Minął 6 tydzień życia Maluszka. W tym czasie zaczął się do nas świadomie uśmiechać - odpowiada w ten sposób na zagadywanie i na widok znajomej twarzy. To jest takie słodkie - te pierwsze reakcje mimiczne i dźwięki wydane celowo - ej, aaaa - woła, gdy za długo jest sam, tzn. nie widzi nikogo.
Do tej pory zapłakał prawdziwie zaledwie kilka razy, ale widzę, że robi się śmielszy w wydawaniu dźwięków, więc to pewnie tylko kwestia czasu, jak odkryje ich skuteczność w przywoływaniu nas
Ze spaniem jest w miarę OK - przesuwa granicę swojego zasypiania na noc z 23 w czas pomiędzy 21 a 22, co mnie bardzo cieszy, bo ja sama padam na twarz jak Starszak idzie spać o 21.
Dziś totalną abstrakcją wydają mi się moje dawne pomysły i zwyczaje, by wstawać o 5 rano lub nawet wcześniej (w celu nauki / pracy/ zrobienia 'czegoś' dla siebie). Teraz liczy się każda godzina snu, bo to jedyny odpoczynek na jaki mogę sobie pozwolić.
Dzień rozpoczynamy około 7.15 - Starszak wstaje, aby ubrać się do przedszkola - Młody zazwyczaj budzi się na cyca lub jest tuż po 'śniadanku'. Mąż wstaje wcześniej, wiec przynajmniej czeka na mnie kawka zbożowa. Do południa drzemki Misia są nieregularne, nieprzewidywalne i dość krótkie 20 min. do godziny. Na spacerze (zazwyczaj między 13 a 15 tą) śpi ładnie - zamyka oczy zaraz gdy poczuje świeże powietrze. Po 15tej zdarza mu się także dłuższe spanie (2 godzinne), od około 17 do 21 ma największą fazę czuwania - podzieloną na przypadkowe trzyminutówki snu W nocy je około 3-4 razy, czasem ma nawet 4 godzinne przerwy między jedzeniem. Ogólnie - ładnie śpi, ładnie je, kupy robi coraz rzadziej tzn. już nie po każdym karmieniu jak na początku, ale ja przewijam go i tak nawet z 'pierdkiem', bo wciąż boję się o jego pupcię, która nota bene jest już śliczna jak z przysłowia o pupci niemowlęcia
Od kilku dni zakładam Małemu już pieluchy trójki - póki co tylko na noc i na spacer, bo wiem, że wtedy zmiany pieluszki są rzadsze, więc wolę by spał wygodnie. Dwójki są jeszcze ok, ale jakoś ze względu na jego wagę wydają mi się podejrzanie małe ha ha ha.
Dostałam ich aż nadto - próbuję sprzedać, ale jakoś brak chętnych. Choć w sumie może skończę przynajmniej rozpoczętą paczkę, bo Mały zużywa teraz około 10 sztuk dziennie.
Mąż wciąż dłubie przy schodach - prace przeniosły się do wewnątrz domu, więc siedzę w permanentnym rozgardiaszu i bałaganie. Drażni mnie to, bo nie ma sensu tego sprzątać zanim on nie skończy montażu. A przecież już niedługo Święta i chciałabym móc cokolwiek ogarnąć, przygotować - a tu nie ma jak!
Schowałam się z Dzidkiem w sypialni i kombinuję, co można pożytecznego zrobić nie mając ani zbyt wiele czasu, ani sił.
Małe dziecko wcale mnie nie odmłodziło - wręcz odwrotnie - czuję się jak staruszka, bo wszystko mnie boli. Najbardziej kręgosłup i prawa ręka (na niej częściej trzymam Misia), a przecież Mały nie ma jeszcze nawet 2 miesięcy. Strach myśleć co będzie dalej, jak on urośnie...
Mało mam czasu na 'swoje sprawy' - typu wpisy, nauka do egzaminu, a nawet... na regularne mycie się. Po weekendzie z dwójką czuję się wykończona. Dziś nie mam sił ogarnąć się i iść na spacer z Małym. Choć powoli opanowuję już trudną sztukę logistyki spaceru ze Starszakiem na rowerze i z Małym w wózku.
Na pytania o planowanie trzeciego dziecka doznaję jednoczesnego paraliżu i ataku paniki/śmiechu/obłędu w oczach. Trzecie? - nie, dziękuję.
Moją decyzję mogłaby zmienić tylko wygrana w Lotto, wielki spadek lub gwarancja stabilnej pracy dla nas dwojga aż do emerytury. Inaczej nie widzę szans na kolejne dziecko. Z resztą to dużo bardziej złożony problem, aniżeli sprawy finansów. Ale o tym napiszę już innym razem.
BTW nie dostaliśmy 'gminnego becikowego' ani zasiłku rodzinnego - klasycznie przekroczyliśmy próg o jakąś śmieszną ilość złotówek
tytuł: Na huśtawce
autor: gosia81