Sytuacja wygląda tak:
Gaja wczoraj wieczorem zwymiotowała troszkę, ale podejrzewam, że to raczej przez to, że podczas rysowania laurki nie mogła się powstrzymać i zaczęła ciamkać flamaster i niechcący wsadziła go za głęboko :/ Cholera wyszłam tylko siku zostawiając ją grzecznie kolorującą laurkę i musiała nabroić (albo się rozchorować?)!!!
Dziś ok, pielucha bez biegunki (jak na razie) i bez wymiotów, apetyt dopisuje - Gajce, bo Kuba za to leży plackiem i ma mdłości oraz rozwolnienie!!!!
Rano zadzwoniłam do żłobka - jest prawdopodobnie jelitkowska, bo kilka dzieci nie ma, a jednego chłopca mama napisała sms, że chłopiec zostaje w domu bo wymiotuje :/ Zatem Gaj ma dziś domowe przedszkole. Jutro chyba też.
Gaj teraz śpi, jak wstanie idziemy na sanki, bo jak mnie dorwie też (błagam oby nie!!!) to znów tydzień w domu będę najpierw zdychać potem dochodzić do siebie. Zatem muszę dziecku trochę atrakcji zapewnić póki mam siły
Bycie mamą... Jak to pisze Felicegato - kulka w łeb, albo wiadro melisy!
tytuł: Starania i ciąża w Tajlandii...
autor: Chiang Mai