avatar

tytuł: Kociątko kici kici ;)

autor: Zelma

Wstęp

about me

O mnie:

about me

Jestem/chciała bym być mamą:

about me

Moje dzieci:

about me

Moje emocje:

Znowu Jura, dzień upalny nieziemsko. Ale dobry dzień. Chłopaki (Witek i kuzino) zrobili nam pobudkę o 5 rano... ale spoko.

Dzisiaj:

1. Może mało rozsądnie (skóra), ale za to bardzo wielką radość sprawiając - dzisiaj wykąpał się Witek po raz pierwszy w akwenie wodnym (zalew Kostkowice). Łoooo jakąż frajdę miał jak zaiwaniał w płytkiej wodzie po piasku! To było około 12-13. Do wieczora żadne uczulenie itp.

2. Pucek przeszedł kilka razy tunelem.

A mi się.. \tak strasznie kleją oczy.

0
Dodaj komentarz

Wrzód pękł, ropa się wylała, trochę się jeszcze sączy.
Ulga, ale też obawa czy szybko się zagoi i jak bardzo będzie widoczna blizna.
Oby zabliźniło się tak, abym nigdy nie musiała Ci Synu tłumaczyć o co dokładnie chodziło...

...
Jakiś czas temu już zauważyłam pojedyncze siwe włosy męża.
Dziś rano zobaczyłam ile ich przybyło... od wczoraj?
Dobrze że na widok Witka uśmiecha się całym sobą.

'Witek, ale Ty masz szczęście, że masz taką mamę'

5
komentarzy
avatar
Bardzo enigmatyczny ten wpis ... :/
avatar
A gdzie ten wrzód i u kogo?
avatar
no właśnie, ocb z tym wrzodziakiem ?
avatar
A co to się stało?
avatar
Zelmo co się stało?o co chodzi z tym wrzodem?pisz dokładniej bo nas martwisz
Dodaj komentarz

Wrzód w przenośni - sprawy rodzinne.

3
komentarzy
avatar
No to rzeczywiście, sprawy rodzinne, te trudne, są jak wrzód, to racjakochana, oby szybko ten wrzód się zagoił i nie pozostawił po sobie znaku, trzymaj się dzielnie.
avatar
najwazniejszy ten komentarz męża - wsparcie Dacie radę!
avatar
Oj Zelmo! Jedząc śniadanie i czytając Twój wpis nie potrafiłam znaleźć słów na komentarz jednym słowem mleko się rozlało. Cokolwiek się nie wydarzyło mam nadzieje, że uda się to wszystko posprzątać!
Dodaj komentarz

Nigdy nie mów nigdy...

Kilka dni temu mówiłam, że owszem, był czas kiedy Witek interesował się własnymi stopami, ale nigdy nie aż tak, żeby włożyć palca od stopy do buzi. I że już chyba tego nie zrobi. No to wczoraj zrobił, a dziś powtórzył

Z innych wyczynów - dałam mu dziś jabłuszko w siatce i założyłam śliniak, żeby mniej się ubrudził. Zdjął śliniak (rzep) a potem jakimś cudem rozkręcił siatkę do czynników pierwszych.

Jedzenie - mniej/więcej ustalił się rytm:
śniadanie -> pierś
II śniadanie -> owoce (jabłko/banan/jagoda) i/lub kaszka (różne, na wodzie) i/lub pałeczki kukurydziane (chrupki) i/lub pierś
obiad cz. 1 -> słoiczek mięsny cz. 1 + pierś
obiad cz. 2 -> słoiczek mięsny cz. 2 i/lub gotowane warzywa w całości (np. kalafior, brokuł, marchew) i/lub pierś
kolacja -> kaszka na mm (tata) -> kąpiel -> kp (mama)
Do tego woda jurajska (ustnik) - jak najwięcej w ciągu dnia

Aa - z wyczynów jeszcze - zęby (dolne 1) cały czas idą. Może słabo je jeszcze widać, ale wiem, że są ostre. Wiem bo mnie dziś dziamdziak ugryzł! W ramię. Przy jedzeniu jest delikates.

Apropos jedzenia jeszcze - nadal trzymam się schematu, że nowa rzecz co 3 dni (nie częściej). Tym sposobem w poniedziałek poszedł słoiczek z pomidorem. Jakieś takie obawy miałam, że pomidor ryzykowny, ale na razie wszystko gra. Jutro (dziś) będzie pomidorowa, a potem chyba rybka.

Spanie - ogólnie ok. Ale ciągle coś:
N/Pn - wróciliśmy późno, kaszkę zrobiłam, ale nie miałam siły na karmienie (Witold nie był jakoś szczególnie głodny). Tylko kp było - o i się Dziamdziak na jedzenie obudził.
Pn/Wt - dwie pobudki - za gorąco. Jak zamieniłam śpiwór na kocyk - to przespał do samego rana. Dzisiaj mocno się zastanawiałam co właściwie mu do spania na grzbiet wciągnąć.

5
komentarzy
avatar
Ach z tym spaniem, ja już skapitulowalam, Leon najlepiej śpi bez przykrycia i na krótki rękaw.
avatar
W przypadku dziecka mówienie nigdy się nie sprawdza! Sprytny Maluch!
avatar
Ale Ci ten synuś rośnie mamusia i jakie ma smaczki! Dzięki za komentarz w sprawie glukozy po obciążeniu. Muszę spokojnie poczekać na wyniki, które dostanę za parę dni.
avatar
U nas cokolwiek na niej wyląduje, to robi rowerek i skopuje. Dopiero wtedy może zasnąć. A ja też sama nie wiem jak ją ubierać i nakrywać do snu. I oczywiście nigdy nie mów nigdy
avatar
Powiedz mi, Zelmo, jak nauczyłaś Witka pić nie tylko cyca!? Za 2miesiące *już niecałe) Agatella zostanie bez cyców na kilka dni (w sensie mojego szpitala) i kompletnie nie wiem jak się do tematu zabrać. Na widok butelki - spazmy help
Dodaj komentarz

Oż frankenfaken zmęczona dziś jestem. A zgodnie z prawem Murphiego - dzieć łobuzował w nocy... to w dzień spać nie będzie. Nie będzie też spać w łóżeczku ani bawić się sam w zagródce. I jeszcze żeby humor miał zły - a nie. Usmiechy śle takie, że hej, zadowolony - byle tylko pozwolić mu rozrabiać. A dzieć w formie. Ze 3 razy pokonał próg prowadzący na balkon, zerwał mi trochę kwiatków, zjadł trochę wysypanej ziemi... Jak wyjście na balkon zasłoniłam krzesełkiem do karmienia (żeby jednak drzwi zostawić otwarte - przewiew)... to przelazł sobie dołem i już był na progu. Acz jedną nogą jeszcze przed płozą fotelika więc... chciałam Synowi odgrodzić wyjście na balkon a tymczasem odgrodziłam sobie dostęp do małego urwisa (bo fotelika nie mogłam ruszyć aż on nie ruszy nogi, a inaczej dostępu nie miałam. Taka... PŁOZA życia...

A teraz dylemacik. Bo uśpiłam dziecia w wózku. Wózek na korytarzu. Na dwór/spacer nie mam siły iść, wyspaceruje się Młody wieczorem z tatą. Bo ja mam wieczorem wychodne. Tylko dylemacik - skoro Młody śpi to też się kimnąć czy też jednak nadgonić jedną z tysiąca spraw, których nie mam szans ruszyć jak Młody nie śpi? Hmmmm???

7
komentarzy
avatar
Spaaaaać! Ja tak zrobiłam ostatnio i ani trochę nie żałowałam!
avatar
Ja bym poszła spać
avatar
Spać! Marsz!
avatar
Żaden dylemat! Idź spać!
avatar
Spij
avatar
Jasne, że spać!!!śpij i wypoczywaj ile wlezie
avatar
Kiedy widzę słowo SEN, od razu, bez namysłu, polecam własnie tę opcję
Dodaj komentarz

Otóż tak. Spać oczywiście nie poszłam, ale nawet nie miałam szans bo drzemka trwała ze 30 minut. Potem dospał może z 15-20. I później później jeszcze ze 20 minut. Czyli godzinkę z haczykiem. Masakra - i dla mnie i dla niego. Przy drugiej drzemce prysznic wygrał z drzemką, na sen już czasu nie starczyło. Uczciwy obiad też nie bardzo wyszedł. Teraz już ok, wracam z 'wychodnego' zmęczona, ale spokojna. Ale 3 godziny temu to na oparach już jechałam.

1
komentarzy
avatar
Współczuję zmęczenia. Tego się najbardziej obawiam jak już mój synek będzie po drugiej stronie brzuszka. Ja jak się nie wysypiam to mam depresję. Mam nadzieję, że jakoś to będzie. Trzymam kciuki za możliwość przespania się na tyle, abyś nie chodziła jak zombie.
Dodaj komentarz

Czas dla siebie - na doładowanie baterii. BARDZO WAŻNA RZECZ!!!
I to nie tylko dla nas mam osobiście, ale dla dobra całej rodzinki.

Po wczorajszym naładowaniu baterii - dziś zupełnie inna energia.
I nic to, że Młody budził się w nocy 3 razy (2, 4, 5?) Wczoraj skapitulowałam - spał w czymś takim rampersowatym, luźne, ale z długim rękawem i nogawką (bez stóp). Bez dodatkowego przykrycia, okno - oba skrzydła uchylone przez całą noc. I co? Otóż... przy pierwszej pobudce miałam wrażenie, że PIĆ mu się chciało. Pić, nie jeść. Oczywiście podałam co miałam najszybciej pod ręką - czyli cycka. Ale na dzisiejszą noc uzbroję się w wodę. Wolałabym go w nocy już nie karmić bo mycia zębów w środku nocy jakoś nie widzę. No nic - zobaczymy.

Co do picia, na prośbę mauej
butelka smoczkowa > u nas nigdy tak naprawdę nie weszła do użytku. Pierwsza próba (jak Młody miał 2 miesiące) kompletnie nieudana. Druga próba - dopiero niedawno (7,5m). Kupiłam pierwszą-lepszą-najtańszą z rossmanna, stwierdziłam, że nie będę na początek inwestować. Na pierwsze podanie odciągnęłam swoje mleko, żeby pachniało znajomo... i wyszłam z domu. Mąż się jakoś z butelką dogadał, ja do tej pory nie, zresztą jak Witek czuje moje mleko to ma w nosie butelkę. Także - temat opanował mąż, ale w praktyce nie stosujemy bo mm służy tylko jako podkładka do wieczornej kaszki, a kaszkę robimy gęstszą i idzie po prostu łyżeczką.

Natomiast w zakresie picia innymi metodami niż klasik butla > stosuję tylko do wody/herbaty koperkowej.
Testowałam różne opcje, bardziej na zasadzie zabawy niż 'musisz nauczyć się pić' bo mieliśmy czas /brak przymusu.
Z wodą jest łatwiej niż z mlekiem - jak się rozleje to po prostu wyschnie i już. Z metod przetestowanych:
1. kubek niekapek z miękkim ustnikiem i łapkami do trzymania > super, Witek niemal od razu załapał, az byłam zdziwiona.
2. kubek niekapek z twardym ustnikiem > kit (albo Witek jeszcze na to za mały)
3. słomka/bidon ze słomką >Wit jeszcze za mały
4. nakrętka od butelki/kubka > fajny 'kubeczek' do podania małej ilości płynu (Witek zwykle pije z tego 2-3 łyki wody z saszetką Latopic
5. woda butelkowana dla dzieci - żywiec > tak sobie (ustnik twardy taki zamykany/otwierany klik klik)
6. woda butelkowana Jurajska Junior > HIT! Bardzo sprytny ustnik. Co prawda butelki Wit sam nie utrzyma, ale jak mu trzymam to pije i pije Czasem mam wrażenie, że wcale nie chce mu się pić, ale podoba mu się sama czynność
7. kubek doidy > kupiłam (używany i wyparzyłam). Ciekawa ciekawostka, ale na razie stoi i czeka na lepsze czasy. Myślę, że będzie fajny, ale jak już Wit bardziej skoordynuje łapki.

3
komentarzy
avatar
Myślę o niekapku. Podaj mi jaki się konkretnie u Was sprawdził (w sensie marka / model). Muszę coś zacząć testować, żeby z czystym sumieniem w tym sierpniu zniknąć ...
avatar
Ja niekapek mam z NUK i Wikuś sam potrafi się obsłużyć od początku do końca Dodyjak na razie jest jako zabawka do gryzienia , nie wie, że te małe plastiki trzeba trzymać rączkami, lepiej trzymać je w buzi
avatar
Na tym Witek ćwiczył i 'załapał' http://www.aptekagemini.pl/akuku-kubek-niekapek-z-uchwytem-i-ustnikiem-od-4-miesiaca-280ml.html A potem kupiłam mu canpol - też z miękkim ustnikiem tylko butelka z mniejszą pojemnością (120ml zamiast 280ml) http://canpolbabies.com/pl/produkty/produkt/837 Obydwie butelki były przezroczyste i to bym polecała bo wtedy widać czy coś pije czy nie. A co do treningu to ja na początku nalewałam minimalne ilości wody (tak ze 20ml?) i dawałam Witkowi do zabawy (tzn. nie próbowałam go poić tylko dałam mu butelkę, on się nią chwilę bawił, a jak trafił na ustnik to automatycznie wpakował do paszczy bo to był ten czas, kiedy wszystko co nowe pakował do paszczy. Więc tak trochę podstępem do tematu podeszłam.
Dodaj komentarz

Otóż! Uważam, że Portugalia wcale, a wcale nie zasłużyła na awans.

Natomiast z innych kwestii w telegraficznym skrócie
* nocka dziś ok, jedna pobudka o 4; wody nie chciał, cycka trochę, ale tak najbardziej to chyba się przytulić. Hym...
* wieczorem była burza, ochłodziło się więc znowu miałam dylemat w czym go kłaść do spania. Ostatecznie rampers z krótkimi rękawami i nogawkami + leciutki kocyk materiałowy. Uwaga! Nie skopał kocyka (ale pewnie wszystko przed nami).

* w tym tygodniu obejrzeliśmy 2 kolejne mieszkania. Serce i rozum rozdarte. Mieszkania i lokalizacja bardzo bardzo tak. Tylko cholera bez windy. Gdyby chodziło tylko o Pucka to bym się nie przejmowała bo coś mi mówi, że za długo to on już nie pojeździ wózkiem. Ale w planach nr 2... I wiem wiem, że ludzie jakoś bez wind się obywają, a też wózki, gondole, zakupy i takie tam mają. Ale jednak wolałabym windę mieć - przynajmniej przez najbliższych kilka lat.

* wczoraj - baaaardzo fajne spotkanie z inną mamą. Jej synek ma 10m i super się z Witkiem razem bawili. Na przykład wyścig na czworaka sobie urządzili. Planowana rewizyta

* Witek > ma smyk mały niezły słuch. Wczoraj urzędował w pokoju (rozpracowywał zdaje się drzwi od szafki). W pewnym momencie z łazienki dobiegl szum wody nalewanej do wanienki. W te pędy poczworakował przez cały pokój i cały korytarz do łazienki. Gdyby mówił to zakrzyknął by pewnie: 'Kąpiel!!!! Yeaaaah! Kąpiel!!! Przybywam, pędzę, lecę!!!' )

* Zaczął dzyngiel kombinować jak się z wózkowych szelek uwolnić. Do tej pory miał w miarę luźno zapięte... no to sie teraz wojna zacznie...

Jeszcze coś miałam odnotować, ale umknęło mi...

Dziś natomiast znów ruszamy na Kujawy. Ja z Puckiem na weekend do Torunia - z koleżanka i jej synkiem. A mąż... no cóż, Pucułowy tata ma przed sobą dużo trudniejszy weekend. Dużo...

5
komentarzy
avatar
W kwestii Portugalii uważam tak samo. W kwestii mieszkania hmmm winda to spore ułatwienie i jednak ważne kryterium. Życzę powodzenia w szukaniu! No i miłego weekendu
avatar
Jak nie oglądam piłki nożnej, tak z tych mistrzostw obejrzałam chyba większość meczy. Ten wczorajszy najlepszy. Myślałam, że mi serce wysiądzie, takie emocje! Zdecydowanie Polacy zasłużyli na awans. Niestety mieli mniej szczęścia. Ale i tak jestem dumna, bo pięknie zagrali. Co do windy, to niby da się żyć bez niej, ale skoro macie czas może uda Wam się znaleźć coś lepszego Albo niżej albo z windą. To już tak jest - niektóre rzeczy są niekonieczne, ale za to jak potrafią człowiekowi życie ułatwić.
avatar
U nas Bartuś śpi w samym bodziaku na krótki rękaw po dzisiejszej nocy to rozważam spanie w samej pieluszce. U nas jest bardzo gorąco prawie 30 stopni.
avatar
To i ja się udzielę - odnośnie windy.Choćby mieszkanie było najwspanialsze to nie warto wybierać bloku bez windy.Uwierz mi, wiem coś o tym.Wnoszenie zakupów to męczarnia, wnoszenie dziecka - kolejna, o wózku już nie wspominając.Może to się wydaje, że dałabyś radę, no i pewnie byś dała, ale po co się męczyć, kombinować, dźwigać, jak można poszukać lokum z windą.My głównie z tego względu się przeprowadziliśmy.No chyba że upatrzyliście coś na parterze
avatar
Spryciula z Witula
Dodaj komentarz

Piątek 01.07

LIPIEC! Jak to się stało (i kiedy!) że to już lipiec! Dzień dobry. Dałam radę dobrze dzień zaplanować - i zrealizować. Ogarnęłam mieszkanie i trochę balkon, 2 prania, pakowanie na weekend + spakowanie kartonu Puckowych rzeczy na przechowanie. Myknęliśmy też z Puckiem na zajęcia dla dzieci (pieszy spacerek połączony z drzemką + byliśmy punktualnie, a nawet przed czasem... dla mnie to wyczyn, więc odnotowuję Odebrałam dla Pucka kocyk (pogoda może nie sprzyja kocykom, ale ten kocyk w kocie pyszczki był I odebrałam jeszcze zabawkę - 3 kostki do wciskania/kręcenia/przekładania. Z jednej strony mam wrażenie, że wyrasta już z tych zabawek, które ma i warto by mu powoli wymieniać na mniej dzidziusiowe. Z drugiej strony... mam wrażenie, że najlepsze zabawki to nie-zabawki. W piątek na ten przykład prawie wlazł do pralki bo mu się bęben spodobał (dziurkowana powierzchnia i trochę się kręci... bajer!!!) Także dzień produktywny, wyjazd w miarę o czasie, bez nerwowego pakowania się z poczuciem winy, że znowu się ślamazarzę + zostawiam rozgardiasz w mieszkaniu.

Wieczór u babci (mojej mamy). Pucek w pierwszej chwili trochę onieśmielony nowym miejscem, ale szybko ruszył do boju i podboju. Nowa podłoga, nowe nogi od stołu, nowe szafki do wspinania. No i kocie drapaki. Drapaki tylko bo koty na widok Pucka same dały drapaka A on się tylko chciał przywitać przecież

Mama zrobiła dla mnie i dla siebie kukurdzę - taką świeżą, ugotowaną w kolbach. Pucek też się dorwał. A jak sę dorwał to już mi oddać nie chciał No chwycił kolbę łapami i usiłował coś dla siebie wyszarpać'. Zawartość pieluchy następnego dnia poświadczyła, że kilka ziarenek kukurydzy istotnie udało mu się wyszarpać (acz nie skorzystał za wiele bo wyszły, jakby to ująć, w stanie w miarę nienaruszonym). Ale nie uprzedzajmy faktów, jak to mawia Wołoszański. Piątkowy wieczór miły, czereśniowy. Z innych odkryć Pucka - drewniana pałka do wyrabiania ciasta - świetnie się ją 'tarza' po podłodze. I zabawkowy helikopter, który dostał pod choinkę. Wtedy był za mały - teraz już w sam raz.

Sobota (2 lipca)
Śniadanko i przedpołudnie z mamą/babcią. Babcia 'odkryła', że ten jej wnusio to już taki lekki nie jest Piątkowy wieczór należał do kotów (i ścigającego je Pucka) a sobotni ranek - do psów. Absolutnie nie uciekających, wprost przeciwnie Dobrze nam tam u mamy/babci było i wcale ruszać się nie chciało... ale Toruń czekał Więc w drogę!

Toruń dzień 1 (sobota)
Mi Toruń dobrze znany, ale wciąż bardzo lubiany. Dla Z. - mojej koleżanki i jej Synka - terra incognita. I wreszcie nadszedł ten dzień - Toruń się dla niej zmaterializował. Obydwie trochę uciekłyśmy od bieżących spraw i problemów. A chłopaki, mimo różnicy wieku (Sz. skończył 3 latka) ładnie się integrują.

Dzień udany, pełen atrakcji, ale też relaksu - nawet popołudniowy deszcz nic nie popsuł.
* Pyszne naleśniki w Manekinie
* Filuś, osiołek, ceramiczny smok, Kot Blachacz... którego nie widać, Flisak z żabami, piernikarka z pieskiem
* rejs po Wiśle (Pucek w całości przespał
* kafejeczka obok ceramicznego smoka - klimat i smak
* wieczorny spacer - mżawka, nosidło i fontanna Cosmopolis (akurat ona taka sobie), Bulwar Filadelfijski i stary most z kłódkami. I jeszcze duuużo całusów i przytulasów Pucka w nosidle... co mu się baaardzo podobało.
* mili ludzie - transport wózka na statek (dużo schodów), pan w informacji turystycznej
* deszcz lunął dosłownie na ostatniej prostej do hotelu. Idealnie! Wystarczająco daleko, żeby trzeba było podbiec, żeby dla dzieciaków była PRZYGODA. A równocześnie wystarczająco krótko, żeby przygoda nie zamieniła się w nieprzyjemne zdarzenie (zimno, mokro i do domu daleko).
* no i co robić z małym dzieckiem w czasie deszczu w hotelu? Odkrywać! Taaaaki długi korytarz - idealny do raczkowania. I taakie fajne schody obite dywanem - idealne do wspinania. Pucek wszedł caaałe piętro (16 schodów) i jeszcze mu było mało - próbował zejść w dół, ale to jeszcze trochę za trudne. Ale schody w górę - rewelacja!

Pod koniec wieczornego spaceru oczy mu się już zamykały... ale jak tylko wróciliśmy do pokoju... to nowe moce w niego wstąpiły i nieźle się namęczyłam z uśpieniem małego drania. Początkowo myślałam, że być może prześpimy się razem na 1 łóżku (Pucek od ściany + obłożenie boków kołdrami/poduszkami. Ale nie - postawiłam jednak na bezpieczną i sprawdzoną opcję czyli legowisko z kołdry na podłodze. Zasnął w końcu, chyba już po 11. A ja nie miałam już sił na cokolwiek - też padłam...

A o 3 obudziły mnie jakieś dzikie wrzaski za oknem. A ja mam sen czujny tylko na Pucka - poza tym to śpię jak kamień i nic mi nie przeszkadza. Okazało się, że panowie nad nami urządzili sobie na balkonie jakieś męskie pogaduchy, uszy aż więdły i to nie tylko od hałasu. A mi dodatkowo musiały dymki z uszu iść... bo nosz kurde jak dzieć spokojnie śpi to mnie o 3 w nocy jakieś patałachy muszą budzić. Grrr.... Zadzwoniłam na recepcję i po dłuższej chwili trochę ucichło. Przyłożyłam głowę do poduszki... i ... tak tak tak - właśnie wtedy, kwadrans przed 4 podniósł głowę Pucek, a następnie wydał sygnał dźwiękowy. Jeść! Tym razem wątpliwości nie było, zwłaszcza, że nie dostał wieczornej kaszki li a tylko cyca. Dziecię zjadło i poszło ponownie w kimę, ja też. Ale nie na długo... O 6 rozpoczęły się kolejne dzikie wrzaski, tym razem nie z góry a z sąsiedniego pokoju. Jakieś szurania, drzwi trzaskania, zamykania, nawoływania. O sakra ble! Pucek obudził się synchronicznie, zażądał jedzenia (wszak dawno nie jadł, od 4 całe wieki upłynęły Zjadł i jeszcze godzinkę pokimał. A teraz kiedy kończę wpis - buszuje sobie w najlepsze, na łóżko mi się wspina, sprawdza co jest w torbie, szafie i wszędzie indziej. Czas wstawać i ruszać dalej. Dziś w planach Muzeum Piernika i jak się uda - jeszcze Dom Legend Toruńskich. I drugie śniadanie w tej kawiarence obok ceramicznego smoka.

I z tego wszystkiego nie napisałam, że Toruń piękny i klimatyczny, żywy, roześmiany, wesoły... ale... to jak zawsze, nic nowego

4
komentarzy
avatar
Weekend pełen wrażeń. Miłej zabawy!
avatar
Ależ się u Was dzieje! Super nic mnie tak nie wkurza jak dziec słodko śpiący a w tle inne przeszkody spokojnego spania.
avatar
Toruń jest cudowny :-)
avatar
Fajnie,że tak podróżujesz z Puckiem☺jesteś super zorganizowaną mamą, zwiedzanie Torunia zachęcające, udanego weekendu, pozdrawiam☺
Dodaj komentarz

Zapomniałam o najciekawszym momencie wczorajszego wieczoru.

Leżymy z Witoldem na podłodze, głowa przy głowie.
Patrzę mu w oczy i mówię: Kocham Cię, Synku!
A on mi pakuje palca w nos i drapie pazurem.

Dziś rano jak spał obcięłam mu wszystkie pazury.
U stóp też. Palce miłosiernie darowałam

==============
A dziś drugi dzień toruński, kwar trochę zelżał - idealna pogoda na wędrowanie i zwiedzanie.
Muzeum Piernika zaliczone - Pucek wyszorował spodniami całą mąkę z podłogi
A samo Muzeum bardzo fajne, polecam i dużym i małym.

Reszta dnia - na słodkościach u Sowy, a potem na placu zabaw nad Wisłą. Spokojnie i na luzie.
Na koniec jeszcze barszczyk w Moose Cafe na Rynku Nowomiejskim.
Barszcz jak barszcz, ale bardzo pomysłowo podany. Lubię takie detale.

Szymka i jego mamę podrzuciliśmy na dworzec, a my smyk smyk - po męża do teściowej i w drogę do Wawy.
Mąż z misji weekendowej w miarę zadowolony, zobaczymy jak to się dalej potoczy.

A do tego Torunia to by jeszcze trzeba wrócić, jeszcze to i owo zostało do pokazania Puckowi.

3
komentarzy
avatar
Po drodze wskocz do mnie
avatar
No wspaniale te nasze dzieci wyrażają uczucia. Jak zapytam Alkę- kochasz mamę? To słysze Nieeeeeee, i diabelski smiech, bo zawsze po tym "za karę" ma pierdziocha w brzuch , chyba czas zmienic taktykę
avatar
Dodaj komentarz
avatar
{text}