avatar

tytuł: Motyle w brzuchu

autor: zielińska

Wstęp

about me

O mnie:

O mnie? Niby taka stara (rocznik 1980...) a wciąż jeszcze szukam takiej idealnej siebie... Zmieniam się, szukam właściwych ścieżek, chciałabym w końcu być z siebie zadowolona, ale... Zawsze jest jakieś ale! Ogólnie jestem żoną od 14 lat, matką też od 14, nauczycielką od 16.

about me

Jestem/chciała bym być mamą:

Normalną, taką co potrafi okazywać miłość, wybaczyć błędy lub przeprosić za swoje, cieszyć się, śmiać i płakać...

about me

Moje dzieci:

14-letnia Maja i 2-letni Piotruś. Moje cudy i sens życia!

about me

Moje emocje:

Zdarza mi się śmiać bez konkretnego powodu lub wzruszać przy oglądaniu jakiegoś badziewiastego serialu, więc chyba wszystko w normie :)

Mi osobiście na ogół nie przeszkadza pogoda tej upalnej wiosny, bo u nas upały kończą się na 30 stopniach, jest zawsze lekki wiaterek znad morza i ja mogłabym tak żyć ciągle, czuję się na słońcu jak rybka w morzu Ale nie powiem, miły jest też widok zachmurzonego nieba - jak dziś, i szum deszczu w nocy. A deszcz słyszałam, bo Piotrek ma ostatnio etap budzenia się w nocy i nie że chce być przytulony chwilę i śpi dalej, tylko wymyśla głupoty - chce chodzić po domu, wygląda przez okno i patrzy w nocny świat, oczy ma jak złotówki i zasypia dopiero jak jeszcze powędruje po naszym łóżku i po naszych głowach. Dzisiaj chciałam się nie dać i przetrzymać małego w łóżeczku, ale darł się jak nieboskie stworzenie. Nie cierpię tego, ale się poddałam, wściekła na siebie wzięłam Pietruchę do nas i tyle miałam z tego płaczu, że nie było wędrowania, tylko mały od razu zasnął. Ja to jednak najbardziej lubię, jak on śpi w nocy. Stanowczo.

Wczoraj z okazji niedzieli niehandlowej (jak ma się rodzinę pracującą w przeróżnych galeriach i sieciówkach to się baaardzo docenia takie niedziele) spotkaliśmy się u mamy, byliśmy w ogrodzie, dzieciaki pluskały się w basenikach, mężowie i narzeczeni spali na leżaczkach, my mogłyśmy spokojnie pogadać Ja byłam tylko z Piotrkiem, bo Maja z eM. to jakieś wampiry są, bo oni na słońce to się boją wyjść. Mój mąż dostał zaszczytne miano 'emeryta', bo to już któreś spotkanie rodzinne, które opuszcza, bo jest zmęczony po pracy, aj, staruszek mój... 

Piotrek chyba jakieś korepetycje sobie potajemnie załatwił z mówienia, bo codziennie zaskakuje jakimś nowym słówkiem. Cieszę się! I śmiać mi się chce, bo takie to to małe, ledwo od ziemi odrosło, a już trzeba się z nim w układy bawić i umowy - jak zjesz obiadek, to będzie deser, dobrze? I Piotrek zjada. Pójdziemy na dwór, jak zmienimy pieluchę i się ubierzemy, tak? Nie idziemy na dwór w piżamie, prawda? I Piotrek przynosi wyciągnięte losowo ubranka z komody. On też ze swojej strony mówi: mama, przestanę wrzeszczeć, jak mi włączysz bajkę, wiesz? Dobra? I rzeczywiście przestaje Bajka o Dino jest o tyle fajna, że parę słówek Piotrek z niej się nauczył, niech mu będzie...  A bawi się też całkiem fajnie, dziś na przykład wkładał do swojego jeździka pod siedzenie przeróżne cenne skarby jak wiatraczek, wóz strażacki, smoczki, autka i chciał zamknąć to wszystko i usiąść na siedzonku, niestety wszystko bokiem wystawało, i usiąść bez zgniecenia skarbów się nie dało, więc biedny prowadził autko za kierownicę po domu i tez było dobrze!
Podoba mi się też przejaw humoru abstrakcyjnego u mojego synka - śmieje się i chichra jak mówię: ''Czy tata czyta cytaty z Tacyta? Tak, tata czyta cytaty z Tacyta.'' Chodzi potem i mówi ''cytata,cytata'' ;P 

0
Dodaj komentarz

https://images81.fotosik.pl/1094/60a808e95823b2f4med.jpg
https://images82.fotosik.pl/1095/af775b87b562e25cmed.jpg

Mój syn zachwycony światem   Na zdjęciu przy bramie u babci nie może się napatrzeć na przejeżdżające samochody (mówi już  ''ata'' na auta i ''buła'' na autobusy) a w polu - patrzy gdzieś w przestrzeń, może w ciszę się wsłuchuje... Oglądanie świata to teraz ulubione zajęcie. A, właśnie, z puzzlami to był jednorazowy wyskok, że wszystkie podał do pary - drugi raz już nie nastąpił, widać ciekawiej jest łączyć ogon rybki z paszczą ślimaka... Za to przy najbliższej okazji muszę kupić klocki Wadera, mamy parę i budowanie przeróżnych schodków, wieżyczek to jest to! I zwierzątek chciałabym więcej plastykowych, ale w sklepach nie ma, chyba że kolekcjonerskie a to nie, dziękuję! 
Ostatnio miałam trochę krępującą dla mnie sytuację z małym: kiedy mnie chwilę nie było, Piotrek dostał od swojej cioci lizaka... Ja przychodzę na dwór, a Piotruś cały zachwycony, no bo jakże inaczej, i skupiony siedzi na ławeczce i liże pierwszego w życiu lizaka. Nie wiedziałam, jak to bez urażenia kogoś powiedzieć, że ja mu nie daję takich rzeczy, że po co??? I tak paplałam bez sensu, że nie, że nic nie szkodzi, ale że jednak nie trzeba było, i bałam się, że mały pogryzie tego nieszczęsnego lizaka i się zakrztusi, ze nie będzie chciał oddać i przekłuje sobie język patyczkiem i takie tam... Na szczęście dał się przekupić za brzoskwinię i oddał to badziewie. Ale ciocia już chyba drugi raz nie wpadnie na taki pomysł M. później mi tłumaczył, że on tak sobie myślał, że ja nie będę zadowolona, ale tez nie wiedział, jak to powiedzieć. Teraz jesteśmy ci ''nawiedzeni'' rodzice... Ech, trudno. Ja sama kiedyś taką głupotę popełniłam i dzieciom swojej koleżanki kupiłam na odwiedziny żelki, a one były ''bezsłodyczowe''; fakt, że dało mi to do myślenia i teraz zawsze patrzę, czy dzieciom można kupić cos słodkiego czy nie, owoce czy książeczki też dają radę. 

Ogólnie to zaczynam się bać, co będzie po wakacjach... Jak wracałam do pracy po półrocznym urlopie zdrowotnym, to byłam w pełni sił i chęci do pracy, a teraz??? Chęci mam, ale siły jakoś mniej, hehe. Chlip, chlip chyba raczej

2
komentarzy
avatar
Ostatnio też się naslucham jaki to mój synek jest,, biedny bo jeszcze nawet lizaczka nie jadł w życiu". kuzynka swoim dzieciom akurat dawała i przepraszala mnie bardzo że dla mojego nie ma, to odpowiedziałam żeby się nie przejmowala bo mój synek nie wie co to więc nie będzie mu przykro. Wzrok całej rodziny kuzynki-bezcenny
avatar
hehe, mogę sobie wyobrazić ten wzrok, albo co później mówili ja rozumiem domowe ciasta, trochę loda w wafelku, no jeszcze drożdżówka ujdzie, ale lizaki? chipsy? jak najpóźniej! ja się strasznie cieszę, że jak przejeżdżam w sklepie obok regałów ze słodyczami, to Piotrka nic nie interesuje, nie piszczy, nie sięga po nic, a przy warzywach chce pomidory, marchewki i w ogóle cały regał zapakowałby do koszyka!
Dodaj komentarz

Przed chwilą rozmawiałam z mamą przez telefon i właściwie powinnam stenogram z tej rozmowy wkleić, bo o wszystkim z ostatnich dni opowiadałam To tak w skrócie: 
* Maja chodzi ostatnie dni do szkoły, oddali już podręczniki do biblioteki i jest luz, a czekają nas najbardziej wyczekane wakacje życia! Ostatecznie wylądowała ze średnią powyżej 4, ale z dwóją z matematyki, zobaczymy, czy nie trzeba będzie korepetycji szukać w ósmej klasie. Z plastyki ma swoją zasłużoną szóstkę  
* Piotrek próbuje stawiać na swoim i negocjować moje zasady. Jak mu się coś nie podoba a ja muszę go zabrać z miejsca przestępstwa, to tak wrzeszczy i się wije w rękach, rany, jak węgorz! Jestem dumna z siebie, że nie kusi mnie dawać mu żadnych klapsów, po prostu czekam aż przejdzie, nie przejmuję się zbytnio. Powtarzam sobie tylko ''no kto tu rządzi? No kto?!'' Pozwalam na naprawdę dużo, latam za nim po całym podwórku, podaję, otwieram piaskownicę i za pięć minut zamykam, asekuruję nieustanne wchodzenie i schodzenie na bujaną ławkę, pozwalam bawić się wodą i oblewać, chodzę na spacery przed domem, żeby obejrzeć auta, ba, nawet jadę autobusem po truskawki, żeby Piotrek mógł się przejechać ''bułą'' (tak nazywa autobus), daję się namówić na pomaganie przy zmywaniu naczyń, pozwalam obejrzeć Dina i tak dalej i tak dalej... Jak czegoś zabraniam, to nie ze zwykłej złośliwości czy lenistwa, tylko po prostu naprawdę czegoś nie wolno albo akurat mam inne plany i Piotruszek musi się dostosować, takie życie. Tak zupełnie bez stresu się nie da Krzyknę czasem, nie powiem, ale widzę, że mam więcej cierpliwości niż przy Mai. 
* Jestem prawie-samotną matką... M. jest w pracy tyle, że czasem nie widzi swoich dzieci przez cały dzień, a teraz pod koniec tygodnia wyjeżdża na parę dni na serwis gdzieś pod Warszawę. Nie lubię tego.
* Maja była w sobotę na przedstawieniu ''Bursztynowa Balladyna'', podobało jej się, trochę się ukulturalniła
* A co do mnie, to zrobiłam sobie siarę jak smok na grillu, bo się prawie rozpłakałam i musiałam wyjść z ogródka, o matko, bo się okazało, że kiełbaski dla mnie się nie upiekły... Kiełbaski bezglutenowe moje były na osobnej folii, żeby nie stykały się z innymi, a nikt z dbających o grillowanie nie zadbał o to, żeby one tez się upiekły... Zrobiło mi się przykro, głupie, wiem, to tylko jedzenie, ale byłam już głodna i tak wyszło. A z boku wygląda to tak, że nie dość że dziecku nie daje normalnie zjeść lizaka, to jeszcze wymyśla folie i osobne szczypce na swoje kiełbaski, no wariatka! Jak zaczęłam tłumaczyć, że nie mam dobrych wyników badań, że być może czeka mnie powtórna gastroskopia, że tak to jest w mojej chorobie, to niby wszyscy rozumieli, ale... Głupia ta celiakia. Ostatnio mam trochę kryzys z jedzeniem, a raczej  z niejedzeniem - taki kryzys, że wszędzie widzę, czego nie mogę jeść. Napaliłam się na pizzę z biedronki, to akurat nigdzie nie było. Za to zapach ze świeżo otwartej cukierni, gdzie sprzedają moje niegdyś ulubione ciepłe pączki, ten właśnie zapach niósł się na całą ulicę... Wszystko jest gdzieś tam kwestią wyboru i ja wolę starać się być zdrowa a nie machnąć ręką, bo tak też przecież można, i jak już tak wybrałam, to nie powinnam narzekać, ale czasem  trzeba Żeby było sprawiedliwie, to jeszcze dodam, że na tego nieszczęsnego grilla moja szwagierka przywiozła ciasto specjalnie bezglutenowe, żebym też mogła zjeść To już nie narzekam. Koniec.
*Bieganie idzie mi coraz lepiej, chociaż na wadze tego nie widać, ale samopoczucie po takiej rundzie zawsze mam lepsze!
Idę robić obiadek. Muszę przemyśleć moje domowe menu, bo Piotrek stanął z wagą. Ma 10,5 kilo już chyba z dwa miesiące, od szczepienia ostatniego. Moja mama mówi, żeby więcej ziemniaczków i zupek gęstych robić, i to jest fakt, że przez te upały, to obiady były lżejsze ostatnio... Zup prawie w ogóle nie robiłam. Ziemniaków typowych z sosem też nie. Za to w hurtowych ilościach idą wszelkie owoce, Piotrek może się żywić samym arbuzem, malinkami, czereśniami i jajem z parówką do tego... Akcja ''przytyć Piotrusia'' rusza z akcją ''odchudzić mamusię''

0
Dodaj komentarz

Mój księciunio już śpi, woził się dziś w swoim wózku ponad godzinę po włościach i go zmogło. Jak wchodziliśmy do domu, to jeszcze trochę protestował, wyciągał ręce w stronę wyjścia, ale jak powiedziałam, że dam smoczek to biegł po prostu do swojego łóżeczka, dostał swoje dwa smoki - jeden do pyszczka, drugi do łapki i zasnął. 

W czasie spaceru przejeżdżaliśmy koło szkoły i tak sobie myślałam, że już tylko dwa miesiące i tam wrócę... Mam mieszane odczucia - bo i chciałabym i się boję - jak dziecko! Boję się, bo muszę znów się przyzwyczajać do zebrań, do stawania przed mnóstwem ludzi, którzy oceniają cię najbardziej krytycznie na świecie, do rozmów z dyrekcją, do siedzenia w pokoju nauczycielskim, gdzie często nie ma z kim normalnie pogadać, do hałasu na przerwach, nie wiem, co się pozmieniało przez te dwa lata, no i po prostu boję się ogólnie... I do tego nie mam co ubrać! Do fryzjera muszę iść! Zgubić te nieszczęsne pięć kilo, bo jak sobie wyobrażę, że sobie pomyślą ''no, w końcu ona wygląda jak baba! Jest za co chwycić!'' to mnie coś zalewa, ale wiem też, że jak schudnę to moje sflaczałe cycki będę już w ogóle mogła owinąć sobie wokół szyi albo będą mi dyndać na pępku!!! Akurat w cyckach mogłabym nie chudnąć  

A Piotrek? Jest ze mną cały czas, rozumiemy się w pół słowa, wiem, co to ''buła'' albo czemu każdy rowerzysta to ''Maja'', wiem, że ogólnie się boi nowych rzeczy i musi się oswajać z nowościami, nie ma co go zmuszać, wiem, co lubi robić na dworze i czym się bawić w domu, wiem, jak zasypia, i że jak się obudzi, to musi jeszcze chwilę się poprzytulać... A jak się uderzy, to biegnie do mnie i muszę podmuchać - no jak ja podmucham na 'auka' z pracy?!
Mama kwoka się ze mnie zrobiła Wiem, że babcia sobie poradzi. To znaczy część mnie wie, bo ta nieracjonalna część panikuje i użala się. 
Jak to piszę, to widzę, że to dobrze, że wracam do pracy. Dobrze to zrobi nie tylko mi, ale i Piotrek musi trochę wyjść spod moich kwoczych skrzydeł. Ja z powrotem nabiorę pewności siebie. Muszę zacząć się cieszyć tymi dwoma miesiącami, ostatnimi, a nie tak się denerwować.
Idę coś wymyślić z truskawkami, zostały z wczoraj, a mam ochotę na jakiś mus truskawkowo - śmietankowy. 

0
Dodaj komentarz

Bałagan naokoło okropny, Piotrek jak jest zmęczony a nie chce iść spać, to rozwala wokół siebie wszystkie zabawki i niezabawki zupełnie bez ładu i składu, ucieka jak kaczka jak tylko ktoś się zbliża, żeby się przypadkiem do łóżeczka nie dać zapakować, a ja zamiast sprzątać to zjadłam resztkę jakiegoś mojego truskawkowego wytworu, co to miał być szumnie nazwany frużeliną a wyszedł kisielek, hehe i do komputera siadam. Muszę ogłosić  - WAKACJE SIĘ ZACZĘŁY
Maja już po rozdaniu świadectw, widać, że z niej humanistka... Piątka z polskiego i dwója z matematyki. Przekrój ocen: od 2 po 6. 
Ale co mnie normalnie wzruszyło i zaskoczyło, to dyplom dla mojej córy: za zajęcie II miejsca w konkursie literackim "Historia zaklęta w lasach", w kategorii starszej (gimnazjalnej+VII klasa). JESTEM DUMNA!!! A że jest to dziewiąta edycja konkursu, to wnioskuję, że cieszy się popularnością i nie brały udziału dwie osoby Wysłałam od razu zdjęcie dyplomu do rodziny i sypią się gratulacje Ja zawsze wiedziałam, że coś w niej tkwi! 

Słucham jednym uchem audiobooka ''A ja żem jej powiedziała'' Kasi Nosowskiej. Nosowska to ogólnie ciekawa kobitka i posłuchać o jej poglądach, wspomnieniach - warto. 

I taka piosenka na początek wakacji

domowe melodie - tak dali

0
Dodaj komentarz

Z pamiętnika Piotrusia:
-tata-tata-auto-auto!  da-da!da-da!
Czyli: wychodzimy na dwór głównie oglądać auta: na ulicy, na chodniku, na parkingu, na podwórku...  No, na podwórku to jeszcze huśtawka, zrywanie malinek, sprzątanie niedojrzałych jabłuszek z ziemi i podlewanie kwiatków. Byliśmy w zeszłym tygodniu u babci ''na wakacjach'', babcia ma dwa razy większe podwórko, Piotrek był przeszczęśliwy! Biegał po prostu przed siebie, nauczył się wchodzić na zjeżdżalnię i takie zjeżdżanie to wieeeelka radocha! 
Do babci pojechaliśmy z Mają, bez eM. i kiedy mężu po nas po tygodniu przyjechał, mogliśmy się wszyscy przekonać, że tata to jednak wyjątkowa osoba w życiu dziecka Piotrek autentycznie się cieszył, a wcześniej na każdy duży samochód wołał pytająco ''tata? tata?'' - ''nie, tata jest w pracy...''. Ostatnio w nocy Piotrula się obudził i zaczął rozglądać naokoło też wołając tatę, jak go zobaczył, to zasnął dalej... A wydawałoby się, że takie toto małe jeszcze i głupiutkie!
Ogólnie w wolnej chwili mały lubi też przynosić wszystkim buty, wpycha je na odwrót i do góry nogami na nogi i każe się wyprowadzić na spacerek Co go jest w stanie zatrzymać w domu? Bajki o Dino i piosenki (ale trzeba uważać które, bo ma już takie, których się po prostu boi i reaguje panicznych płaczem), arbuz do jedzenia, czasem czytanie książeczek, czasem puzzelki, częściej klocki i autka zabawkowe. Teraz też nauczył się właściwie i samodzielne korzystać ze swojego jeździka, który dostał na Gwiazdkę sam kręci kierownicą, odpycha się nogami i szaleje po domu i potrafi tak długo! 
Z łóżeczka już na stałe wyjęłam szczebelki dwa i Piotrek jak jest zmęczony to sam tam wpełza i zasypia, a jak się obudzi i wypełźnie, to nawet się chwilę czymś pobawi zanim przyjdzie zaspany do mnie, to taka nowość
Nie biorę się na razie za nocnik i pieluchy, czuję, że to jeszcze nie ten czas, ale sobie na tematy kupkowe rozmawiamy, pokazy mamy łazienkowe, coś zresztą czuję, że szybciej Piotrucha da się posadzić na dorosły kibelek niż na nocnik, który został oficjalnie zabawką Jeszcze muszę kupić nowego Bogumiła - to taka książeczka, która pomogła przy Mai i różnych innych dzieciach, aż się zniszczyła i chyba już w ogóle zaginęła, a super wprowadzała w temat odpieluchowania. ''Nocnik nad nocnikami''  Alony Frankel. Ale z nauką poczekam do skończonych dwóch latek. Dobrze i tak, że mały przychodzi i mówi, że ma kupkę. 

Z pamiętnika Mai:
- Jak było u babci?
- Fajnie.
- Jak mijają ci wakacje?
- Może być.

Taa, może później będzie bardziej rozmowna, w końcu to jeszcze poranne godziny są


Z mojego pamiętnika i spraw różnych:
Odwiedziłam w końcu pewne miejsce... Nie byłam tam hohooo, szmat czasu, pomagał mi eM. i moja siostra i jak już wiem na pewno, że wracam do pracy, to w końcu musiałam TAM iść... Innymi słowy - byłam u fryzjera Mam też trochę zakupów za sobą, spodnie, sukienki, bluzki do pracy, Maja przy okazji też, jeszcze kosmetyczka by się przydała do moich hobbitowych stóp, ale to w sierpniu. Byłam pokazać się w szkole, poczułam jak bardzo chcę wrócić do pracy, chociaż jeżeli chodzi o siły, to już trochę mniej iż mam, niż chęci - boję się, jak to się wszystko da pogodzić... Babcia z małym na najmniejszy możliwy wymiar godzin, Maja do przypilnowana, obiady do zrobienia, lekcje do przygotowania... 
Na razie zbieram i chowam nowe fajne książeczki i zabawki dla Piotrka, żeby miał jak będzie z babcią, żeby jej nie marudził i nie płakał i nie chciał ciągle na dwór, bo babcia nie będzie za nim tyle biegać, co ja. Chcę jeszcze plastelinę albo ciastolinę kupić, więcej puzzli i układanek, co jeszcze może się przydac do zabawy przy stole? Będę w szkole te cztery, pięć godzin maksymalnie, z czego co najmniej dwie odpadają na sen i obiadek, poradzą sobie, prawda? I przecież będzie tez dziadek do pomocy, dziadek ma więcej siły.. I byle do grudnia - będą Święta, potem byle do ferii i do wakacji zleci A potem do przedszkola. 
A jak nie chcę się denerwować pracą to zawsze mogę sobie pomyśleć, że jutro moja mama będzie miała operację biodra i wtedy już w ogóle mam skręt żołądka i gulę w gardle. Niech już czas szybciej płynie, niech już będzie po i niech wszystko będzie dobrze!!! 


A co dziewczyny z waszymi pamiętnikami? Azzurrko, bergamotko, co tam u was???

1
komentarzy
avatar
Podczytuje Cie od dawna

Pytasz, co sprawdzi sie do zabawy przy stole. u nas swietnie spisala sie masa solna i caly wielki pojemnik z kolorowymi guzikami. Synek kochal nimi obklejac np.ulepionego balwana albo zwierzatko. Zabawa na dluuuugie zimowe popoludnia
Dodaj komentarz

Dziękuję Ci Walabio! Zapomniałam o tak podstawowej rzeczy jak masa solna, a bezpieczniejsze to niż ciastolina…  I ten pomysł z guzikami - cudny! Jak Piotrek był malusi, to miał swój koszyczek z różnymi różnościami to dotykania, sprawdzania (były tam wełenki, papier ścierny, szczotki, jakieś dziwne rzeczy okrągłe plastykowe pozostałe po remoncie i takie tam), teraz zrobię mu wersję ''dla starszaka''. Dziękuję i pozdrowienia przesyłam!

Muszę sobie popisać dla oderwania myśli, mamy operacja została z wczoraj przesunięta na dzisiaj i się denerwuję. Leży tam bidula w zimnej sali operacyjnej a nad nią tłum lekarzy z piłami i młoteczkami... Tak, tak, operacja biodra, ale z tych bardziej skomplikowanych. No nic, pozostaje czekać do wieczora, przynajmniej do popołudnia. Wtedy tata, który jest w szpitalu da znać, co i jak. Mam nadzieję, że w mamie leżącej w narkozie śnią się same przyjemne rzeczy! Moja mamuś jest najbardziej kochaną osobą, jaką znam, zawsze gotowa, żeby pomóc, nie ma w sobie cienia samolubności, zachowuje młodzieńczą pogodę ducha, wszyscy ją podziwiali za pracę jednocześnie na oddziale dziecięcej hematologii i w hospicjum - teraz jest jeszcze nie na emeryturze, tylko na rencie. Ma nadzieję, że po udanej operacji będzie mogła wrócić chociaż do jednej pracy, bo bez nie czuje się dobrze. Jak ja - też chcę wrócić do swojej pracy, rozumiem więc. Poza tym chciałaby nosić zwykłe buty, nie ortopedyczne, kupować sukienki a nie tylko spodnie, bo takie lepiej zakrywają te nieszczęsne buty, chciałaby lekko zatańczyć na weselu swej córki najmłodszej, a założę się, że jak nikt nie będzie patrzał, to będzie biegać boso po łące i cieszyć się... po prostu będzie szczęśliwa. Moja mama umie czuć się szczęśliwa, a może raczej pogodna, w przeróżnych okolicznościach ale ze zdrową nogą będzie jej o niebo łatwiej. 
Ale te godziny się wloką... Mamuś, wiesz, że barierka na nasze okno jest już zrobiona? Dzisiaj twój zięć będzie ją montował, koniec nerwów! A ja wywaliłam jedną szafę starą i została druga do przeniesienia z zawartością na strych a dużą chyba jednak zostawię... Wiszą tam moje wyjściowe sukienki, szkoda je wciskać do ciasnej garderoby, dam tylko Kasi do zrobienia drzwiczki w jakiś ładny dekupażyk i pomaluje się boki, będzie jak nowa! A obok staną moje wyczekane regały. Na razie nic nowego do ubrania nie muszę już kupować, można machnąć się na gotowe regały, bo na takie robione na wymiar przez mojego męża, to już przestałam czekać, nie żebym w niego wątpiła, ale po prostu przekroczył mój wewnętrzny deadline   Jak już do nas przyjedziesz po całej rehabilitacji, to w końcu będzie tu wyglądało tak, jak powinno! Ale tam, ja i tak lubię moje mieszkanko Mam też plan ściankę kominkową obwiesić zdjęciami i też ci się spodoba! Także nie ociągaj się tam, w szpitalach i sanatoriach, musisz jak najszybciej przyjechać, zjemy sobie serniczek albo wymyślę nowy torcik na tę okazję i będzie piknie! Kocham Cię!!!

Dobra, co by się nie działo, mój dzieć musi zjeść obiadek. Idę zupkę robić. O, i płacze już, po drzemce. Trzymaj się mamuś, do usłyszenia!

2
komentarzy
avatar
Szybkiego powrotu do zdrowia dla mamy Moja mama jest rok po udarze mozgu i niestety nie mam z nia najlepszego kontaktu
avatar
Oj, to wyobrażam sobie jak się denerwujesz, ale zaraz dostaniesz dobre wiadomości ze szpitala, a potem będzie coraz lepiej. Trzymaj się kochana, zdrowia dla Mamy! Napisałam na maila, pa!
Dodaj komentarz

Dzięki dziewczyny, miałyście rację - trzeba było odczekać, ale teraz same dobre wieści, tfu, tfu, co by nie zapeszyć Operacja udana, mama czuje się lepiej z dnia na dzień i to są najlepsze wieści, jakie mogłam usłyszeć  

A tymczasem po kąpieli wychodzę z łazienki, zastaję Majkę chichoczącą nad komputerem i słyszę: ''A, nudziło mi się! Skasuj to, skasuj!''. A figa - za karę zostawię: 
WPIS MAJOWY:
A co ja, biedna Maja, mam zrobić jak mama nic o mnie nie pisze? Ani zdania, ani słowa. Ok, Kidzfr. jest do drugiego, czy tam do trzeciego roku życia, więc chyba się już tak lekko nie zaliczam, ale i tak się pominięta czuję. Czemu? Ja mam bardzo "głębokie" zainteresowania i na pewno ktoś chciałby o mnie poczytać. Prawda? Prawda?!
Oglądam "Szkołę" i "Szpital" więc znam się na dobrych serialach oraz filmach, więc w tej kwestii można się mnie radzić. A mama i tak się mnie nie słucha i nie obejrzała prawie nic, co ja jej polecałam, a ogląda prawie wszystko, co jej odradzam. Ja tu jej daję takie pinkne filmy jak "Tamte dni, tamte noce" (Swoją drogą, jak, do jasnej cholery, można przetłumaczyć tytuł "Call me by your name" na "Tamte dni, tamte noce"?! Brawo, polska dystrybucjo!), a Ona "NIE".

Także znów włamanie do MOJEGO pamiętnika, ale niech zostanie. Jak chciałam ja zacytować, to nic nie powiedziała... Mówiłam, że rano ona jeszcze zaspana jest, a teraz mogłabym pytać i notować! Aż dziwne, że nic o tematach miłości różnej nie napisała... bo przechodzi dziecko biedne jakiś etap fascynacji miłością homoseksualną, biseksualną, taka zwykła hetero to nuuuudy. O matko, niech te wakacje się skończą szybciej, bo zwariować można  
No, ale przynajmniej mamy czas pogadać sobie, pożartować, bo serio wszystkiego nie da się brać, dobrze, że mi się córa z poczuciem humoru trafiła!

0
Dodaj komentarz

[font=Calibri]99 wpis dla Mai. Próba druga, bo pierwszą, z ciut innymi pytaniami, wcięło, trochę się nadenerwowałyśmy, ale trzeba głowę do góry, spiąć tyły  i próbować dalej. Pierwszy publikowany wywiad z moją córą! Trochę się przejęła, z tego co przeczytałam, teraz śpi, mam nadzieję, że szybko zasnęła... Ale niech jest na pamiątkę, jak przeczyta za kilka lat, to będzie miała fajny wgląd w swoje życie. [/font]
[font=Calibri]Maju, jak się czujesz?                  [/font]

[font=Calibri]Po tym, jak przez moją głupotę straciłyśmy wpis? Źle.[/font]

[font=Calibri]Ogólnie? Czuję się wyspana i zmęczona jednocześnie. Z jednej strony cieszy mnie oglądanie „Ani, nie Anny”, z drugiej; wkurza mnie to podejście twórców do historii przedstawionej w książkach (którą się najwyraźniej tylko „inspirowali”). Mam chęć do życia i jej nie mam. Chcę to napisać i nie chcę. No po prostu nie czuję się ani źle, ani dobrze. Tylko wkurza mnie ta klawiatura.[/font]

[font=Calibri] [/font]

[font=Calibri] [/font]

[font=Calibri]Co chciałabyś dostać w prezencie?[/font]

[font=Calibri]Kiedyś chciałam taką bluzę z jednorożcem, ale teraz, kiedy wiem, że jednorożec to znak wolnego seksu, to już nie chcę. Nie to, że bym się przejmowała, po prostu trochę wkurzają mnie takie rzeczy, a nie mam zamiaru się źle czuć w BLUZIE (#teamBluza).[/font]

[font=Calibri]A mogę prosić o więcej wiary w siebie i chęci do życia? O kilka dodatkowych lat doświadczenia w rysowaniu? Nie? To chociażby szkicownik nowy?[/font]

[font=Calibri]Czy ja wyczuwam w tym pytaniu podstęp? Mama chcę wyciągnąć ode mnie jakieś informacje? Mam rację? Hę??[/font]

[font=Calibri] [/font]

[font=Calibri]Co ostatnio czytałaś fajnego? Albo oglądałaś? Twój ulubiony film/książka?[/font]

[font=Calibri]Ostatnio oglądałam „Anię, nie Annę” i, jak już wspominałam powyżej, z jednej strony podoba mi się, a z drugiej wkurza mnie to lekkie podejście do książek i cała masa niepotrzebnych wątków. Po co komu był ten głupi wątek ze złodziejami (super, powtórzenie w zdaniu)??[/font]

[font=Calibri]Zaczęłam tez czytać „Wolni ciut ludzie” i powiem tyle: Po przeczytaniu pierwszego zdania pomyślałam tylko „Boże, jaka ja jestem beznadziejna, że tak pisać nie umiem”.[/font]

[font=Calibri]Ulubiony film? „Pięćdziesiąt twarzy Ge…” Nie no, taki nieśmieszny żarcik. A tak na poważnie; moim ULUBIONYM, NAJUKOCHAŃSZYM filmem jest „Zielona mila”. Szczerze powiem, iż przez wiele lat myślałam, że to jakiś głupkowaty romans. Jednak rok temu dowiedziałam się, że z romansem ma to niewiele wspólnego, a historia opowiada o wielkim, czarnoskórym skazańcu, oskarżonym o zamordowanie dwóch dziewczynek. Więc obejrzałam i… Z-A-K-O-C-H-A-Ł-A-M S-I-Ę. No i, oczywiście, poryczałam jak dziecko, a ja wcale nie płaczę na filmach.[/font]

Z książek to moimi ulubionymi seriami są „Pan Lodowego Ogrodu” Grzędowicza i „Zwierzoduchy” pisane przez kilku autorów, jednak wymyślone i opracowane przez Brandon’a Mull’a. Dwa światy, co? 
To pierwsze to historia o mężczyźnie, wysłanym z misją ratunkową na inną planetę. Ale żadne takie jakieś „Marsjaniny”, tylko na tej planecie panuje jakby średniowiecze. Książka jest ciekawa, pełna krwi, niepotrzebnej przemocy, chorwackich przekleństw i potworów z wielkimi piersiami. Taka trochę nie dla mnie, ale kocham.

Druga natomiast to…  zresztą, po prostu przytoczę opis: „Czworo jedenastolatków, pochodzących z różnych kontynentów Erdas, przechodzi prastary rytuał. W błyskach światła pojawiają się magiczne zwierzoduchy: wilk Briggan, lamparcica Uraza, panda Jhi i sokolica Essix. Abeke, Meilin, Conor i Rollan za swoimi zwierzoduchami wyruszają na niebezpieczną wyprawę, żeby ocalić Erdas. Ich celem jest powstrzymanie mrocznej potęgi z przeszłości, która odzyskuje dawną siłę i zaczyna pustoszyć świat. Pomagają im wojownicy Zielonych Płaszczy”. Także o… Bardzo ciekawa, momentami tak wkurzająca, że aż się chcę rzucić nią w ścianę, posiadająca najgorszą z najgorszych postaci, mianowicie: Meilin. Nienawidzę tej postaci.

 

 

Opowiedz o Twoim najlepszym wspomnieniu z dzieciństwa?

Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Głównie z tego powodu, że z moim dzieciństwem wiążę się wiele szczęśliwych wspomnień i trudno mi któreś wybrać. Po części jednak dlatego, iż kiedy próbuję się nad tym zastanowić, to zaraz mój umysł zaczyna, jak to on potrafi, wymyślać historie. Robię to nałogowo.

 

 

Co chciałabyś w życiu robić?

To, co robię najlepiej. Pisać i rysować.  Chciałabym być pisarką i ilustratorką. Chciałabym móc podróżować i robić to, co kocham. Mam jakieś plany i trzymam się ich (dobra, dobra. Staram się ich trzymać). Nie chcę zmuszać się do rzeczy, których nienawidzę i choć na pewno będę musiała je robić, bo nienawidzę robić zbyt wielu rzeczy przyziemnych, to jednak będę się starać. Na pewno mi się uda. Staram się w to wierzyć.

 

Czy jesteś szczęśliwa ze swoją rodziną?

A mogę powiedzieć, że nie? Nie powiem, bo nie wiem, jak byłoby mi z inną rodziną. Bo z tą mi jest dobrze. Wątpię, żeby inni byli tak pobłażliwi dla mnie, jak oni. Kocham swoją rodzinę i nikt tego nie zmieni, choćby oferowali mi wszystkie „Grześki” i  tęczowe bluzy tego świata.

 

Co sądzisz o tolerancji??? Czym jest dla ciebie tolerancja?

Głupie pytanie. Nie lubię takich.

Tolerancja jest dla mnie poszanowaniem czyjeś „inności”, czyiś „upodobań”. Jest czymś ważnym w życiu, na co każdy zasługuje. Bo jeśli sami chcemy by nas szanowali, musimy szanować innych. Każdy z nas ma w sobie coś „innego”. Coś, co trzeba zaakceptować w samym sobie. I każdy na początku na tolerancję zasługuje.

„Ale co ty wiesz o życiu? Ty? Chcesz uczyć  DOROSŁYCH o tolerancji?”

O nie, ja nie uczę, nie wmawiam nikomu swoich idei. Ja tylko wyrażam własne zdanie, bo to mi jeszcze wolno. Nigdy nie lubiłam mówić, co czuję i co myślę, ale dziś zrobię wyjątek. To, co napisałam, mało co ma z moimi prawdziwymi odczuciami. Jeszcze nie dorosłam do wyrażania ich w odpowiedni sposób. Jeszcze nie umiem. Zawsze coś przekręcę, źle wyjaśnię i otrzymuję odwrotny efekt od zamierzonego. Eh… Może kiedyś się nauczę.

 

Gdybyś była królem świata, co byś zarządziła?

Przede wszystkim zakazałabym robienia parad równości. Nie to, ze mam coś do LGBT, broń Boże. Ja tylko nie lubię takiego obnażania się z tym wszystkim, bo to NIGDY nie kończy się dobrze. Do tego, trochę psuje cały wizerunek wszelakich mniejszości seksualnych. Czyż nie?


Co lubisz w sobie najbardziej, a co byś zmieniła?

To, co w sobie lubię, to nie powiem, ale napiszę o tym, co bym zmieniła. Zacznijmy od tego, że dodałabym sobie odwagi. Chciałabym być mniej nieśmiała. Do tego zmieniłabym swoje podejście do życia. Nie takie, że „Po co mam próbować, jak i tak mi się nie uda”, tylko takie radosne „Uda mi się!”. Jestem optymistką, to fakt, ale jedynie, jeśli chodzi o inne osoby. W stosunku do siebie jestem raczej pesymistycznie nastawiona. Zmieniłabym u siebie też sposób dobierania słów. W swoim lubię to, że jest oryginalny i że jest trochę bogatszy i może nieco ciekawszy niż u większości moich rówieśników (przynajmniej nie mówię, że wszystko jest „ułomne” i nie klnę, co pół słowa), ale trochę źle wyraża moją opinie, jak już napisałam powyżej. I zniwelowałbym mówienie „kurde”. Za dużo go używam. Kolejną rzeczą (mój Boże, chciałam napisać „rzeczą” przez „ż”) jest dodanie sobie chęci do życia, które zdarza mi się nazbyt często tracić. To niezdrowy nawyk. Jeszcze chętnie poprawiłabym swoją wiarę w siebie. To u nas rodzinne, nikt w siebie nie wierzy. Dodajmy do tego niską samoocenę, którą też chciałbym zmienić, i mamy bukiet idealny. Jej.

Pozbyłabym się też jakiejś mojej małej obsesji na punkcie miłości różnej. To wszystko przez koleżankę, która mnie wciągnęła w to całe „yaoi” (proszę nie google’owac, chyba, że lubimy mieć spalone oczy). Czego nie zobaczę, to widzę gejów. Śnią mi się geje. Piszę o gejach (książkę, kurde piszę). Chcę być gejem (no z tym, to już chyba trzeba do psychiatry). Istna paranoja.

A jak już o paranojach mowa… nie chciałabym mieć jej mieć. To dosyć intymny temat i pozwólcie państwo, że nie poruszę go. I tak już za dużo powiedziałam.

A z fizycznego zmieniłabym tak wiele rzeczy… ale… tutaj ograniczę się do… jednej. Już nie będę się nad sobą za bardzo rozczulać. Przede wszystkim; schudłabym. Szczególnie na nogach.

 

Co cię wkurza najbardziej?

Najbardziej wkurzają mnie stereotypy. O wszystkich. O „prawdziwym mężczyźnie”, o „prawdziwej kobiecie”, o gejach, o lesbijkach, o Niemcach, o Polakach, o murzynach, o Azjatach, o prank’sterach, o raperach, o metalowcach, o anime, o mandze, o yaoistkach, o yuristkach, o Japonii (to naprawdę bardzo ciekawy temat, że Japonia wcale nie jest krajem miodem i tolerancją płynący, wręcz przeciwnie. Japonia jest bardzo konserwatywna), o księżach, o politykach, o alkoholikach, o gimnazjalistach, o bezdomnych, o starszych ludziach, o lewicy i prawicy (choć NIENAWIDZĘ tego podziału, to nie cierpię stereotypu zarówno „lewaka” jak i „prawaka”), o Anglikach, o Rosjanach, o antyszczepionkowcach (choć nie popieram ich, nie lubię tego, jak są przedstawiani, ponieważ znam osoby niegłupie, które antyszczepionkowcami są), o katolikach (tu naprawdę nie lubię kliszy o starych babciach, które by wszystkich ateistów, gejów i innych takich na pal nabiły, a po kościele wymieniały się ploteczkami. To naprawdę krzywdzące), o ateistach (znam jedną ateistkę i jest ona zupełnym przeciwieństwem tych stereotypów), o Świadkach Jehowy (tu też znam jednego takiego i jest fajnym chłopakiem, powiem więcej! Jest jednym z niewielu względnie normalnych chłopaków z mojej klasy, a nawet i szkoły), o blondynkach, o rudych, o glutenie, o weganach, o wegetarianach, o nauczycielkach, o nauczycielach… i mogłabym tak wymieniać i wymieniać, ale chyba już wyraziłam się jasno. Nie rozumiem, jak można zamykać ludzi w stereotypach. Uważam, że każdy powinien dostać szansę na pokazanie swojej prawdziwej natury.

 

Twój ulubiony dowcip:

Jaki jest najkrótszy żart o gejach?

Ten tego ( ͡° ͜ʖ ͡°)

 

Dobra, dobra. Trochę się rozpisałam. A, naprawdę, napisałbym więcej, gdyby nie parę czynników, do których zalicza się zmęczenie i TA GŁUPIA KLAWIATURA!!!! NIE DA SIĘ NA NIEJ PISAĆ!!!! ŁAAAA!!!!

Po krótkiej walce zdałam sobie sprawę, że zamiast „alt” klikałam „shift” i dlatego przez chwile nie mogłam napisać „Ł”. Pomyliłam się i to jest najlepszy znak, że już należy kończyć to pisanie. Ale jeszcze muszę coś napisać.

Ostrzegam, że to co tutaj napisałam może nie być idealnym odwzorowaniem rzeczywistości, bo, jak już wspominałam, łatwo wszystko przekręcam. Do tego jestem jedynie trzynastoletnim gówniakiem, który w życiu nic nie przeszedł, więc proszę podejść do tego z dystansem.

Informuję również, że podczas pisania tego mogłam być zmęczona, więc proszę nie oceniać, ja tylko wyraziłam własna opinię.

Kiedy piszę te słowa moi rodzice i Piotruś już śpią, Mruczek pewnie też, ja jedna tylko siedzę w salono-kuchni-jadalnio-sypialni i piszę aż mi palce odpadają. Jest godzina 0:50. Kurczę, a myślałam, że jeszcze zdążę pooglądać sobie „Anię, nie Annę”. Skończyłam na siódmym odcinku drugiego sezonu. No nic, jutro sobie obejrzę i przy okazji zadzwonię do koleżanki, może uda mi się z nią umówić. Ale pewnie i tak stracę ten dzień na oglądaniu „Jet Crew”. Takie życie.

Muszę też umyć włosy, ale to jutro, kiedy mama wstawi ten wpis. „I’m so excited” jak powiedziałaby pewnie serialowa Ania Shirley-Cuthbert. To będzie w sumie już mój drugi wpis tutaj, a licząc komentarze trzeci, ale i tak czuję się, jakbym robiła to pierwszy raz. „Today we are starting with this virgin” powiedziałby pewnie Craze z „Jet Crew”

Ogólnie zauważyłam, że „Crew’ piszę się bardzo przyjemnie. Wciskamy na klawiaturze „C”, a potem mamy „W”, „E”, ,,R” następujące po sobie. Wystarczy tylko kliknąć w nie w odpowiedniej kolejności i viola! Napisaliśmy!

To jest „so excited” kiedy takie małe rzeczy potrafią umilić człowiekowi życie. Dajmy na to, że siedzisz o pierwszej w nocy przy laptopie, klikasz w literki w najgorszej klawiaturze świata, odpadają ci ramiona , chcesz pisać i iść spać jednocześnie, aż tu nagle piszesz „Crew” i klikasz „C”, później „W”, „E” i „R” w odpowiedniej kolejności i od razu na twojej twarzy pojawia się uśmiech! To takie miłe.

Ale znów się rozpisałam. A miała być tylko krótka notka… eh…

Chciałabym zaznaczyć, że jestem osobą dosyć skrytą i nie lubię się dzielić swoimi odczuciami z innymi (szczególnie z obcymi) i nie wiem czemu, do jasnego piernika, się na to zgodziłam! Zauważcie proszę, że wiecie teraz o mnie więcej niż moja matka i przyjaciółka razem wzięte! Znaczy się, mama będzie wkrótce to wiedzieć, przyjaciółka zresztą też.

Mam nadzieję, że miło się czytało moje wypociny, miłego dnia,

Lajk mi, subskripszon maj czanel and szer jor frends on fejsbuk, tłitter, gugl plus

Bye, honey’s!



To Maja, lat 13 i 3 miesiące, wkraczająca w wiek dorastania. Jak to mówią ''małe dzieci, mały kłopot, duże dzieci...''

4
komentarzy
avatar
W zyciu nie pomyslalabym, ze to napisala trzynastolatka Ja w jej wieku raczej mialam jeszcze pstro w glowie i wzdychalam do kolegi z klasy, co z reszta opisywalam w swoim osobistym pamietniku i jak to pozniej czytalam to bylam w lekkim szoku coz to byla za miłość Zycze Ci Maju zeby udalo Ci sie zostac pisarka i ilustratorka tak jak sobie wymarzylas
PS. Tez kiedys pisalam ksiazke, ale zabraklo mi czasu na dokonczenie :p
avatar
Dzięki Katy w Mai imieniu A fiu bździu w głowie to i tak ona ma i tak, mimo swoich ciekawych przemyśleń, hehe. Ma też dziwną wiarę w krasnoludki, które sprzątają, więc ona nie musi... Taaa, chociaż ostatnio nawet pozmywała naczynia, sama z siebie, więc chyba jest jakiś postęp
avatar
Do Mamy Mai: masz cudowną wrażliwą i mega inteligentną córkę jak udało ci się wychować tak niezwykłą osobę jestem pod wrażeniem gratuluję
avatar
Do Mai: jesteś cudowną osobą bardzo urzekła mnie twoja dojrzałość i wrażliwość
Dodaj komentarz

Niedzielny poranek a my z Piotrusiem siedzimy sami... Maja i eM. wybyli. Wczoraj rano wyruszyli, uwaga, uwaga, wyruszyli na pielgrzymkę do Sianowa! Tak po prostu. Pewnego wieczoru mój mąż rzucił, jak co roku zresztą, od niechcenia: ''ech, poszedłbym jeszcze kiedyś raz do Sianowa, to były czasy, fajna taka pielgrzymka... Maja, pójdziemy?'' i chyba liczył na pogardliwe prychnięcie i odwrót córki na pięcie, ale wiecie, na kapryśnych nastolatkach nie można polegać i Maja krzyknęła ochoczo ''tak! ja chcę!''. No i się wkopali Ćwiczyli trochę wychodząc wieczorem na długie spacery, przez co moje bieganie utknęło przy Piotrusiu i jego zasypianiu, ale za to ja w ciągu dnia tyle z nim chodzę, że ruchu mam po kokardę, nie martwię się o kondycję. W piątek zrobili jeszcze zakupy w stylu plecak, śpiwór, karimaty, żeby nocleg uwzględnić, budziki nastawili i rano pooooszli… Maja tylko tak panikowała, że ją wszystko boli, że chora będzie, czekała tylko, aż któreś  z nas powie ''dobra, to nie idź'', ale nie z nami te numery! Na pewno nie ze mną, mam szkołę w postaci nie słuchania jej jojczenia przy wychodzeniu do szkoły  
Teraz Majka jak zacznie wątpić w siebie, zawsze może powiedzieć ''dobra, przeszłam na własnych girach 40 kilometrów, poradzę sobie i z tym!''
Jak wieczorem z nią rozmawiałam, to ciut umierała, ale przeszła! Dała radę! Z tego wszystkiego nawet zapomniałam się spytać mojego własnego męża jak się czuje, w końcu on też nie co dzień przełazi parędziesiąt km

Do kościoła nie chodzimy co tydzień, najwyżej od święta albo jak nas Maja wygoni, ale widać gdzieś ta tęsknota za porządną wiarą, za spokojem duchowym, gdzieś to w nas jest... Tylko ta porządna wiara to też zaufanie, oddanie się a ja się ciągle cofam przed takim krokiem. Nie powiem już, jak kiedyś, w młodości durnej i chmurnej, że ''Boga nie ma'', ale... Zawsze mam jakieś ale  

Przypominałam sobie siłą rzeczy swoją pielgrzymkę do Częstochowy, w 2001 roku, wieki temu! Poszłam namówiona przez przyjaciółkę i bardzo potrzebowałam wtedy oderwania od wszystkiego, co mi się nie udawało, takie trochę dno rozpaczy, otchłanie i cmentarz pogrzebanych nadziei, i zgodziłam, się, co tam, było mi wszystko jedno. Poszłam z jednym postanowieniem - mam dosyć zakochiwania się i w ogóle nie chcę słyszeć słowa miłość, dajcie mi wszyscy święty spokój! I w sumie tak było - takiego spokoju w życiu trudno szukać. Idziesz, po prostu. Prawda, wsłuchujesz się w modlitwy, w nie zawsze udane śpiewy, ale w końcu wiesz, że to pielgrzymka a nie obóz wędrowny cyrkowy, więc godzisz się, i idziesz. Jest postój, to siadasz, przysłuchujesz się rozmowom, patrzysz, że idą ludzie starsi, że jest ktoś na wózku z opiekunem, że jest rodzina z dzieckiem w wózku, że się śmieją, nie marudzą, że są pogodni, że się wspierają. Jak dopada cię zmęczenie, przytulasz się do przyjaciółki, ona do ciebie i nic więcej nie trzeba, rozumiecie, że w jakiś sposób, w tym milczeniu, albo w gadaniu o kompletnych głupotach jest większy sens niż gdziekolwiek indziej. Zwłaszcza po południu, kiedy do przejścia zostaje ostatni kawałek drogi, podnosicie się nawzajem, postękacie i idziecie. Kiedy się nic nie spodziewasz, możesz wiele docenić, zrozumieć, poczuć. I to niesamowite uczucie, kiedy przez trzy tygodnie, idąc przez pół Polski, codziennie spotykasz ludzi, którzy w kolejnych miejscowościach, dużych miastach i malutkich wioseczkach, są gotowi przyjąć cię - nieznaną osobę - pod swój dach, ugościć, podać cudny obiad z ciastem na deser, udostępnić pokój do spania... Ciekawe, czy 17 lat później jest tak samo... 

Zaczęłam pisać godzinę temu i dokończę później, jak mały zaśnie, bo co chwile mnie odrywa i coś chce, a to jeść, a to poczytać, a to iść 'dada', jak powiedziałam, że nawet ubrana nie jestem, że w piżamie siedzę, to mi sukienkę przyniósł, rany, naprawdę musze się nim zająć cdn.

0
Dodaj komentarz
avatar
{text}