tytuł: Niekończące się oczekiwania...
autor: Little Frog
tytuł: Niekończące się oczekiwania...
autor: Little Frog
O mnie:
Jestem/chciała bym być mamą:
Niezastąpioną ;] Żeby moje maleństwo nie myślało, że mogłoby mieć lepszą :DMoje dzieci:
Moje emocje:
Jak u każdej - radość zmieszana ze stresemBabcia wczoraj poleciała. Znów jesteśmy sami na placu boju.
Wczoraj jeszcze przed wyjazdem babci w nocy mała dała taki koncert (chyba jej gołąbki nie zasmakowały, ale nie będę już w najbliższej przyszłości tego sprawdzać), że babci ten krzyk pewnie do teraz dudni w uszach. Ale co tam. Wszyscy byliśmy nieprzytomni. A zaplanowaliśmy jeszcze przed wylotem małe zwiedzanie i spacerek. Po nocy nikomu się nie chciało wstawać z łóżka i tym sposobem mieliśmy pół godziny opóźnienia jak zapakowaliśmy się do samochodu.
Kaja jak tylko się ją zapakuje do kombinezoniku, to praktycznie w momencie zasypia. Tym razem też się tak udało. Po spacerku sprawdziliśmy ile mamy do lotniska i zaczęliśmy się martwić, że moja mama nie zdąży na samolot. I tu wielkie brawa dla mojego męża, który za wszelką cenę chciał wywieźć teściową i dopilnował, żeby przeszła odprawę Co by było jakby się jeszcze wróciła W sumie ona spoko, gorzej z moim młodszym bratem, który chyba testował granice mojej wytrzymałości Ogólnie spoko, bo się zbytnio u nas nie krępował i czy chciał coś do picia, to sobie zrobił, jakieś kanapki też, ale z jedzeniem było już trochę gorzej, bo wymyślał, że to będzie jadł, tego nie będzie jadł, 'albo nie już nic nie chcę'. No i moja krew czasem zawrzała. Ale lepsza ta wizyta była niż teściów i siostrzeńca męża, bo oni koło siebie kompletnie nic nie zrobili. Zobaczymy jak to będzie w styczniu. Mąż powiedział, że ich uprzedzi, że kuchnia jest otwarta i tym razem nie przyjeżdżają na wakacje. Ojjj...chcę usłyszeć jak on to im mówi Bo on taki mądry to tylko jak rozmawia ze mną, a w rodzinie to nie potrafi nikomu uwagi zwrócić. Chociaż wczoraj mnie zaskoczył, bo teściowa mówiła, żeby nie nosić, bo się mała do rąk przyzwyczai, a on jej powiedział, że będziemy tulić i nosić, bo mała ma się czuć kochana i bezpieczna przy nas.
Pralkę to chyba zajadę. Mam takie zaległości w praniu, że szok. Chociaż staram się wszystko prać na bieżąco, a i moja mama mnie trochę odciążyła i wyprasowała chyba dwa prania. Teraz w pralce standardowo ciuszki, pieluszki i inne, później pościel, a jeszcze mąż ma całą stertę ubrań roboczych.
W końcu siadłam i wypełniłam dokumenty. Jak tylko poprawi się pogoda, to pakuję Kaję w wózek, śmigamy po znaczki i wysyłam wszystko. Chociaż póki co jeszcze sobie słodko śpi.
W poprzednim poście zapomniałam dopisać, że moja kluseczka waży już ponad 3,5kg!
Ahhhh...no i wczoraj był jej pierwszy raz z butelką Pięknie zjadła W sumie mniej więcej może jest przyzwyczajona, bo je z kapturków. Chociaż smoczka kompletnie nie chce. Czasami uda jej się wcisnąć, ale to rzadko się zdarza.
Dziś też noc trochę kiepska była. Jakiś ten jej sen niespokojny. Jak już zaczęła płakać, to zabrałam ją i położyłam na siebie i się uspokoiła, ale jak odłożyłam na bok, to znowu krzyk. Ale zjadła i humor jej powrócił
A tak jeszcze z ciekawostek, to jutro kończymy 4 tygodnie (kiedy to zleciało?!), a za 4 dni świętujemy miesiąc!
Miesiąc!
Ja wczoraj tak jakbym się na chwilę zatrzymała. Trzymałam na rękach najedzone i zadowolone dziecko i nie mogłam uwierzyć, że jest z nami. Mam wrażenie, że większość rzeczy robiłam na autopilocie, a wczoraj to taka dosłownie minutka refleksji
Ostatnio tak trochę sobie wspominałam jak to było. Chyba najdziwniejszym dla mnie było pierwsze karmienie. No ok, widziałam nie raz karmiące kobiety, oglądnęłam kilka filmików instruktażowych i ogólnie w kwestii teoretycznej starałam się trochę przygotować, a jak przyszło co do czego, to właśnie takie dziwne uczucie.
Kolejna dziwna sprawa, to powrót ze szpitala i zastanawianie się co z tym małym ludkiem zrobić. No bo bawić się to jeszcze nie potrafi, nie wspomnę o jakiejś rozmowie czy coś, większość czasu śpi - w zasadzie jakieś 80% dnia, a może i więcej...
Zawsze wydawało mi się, że dziecko jest taką kruchą istotą, że można je tak łatwo skrzywdzić. No i bałam się tego przebierania pampersów, ubierania itp (dalej się boję ją ubierać w te kombinezoniki, bo to takie wszystko ciasne, że się ruszać w tym nie może). Ale jeżeli przez miesiąc nie zdążyłam jej połamać paluszków, czy całych rąk, nie utopiłam jej, ani nie zrobiłam jej żadnej krzywdy, to może nie jest aż taka delikatna jak mi się wydawało?
A tak trochę o niej, to:
- oczywiście jest najpiękniejsza (Wasze dzieci pewnie też tak mają ),
- czasami zdarza się jej uśmiechnąć (zazwyczaj do taty, który śpiewa jej piosenki, które kompletnie się nie rymują),
- śpi w miarę dobrze (na nocne karmienie muszę ją budzić),
- je tylko z jednego cyca podczas karmienia (muszę zapisywać z którego, bo zapominam),
- woli słuchać suszarki niż czytania przeze mnie bajek (chociaż wczoraj czytałam jej jak była spokojna, a nie na uspokojenie i mam wrażenie, że słuchała),
- śpi ze mną w łóżku, ale w dzień odkładam ją do łóżeczka,
- kupy robi < 3-5 > (często strzela niespodziankę jak ma już czysty tyłeczek, a mama chce założyć pampersa. Słowo strzela nie jest tu przypadkiem, bo kupy mają spory rozrzut. Póki co oberwał tata i piłka. Martwię się o ścianę, bo jest ok 1m od przewijaka),
- jak widać na poprzednim zdjęciu, to główkę już ładnie podnosi i dość długo trzyma,
- lubi kąpiele (jednak po wyciągnięciu i opatuleniu w ręcznik już nie jest taka zadowolona i trzeba w trybie przyspieszonym ją wypielęgnować),
- zdarza się jej łapać mamę za włosy i za baldachim podczas przewijania,
- jak ją kładę na klatce, to czasami specjalnie się przechyla na bok, żeby się 'przewrócić',
- no i od wczoraj mamy hit - huśtawka. Lubi się huśtać
Co do brzuszka, to właśnie kilka ostatnich nocy było takich niespokojnych. Wczoraj już przez dzień przekopałam moją pateczkę i przygotowałam sobie kropelki (Bobotic i BioGaja - czy jakoś tak - i już byłam przekonana, że na wieczór trzeba będzie coś podać, żeby nie zwariować. A tu taka miła niespodzianka i mała spokojnie zasnęła i całkiem ładnie noc przespała. Przedwczoraj w sumie też przespała - na mnie. Przy każdej próbie odłożenia krzyk i usypianie na nowo.
Tata dalej się całkiem nieźle spisuje. Oczywiście nie jest to to co na początku, ale też mi jest go żal (chociaż to jemu powinno być żal mnie!). Póki co to on ma czas dla siebie i toleruję tę jego siłownię, ale wydaje mi się, że trochę za dużo na siebie bierze. No bo do pracy wstaje o 6:30. Z pracy wraca przed 17. Siłownia 22 do 23, zanim zaśnie to jest 1. Czasami po pracy uda się mu jeszcze jakąś drzemkę strzelić. I tym sposobem tydzień mija w mgnieniu oka
Faktycznie wspomnienia porodu coraz bardziej się zacierają. Nie, żebym kompletnie o tym zapomniała, ale jednak z perspektywy czasu wydaje mi się to takie jakby mniej straszne i do przeżycia.
Przypomniała mi się jeszcze ciekawostka z porodu - nie wie, czy któraś z Was kiedyś widziała praktykowanie czegoś takiego (ja pierwszy raz się z tym spotkałam). Podczas parcia, żeby mi ułatwić, to położna zwinęła prześcieradło i dała mi, żebym ciągnęła, a ona ciągnęła z drugiej strony...
A u mnie waga przedciążowa została osiągnięta. A nawet ciut mniej Mam nadzieję, że jeszcze się uda trochę zejść, bo chętnie pozbędę się jeszcze kilku kg
Tak mnie też naszło, że ten mały człowieczek daje tyle motywacji, że szok. Wystarczy się martwić, że coś co zjadam może zaszkodzić i idzie to w odstawkę bez gadania i bez 'ostatniego razu'. Tak samo spacery. Jesienna aura nie napawa optymizmem. Chłodno, ponuro, wietrznie i deszczowo, ale jednak staram się wydzielić czas na to, żeby troszkę się przewietrzyć. Odkąd mamy wózek udaje się codziennie, chociaż wczoraj był bardzo skrócony (zaledwie 20 minut, ubierania i przygotowań też z 20 ), bo mąż obiad mi przyniósł (zanim wróciłam i tak jadłam prawie zimny), a przede wszystkim wiatr. Myślałam, że mi wózek porwie, a raz tak przywiało, że myślałam, że mnie razem z nim, co nie jest łatwe przy mojej wadze
Ha! Napisałam cały wpis za jednym zamachem!
Zapomniałam dopisać w poprzednim poście, że Kaja bardzo dobrze znosi spacerki. Jak się ją tylko do wózka włoży, to zamyka oczy i śpi
Tylko dlaczego moje dziecko nie urodziło się w jakiejś cieplejszej porze roku?
Pogoda u nas to jakaś abstrakcja. A zapakowanie tej mojej małej histeryczki do kombinezonika graniczy z cudem. Następnym razem mąż pójdzie z małą na kontrolę. Ja to zawsze wychodzę stamtąd cała spocona. A dziś to już przeszła samą siebie. Nie wiedziałam czy mam ją uspokajać czy mimo wszystko dalej ubierać.
W sobotę do południa wiało i lała i czekałam na bardziej sprzyjające warunki pogodowe. Wieczorem spadł śnieg, zapakowałam małą w wózek i chociaż na pół godzinki poszłyśmy powdychać świeżego powietrza (nie zmieściłam się w kurtkę zimową, ale odkryłam że miałam zbyt grubą bluzę. W niedzielę z mężem się wybraliśmy we dwójkę. Padał deszcz ze śniegiem. Trochę zmokłam. Jak już wracaliśmy do domu (5min drogi - nie potrafię tak na oko podać w metrach) pomyślałam, że tylko na chodniku stoi woda, a omijałam wszystkie poprzednie. o i tak myślę, że nie będę przeskakiwać, tylko normalnie przejdę. I to był błąd - wpadłam chyba po kostki!! Oczywiście buty nie dały rady ochronić moich i tak już przemoczonych skarpetek...
Dziś wszystko zamarzło. Cud, że kół wózka nie pourywałam w tych koleinach. Ale to wszystko i tak nic jeżeli pomyśleć, że jak ciągnęłam, pchałam i szarpałam a ten wózek, to z tyłka spodnie mi leciały. I tu wahania - czy spodnie trzymać czy jechać dalej. Oczywiście dobra mama zdecydowała, że świeże powietrze dobrze jej zrobi. I tak znalazłam odśnieżoną uliczkę i pchałam ten wózeczek jedną ręką, a drugą trzymałam spodnie przez kieszeń płaszczyka. Mało tego! Odśnieżyłam jeszcze samochód! Zajęło mi to ok pół godziny, bo warstwa taka gruba, a wszystko oczywiście zmrożone....
A tak ze spraw większej wagi, to uwielbiam jak ktoś mówi, że moje maleństwo jest perfekcyjne. Szczególnie jeżeli takie słowa padają z ust położnej. Mówiła, że pięknie przybiera na wadze, a obwód główki wzrasta perfekcyjnie Bo zdrowie przecież najważniejsze!
Mój pączuś waży już 4045g! No i tu się zastanawiam, bo mam spory zapas, bo jakieś 300 sztuk w sumie no i nie wiem czy zdążę je zużyć...?
Zapomniałam dopisać w poprzednim poście, że Kaja bardzo dobrze znosi spacerki. Jak się ją tylko do wózka włoży, to zamyka oczy i śpi
Tylko dlaczego moje dziecko nie urodziło się w jakiejś cieplejszej porze roku?
Pogoda u nas to jakaś abstrakcja. A zapakowanie tej mojej małej histeryczki do kombinezonika graniczy z cudem. Następnym razem mąż pójdzie z małą na kontrolę. Ja to zawsze wychodzę stamtąd cała spocona. A dziś to już przeszła samą siebie. Nie wiedziałam czy mam ją uspokajać czy mimo wszystko dalej ubierać.
W sobotę do południa wiało i lała i czekałam na bardziej sprzyjające warunki pogodowe. Wieczorem spadł śnieg, zapakowałam małą w wózek i chociaż na pół godzinki poszłyśmy powdychać świeżego powietrza (nie zmieściłam się w kurtkę zimową, ale odkryłam że miałam zbyt grubą bluzę. W niedzielę z mężem się wybraliśmy we dwójkę. Padał deszcz ze śniegiem. Trochę zmokłam. Jak już wracaliśmy do domu (5min drogi - nie potrafię tak na oko podać w metrach) pomyślałam, że tylko na chodniku stoi woda, a omijałam wszystkie poprzednie. o i tak myślę, że nie będę przeskakiwać, tylko normalnie przejdę. I to był błąd - wpadłam chyba po kostki!! Oczywiście buty nie dały rady ochronić moich i tak już przemoczonych skarpetek...
Dziś wszystko zamarzło. Cud, że kół wózka nie pourywałam w tych koleinach. Ale to wszystko i tak nic jeżeli pomyśleć, że jak ciągnęłam, pchałam i szarpałam a ten wózek, to z tyłka spodnie mi leciały. I tu wahania - czy spodnie trzymać czy jechać dalej. Oczywiście dobra mama zdecydowała, że świeże powietrze dobrze jej zrobi. I tak znalazłam odśnieżoną uliczkę i pchałam ten wózeczek jedną ręką, a drugą trzymałam spodnie przez kieszeń płaszczyka. Mało tego! Odśnieżyłam jeszcze samochód! Zajęło mi to ok pół godziny, bo warstwa taka gruba, a wszystko oczywiście zmrożone....
A tak ze spraw większej wagi, to uwielbiam jak ktoś mówi, że moje maleństwo jest perfekcyjne. Szczególnie jeżeli takie słowa padają z ust położnej. Mówiła, że pięknie przybiera na wadze, a obwód główki wzrasta perfekcyjnie Bo zdrowie przecież najważniejsze!
Mój pączuś waży już 4045g! No i tu się zastanawiam, bo mam spory zapas pampersów 2, bo jakieś 300 sztuk w sumie no i nie wiem czy zdążę je zużyć...?
Kilka dni temu wybrałam z książki bajkę o 3 świnkach... Dobrze, że moja córka nie jest jeszcze na tyle kumata, żeby zrozumieć co tam mama jej czyta.
W wersji z tej książki wilk zjadł świnkę z domku ze słomy i z patyków, a świnka z murowanego domu zrobiła sobie pieczeń z wilka.
W bajce 'Jaś i pnącze fasoli' olbrzym śpiewał sobie piosenkę:
'Ciągle jestem nienażarty,
Chętnie chłopca wnet bym schrupał,
Czy to żywy, czy też martwy,
Trafiłby do mego brzucha!'
Ciekawe co mnie czeka w kolejnych bajkach
A ja z każdym dniem kombinuję czym by tego mojego szkraba zająć, bo strasznie szybko się wszystkim nudzi. Na chwilę można zająć. I tak przerabiamy pozytywkę i leżenie na brzuchu na sofie, później przekładanie na plecy, huśtawka, leżaczek bujaczek, a dziś poskładałam już matę, ale panna nie miała zbytnio humoru, bo była już trochę śpiąca, jednak jakieś zainteresowanie to w niej wzbudziło. Nad łóżeczkiem zamontowałam karuzelkę (wcześniej doszłam do wniosku, że to zbędne i będzie tylko przeszkadzać, ale jak już zawiesza na czymś wzrok, to niech ma i niech się cieszy ). No i tym sposobem na chwilę obecną już chyba nie mam nic w zanadrzu.
Sposobem na uspokojenie jest jeszcze kuchnia. Nie wiem dlaczego. Jest w sumie cała biała, a ona tak wbija wzrok w te lśniące fronty szuflad jakby co najmniej tam jakieś dzieła Michała Anioła były.
Edit Książka nosi tytuł 'Bajeczki naszego dzieciństwa'. Kupiona na szybkości w jakimś kiosku przed wyjazdem...
Mata edukacyjna nie taka zła Za pierwszym razem myślałam, że parzy, ale chyba jednak nie. Pszczółka dostaje co chwilę prawego sierpowego. Ogólnie chyba jest zadowolona - w sensie Kaja, bo pszczółka to pewnie średnio. Fajnie tak gdzieś zostawić małą i wiedzieć, że można spokojnie się wysikać, bo w coś się zapatrzy. Oczywiście też nie jest to tak, że położę ją i spokój. Muszą być spełnione warunki: pojedzona, sucha pielucha i jak już się uda te dwa czynniki zaspokoić, to jeszcze panienka musi mieć dobry humor
Wczoraj odkryłyśmy wierszyk Lokomotywa czytany przez pana Fronczewskiego. Ależ nadstawiała uszy. Chyba coś jej głos średnio pasował do otoczenia i była lekko zaskoczona.
Mamie co noc to ciężej powieki podnieść. A wczoraj małej coś się pomyliło i o 22 obudziła się na jedzenie i zamiast iść znów spać, to postanowiła mi towarzyszyć prawie do północy. O 23 już prawie zasypiała i odłożyłam do łóżeczka. Było to jednak błędem. Na noc została już w łóżku. A już dwie poprzednie noce spała w swoim łóżeczku.
Dziś zauważyłam, że mamy jedną stałą porę! O 12 (+/-15min) jedzenie, o 13 do 14 spacer. No to praktycznie 2h, że wiem co robię. Szczególnie przez tę godzinę między 13 a 14. Trzeba się trochę nagimnastykować, bo karmienie, ogarnąć siebie małą, poubierać się, czasami doskoczy pranie, śniadanie. A wszystko w tę jedną godzinę. A gdy mała je trochę dłużej, to trzeba jeszcze bardziej przyspieszyć.
A te malutkie uśmieszki jak się do niej szeptem mówi! Chociaż i tak najlepsze było jak beknęła jak chłop, strzeliła uśmiech, kolejny bek i kolejny uśmiech
Wczoraj jeszcze po kichnięciu 'powiedziała' tak słodko 'oj'.
Na koniec dodam, że moje hormony chyba zaczęły świrować. Przytulam tę maleńką istotkę i łzy mi napływają do oczu.
6 tydzień
Kaja ma trochę rozregulowane spanie. Im bardziej staram się te godziny przesunąć, tym jest gorzej, przynajmniej takie mam wrażenie. Jej noc trwa od ok 24 do 11. W sensie wtedy ma taki twardszy i dłuższy sen. Wczoraj to już sił nie miałam. Mąż poszedł na siłownię a mała dawała koncerty. Chwilę przed jego powrotem dałam jej cyca, później zapytał czy ją uśpić, no ale że on musi wstawać do pracy, to powiedziałam, że sobie poradzę. Zasnęła. Nawet pół godziny ten jej sen nie trwał i po 24 zaczęła kolejny koncert. Mąż przyszedł do sypialni, zaświecił światło i się uspokoiła... No ale już ją zabrał ze sobą. Co to była za ulga!! Dopiero o 3 zabrałam ją na karmienie.
Jest ze mnie taka trochę Zosia-Samosia. Większość czasu to ja się zajmuję małą. I nie chodzi tu o to, że chcę się pożalić czy coś. Ale to ja może trochę głupia jestem, bo też muszę trochę wysiłku w to włożyć, do tego ogarnąć dom, ugotować coś itp. A męża mi żal, bo pracuje i jest zmęczony. Ale na siłownię chodzi. W sumie późno, bo mniej więcej od 22 do 23...ale jak wraca z pracy, to nie wciskam mu w drzwiach dziecka z pampersem pełnym po brzegi zamiast buziaka na przywitanie. Daję mu odpocząć, spokojnie oglądnąć coś, posiedzieć przy kompie. Nie wiem czy dobrze robię.
Chociaż w niedzielę już rano podrzuciłam mu małą, zawinęłam się szybko na pięcie, zamknęłam za sobą drzwi do sypialni i jeszcze trochę pospałam Ahhhh...i w sobotę sam do mnie przyszedł i mówi, że tak sobie przemyślał, to w tygodniu mi wiele nie pomógł ani ze sprzątaniem ani z opieką nad dzieckiem. I stwierdził, że postara się poprawić. Do tego pochwalił mnie i powiedział, że jest dumny, że tak ze wszystkim sobie daję radę. Nie powiem, bardzo mi miło się słuchało tych komplementów i równie miło wiedzieć, że jednak widzi mój wysiłek i docenia to co robię.
Wspominałam już kiedyś, że Kaja lubi wystrzelić z niespodzianką jak już ma czyściutki tyłeczek gotowy do założenia nowego pampersa, wspominałam też, że obawiam się, że kiedyś oberwie ściana. Dziś był ten dzień. Specjalnie zmierzyłam i odległość przewijaka od ściany wynosi 130cm!
Nasze maleństwo to oszust i ściemniacz. Wczoraj mówię, żeby tata zwrócił córce uwagę, bo się jedzeniem bawi - w sensie moim cyckiem, wciąga i wypluwa. Mąż podszedł zaglądnąć, a ta jak gdyby nigdy nic zaczęła jeść normalnie. Sytuacja powtórzyła się 3 razy pod rząd! I za żadnym razem nie udało się tacie przyłapać jej na gorącym uczynku.
W końcu się umówiłam na kontrolę. 16 grudnia mam termin. Mąż już krąży koło mnie i tylko czeka kiedy to już będzie można. Mi tam się średnio spieszy. Trochę mnie to wszystko przeraża... Do tego trzeba będzie się zabezpieczać... Po porodzie powiedziałam, że żadnego dziecka więcej. Mąż jednak już wspomina, że za jakiś czas będziemy się starali o kolejne, bo skoro u nas to tyle trwało, to lepiej nie czekać. O tyle o ile ten poród już trochę mniej mnie przeraża (ale tylko troszkę mniej!), to nie czuję żadnej potrzeby posiadania drugiego dziecka. Jedynie co mnie skłania do myślenia nad tą sprawą to to, że często rodzeństwo jakie jest to jest, ale chyba dobrze je mieć...? Ale to nie o to chodzi w planowaniu potomstwa - przynajmniej tak mi się wydaje.
Wczoraj poczułam się jak na przesłuchaniu...
Po raz kolejny stanęłam w ogniu pytań.
Wspominałam już tu nie raz o tej jakże sympatycznej żonie szwagra. Jak widzę, że wyskakuje mi jej gęba na wyświetlaczu telefonu, to mam dość!
Mówię Wam, położna mi tylu pytań nie zadaje! Dosłownie wszystko. Ledwo wyrabiałam z odpisywaniem na tę lawinę pytań.
- a co to ma pod oczkiem?
- a dużo ma tych krostek? a takie na kupie? Jak wyglądają?
- a jak tam idzie?
- a jak śpi? Ile? Jak często? Sama zasypia?
- a D Ci pomaga?
- a jak często kąpiecie? O której?
- a chodzicie na spacery?
- a macie jakieś fajne miejsca? Chodzą tam inne mamusie?
- a jakie szczepienia macie? Kiedy?
- a jak ją usypiasz? Nosisz ją?
i wiele wiele innych.
No i wiesz, że ta hiena czeka tylko na Twoje potknięcie. Czeka, żeby wcisnąć Ci swoją złotą radę, bo coś robisz źle i tak się tego nie robi. Tzn wciskała, ale odpierałam atak. A najlepsze pytanie (jak już nie mogła mnie na niczym przyłapać), to walnęła prosto z mostu: a co Ci sprawia największą trudność?
Jak czytałam mężowi jakie pytania mi zadaje, to mi powiedział, że mam jej przekazać, że jest pier***nięta (nie używam wulgaryzmów).
Świętego mogłaby z równowagi wytrącić.
Jak ja się cieszę, że jesteśmy tak daleko i nasze kontakty są ograniczone do minimum.
Przedwczoraj byliśmy pierwszy raz u znajomych. Ich córka jest o 3,5 tyg młodsza od naszej. Aż się wierzyć nie chce jaka to gigantyczna różnica. Jak zobaczyłam tę małą kruszynkę, to miałam wrażenie, że moja się większa urodziła Taki spokojny maluszek, zero płaczu, przespała cały czas, obudziła się tylko na jedzenie, ale też bez krzyków. Wow, moja to chyba od początku głośno wołała, że głodna I nie ma, że czekamy aż mama znajdzie kapturek i dostosuje miejsce pracy. To ma być już i koniec kropka
Mówili, że ona taka cichutka przez cały czas. Do tego dość ładnie im śpi - w sensie, że długo i potrafi mieć nawet 6h między karmieniami. W sumie Kaja pewnie też by była w stanie tyle pociągnąć, ale mam zalecenie budzić ją w dzień co 3h, a w nocy co 4. Chociaż dziś się mi przysnęło i dopiero po 6h sama się przebudzała. Ale za to jak ja się wyspałam! Wow!
Wczoraj z kolei oni byli u nas. Śmialiśmy się, że się tak długo nie widzieliśmy, a teraz 2 dni pod rząd Ale przy ostatnim spotkaniu, jak obie jeszcze w ciąży byłyśmy, to ja co chwilę wstawałam i musiałam się porozciągać, a z kolei znajoma to była cała popuchnięta i też jej kręgosłup nawalał, więc w pewnym momencie leżała na dywanie Ogólnie średnio nadawałyśmy się na posiadówki. Później mój poród, później jej i tak kilka ładnych tygodni zleciało.
Wczoraj pierwszy raz samodzielnie kąpałam małą. Oczywiście mąż by mi pomógł i w sumie chciał, ale mnie tak wkurzył, że prędzej bym go w tej wanience utopiła niż współpracowała przy kąpieli małej... Ale przynajmniej wiem, że dam radę sama, chociaż nie dam mu się wywinąć z tej pomocy. Dziś już jest dobrze
Przy tej okazji dostrzegłam jak bardzo wąskie mamy drzwi do łazienki. Myślałam, że się z tą wanienką nie przecisnę. Jakbym była taka szersza, to szans by nie było. Muszę się przyglądnąć jak mąż z nią przechodzi
Ahhh i w ostatnich dniach mała tak się załatwia, że ja nie wyrabiam. Po nocy jej ciuszki przepieram. A dziś to już rekord, bo pierwsze jej zmieniłam ubranko i swoją kołdrę przy kolejnym karmieniu miałam do zmiany ubranko, pieluszkę tetrową i prześcieradło. Ogólnie jak dałam kołdrę do prania, to położyłam się pod szlafrokiem, bo jeszcze byłam na tego dziada zła i duma mi nie pozwoliła odezwać się od niego, żebym mogła z sofy wyciągnąć inną. Jak zostałam już bez prześcieradła, to zrezygnowałam z dalszego snu i zabrałam się za prasowanie. Takie rozrywki na niedzielny poranek.
Dziś jedziemy na sklepy. Może uda mi się coś upolować