Przez cały wczorajszy dzień byłam totalna dętka - wstałam zmęczona i od bladego świtu czekałam na wieczór. Młody nie wiedzieć czemu rzępolił i nie chciał się bawić sam, więc jedyne co udało mi się zrobić przez cały dzień, to zmienić we wszystkich łóżkach pościel, zebrać i powiesić pranie, trochę oplewić kwiatki, odkurzyć dom i posprzątać na werandzie. Znakiem mojego zmęczenia był obiad 'z zamrażarki' - wyciągnęłam resztki pierogów, w efekcie czego na jednym talerzu wylądowały te z mięsem, z kapustą i grzybami i... z jabłkami. No ale zmęczona matka karmiąca zje wszystko, kij z tym że skropiłam je maggi...
Zasadniczo myślałam, że jak Starszak wróci z przedszkola to będzie mi trudniej utrzymać się na nogach, ale... o dziwo było mi łatwiej, bo chłopcy fajnie się ze sobą bawili. Wprawdzie, gdy ja zdrapywałam jakieś naklejki z łóżka (wesoła twórczość Starszaka) to starszy podsunął młodszemu do zjedzenia swoją nogę, odzianą w mocno sfatygowaną skarpetkę, ale co tam - obaj przeżyli.
Bilans Miśkowego dnia super:
- pierwszy raz włożył do buzi swoje gołe nóżki (śmieszy go to, bo myśli, że ktoś go łaskocze w stopy i jeszcze nie odkrył, że to on sam)
- podniósł ciężki koszyk z zabawkami, przytargał go sobie na kolana, by organoleptycznie oszacować jego przydatność
- otwierał pięknie buzię podczas karmienia, deserek marchew+jabłko+winogrona z Gerbera okazał się hitem nr 1. Na widok jego otwierającego się pyszczka popłakałam się ze szczęścia. Jednak coś polubił oprócz cycusia!!! Hura!!!
A dziś zaświeciło wreszcie słońce!!! - jadę kupować kwiatki i będę szaleć w ogrodzie
tytuł: Na huśtawce
autor: gosia81