Czasem chodzą mi po głowie li jedynie głupstwa takie. Nie sposób zebrać ich w jakąś całość. Myśli skaczą jak pchły z tematu na temat. Muszę je czasem wyrzucić z siebie
Nie wiem jak wy, ale ja wykonując te wszystkie normalne czynności w codziennej, domowej krzątaninie, nieustannie w swojej głowie 'tokuję' - gadam sama ze sobą, formułuję niekończący się strumień zdań, osądów, komentarzy. Czasem żałuję, że robię to bezgłośnie, bo może warto by czasem coś nagrać na dyktafon i wykorzystać potem to właśnie w takiej pamiętnikowej pisaninie.
Ostatnio dużo myślę o śmierci - co by było, gdybym nagle umarła, albo ciężko zachorowała? I nie, nie mam obsesji śmierci. Jeśli już mam jakąś obsesję - to raczej obsesję życia, bo myślę tylko o tych których zostawię - oni będą żyć i to na nich chcę się skupić. Staram się wyobrazić sobie, co powinnam załatwić, jak przygotować najbliższych na taką ewentualność.
Przede wszystkim DZIECI - są jeszcze małe, ich pamięć jest nietrwała, więc aby po latach pamiętały o mnie i dowiedziały się jaka byłam, jak je kochałam, trzeba zostawić im jakieś namacalne, materialne ślady - pudełka pamięci, zapiski, zdjęcia, filmiki, listy itp.
Żałuję, że ostatnio zaniedbuję właśnie takie rzeczy - w tym pisanie tutaj, bo za jakiś czas, niezależnie od tego czy mi się coś przytrafi, czy nie, taki pamiętnik będzie wyjątkowo cenny.
Muszę się zabrać za wywoływanie zdjęć i skrupulatnej zbierać najróżniejsze prace Miłosza, dokładać nowe rzeczy do niemowlęcych pudełek pamięci. Trzeba przygotować jeszcze instrukcję dla męża: gdzie są oszczędności, spisać hasła do kont, uporządkować dokumenty i rachunki, a w miarę finansowych możliwości ubezpieczyć się na życie, spisać coś w rodzaju testamentu - rozdysponować moje rzeczy osobiste i zwerbalizować moją wolę co do losu dzieci.
Warto, by było częściej się spowiadać, bo nigdy nic nie wiadomo...
Ale przede wszystkim: żyć chwilą teraźniejszą, bo to jedyny czas jaki mam.
'Liczy się co jest, a nie przyszłość.'
Pamiętać codziennie o tym, że najważniejszą osobą jest zawsze ta, która stoi przede mną. Bawiąc się z Maluchem - skupiać się na nim, a nie na pięciu rzeczach, których nie udaje mi się w tym czasie zrobić. Rozmawiając ze Starszakiem - słuchać go i nie odpowiadać na 'odwal się' - uhm, no, tak, zaraz... Co do Męża - wykorzystać każdą chwilę kiedy jesteśmy we dwoje, więcej się przytulać, dotykać, uśmiechać, żartować - pielęgnować stan zakochania, który trwa (tfu tfu odpukać) od blisko 10 lat.
Nigdy nie kłaść się spać pokłócona z mężem, rodzicami, dziećmi. Rozwiązywać konflikty i wybaczać tak szybko, jak się tylko da.
'Najważniejszym zajęciem jest czynienie szczęśliwym tego, kto znajduje się obok ciebie, albowiem samo to stanowi cel życia'.
CDN...
A tymczasem: Coś musi w tym być, że przy KP bardzo ważne jest dobre nastawienie i umiejętność ssania u dziecka. Dla mnie osobiście karmienie to w dużej mierze sprawa psychiki - 'jest w głowie' po stronie matki. Obydwa razy byłam pozytywnie nastawiona po prostu i odpukać dobrze idzie, choć dieta bezmleczna mnie wykańcza i nie wiem jak długo pociągnę, bo planowałam rok, a tu już nie mogę się doczekać tych magicznych 6 miesięcy... No cóż, trzeba się w sobie zaciąć i walczyć każdego dnia.
Miś ładnie się rozwija - zaczyna sięgać po zabawki, jest ruchliwy, śmieje się już na głos, gdy łaskoczę go pod paszkami, zawodzi śmiesznie na głos, woła nas: 'oje uuu' i dużo guga po swojemu - bardzo kontaktowy chłopczyk. Niestety znów go obsypało czerwonymi krostkami, bo złamałam raz dietę i zjadłam dwa kasztanki plus plasterek żółtego sera, więc tonę w wyrzutach sumienia
A starszak zaczął samodzielnie pisać. Dziś zostawił mi wskazówkę na gazecie: zadzwoń do banku Ha - to jak skok w nadprzestrzeń!
Pozdrawiam was!
PS. Jeszcze nie znam terminu egzaminu - Dziekani się nie mogą dogadać jakoś :/