mniej więcej jest, zaczynamy czytać ''Cukierku, ty łobuzie'', na razie lektury ja czytam dzieciom głośno, jak ktoś chce sam, to zawsze może sobie z biblioteki wypożyczyć. Przeczytałam im już ''Asiunię'' Joanny Papuzińskiej - mogliśmy porozmawiać o tym, jak dobrze nam się teraz żyje i jakie ciężkie były czasy wojny, przeczytałam parę opowiadań z Doliny Muminków, a to dosyć trudna lektura dla pierwszaków, muszę moje pochwalić, że grzecznie słuchały, przeczytałam też w końcu jedną z moich ulubionych książek dzieciakowych - ''Cudaczek - Wyśmiewaczek''. Przed wakacjami chcę jeszcze choć część ''Naszej mamy czarodziejki'' poczytać. Tak sobie myślę, że aktorką nie mogłabym być, bo nie ten typ, ale głośno czytać dzieciom bardzo lubię, przy nich się nie wstydzę. Każda nauczycielka ma swój pomysł na wykorzystanie ostatnich minut przed końcem lekcji, jedna zrobi zabawę matematyczną, inna ruchową, inna pośpiewa a ja wezmę książkę i przenoszę ich na chwilę w inne światy. Lubię widzieć, że na ich buziach rysuje się jakieś uczucie a nie tylko ziewają z nudów, albo się na siebie nawzajem złoszczą. Bo to niestety najczęstsze szkolne reakcje. Trudno, nauka czytania, pisania czasem jest nudna, tak też w życiu bywa i się tym nie przejmuję, ale to złoszczenie się, obrażanie, brak wrażliwości, brak liczenia się z uczuciami innych - to już mnie martwi. Jest dużo dzieci, które są nastawione na to, że są najważniejsze, muszą być pierwsze, muszą postawić na swoim, jakby świat się kręcił wokół nich, im się wszystko należy. Przy tym śmieją się z czyjejś krzywdy, zaprzeczają, że mogli kogoś skrzywdzić, ''to nie ja, bo on pierwszy zaczął i ja mu tylko oddałem'' - ''czy to ty zacząłeś?'' - ''nie, ja przypadkiem na niego wpadłem'' - ''i ja ci oddałem! Masz za swoje!''.
Czasem sama nie wiem, co w tej szkole jest ważniejsze - wychowywanie czy uczenie!
Piotrek kończy dziś 27 miesięcy Największą miłością darzy swoje samochodziki, ale czasem da się namówić na malowanie, albo na przykład na jedzenie. Jak tylko zje cośkolwiek przed obiadem, to wiadomo, że obiadu już nie tknie, bo jest taaaki najedzony. Jak to w nim siedzi! Od urodzenia tak ma, że nie zje nic tylko dla samej przyjemności jedzenia, tylko dlatego, że trzeba i już, parę łyżek wystarczy. Dalej pije wieczorem i rano mleko/kaszkę z butelki, tak lubi i już, wszelkie próby odbutelkowania spełzają na niczym, odpieluchowania zresztą też, ale też ma jeszcze chwilę czasu. Kupiłam mu raz gatki w pieski i czasem w weekend w nich chodzi, ale ogólnie czekamy do wiosny, lata. Byliśmy tez na zakupach i pokazałam małemu bluzkę w autka, matko, jak ją przytulił to oddać nie chciał, tyle co pani do skasowania, w samochodzie trzymał ją w rękach, a w domu po zdjęciu kurtki od razu chciał założyć, w ogóle to lubi wybierać sobie, co ma ubrać, w jakich kolorach, hehe. Chociaż do jakiejś większej samodzielności nie dąży, nie ma etapu ''ja sam'', często wręcz woła mnie do pomocy, a już szczytem lenistwa jest dawanie mi łyżeczki, żebym resztki danonka wyskrobała, bo on biedny nie umie. Przypomniało mi się też, jak pytałam, czy Piotruś chciałby rowerek, taki dla dzieci, kupimy może na wiosnę, a on mówi ''nie, jeśtem za majutki!''. Właśnie, nie mówi już o sobie w trzeciej osobie, tylko ''ja''. Określa, co jest fajne, a co dziwne - jak czegoś nie lubi. Ostatnio też zaczął mówić, powtarzać za mną, jakby nie było, że coś jest ''gupie'', ja tak podobno mówię często na reklamy a Piotrucha na bajki czy programy, których nie lubi.
Co tam jeszcze u niego? Dosięga już do klamek. Nie chodzi już za mną do toalety (ha! przyszedł ten dzień!), podkreśla swoje wypowiedzi dodając do nich z głębokim przekonaniem ''na-awdę'' - naprawdę, albo ''po pjostu''. ''Mamo, ciem ogjądać auta. Po pjostu ciem. Naawdę.''
Chciałabym, żeby miał więcej kontaktu z dziećmi, nie wiem jak to zrobić. Na miejscu nic nie ma, jeździć regularnie w ciągu tygodnia też nie mam jak i gdzie, na wiosnę może coś wymyślę...
Babcia raz mówiła, że jak Piotrek się obudził z drzemki i czekał na mnie, to mówił, że kiedy ta mama przyjdzie po swojego synka malutkiego. Tak fajnie już mówi! A ja się martwiłam w swoim czasie!
Maja za to ścięła włosy. Oddała swój ponad 30centymetrowy warkocz fundacji i tak jej teraz lekko! Wygląda ślicznie. Naprawdę.