avatar

tytuł: Chciałabym przytulić Cię do mego serca i poczuć ciepło Twojego ciałka. Nareszcie jesteś Kubusiu...

autor: natalinka

Wstęp

about me

O mnie:

about me

Jestem/chciała bym być mamą:

about me

Moje dzieci:

about me

Moje emocje:

10 sierpień - od operacji dzieli nas już tylko kilka dni... Moje obawy wzbierają na sile, nie potrafię się skoncentrować, myśleć o niczym innym... Boję się... Bardzo...
Do załatwienia jeszcze szereg spraw przygotowawczych - konsultacja anestezjologiczna w przyszpitalnej przychodni, odległej o 40 km. Z uwagi na afrykańskie upały rozważam tą sprawę zostawić na koniec, czyli poniedziałek, ewentualnie wtorek. Z obawy o potencjalną infekcję klimatyzacji raczej nie włączymy, a jechać bez sobie nie wyobrażam... Pozostaje wykonać jeszcze badania moczu i krwi, niemniej należy to zrobić tuż przed operacją, gdyż muszą być aktualne. Podobnie jak zaświadczenie od pediatry o tym, że dziecko jest w pełni zdrowe. I tu pojawia się problem... Nasza pediatra ma urlop, trzeba szukać lekarza, który ją zastępuje. Prawdopodobnie jest to przychodnia powiatowa, ale tam też daleko. Jutro planuję udać się do mojej rodzinnej, bo istnieje szansa, że pieczątka lekarza medycyny rodzinnej będzie wystarczająca. Grupa krwi już oznaczona. Nie obyło się oczywiście bez perypetii i problemów, ale mam pecha i trafiłam na niekompetentną osobę, która nie potrafiła nas pokierować do poboru krwi bezpośrednio na oddział, tylko zaleciła udać się do laboratorium. Cóż, dostałam tylko burę od pani rejestratorki, ale i to przeżyję.
Muszę wspomnieć jeszcze kilka słów o nowych osiągnięciach Jakuba i zmianach w jego rozwoju. Otóż dwa tygodnie temu (w środę) sam, bardzo stabilnie przeszedł przez całe łóżko. Odwrócił się o poszedł z uśmiechem na ustach, wprawiając mnie w zdumienie, gdyż było to zupełnie niespodziewane. Prawdą jest, że Jakub chodzi, ale tylko wówczas, gdy przyjdzie mu na to wyraźna ochota. Zwykle jednak woli biegać trzymany za rękę, bo wtedy czuje się bezpieczny i może pozwolić sobie na zupełny brak kontroli. Wynika to zapewne z faktu, że czuje naszą nadopiekuńczość i wie, że zawsze ktoś go złapie - przynajmniej tak myśli Również dwa tygodnie temu zauważyłam u niego przebite dwie górne trójki. Mamy zatem 14 i pół zęba (dolna trójka nadal się nie może zdecydować). Kuba jest niesamowicie rezolutnym i energicznym dzieckiem. Uwielbia obserwować i naśladować - póki co najlepszą zabawą jest naśladowanie picia z butelki bądź zmiany kanału w telewizji za pomocą pilota
Sprawy zdrowotne Kuby przeplatają się z niemałą skądinąd rewolucją w naszym życiu osobistym, a mianowicie w kwestiach mieszkaniowych. Wprawdzie kredyt jest ogromnym zobowiązaniem, jednak w naszej sytuacji otworzył nam nowe możliwości. Jesteśmy zatem na etapie finalizacji prac związanych z ogrzewaniem. Jeszcze posadzki i przystępujemy do prac wykończeniowych

2
komentarzy
avatar
dobra ... dołujecie mnie tymi zębami a my mamy 3 i FOCH ach te piloty - co my bysmy bez nich zrobiły u nas tv wyłączone ale tatuś miał okres ze dawał Tobisiowi poszaleć (mamuska opannowała sytuację) a tego domku !!!! To ja WAS ZAZDROSZCZĘ!!! - Przyszlłe WAKACJE to dopiero będą wyjątkowe gdyż już na swoim !!! SUUUPER !!!!
avatar
To kiedy przeprowadzka? Trzymamy kciuki za Kubusia, będzie dobrze!
Dodaj komentarz

Dziś miał być ten dzień - operacja. Miał, ponieważ zabiegu nie będzie. Z uwagi na stan zdrowia Jakuba został odroczony. Już od tygodnia mały źle sypiał, budził się w nocy z płaczem i był bardzo niespokojny, marudzący. Pojawił się dodatkowo dziwny kaszel. Wprawdzie niezbyt częsty, niemniej dość niepokojący. W piątek wybraliśmy się do laboratorium, by wykonać niezbędne badania. Zobaczyłam, że do lekarza nie ma kolejek, więc poprosiłam o zarejestrowanie Kuby w celu jego przebadania. Okazało się, że ma czerwone gardło, jednak prócz leków miejscowych nie dostał innego leczenia. Wyniki krwi wskazały na niski hematokryt i jakąś infekcję wirusową, a po wczorajszym badaniu doktorka stwierdziła, że bezpieczniej zabieg przesunąć. Dziś dzwonię do chirurga w celu ustalenia nowego terminu. Z jednej strony czuję się zła, bo mielibyśmy to za sobą. Z drugiej zaś sama tego chciałam, bo lepiej operację przełożyć aniżeli miałoby się coś Kubusiowi stać. I znowu strach, by operacja nie była w trybie pilnym z powodu uwięźnięcia...

2
komentarzy
avatar
Dobrze zrobilas, ze poszlas do lekarza. Przynajmniej wiesz, ze maly bedzie zdrowy do zabiegu i szybciej dojdzie do siebie juz po. Zdrowka dla Kubusia , trzymajcie sie dzielnie
avatar
Zdrowka dla Kubusia!
Dodaj komentarz

Jak trudno zmobilizować się do zamieszczenia jakiegokolwiek wpisu, który mógłby uwiecznić postępy mojego małego chłopca... Nie jest to bynajmniej sprawa lenistwa, ale raczej kieratu dnia codziennego: pracy, obowiązków domowych oraz spraw związanych z budową, a właściwie wykończeniem domu. Operacja jeszcze nie doszła do skutku. Jak to u nas bywa, tuż przed drugim terminem zabiegu (8.09) złapałam infekcję i pomimo zachowywania ostrożności (maseczki itp.), Kuba się zaraził. Niestety, jego infekcja okazała się niezwykle ciężka i długotrwała, o czym świadczy choćby antybiotykoterapia 2 lekami i inhalacje. Efekty działań pediatry były marne, bo niestety musiałam odwołać również kolejny, trzeci termin zabiegu (29.09). Czwarty mamy wyznaczony na 21.10 - dzień urodzin męża i zastanawiam się, czy tym razem uda się wykonać operację, czy też znowu coś stanie na przeszkodzie. Wierzę, że Pan Bóg wybierze najlepsze rozwiązanie...

Jakub staje się coraz bardziej samodzielnym dzieckiem - chodzi, a właściwie biega. W kwestii niespożytych pokładów energii niewiele się zmieniło - nadal trudno go okiełznać. Ku pamięci muszę zanotować również kilka niezwykle istotnych faktów i dat: dziś mija dokładnie 8 tygodni odkąd Jakub po raz pierwszy wypowiedział słowo: 'pojechał'. Pięknie i wyraźnie, co nas niezmiernie zdziwiło. Od tego czasu z uwagą obserwuje wszystkie przejeżdżające samochody, krzycząc: 'pojechał bum, bum' bądź powtarza: 'tata pojechał'. W poniedziałek zaś minie 8 tygodni odkąd podniósł się do chodu bez oparcia. Sukcesywnemu rozszerzeniu ulega także zasób słownictwa. Potrafi pokazać niemal wszystkie części ciała i ogólnie bardzo szybko przyswaja informacje. Obserwuje nas i naśladuje wykonywane czynności. Uwielbia bajkę 'Strażnicy miasta' i 'Hugo, co to znaczy', a także piosenki DJ Miki. Wystarczy, że usłyszy pierwsze dźwięki i zaczynam tańczyć, zabawnie podrzucając pupą. 23.10. kończy już 1,5 roku. I kiedy to zleciało...? Przecież dopiero przytuliłam go po raz pierwszy...

0
Dodaj komentarz

Poprzedniej nocy spadł pierwszy śnieg - Jakub jest zachwycony nowym krajobrazem za oknem. Wczoraj do słownika dołączyło nowe słowo: 'dzidzia' i odtąd każde (nawet duże) dziecko w telewizji jest nazywane 'dzidzią'. Z dnia na dzień Jakub staje się coraz bardziej rezolutny. Nie opanowaliśmy jeszcze nocnikowania, gdyż każda próba kończy się płaczem i pojawieniem przepukliny. Nie czuję zatem w tej kwestii jakiejś szczególnej presji. Chcę poczekać aż dojdzie do siebie po operacji. Z pewnością, gdyby nie było tego problemu, nasza nauka byłaby bardziej intensywna, ale teraz nie ryzykuję. Dziś jednak przyniósł sam nocnik, powiedział 'siii' i próbował na nim usiąść. Rozbiera się sam z dresówek na suwak, próbuje zakładać buciki, przymierzając je do stopy. Słysząc w naszej rozmowie nazwę jakiejś części ciała, zaraz ją pokazuje. Gdy dziś powiedziałam do męża, by podał mi figurkę aniołka z serduszkiem, Jakub wskazał na swą klatkę piersiową i pokazał jak bije serduszko: 'pik, pik', bo tak się uczyliśmy. Jak widać, nauka nie idzie w las

2
komentarzy
avatar
bystry , samodzielny chłopczyk, a nocnikowanie nie zając… ;/
avatar
he he ... u nas zupełnie odwrotnie bo też odmienne problemy na wszystko przychodzi pora dla każdego dziecka )) w efekcie końcowym wszyscy załatwiamy potrzeby w toalecie i mówimy w tym samym języku (a nawet w kilku) trzymamy kciuki za WAS i dużo ZDRÓWKA DLA PRZYSTOJNIAKA <3
Dodaj komentarz

Aktualna sytuacja w moim rodzinnym domu zaczyna mnie przytłaczać, ciężko mi ją psychicznie znieść. Próbuję zachować możliwy obiektywizm, zrozumieć i akceptować pewne rzeczy, cierpliwie podchodzić do pewnych sytuacji, ale niestety – w miejscu, w którym panuje dyktatura nie da się normalnie funkcjonować. Jakub miał zaplanowaną operację, czwarty termin wyznaczony na 21.10. Było już tak blisko, ale niestety operacja w środę, a w niedzielę pojawił się mega katar. Jakby tego było mało, tego samego dnia okazało się, że siostrzenica przytargała z przedszkola ospę. Ok. – myślę, i tak nie byłoby operacji, ale trzeba uważać. Próbowałam więc zachować wszelkie możliwe środki ostrożności, początkowo nie wypuszczałam go z pokoju, ale Jakub jest już bardzo świadomy i w jednym pokoju nie usiedzi. Siostrzenica mieszka na górze i liczyłam, że może – jakimś cudem – uda się uniknąć ospy. Liczyłam też na rozsądek rodziców, ale w tym temacie zawiodłam się okrutnie… Pomimo tego, że nie musieli, biegali non stop na górę, po czym przychodzili (jak nigdy wcześniej) przytulać Kubę, twierdząc, że i tak się przecież rozchoruje. Prosiłam, mówiłam, błagałam, tłumaczyłam… Gdy odwoływałam po raz kolejny termin operacji, chirurg uprzedził mnie, że teraz musi Kubę wykreślić z listy oczekujących, bo ryzyko zarażenia w jednym domu jest ogromne, a termin przesunie się z uwagi na okres inkubacji (do 21 dni), czas choroby (do 14), po czym musimy odczekać jeszcze min,. miesiąc, ponieważ ospa jest chorobą ogólnoustrojową, więc operacja po chorobie byłaby zbyt ryzykowna. Ta informacja mnie dobiła… Kuba ma już niemal 19 miesięcy, więc stał się niezwykle wymuszający, płaczliwy i buntowniczy. Za rogiem bunt dwulatka, zatem zalecenie chirurga, by z powodu ryzyka uwięźnięcia przepukliny podczas płaczu obchodzić się z nim jak z jajkiem zdaje się być niemalże niewykonalne. Ciężko bowiem opanować histerię dziecka, które ubzdurało sobie nagle lizanie perfum i nie widzi w tym nic złego… Każdy płacz kończy się pojawieniem przepukliny, codziennie przeżywam kilka razy horror, zastanawiając się, czy aby nie należy już jechać do szpitala. Jest bardzo ciężko, więc obiecałam sobie zrobić wszystko, by ryzyko zarażenia było jak najmniejsze i by mogło dojść do tej operacji. Niestety, rodzicie nie podzielają mojego zdania. Stale biegają na górę, zupełnie bez potrzeby. Rozumiem, gdyby było to konieczne, ale mama idzie do siostry na pogaduszki – jak zwykle. Gdyby tylko nie było tej operacji; gdyby Kuba był zaszczepiony (nie zdążyliśmy z uwagi na wcześniejszą chorobę i plany operacji), to oczywiście lepiej byłoby gdyby odchorował to teraz i miał już za sobą. Tak jednak nie jest, więc codziennie musiałam walczyć z mamą, która tuż po odwiedzinach u siostry, biegła do Kuby, a gdy prosiłam, by go nie drażniła i nie brała, mówiła do niego, „no widzisz, co ci poradzę, mama jest zła, mama woli cię poświęcić”… Pytanie kto kogo chciał tu poświecić… Codziennie prosiłam, by uważali, bo przecież noszą, dotykają dzieci siostry, a płyn z wykwitów jest silnie zakaźny… Grochem o ścianę. Siostra, pomimo tego, że nie miałyśmy nawet okazji porozmawiać, oczywiście się obraziła. Nie wiem, na całym świecie powszechnie znana jest praktyka izolacji zakaźnie chorych od osób zdrowych, jednak do mojej rodziny chyba ta cywilizacja jeszcze nie dotarła. Siostra obraziła się (chociaż nie powiedziałam, ale to wiadome), że nie powinna schodzić do mamy na dół z dziećmi. Gdy już po 14 dniach ucieszyłam się, że ospa raczej Kuby nie zaatakowała, w nocy z niedzieli na poniedziałek wyskoczyła temperatura 38,5. Rano lekarz, diagnoza: angina i antybiotyk, kontrola w piątek… Nie wiem skąd angina, bo bardziej nie da się już na niego uważać. Było okropnie ciężko, bo temperatura nie chciała zupełnie spadać, Kuba cały czas płakał, ja sama, bo mąż w pracy, mama zaś non stop u siostry na górze (siostra i szwagier byli w domu razem). Tego samego dnia okazało się, że siostrzeniec ma ospę i to totalnie popsuło nasze plany. Mąż miał bowiem od kilku dni zaplanowany urlop, byśmy mogli pojechać i coś wybrać do naszego domu (drzwi, płytki). Stale od rodziców słyszeliśmy pretensje, że wszystko na budowie utknęło, ale jak mam zostawić dziecko z kimś, kto ciągle przebywa z chorą na ospę siostrzenicą? To nie worek cementu, żeby mąż miał kupić to sam, a chorego dziecka przecież nie zabiorę. Z mamą miałam to już uzgodnione kilka dni wcześniej, jak widziałam, że na froncie ospy póki co cisza… Jak dowiedziałam się o ospie u siostrzeńca (wyszła mu dopiero 16 dni po siostrzenicy), poprosiłam mamę by tylko przez te dwa dni (skoro ma być z Kubą) ograniczyła chodzenie na górę. Wpadła w istny szał, czegoś takiego jeszcze nie widziałam. Powiedziała, że nie wyrzeknie się dzieci siostry (???), że dyktować warunków nie będę, że nie zasługuję na dziecko. Ostatnie słowa zabolały mnie najbardziej, wiele dni przepłakałam. Oczywiście na zakupy nie pojechaliśmy, bo mama wybrała dzieci siostry. Przełknęłam to, bo zdrowia syna nie będę ryzykować, jeśli ktoś nie potrafi wziąć pod uwagę, że nasza sytuacja jest w tym momencie szczególna. Kuba brał antybiotyk, a kolejnej wizyty u pediatry ogromnie się bałam, ponieważ podczas poniedziałkowej wpadł w spazmy. Nie dziwię się, od lipca non stop wizyty u lekarza, co 3 tygodnie pobieranie moczu i krwi, przygotowania do operacji. Najnormalniej w świecie dziecko ma dość i pojawił się syndrom białego fartucha. Gdy więc dowiedziałam się przypadkiem od mamy, że siostra będzie do siostrzeńca zamawiać wizytę domową (bo z dzieckiem chorym na ospę nie wyjdzie) rzuciłam, że może jak przyjedzie poproszę doktorkę, by zaglądnęła Kubie przy okazji do gardła, skoro nazajutrz i tak musiałabym do niej iść. Chciałam ograniczyć mu stresu w tym ośrodku, oczywiście planowałam dać pediatrze pieniądze za życzliwość. Mama zaraz z wieścią pobiegła do siostry, bo przecież wszystko ze sobą konsultują, nawet rano siostra dzwoniła do mamy czy może już zatelefonować do pediatry. Obie są więc informowane na bieżąco. Udało mi się tylko dowiedzieć, że siostra ma dzwonić i pytać o ewentualną wizytę ok. 16. Gdy w tym czasie zeszła na dół, zapytałam czy może doktorka przyjedzie. Powiedziała, że nie wie. Po 10 minutach wraz z mężem zauważyliśmy, że szwagier czeka na nią przy drodze. Siostra nawet nie zadzwoniła do mamy, bym się nie dowiedziała… Nie wiem po co to wszystko, ten wyścig. Czy zabrałabym jej tą doktorkę na zawsze???? Nie potrafię zrozumieć. Oczywiście wyszłam, pediatra przyszła bezproblemowo najpierw do Kuby i kazała przedłużyć antybiotyk, a kolejnego dnia pojawić się po receptę. Miałam pójść sama, ale kolejnego dnia kaszel był jeszcze większy, zadzwoniłam i kazała z nim przyjść. Po wizycie wyszła za mną na korytarz i poprosiła, bym wróciła. Padły słowa: „wiesz, jak wczoraj byłam u was coś zauważyłam. W ospie nie wystarczy byście tylko wy nie wychodzili na górę, ale i oni nie powinni schodzić, bo znoszą wirusa. Kuba jest bardzo osłabiony i gdyby teraz zachorował na ospę, mógłby to bardzo ciężko przejść. Na odchorowanie ospy ma jeszcze kilka lat”. Słowem: nie kazała im schodzić na dół i powiedziała to, bo chyba widziała, że szwagier stał przy niej, gdy osłuchiwała Kubę. I co miałam jej powiedzieć, że o to walczę; że proszę, by uważali; że nikt mnie nie chce słuchać? Miałam narobić im wstydu??? Po co??? Powiedziałam to jednak mamie po powrocie, wyśmiała mnie. Wczoraj, gdy Kuba był śpiący i płakał, a rodzice wrócili z góry od siostrzeńca, tata przybiegł i wydarł mi go z rąk na siłę. Nie zabrał, wydarł. Prosiłam, by tego nie robił, ale z moim dzieckiem na ręku mnie wyzywał, że jestem nienormalna; że on pójdzie do pediatry i zrobi jej awanturę o to, że kłóci rodzinę (???!!); że powinnam się leczyć. Ja już naprawdę mam dość, oni stracili zdolność racjonalnego myślenia. Krzyczą tylko, że mają prawo do Kuby. Jakie? – pytam. Czy jestem ubezwłasnowolniona???

5
komentarzy
avatar
Nie mam slow na to co robi Ci rodzina, to jest conajmniej dziwne. Nie mozecie na czas urzadzania domu zamieszkac z tesciami? Albo chociaz umeblowac jeden pokoj w domu zeby moc juz zamieszkac i miec spokoj. Ja bym wybrala taka opcje. Mielismy podobna sytuacjie z tym, ze mieszkalismy tylko z moja mama i raz przebrala sie miarka, spakowalismy szybko ciuchy pewnego wieczora i przeprowadzilismy sie do naszego mieszkania. Mieszkajac urzadzalismy to co jeszcze nie mielismy zrobione.
avatar
Sandra - gdyby tylko była taka możliwość, już pakowałabym walizki. Niestety, teściowie mają mały, drewniany domek, ogrzewania brak. Wolny pozostaje wyłącznie malutki pokój po mężu, ale tam mieści się tylko jedna osoba. Poza tym nie wyobrażam sobie mieszkania z nimi, skoro Kuba się ich boi, bo nie chcą przyjeżdżać, a on stale choruje, więc i my nie jeździmy... W naszym domu jeszcze nie mamy podłączonego prądu i zakupionego pieca. Trzeba pomalować, ułożyć płytki, panele, a nawet nie mamy jak po to jechać, bo nie ma kto nam zostać z dzieckiem. Jestem pewna, że w tym wszystkim pierwsze skrzypce odgrywa siostra i to ona buntuje rodziców, bo stale przesiadują jej z dziećmi. Sami przyznają się do tego co ona mówi nieświadomie "pomiędzy wierszami", otwarcie nie powiedzą nigdy. Będzie jeszcze gorzej, gdy zaczniemy już urządzać dom, bo siostra jest typem okropnej zazdrośnicy i nienawidzi, gdy w czyimś życiu coś się zmienia. Takie narcystyczne podejście towarzyszy jej od mojego ślubu, a nasiliło się, gdy zaszłam w ciążę. Wówczas była już dla mnie okropna i nigdy jej tego nie zapomnę. Pamiętam gdy ona ogłosiła, że jest w pierwszej ciąży, tak bardzo się cieszyłam, to miał być pierwszy maluszek. Pomagałam, kupowałam zabawki małej, nosiłam za nią zakupy, pomagałam przy dziecku. Sama doświadczyłam tylko złośliwych komentarzy, rzucania moimi zdjęciami USG, ignorancji i uciekania przede mną, bym nie powiedziała przypadkiem co u lekarza. Kiedyś byłyśmy nierozłączne, teraz za nic nie potrafimy się dogadać.
avatar
oj:/ to przecież normalne że walczysz o zdrowie swojego dziecka, dużo siły i oby udało się Wam wykończyć własny dom jak najszybciej!
avatar
Eh przykro, ze siostra taka jest. Szkoda, ze rodzice ulegaja jej wplywa. Zycze Ci zebyscie jak najszybciej urzadzili dom i sie wyprowadzili. Sama bym Ci pomogla gdybym blizej mieszkala. Nawet w kladzeniu paneli i malowaniu, u siebie tez robilam. Zdrowka dla Kuby.
avatar
matko, ale historia. wiesz, w takich chwilach ciesze sie ze nie mam juz rodzicow (mama zmarla, ojciec jakos nigdy sie nami nie interesowal, mojego meza rodzice niestety tez juz nie zyja). ciezko mi z tym, bo wychowywanie dzieci bez dziadkow to nie lada sztuka. ale po twoim wpisie, chyba mialabym podobbnie. jezeli pozwolisz sobie poradzic teoretycznie, koniecznie musicie sie wyprowadzic. koniecznie. wiem, ze sa rozne problemy ale poza zdrowiem kubusia, to powinien byc wasz kolejny priorytet. stracisz duzo na zdrowiu zostajac w tym domu. bedziesz czula sie niekochana a i kubusia w koncu przeciagna na swoja strone. uwierz mi. matka i ojciec zasluguja na porzadny kop w dupe. siostra jak siostra, pod skrzydlem rodzicow nic dziwnego ze jest taka, ale rodzicom bym nawtykala. ty nie placz kochana. w tym twojej winy nie ma. i piszemy ci to my, zupelnie obcy ludzie. i choc wersja jest tylko opisana z twojej strony, ja dobrze znam takie polskie rodziny. staraj sie o tym nie myslec. a kubus wyzdrowieje szybko. zobaczysz buziaczki!!!
Dodaj komentarz

Po ponad 7 tygodniach chorób w domu, w tym 5 tygodniach kwarantanny, mogę z dużą dozą pewności napisać, że ospa raczej memu dziecku nie zagraża. Tyle, ile kosztowało mnie to stresu, płaczu, złości i rozczarowania, związanego z postępowaniem rodziny, wiem tylko ja. Nic nie wróciło do normy – zbyt wiele słów padło, zbyt wiele zarzutów, głupich i totalnie irracjonalnych pretensji. Nie potrafię już się z nimi śmiać i rozmawiać. Nie potrafię zaufać i uwierzyć w to, że w pełni zależy im na zdrowiu Jakuba. Zawiedli mnie, a przecież kiedyś wierzyłam, że mam cudowną rodzinę, wspaniałych i oddanych rodziców… Kiedyś stawałam za nimi murem, nawet gdy M. im coś zarzucał… Nawet mój niezbyt wylewny mąż pokusił się o pewne zwierzenia: „Wiesz, kiedyś myślałem – ale ty masz fajnych rodziców, a teraz się bardzo zmienili”. To prawda, coś się wydarzyło, ktoś ich zmienił. Oczywiście każdy pomyśli, że jestem niezwykle subiektywna, mówiąc, że w relacjach ze mną i siostrą nie są sprawiedliwi. Ja tak to odczuwam, bo jak inaczej można to odebrać, gdy na wieść o mojej pierwszej ciąży, mama w pierwszych słowach stwierdza: „Oby tylko A. jeszcze zaszła”. Nie jest ważne, że ona ma już dziecko i że brzmi to jakby do pełni szczęścia potrzebowała wnuka wyłącznie od swej pierworodnej. Nie jest ważne, że to nad nią utyskiwała, a do mnie potrafiła nie przychodzić przez kilka dni, gdy musiałam leżeć. To nie jest zazdrość, tylko trudny do stłumienia żal. Pewnie kiedyś wszystko wybaczę, ale raczej nie będę potrafiła zapomnieć, w jakie piekło obie zmieniły mi czas, który powinien być najpiękniejszym w moim życiu…
Wracając do tematu właściwego – mój upór się opłacił – na wtorek 15.12 wyznaczono kolejny termin operacji. Czuję się okropnie z tą świadomością, bo gdy patrzę na Kubę mam wrażenie, że idziemy tam, by wyrządzić mu krzywdę. Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Obawiam się jego płaczu; tego, że przeżyje szok, a ja będą mogła być z nim wyłącznie do momentu wjazdu na blok. Do tej pory będzie jeszcze świadomy, pomimo tego, że wcześniej podadzą mu środki uspokajające. On jest taki wrażliwy i strachliwy. Boi się obcych, płacze na ich widok, więc wiem jak będzie wyglądało to przygotowanie. Jezu, czuwaj nad nami… Każde przekładanie tej operacji z jednej strony budziło moją złość, że to stale nad nami „wisi”, a z drugiej za każdym razem czułam taką ulgę, że to jeszcze nie teraz; że chociaż na chwilę odsuwa się od nas ta wizja stresu. Wiem jednak, że problem się sam nie rozwiąże i operacja jest konieczna, to musi się wydarzyć i jakoś musimy przez to przejść. Niby rutynowy zabieg, a wzbudza we mnie tyle strachu, że nie bałam się tak nawet cesarki… Nie wiem czy wytrwamy w zdrowiu do tego czasu, bo ja od popołudnia czuję się fatalnie – katar, gardło. Standardowo już w terminie miesiączki łapie mnie choroba – oznaka niemalże zerowej odporności, podobnie jak moje nieodłączne towarzyszki, czyli opryszki wargowe i rozliczne afty. Pominę już fakt, że dostałam okres i w tym miesiącu wyjątkowo trudno go znoszę, ból brzucha okropny. Dorzucić do tego jeszcze ogrom stresu i recepta na chorobę gotowa, a stąd już tylko krok do zarażenia Jakuba. Nie wiem co mam ze sobą zrobić, ponieważ każdy miesiąc to kolejna moja choroba i ciągłe antybiotyki, internistka rozłożyła ręce i zobligowała do odpoczynku, sugerując, że ktoś powinien mnie odciążyć i zająć się dzieckiem. Pytanie tylko kto? Mąż w pracy bądź na budowie. Mama u siostry non stop. I tu taka oto ciekawostka: w ubiegłym tygodniu przez kolejnych 6 dni była z nimi ponad 24 h (jak policzyliśmy z mężem szacunkowo_. W poprzedni piątek siostra pojechała z mężem i synem do lekarza, mama była z siostrzenicą 4 h. W sobotę siostra zażyczyła sobie wyjazd do kina z mężem i nie było ich od 17.30 do 23… W niedzielę nakazała mamie jechać z nią i siostrzenicą na zakupy, od poniedziałku do piątku mama zaś siedziała im z dzieckiem codziennie po 2-3 h. Jakby co, ostatnio stwierdziła, że ma wyrzuty sumienia względem siostrzeńca, bo nie spędza z nim nawet 5 minut… (?!) Chyba sobie imiona pomyliła, może chciała powiedzieć o Kubie?
Co u Kubusia? Zmiany, zmiany, zmiany….
Cwana z niego bestia. Św. Mikołaj się oczywiście pojawił – w jego imieniu przekazaliśmy naszemu dziecku interaktywną bramkę Clementoni, blok i kredki woskowe. Entuzjazm wzbudziła wyłącznie piłka z zestawu i kredki, bo naśladując ojca to właśnie kredkami cały wieczór i kolejny dzień moje dziecko rozbrajało wejście na baterię. Każdego dnia pojawiają się nowe umiejętności. Od dawna pokazuje części ciała, zasób słownictwa ulega sukcesywnemu powiększaniu. Nowe „nabytki” w słowniku Jakuba (stan na dzień 10.12.2015) to dzidzia, Bozia, budy (buty), Ole (podwórko), chody (samochody), mniam (jedzenie). Próby budowania dłuższych form: tata pojechał bum. Naśladuje bezbłędnie zwierzęta, takie jak kot, pies, koń, krowa, świnka, owca, ptak. Jest cudownym dzieckiem. Niezwykle energicznym łobuziakiem, który w przeciągu 2 minut potrafi zdemolować cały pokój, ale kocham Go ponad życie

Dodać muszę jeszcze jedną rzecz: moja relacja z synem przypomina już uzależnienie, w zasadzie nie wiem kto bardziej winien skorzystać z terapii. Z ojcem nie zostanie, wystarczy, że wymknę się z pokoju biega po całym domu i woła: 'mamo, mamo, mamo!'. I to już brzmi inaczej niż słowo 'mama' w mianowniku

1
komentarzy
avatar
trzymam za Was mocno kciuki, za spokój i zdrowie… mam nadzieję że jeszcze kiedyś odbudujecie dobre relacje rodzinne - nie mam wrażenia że piszesz subiektywnie… Walczysz jak lwica o swoje dziecko, prawdziwa mama Mam też nadzieję, że rodzina stanie na wysokości zadania i Was wesprze a przede wszystkim Kubę po operacji...
Dodaj komentarz

Dziś mam jeden z takich dni, w których chciałabym zamknąć oczy, a później obudzić się i stwierdzić, że to tylko zły sen... Przedwczoraj znalazłam guzek w prawej piersi, umówiłam się na USG, termin na dziś był wolny. W prawej piersi torbiel, w lewej guzek 7x5 mm. Lekarz nie chciał żartować, dał skierowanie do radiologa. Poprosiłam jeszcze o USG jajników, bo brzuch mnie boli, chociaż to 7 dc, a mam skłonności do torbieli. Na monitorze zaraz ukazała się torbiel 6x4 centymetry - tradycyjnie na prawym jajniku. SAME DOBRE WIEŚCI...

3
komentarzy
avatar
oj przytulam wirtualnie…
avatar
Nie martw się na zapas (wiem beznadziejna ze mnie pocieszycielka) Ale czy są w takiej chwili odpowiednie słowa??? marsz do lekarza !!! Będzie DOBRZE !!! MUSI BYĆ !!! czekamy na pozytywne info <3 ... i oczywiście kciuki zaciśnięte aby te czarne scenariusze szybko się zabarwiły na różowo...
avatar
Tez ostatnio chcialabym sie obudzic i uslyszec, ze to zly sen. U mnie prawdopodobienstwo guza mozgu
Dodaj komentarz

Po wizycie u radiologa i specjalisty od chorob piersi. Wg lekarza guz to fibroadenoma - jak określił - nowotwór łagodny. Wykonał biopsję, wynik już w tą środę.

3
komentarzy
avatar
Przytulam :* i trzymam kciuki
avatar
trzymam kciuki!!! bardzo bardzo mocno
avatar
kciuki zaciśnięte !!! byle do środy ... a później już tylko cudowne szczęśliwe, rodzinne święta <3
Dodaj komentarz

W swym życiu miałam już wiele różnorodnych diagnoz i różnych wizji lekarzy, wykonywano mi wiele rozmaitych badań i muszę przyznać, że zawsze każde oczekiwanie na jakikolwiek wynik badań napawał mnie strachem i takim ściskiem w żołądku. Tym razem było inaczej, te zaledwie 2 dni upłynęły niezwykle szybko i dzięki Kubusiowi (a w zasadzie jego energii) nie miałam nawet czasu, by myśleć o wynikach biopsji. Może się oszukiwałam, może celowo spychałam te myśli gdzieś w podświadomość, nie chcąc dywagować co byłoby gdyby... gdyby to był nowotwór złośliwy; gdyby konieczne było długotrwałe leczenie; gdyby nie było przede mną tak szczęśliwej wizji patrzenia na dorastanie mojego syna. Wiedziałam, że przecież są przypadki raka piersi w tak młodym wieku; że kobiety chorują, ale człowiek w takich chwilach zawsze myśli, że to gdzieś daleko i mnie nie dotyczy. Jak bardzo można sie pomylić, kiedy nagle los spłata figla, a Pan Bóg pogrozi palcem... Biopsja potwierdziła wcześniejszą diagnozę lekarza - nowotwór łagodny - ulga. Pomimo wszystko sama nazwa nowotwór sprawia, że czuję się nieswojo. Cóż - nie brzmi to interesująco... Wedle sugestii lekarza zmianę należy wyciąć, chociaż mogę jeszcze nieco poczekać. Obligatoryjnie kontrolne USG za pół roku celem sprawdzenie czy i w jakim tempie rośnie. Muszę mieć jednakże na uwadze, że w przypadku ewentualnej ciąży i karmienia piersią, owo wycięcie może implikować pewne problemy z laktacją. I tu gdzieś oddalają się moje własne obietnice, że będę robić wszystko, by kolejne dziecko karmić jak najdłużej i nie walczyć z ciągłymi zapaleniami. Nagle mój umysł zaczęły nawiedzać uporczywe myśli o drugim dziecku - i nie chodzi tu bynajmniej o sam guz piersi, lecz o torbiel, która - jak wskazało drugie USG - nie tylko nie zmniejszyła się, ale wręcz urosła i podzieliła się, są już dwie złączone razem. Lekarz zdziwiony, ja - nie. Mam swoją koncepcję na ten temat... W tym cyklu zapewne miałam owulację, więc druga torbiel to pęcherzyk, który dołączył do torbieli. Stale się boję, że zgodnie z przebiegiem cyklu ów pęcherzyk pęknie, powodując tym samym rozerwanie torbieli. Zakończyłam przepisaną Luteinę, czekam na okres, bóle coraz silniejsze mimo tabletek. Całe święta towarzyszył mi strach, że nagle znajdę się na stole operacyjnym. Bardzo się tego obawiam z uwagi na to, że Kuba jest do mnie bardzo przywiązany i wystarczy, że wyjdę z pokoju juz krzyczy mamo. Myślę o drugim dziecku, bo niestety z uwagi na poprzednie dolegliwości nie mogę stosować antykoncepcji, która jest jedyną drogą leczenia torbieli. Te zaś bez antykoncepcji będą nadal powstawać. Błędne koło...
Dość o mnie... Jakub miał mieć 6 termin operacji 29.12. Podświadomie oboje z mężem doszukiwaliśmy się objawów, które mogłyby to odsunąć, ale przecież operacja odbyć się musi. Niestety z uwagi na termin świąteczny nasze laboratorium było zamknięte, konieczne było pobranie krwi w innym, oddalonym o 15 km. Nie chciałam niepotrzebnie stresować Kuby kolejnym pobraniem, bo ostatnio bardzo płacze, a że wyniki zawsze miał idealne, stwierdziłam, że najpierw pójdziemy do pediatry, a jeśli okaże się, że wszystko ok - wówczas pojedziemy na badania. I jak już w torebce miałam zaświadczenie o dobrym stanie zdrowia, pojechaliśmy na pobranie krwi. Nigdy nie zapomnę płaczu Kuby, trzymałyśmy go we trzy z dwiema pielęgniarkami. Mąż był zaparkować samochód, a Kuba krzyczał tylko tato, tato. Po pobraniu nie chciał przez chwilę do mnie iść, choć zawsze jest 'mamowy'. Badanie prywatne, na cito i nagle schodzi laborantka, kreci głową na badania moczu, mówiąc, że kiepskie, bakterie dość liczne. Trzeba badania powtórzyć. Jak, skoro kolejnego dnia (we wtorek) miała być operacja??? Pytam więc o morfologię i tu kolejne zdziwienie: płytki krwi, które jeszcze 18 dni temu były na poziomie 260, teraz wynoszą 130 przy normie 150-350. Wracamy do pediatry, a ona nie wie co teraz, sugeruje jednak jechać, by rano na oddziale dziennego pobytu ktoś wykonał nam morfologię na cito i zamiast maszynowo, policzył płytki krwi 'ręcznie'. Tłumaczę kobiecie, że nie po to jest oddział dziennego pobytu, nie po to dziecko ma iść z kompletem badań, by ktoś się nad nami rozczulał, bo tego nie będzie. Rozłożyła ręce. Dzwonię zatem do chirurga, który swoją drogą z pewnością już ma mnie dość, a ten zdziwiony słowami pediatry, tłumaczy, że na tym oddziale na takie ceregiele nie ma ani czasu, ani warunków. Odkłada ponownie termin operacji, każe przyjść do przychodni po skierowanie na szczegółowe badania krwi i wtedy ustalimy kolejny termin. I teraz pytanie: czy w laboratorium się pomylono, czy w przeciągu 18 dni moje dziecko nabawiło się małopłytkowości, a jeśli tak - jakie dalej postępowanie? Nie mam serca kłuć go po raz kolejny, w nocy się zrywa i krzyczy, ściska mnie za szyję i nie chce puścić, krzycząc: mamo. Szczerze mam już dość... Żeby było milej dziś po raz kolejny zepsuł się nam samochód. Bilans tego roku będzie chyba na minusie, nie tylko pod względem finansowym...

4
komentarzy
avatar
alez ja ciebie rozumiem.... zarówno w kwestii kobiecych problemów zdrowotnych i decyzji o drugim dziecku jak i ciagłych przeszkodach uniemożliwiajacych leczenie synka.
Ręce opadaja... droga ktora jeszcze przed chwila była taka poukładana nagle zaczyna dawac nam w kosc... ale spokojnie - my mamuski tak juz mamy, ze wszystko przetrwamy i cel osiagniemmy chocby niewiadomo jak stromo było :/
avatar
oj zdecydowanie macie pod górkę od jakiegoś czasu… Jesteś taka dzielna, podziwiam i nie dziwię się, że jesteś już tym zmęczona.
avatar
Mialam robic ale niestety nie wyszlo. Czekam jednak az sie ktos zlituje na nfz bo coraz bardziej trace sile w rece i nodze Tobie tez zdrowka bo czytalam co przechodzisz.
avatar
co u Was?
Dodaj komentarz

Dziś o 7.20 Jakub skończył 2 latka... Niekiedy mam wrażenie, że czas zasuwa z prędkością światła, a przecież niby wczoraj po raz pierwszy na mnie spojrzał, pierwszy raz przytulił do piersi, pierwszy raz zapłakał. I kiedy to wyrosło mi takie duże, rezolutne dziecko, które ma już swoje zdanie i pragnie podążać własnymi ścieżkami? Nie wiem...
Czas dokonać podsumowania, ale to zapewne w kolejnym wpisie (o ile szybko się do niego zmobilizuję). Tak szybko napiszę, że na froncie zdrowotnym bez zmian - operacji jeszcze nie było, są zaś ciągłe infekcje itp. Ciągnie się to i męczy, z pewnością łatwiej nie będzie, gdyż Jakub jest w pełni świadomy, coraz bardziej do nas przywiązany i niestety obawiam się o przebieg pobytu w szpitalu oraz reakcję na całą tą sytuację.

1
komentarzy
avatar
Jak się macie? Jak zdrowie Kubusia (bardzo spóżnnione 100 lat!
Dodaj komentarz
avatar
{text}