Siedzę i delektuję się ciszą
W końcu się coś u mnie działo. Teściowie tym razem poczuli się już lepiej u nas i nie mieli oporów przed wejściem do kuchni Uffff...przynajmniej miałam pewność, że jak zgłodnieją, to sobie coś wyciągną. Mało tego! Teściu gotował, teściowa zmywała. Poza tym obiadem i sprzątaniem na ich przyjazd praktycznie nie musiałam nic robić. No, prasowanie i tam odkurzenie czy mycie podłóg. No i żeby nie było, że tylko na nich narzekam, to tym razem bardzo pozytywnie mnie zaskoczyli Chociaż z drugiej strony przy ich gotowaniu, to bym raczej przytyła niż schudła
Poza tym sprawy paszportowe zaliczone. Mój stan siwych włosów (jeszcze nie znalazłam żadnego takiego, ale kto wie jakby się bliżej przyjrzeć) pewnie się zwiększył, bo po pierwsze zostawić im dziecko, a po drugie sam fakt załatwiania czegoś.
Mleko odciągnięte - dwie porcje, w zamrażarce jedna - w sumie to tylko 3 godzinki i powrót....pomyślała optymistka! Jednak droga okazała się być o wiele dłuższa. Dojazd do konsulatu to istna tragedia. GPS pokierował nas przez miasto, a tam milion skrętów i dwa miliony świateł. Oczywiście na każdych musieliśmy stać. Spóźnieni na umówioną godzinę (jak ja nienawidzę się spóźniać), na szczęście okazało się, że akurat to to żaden problem. Złożyliśmy dokumenty i mogliśmy wracać. Ja chciałam się dowiedzieć jak to sobie radzą w domu ze wszystkim i jak się Kaja sprawuje, ale nie wiem dlaczego roaming się mi nie uaktywnił ani na polskiej ani na szwedzkiej karcie i dupa. Chociaż i tak by była dupa, bo do teściowej bym się nie dodzwoniła, bo jej też się nie uaktywnił. Ale myślę sobie, że moje dziecko ostatnio grzeczniutkie, więc luzik. Zamiast po trzech godzinach, dojechaliśmy po prawie 5...w sam raz na kolejne karmienie (teściowa już przygotowywała to mleko z zamrażarki).
We wtorek miałyśmy wizytę u położnej. Fakt faktem Kaja nie waży aż tyle co niektóre październikówki piszą, ale tym się nie martwię, bo położna mówi, że bardzo ładnie przybiera, dobrze wygląda i ogólnie ja widzę, że jest uśmiechnięta i zadowolona. A te uśmiechy z dnia na dzień coraz szersze i coraz więcej. Jeszcze trochę, a przez cały dzień jej banan z twarzy nie zejdzie Podpytałam też położnej czy już nie muszę budzić jej w nocy na karmienie. Powiedziała, że spokojnie może spać ile chce, bo ma już ponad 5kg. I śpi ta moja Kajeczka czasami i 10 godzin (oczywiście położnej powiedziałam ile potrafi przespać i powiedziała, że nic tylko się cieszyć, że daje nam się wyspać. To się cieszymy ). A jeszcze w temacie spania, to została wyeksmitowana do swojego łóżeczka. Przed przyjazdem teściów jakoś tak kilka nocy zasypiała w łóżeczku i tak zostało. Chyba bardziej mi jest przykro z tego powodu niż jej . Zasypia dość dobrze. W sensie po nocy - po porannej zabawie pada często w tym miejscu, w którym się bawiła, później też idzie to w miarę sprawnie, ale już pod wieczór czasami trzeba się wesprzeć suszarką i tuleniem. Ale nie narzekam! Jest super
Wczoraj odwieźliśmy teściów na lotnisko, w drodze powrotnej zahaczyliśmy o Ikeę i upolowaliśmy kilka super promocji Podjechaliśmy do sklepu i jak mała syrena włączyła alarm, to pierwszy raz próbowałam ją nakarmić w samochodzie. Pod Ikeą zjadła z butli i było wszystko ok, a pod sklepem już dostała takiej histerii, że szok. cycka nie chciało, mleko mi tryskało w każdą stronę, bo trochę czasu minęło od poprzedniego karmienia. Tym sposobem na sygnale wracaliśmy do domu. W biegu ściągnęłam kurtkę, jej kurteczkę i spodenki i jeszcze w butach wparowałam do sypialni, położyłam (krzyczące od 15 minut) dziecko na łóżku, uspokoiła się, ja podałam cycusia i nastała błoga cisza, a chwilę później rozpromieniona buźka z uśmiechem
W czwartek szczepienie. Już jestem cała w stresie!
A co do teściów i w sumie siostry męża, to śmiejemy się z mężem, że na chwilę nie będziemy spuszczać Kai z oka jak u nich będziemy Bo teściu mówił, że jego synowa (ta czarna owca w rodzinie ) nie chce dać dzieciom pojeść i ogranicza im jedzenie. To ja sobie myślę co za matka i jakieś im diety robi. Z biegiem rozmowy okazało się, że jej 15-miesięczne dziecko nie chce zbytnio jadać, a szwagierka dała kawałek sernika i mały chciał jeszcze jeden, a jego mama stwierdziła, że nie, bo jak wrócą do domu to normalnego jedzenia nie zje. No i jeszcze mówili o kruchych ciastkach, że to przecież nie takie złe, bo lepsze niż np czekoladka czy coś A ja im mówię, że czasami to nawet człowiek nie wie, a w produktach typowych dla dzieci jest całą masa cukru, a człowiek kupuje z myślą, że to dobre dla dziecka. Wiem, że często kupują te misie Lubisie czy jakoś tak...chciałam im pokazać ten cały artykuł, który kiedyś był dość popularny i krążył po forum, ale znaleźć nie mogę... jakby któraś z mojego opisu zorientowała się o co mi chodzi i przypadkiem go znalazła i mogła podrzucić, to byłabym bardzo wdzięczna
Z osiągnięć to umiem już większą część 'Lokomotywy' Kaja pcha łapki, bawi się grzecznie na macie, potrafi na siebie wciągnąć taką sporą, aczkolwiek lekką maskotkę - trzeba mieć cwaniaczka na oku, albo jej ją zabierać. Trochę znudziła ją karuzelka nad huśtawką - już nie wpatruje się w nią tak bardzo jak kiedyś. Śmieje się od ucha do ucha jak z nią opowiadamy i dość aktywnie bierze udział w tych naszych rozmowach Mam wrażenie, że próbuje zwrócić swoją uwagę 'wołając' nas jak siedzimy na kanapie, a ona leży na macie.
Poza tym dalej tylko na cycusiu. Ostatnimi czasy chyba testuje ich wytrzymałość
Ojjj...troszkę się rozpisałam
tytuł: Niekończące się oczekiwania...
autor: Little Frog