avatar

tytuł: Kociątko kici kici ;)

autor: Zelma

Wstęp

about me

O mnie:

about me

Jestem/chciała bym być mamą:

about me

Moje dzieci:

about me

Moje emocje:

hau hau hau hau hau

W te właśnie słowa odezwałam się dziś rano do Pucułowego Taty. A gdyż bowiem albowiem...

PRZESPAŁ PUCUŁ CAŁĄ NOC NON-STOP (22-7:30)

A otóż z dużym prawdopodobieństwem przespał dzięki podwójnej porcji kaszki zaaplikowanej wieczorem przez Tatę!
(Mama na ten pomysł się skrzywiła, że to może będzie za dużo (370ml!), że żołądek rozpycha, że uczenie jedzenia na noc...)

Chyba po prostu muszę przyjąć (po raz kolejny) do wiadomości, że mam 'żarte' dziecko
W sumie - biorąc pod uwagę Jego wieczną ruchliwość - to nie powinnam się dziwić!

1
komentarzy
avatar
Wow 370ml niezly wynik ;-) u nas Adas na noc wcina 270ml mleka z butli i za 3-4h pobudka na cyca.Wczesniej tez probowalam kaszka go oszukac zeby przespal noc ale gdzie tam i tak sie budzil na zarlo wiec tez mi sie trafil żarty egzemplarz,ktory 9miesiac przywital z waga ponad 10kg :-)
Dodaj komentarz

Jakoś daliśmy radę. Ale lekko nie było. Zrobiliśmy dziś drugie podejście do pobrania krwi.

Pierwsze w maju - nie udało się.
Drugie dziś - pierwsze wkłucie (prawa ręka) też nieudane. Dokarmienie, dopojenie, oglądanie łapek i stópek... i w końcu pytanie - czy zgadzamy się na pobranie krwi z żyły na głowie. Mąż wątpliwości, ja troszkę też. Ale spytałam czy to jakiś bardziej ryzykowny sposób? Nie. Bardziej ryzykowny nie, lepszy bo żyła jest widoczna. Tylko trzeba będzie przytrzymać głowę (mąż) i ręce (ja). Pobieraliśmy krew na tzw. panel pediatryczny (alegie) więc tej krwi znacznie więcej musiało 'nakapać' niż na zwykłą morfologię. Przyjemne to nie było. Ooooj nie. Ale - razem daliśmy radę. Witold darł się, prawdę mówiąc nie wiem czy bardziej z bólu czy bardziej ze złości, że jest unieruchomiony i to w dodatku na plecach. Ale... jak tylko pobieranie się skończyło, igła wyjęta - to już spoko luz, koniec awantury. Niesamowity jest ten nasz Synek

Wyniki za 10 dni. Co prawda skóra coraz lepsza - ostatnio nawet prawie już całkowicie się wszystko wygoiło, ale jednak
1. reakcja na łopatkę po jajecznicy była szybka (zaczerwieniona twarz)
2. w zeszłym tygodniu był jakiś nawrót alergii (ramiona, trochę ręce i oczywiście łydki). Łosoś? Pszenica? Cielęcina? Psy/koty? Trawy?
No nic - zobaczymy czy coś wyjdzie jakoś szczególnie. Jeśli tak to przynajmniej o tyle będziemy mądrzejści. Jeśli nie to przynajmniej nie będziemy sobie wyrzucać, że mogliśmy spróbować, a tego nie zrobiliśmy.

4
komentarzy
avatar
Oby wyniki pokazały cos sensownego!!! Biedny chłopczyk. Ale na pewno dojdziecie do tego co to jest my tez mamy problemy ze skóra co chwile cos. Dziekuje za gratulacje a mal juz roczek skończyła wiec juz nie taka mała Buziole i pozdrawiam
avatar
Oby wyniki pokazały cos sensownego!!! Biedny chłopczyk. Ale na pewno dojdziecie do tego co to jest my tez mamy problemy ze skóra co chwile cos. Dziekuje za gratulacje a mal juz roczek skończyła wiec juz nie taka mała Buziole i pozdrawiam
avatar
Oby nie na darmo te kłócia.
avatar
Ojej, biedny Pucek!
Dodaj komentarz

lipiec / sierpień

I jakoś tak biegusiem i niepostrzeżenie zrobił lipiec pęęęę i poleciał. A nastał sierpień.

Na zakończenie lipca wybraliśmy się wczoraj na cały dzień do agroturystyki/winnicy. Mieli tam 'dzień ze zwierzątkami' więc Witek był w siódmym niebie: 3 małe kotki, kózki, króliki, kury. A oprócz tego taras i trawa, hamak, trampolina. No i sadzawka. Dwa razy się Pucuł kąpał. Raz - zanim wyszło słońce, więc raptem z 10 minut. A drugi raz jak słoneczko przygrzało - siedzieliśmy w wodzie dobre pół godziny. A jaka radość! A woda, a chlap chlap, a piasek, a błotko (a błotko można zjeść - przynajmniej tyle co mama nie zauważy bo nie wiadomo czemu jak tylko zbliżam rękę to paszczy to mama chlap chlap i mi całe pieczołowicie zebrane w rękę błoto wymywa...) 'Wystroiłam' Pucka do tej drugiej kąpieli w kąpielówki a do tego w koszulkę kąpielową - zakrywała mu szyję/kark/ramiona więc nie musiałam smarować go całego kremem. A na łepetynę dostał kapelusz. Ku wielkiemu niezadowoleniu bo średni czas zdejmowania nakryć głowy to u Pucka 3 sekundy Zwykle mu daruję i zakrywam go w inny sposób. No ale tym razem się nie dało więc kapelusz został zawiązany pod szyją.

Dzień bardzo przyjemny. Razem z nami przyjechała jeszcze ciocia Z. z Szymkiem i szymkowym tatą oraz Tymek z rodzicami. W sumie nazbierało się 6 dzieciaków - same facety. I to tak zabawnie, że w rosnącym' wieku: Witek i Tymek najmłodsi - 9 miesiecy, a potem 1,5 roku, 2,5 roku, 3,5 roku i 5 latek. Zabawnie było obserwować jak się od siebie dzieciaki różnią, co w jakim wieku potrafią. Jak się mowa rozwija. Oczywiście każde dziecko rozwija się indywidualnie, ale 1 rok różnicy to akurat tyle, żeby widać było te różnice.

No i w czasie tego wyjazdu wyrżnęła się Puckowi prawa górna jedynka. Czekały te zęby pod powierzchnią jak dwie łopaty - i wczoraj właśnie jedna się przebiła.

Sierpień natomiast rozpoczął Pucek z przytupem. A właściwie przy-kupem. Cztery kupy dziś były. Plus wyczucie momentu bez pieluchy i zrobienie mokrej plamy w dużym pokoju.

No i... popisała się dziś matka zdolnością kojarzenai faktów... nie ma co. Obiad obiad, a Pucek grymasi. Na widok łyżeczki odwraca głowę. No dobra - myslę sobie, może wreszcie trafił jakiś słoiczek, który mu nie podszedł. No ale nie chce, to nie. Za to pierś - o tak, rzucił się jak tygrys i padł zmęczony. Po drzemce drugie podejście do słoiczka - to samo - głowa w drugą stronę. Cycek tak. Potem wrócił tata, zabrał Młodziaka na spacer - ale wrócili wcześniej bo się Pucek awanturował. W domu się troszkę uspokoił, ale nadal marudny. Kaszka naszykowana - dosłownie 2 łyżeczki i cyrk. Głowy odwracanie, wyginanie... Aż w końcu mnie olśniło!!! PRZECIEŻ MU SIĘ WŁAŚNIE ZĘBY PRZEBIJAJĄ!!! No to szast prast - Dentinox na zęby, trochę pomasowałam dziąsło... i dosłownei jak ręką odjął. Szeroki uśmiech, dziób otwierany do kaszki. Oczywiście musiał mieć zajęcie dla rączek, ale to akurat standard. No i tak się Pucek rozpędził... że znowu jakieś 370ml kaszki wciągnął. Gdzie mu się to mieści to pojęcia nie mam, nawet obawy mam czy to jednak nie za dużo... ale żadnego wmuszania itp. nie było. No i jak tak zjadł tę kaszkę to mnie olśniło po raz drugi. Że ten dzisiejszy obiad to raczej nie smak tylko kwestia zębów. I że wczorajsza kaszka to też nie było grymaszenie tylko prawdopodobnie zęby. Ehh.... no blond matka, blond...

A i jeszcze taka ciekawostka. Ma zabawkę - książeczkę, 3 'strony' i na górze przycisk-słoneczko. Jak naciśnie palcem (a już obczaił jak się naciska) to odzywa się głos lub króciutka piosenka ('Ile kaczuszek widzicie? Jedną, dwie, trzyyyyy!' ' Mrugaj, mrugaj gwiazdko ma, dziwię się skąd jesteś tam'). Dzisiaj dałam mu pierwszy raz inną zabawkę. Tylko tam technologia jest inna tzn. też jest świecące słoneczko, ale naciska się nie je, a przyciski obok. A Pucek... próbował kilka razy - analogicznie - naciskać to właśnie słoneczko. Zastosował coś co sprawdziło mu się w poprzedniej zabawce. I widać było jak coraz mocniej palec przyciska, intencjonalnie. Ahhhh spryciula mały.

2
komentarzy
avatar
avatar
Noo spryciarz jeden, jak potrafi kombinować i jaką ma pamięćpięknie obserwować takie chwile
Dodaj komentarz

Serek koryciński, niby naturalny, ale jednak lekko słony. Na niego miód, a w drugą rękę kabanosa. A wszystko to popić mlekiem. Taa... chyba znowu muszę w ciążę zajść, żeby w ramach zachcianek miała smaka na 'normalne' rzeczy A myślę co by tu jeszcze przekąsić. Banan?

EDIT
Znowu zajść w ciążę. Jak to kosmicznie brzmi. I to nie, że drugie dziecko to kosmos. Tylko, że... patrzę na mój brzuch i po prostu ciąża - ta, która była wydaje mi się teraz tak nierealna, tak nieuchwytna, jak sen jakiś. i nawet to, że Witold śpi w pokoju obok nie sprawia, że to bardziej realne jest. Normalnie... jakbyśmy go w kapuście znaleźli. W którymś pamiętniku na belly przeczytałam kiedyś, że mama brzdąca już sporego patrzy czasem na niego i z pewnym zdziwieniem pyta samą siebie - to naprawdę moje? moje dziecko??!!! A to naprawdę się dzieje... KOSMOS!

3
komentarzy
avatar
Też mam takie jak odczucia... Patrzę na Leona i nie wierzę, cały fakt bycia w ciąży kiedyś tam jest hiper nieralny, nawet nie wiem jak to ubrać w słowa. Co do kawiarni. Jest! Muszę obczaić co i jak
avatar
Te 9 miesięcy szybko się zaciera! Ja też się ostatnio przygladałam sobie i nie wierzyłam, że Bartuś tam w brzuchu mieszkał.
avatar
W ciąży 2 jestem i też nie wierzę.. ciekawe kiedy uwierzę
Dodaj komentarz

Kiedyś:
Ale jak to już niedziela wieczór i koniec weekendu? Przecież 'wczoraj' był piątek!

Teraz:
Ale jak to znowu weekend? Przecież 'wczoraj' był poniedziałek...

I tak to właśnie ten tydzień minął - piorunikiem! A co się działo? Dużo i różnie.

* Przerżnęły się obydwie górne jedynki. Bez wielkich dramatów, ale z dwa-trzy razy Dentinox bardzo pomógł- pozwolił zjeść posiłek bo inaczej zaciskanie oczu, paszczy i odwracanie głowy.

* z jedzeniem w ciągu dnia ogólnie tak sobie - zwykle Witold jest tak zajęty wszystkim dookoła, że szkoda mu czasu na jedzenie. Zjeść zje, ale ganiaj delikwenta z łychą i słoiczkiem po całym mieszkaniu.

* Nowości tego tygodnia: wołowina, burak czerwony, kasza jęczmienna. We własnym zakresie zjadł Witold kawałeczek gąbki z tatowego przyrządu do ćwiczeń. Zjadłby więcej, ale mu siłą z paszczy wyjęłam (tak tak - najpierw jest cicho, a po chwili dociera do ciebie, że to bardzo, bardzo niedobrze).

* Z zębów robi użytek. Przy Kp jest na szczęście delikatny. Ale ugryźć mamę w nogę czy obojczyk - o tak, to jest gratka.

* Noce kiepskie - 2-3 pobudki. Czasem jedzenie, czasem tylko przekręcić się i zasnąć. Czasem zęby. Czasem przytulić. Od wtorku/środy odpalił się też lęk separacyjny. /Opiszę osobno/.

2
komentarzy
avatar
Gratuluję ząbków podobno w 41 tyg zaczyna się skok ostatni w 1rż może stąd te noce takie? Pociesze Cię, u nas nie lepsze.
avatar
Mądry chłopak z Witka rośnie :-) super, że te zęby to u Was znośnie się pojawiają. Mój synek ma dwa, ale wygląda jakby przynajmniej 4 miały się pojawić. Lęk separacyjny też się rozpoczął...
Dodaj komentarz

Wyczyny i przygody:

* wleźć pod krzesełko do karmienia, przesunąć, odblokować piłkę blokującą wyjście na balkon, piłka się wyturlała, Wit czmychnął na balkon
* 2 x upadek z kanapy ;( zejść potrafi sam tyle, że raz się 'zagalopował', a drugi kanapa niespodziewanie się skończyła
* wtorek - pierwsza rozmowa przez internet - z obrazem (ciocia Ania)
* środa - wyprawa na działkę (spotkanie z elektrykiem). Witold przetrzebił kwiatki posadzone na wejściu.
* czwartek - spotkanie z Karoliną i Ptysiem kotem. Wit uwielbia koty, koty Wita również, tyle że na odległość. Ptyś jednak wcale się nie wystraszył i nie miał zamiaru uciekać. To się Witold zdziwił. Ale szybko doszedł do siebie - i dalej, bawić się (z) kotem. Kot machnął łapą(nie ma nawyku wysuwania pazurów) i pacnął Witolda w rękę. A Witold zamiast się wystraszyć i uciekać - zaczął się zachwycony chichrać. No to na odmianę kot się zdziwił. I tak to sobie przez resztę dnia dokazywali.
* piątek - wyczyn mamy = wielkie sprzątanie z Puckiem przemieszczającym się po całym mieszkaniu. Lekko nie było...
* sobota - wyjazd na działkę, tym razem w asyście mamy i taty plus Tymek z rodzicami. Jak tylko przyjechaliśmy zaczęło padać - ale czmychnęliśmy do domku. Pustego, ale przytulnego. Pucek uparł się, żeby zobaczyć czy taras na pewno mokry (mokry - ubranie do zmiany). A potem chłopaki urzędowali na podłodze wymieniając się zabawkami. Dorośli urzędowali... na podłodze również - zamówiliśmy pierwszą pizzę do Anulina. Bardzo bardzo dobra to pizza była. Potem młodziaki zostały wyspacerowane nad rzekę, tatusiowie nawet zanurzyli tyłki w wodzie. Ja tymczasem walczyłam z bambusem - niezłe wykopki mi wyszły, ale warto było bo sporo tego dziadostwa wyjęłam z ziemi. Ogólnie - bardzo bardzo miły dzień. I widzę nas tam przyjeżdżających na weekendy.
* niedziela - sprzątanie/szykowanie/gotowanie = wizyta gości. Goście przywieźli dla Pucka zabawkę - tor kolejowy Tomka czy jakoś tak. Fajna zabawka bo bez żadnych baterii i melodyjek. Tor wprawiany jest w ruch przez ruszanie wajchą. A wajchę już Witold opanował i sam wie jak tor wprawić w ruch. GUT!

I jeszcze coś tam na pewno chciałam dodać, opisać, zapisać... ale już, pstryk, poszło umknęło...

Aha - jeszcze witoldowa waga z soboty >>> przebił 9kg (po jedzeniu).

A, i jeszcze pieluchy. Dada wypuściła jakieś nowe, 'lepsze'. Na razie wrażenia kiepskie, wcale nie lepsze. Nie wiem tylko czy to kwestia zmian czy też po prostu nadszedł czas na większy rozmiar.

A... i jeszcze w któryś dzień utrzymał się Witold sam na nogach tzn. bez podpórki (jakieś 10 sekund, ale świadomie - czuł nogi).

0
Dodaj komentarz

lęk separacyjny

Otóż... wygląda na to, nim dobrze zdążyłam się zmartwić i opisać... to już po sprawie. Na ten przykład, gdy lęk się nasilił Pucek wchodził i wychodził na balkon - w zależności od tego, gdzie ja jestem. Tak, żeby mieć mnie cały czas na oku. Wcześniej tak nie miał - balkon był na tyle atrakcyjny, że jak tylko tam czmychnął to zapominał o bożym świecie (i o mamie również). I... znów jest po staremu. Dzisiaj jak wyrwał na balkon... jak się zaaferował pracami ogrodniczymi.... jak ziemię kopał, a roślinki wyrywał... tak w ogóle nie zauważył, że weszłam i podeszłam. Na swoje imię trzykrotnie wymówione też nie. A jak już mnie łaskawie dostrzegł - to owszem - ucieszył się. i w tę radośnie rozdziawioną buzię wpakował sobie garść ziemii...

Do lęku wracając, objawy były takie, że tylko mama, mama, mama - i nawet tata nie był dość dobry.Na ten przykład kiedy weszłam do łazienki - krzyk, wrzask, bunt, wicie się na rękach u taty i szarpanie drzwi (harmonijkowych) do łazienki. Wszelkie wycia cichły kiedy tylko dostał się na moje ręce. A będąc na rękach u taty wyciągał ręce do mnie - żeby się na moich rękach znaleźć.

Fragment z http://dziecisawazne.pl/lek-separacyjny/
'Lęk separacyjny nie jest na pewno żadnym zaburzeniem. Jest prawidłową fazą rozwoju i świadczy o tym, że wieź, która powstaje między opiekunem i dzieckiem, jest na tyle stabilna, że może pełnić ważne funkcje ochronne. Dziecko wyróżnia osobę, do której jest przywiązane, spośród innych. Woli mamę od innych osób i jest to zdrowe i potrzebne w tym momencie jego rozwoju. Dzięki więzi dziecko zaczyna pilnować się rodzica w tym momencie, kiedy zaczyna być bardziej mobilne, jest więc mniejsza obawa, że się zgubi. Bo trzeba pamiętać, że te mechanizmy wykształciły się w czasach, kiedy ludzie byli koczownikami – wtedy dzieci nie raczkowały ani nie biegały po mieszkaniach i ogrodzonych placach zabaw, tylko po sawannie.'

Także, możnaby rzec - Witold ogarnął jakoś tę swoją sawannę. A my odetchnęliśmy. A w sytuacji wycia itp. - najlepiej dziłaa odwrócenie uwagi.

Wyczyny > Witold nadal poluje na uszkodzony kontakt. Próbujemy go uczyć znaczenia slowa 'nie' / 'nie wolno'

Z niefartów natomiast
* wspomniane 2 upadki z kanapy
* pokrywa skrzyni co spadła na paluchy
* sobota - tata chce wziąć Pucka na barana. Niestety stoi akurat w progu... o czym zapomina!
* dziś -> odrobinę starszy berbeć przydepnął paluszki
Witold na szczęście cały i zdrowy.

1
komentarzy
avatar
Z tym schodzeniem z łóżka to jest tak, że jest fajne i się umie, ale jak trzeba coś dopaść na podłodze to nie ma czasu na kombinowanie! U nas chyba nie było jeszcze lęku seoaracyjnego. Choć ostatnio bardzo często na mnie "wisi"
Dodaj komentarz

lęk separacyjny

Otóż... wygląda na to, nim dobrze zdążyłam się zmartwić i opisać... to już po sprawie. Na ten przykład, gdy lęk się nasilił Pucek wchodził i wychodził na balkon - w zależności od tego, gdzie ja jestem. Tak, żeby mieć mnie cały czas na oku. Wcześniej tak nie miał - balkon był na tyle atrakcyjny, że jak tylko tam czmychnął to zapominał o bożym świecie (i o mamie również). I... znów jest po staremu. Dzisiaj jak wyrwał na balkon... jak się zaaferował pracami ogrodniczymi.... jak ziemię kopał, a roślinki wyrywał... tak w ogóle nie zauważył, że weszłam i podeszłam. Na swoje imię trzykrotnie wymówione też nie. A jak już mnie łaskawie dostrzegł - to owszem - ucieszył się. i w tę radośnie rozdziawioną buzię wpakował sobie garść ziemii...

Do lęku wracając, objawy były takie, że tylko mama, mama, mama - i nawet tata nie był dość dobry.Na ten przykład kiedy weszłam do łazienki - krzyk, wrzask, bunt, wicie się na rękach u taty i szarpanie drzwi (harmonijkowych) do łazienki. Wszelkie wycia cichły kiedy tylko dostał się na moje ręce. A będąc na rękach u taty wyciągał ręce do mnie - żeby się na moich rękach znaleźć.

Fragment z http://dziecisawazne.pl/lek-separacyjny/
'Lęk separacyjny nie jest na pewno żadnym zaburzeniem. Jest prawidłową fazą rozwoju i świadczy o tym, że wieź, która powstaje między opiekunem i dzieckiem, jest na tyle stabilna, że może pełnić ważne funkcje ochronne. Dziecko wyróżnia osobę, do której jest przywiązane, spośród innych. Woli mamę od innych osób i jest to zdrowe i potrzebne w tym momencie jego rozwoju. Dzięki więzi dziecko zaczyna pilnować się rodzica w tym momencie, kiedy zaczyna być bardziej mobilne, jest więc mniejsza obawa, że się zgubi. Bo trzeba pamiętać, że te mechanizmy wykształciły się w czasach, kiedy ludzie byli koczownikami – wtedy dzieci nie raczkowały ani nie biegały po mieszkaniach i ogrodzonych placach zabaw, tylko po sawannie.'

Także, możnaby rzec - Witold ogarnął jakoś tę swoją sawannę. A my odetchnęliśmy. A w sytuacji wycia itp. - najlepiej dziłaa odwrócenie uwagi.

Wyczyny > Witold nadal poluje na uszkodzony kontakt. Próbujemy go uczyć znaczenia slowa 'nie' / 'nie wolno'

Z niefartów natomiast
* wspomniane 2 upadki z kanapy
* pokrywa skrzyni co spadła na paluchy
* sobota - tata chce wziąć Pucka na barana. Niestety stoi akurat w progu... o czym zapomina!
* dziś -> odrobinę starszy berbeć przydepnął paluszki
Witold na szczęście cały i zdrowy.

0
Dodaj komentarz

- Witek, ja też nieszczególnie lubię myć zęby...
- Szczególnie Twoje zęby...
- A szczególnie tym... tą... prezerwatywą.

/Czyli Tata kąpie Pucuła i wyraża swoje zdanie o szczoteczce nakładanej na palec/

0
Dodaj komentarz

- Witek, ja też nieszczególnie lubię myć zęby...
- Szczególnie Twoje zęby...
- A szczególnie tym... tą... prezerwatywą.

/Czyli Tata kąpie Pucuła i wyraża swoje zdanie o szczoteczce nakładanej na palec/

0
Dodaj komentarz
avatar
{text}