11 miesięcy.
To jeszcze luzik, ale jak sobie pomyślę, że za miesiąc będziemy świętować rok, to nie mogę w to uwierzyć. Za miesiąc w Polsce...
Dzień za dniem gna jak szalony. Dobrze, że chodzimy do przedszkola (Maxi, takie otwarte przedszkole, do którego się chodzi z dziećmi na kilka godzin), bo przynajmniej odróżniam wtorek i piątek od reszty dni tygodnia.
Powoli muszę zacząć ogarniać rzeczywistość, bo jutro już środa, a ja kolejny raz miałam milion postanowień od poniedziałku, bo przecież nie będę zaczynać od środka ani od końca tygodnia. Tym oto sposobem mijają kolejne tygodnie, a mi dni uciekają między palcami.
Zmęczona jestem trochę tym wszystkim. Kaja w nocy kiepsko śpi. Jak się kładzie ok 19:30-20:00, to do 23 (zanim ja się położę) budzi się ze 3 razy. Później już różnie. Czasami 3, czasami 5. A jednej nocy alarm uruchamiała średnio co godzinę, a w międzyczasie nieziemsko się wierciła.
Ząbków mamy sztuk: 1, ale wciąż strumienie śliny płyną z jej ust.
Od kilku dni zaczyna się puszczać i stać przez chwilę, po czym z wielkim uśmiechem siada na tyłku
Oddaje mi rzeczy jak jej mówię 'daj'. Chociaż wczoraj zaskoczyła mnie jej reakcja, bo zaczęła przede mną uciekać ze swoją zdobyczą - pilotem. Dobrze wie, że nie wolno. Podobnie jak telefonów i komputerów.
Potrafi pokazać gdzie świeci słoneczko (lampka) gdzie śpią misie w łóżeczku, gdzie śpi lala w wózeczku, gdzie są marchewki i grzybki (zabawki), gdzie jest balon, gdzie są piłeczki.
Jak tylko pozbieram zabawki, a ona to zauważy, to jedną za drugą wywala za siebie.
Pokazuje gdzie m głowę i wypina język jak się jej pytam gdzie jest.
Robi 'nie nie nie' i 'pa pa pa'.
Mówi tata, mama, aaaaaa, de (idę).
W przedszkolu śmiało podchodzi do dzieci i równie śmiało zabiera im zabawki.
Jest ciekawska i zagląda do laptopa, telefonu i książki, którą czytam.
Drzemki zredukowaliśmy do 1 w ciągu dnia. W łóżeczku kończy się po ok 0,5h, a na zewnątrz w wózku dobija nawet do 2h. Dzięki temu udaje mi się trochę odsapnąć i poczytać książkę, bo w zasadzie nic innego nie jestem w stanie robić.
Wszędzie za mną chodzi, ale często wystarczy, że jestem obok, a ona się sama zabawia. Wtedy też zazwyczaj czytam
Jak widzi tatę po powrocie z pracy przebiera ze zdwojoną prędkością nogami i rączkami i pędzi do niego wołając 'tata tata'. Aż mężowi zazdroszczę takich chwil. Ja z racji tego, że wychodzę co najwyżej wynieść śmieci raczej nie spotykam się z takim entuzjazmem mojej córki na mój widok.
Ogólnie z dnia na dzień coraz więcej rozumie, wykazuje się coraz większym sprytem Ale można zauważyć, że szybko się denerwuje jak nie może osiągnąć założonego przez siebie celu. Zupełnie jak jej tata...
Na relacje z mężem ostatnio nie mam co narzekać. Jest całkiem dobrze.
Gdzieś tam co chwilę powraca temat kolejnego dziecka. Jak już to kilkakrotnie wspominałam, to są zarówno plusy jak i minusy... Mąż kiedyś stwierdził, że jest gotowy i jak ja się zdecyduję, to będziemy się starać. Jednak mam wrażenie, że sam nie jest pewien. Jak poruszam temat, to widać, że z jednej strony by chciał, a z drugiej ma wątpliwości. Wiadomo, dwie sztuki na głowie, to już o wiele większe wyzwanie. Szczególnie jeżeli musimy radzić sobie ze wszystkim zupełnie sami. Zobaczymy.
tytuł: Niekończące się oczekiwania...
autor: Little Frog