avatar

tytuł: Na huśtawce

autor: gosia81

Wstęp

about me

O mnie:

about me

Jestem/chciała bym być mamą:

Chciałabym być wystarczająco dobrą mamą. Żaden tam ideał i omni-matka. Mam nadzieję, że dam dzieciom szczęśliwe dzieciństwo, miłość i dobry przykład walki o spełnienie swoich marzeń.

about me

Moje dzieci:

about me

Moje emocje:

Sia la la la. Huśtawka: szok, niedowierzanie, a po chwili błogi spokój... Tak, wierzę, że wszystko zakończy się happy endem :)

Z tego okresu chcę zapamiętać przede wszystkim niesamowite rzeczy, jakie wyczyniają nasze dzieci Muszę się na tym skupić i koniec kropka!

Od 20 czerwca toczę walkę z samą sobą. W mojej głowie dzieją się przeróżne rzeczy. Wychodzę z dołka, potem znów się zsuwam po zboczu w dół. I znów wspinaczka pod górę... Robię głupoty, nerwowe ruchy ad. życiowych decyzji, kłócę się i spieram z ludźmi wokół. Szamocę się strasznie.

Nadal nie wiem czego właściwie chcę, dokąd zmierzam i jak poukładać najważniejsze sprawy.

Zabrałam się za porządki, symbolicznie, prawda? Nawet nie u siebie, bo jestem na mini-wakacjach z dziećmi u Rodziców. Wyrzucam zbędne rzeczy, organizuję na nowo przestrzeń - chcę się zmęczyć czymś innym niż walka z własnymi demonami.

Nie mówię już sobie, że coś tam będę robić od jutra. Robię to, co jestem w stanie, na co mam ochotę i siły. I tyle.

Staram się skupić na dzieciach. One potrafią zmotywować do działania i wysiłku jak nikt inny.
Zebrałam się w sobie i znów zabrałam męża i Starszaka na pieszą, górską wycieczkę (w niedzielę). Chciałabym, abyśmy częściej tak razem spędzali czas. Mam im tyle do pokazania! A i sama chciałabym odkryć nowe szlaki. Mam nadzieję, że Pierworodny połknie turystycznego bakcyla, a my się rozruszamy i poprawimy naszą beznadziejną kondycję. Póki co to syn nas przegania - wszędzie jest pierwszy i narzeka, że tak wolno się wleczemy ;P Ale będziemy trenować

PS. Tak daję mu zwykłe mleko z kartonu lub przegotowane prosto od krowy (jak jestem u Rodziców, którzy mają gospodarstwo). Pediatra poradziła podawać probiotyk na ustabilizowanie brzuszka - zwłaszcza po tym mleku, które nie jest pasteryzowane. Cuda działają też borówki. Idzie nam świetnie. Mam nadzieję, że już nigdy nie kupię mm. Zostało jedno opakowanie i z nadzieją czekam aż zobaczę dno ;P

Sikanie do nocnika też ok, ale tylko przy zmianie pieluszki. Nie chce mi się ciągle go rozbierać. Taka jestem leniwa... Ale spoko, zintensyfikuję naukę w sierpniu - Miś będzie miał wtedy 21 mies.

3
komentarzy
avatar
Mojemu też bardzo smakuje mleko krowie na przyszły rok planujemy z teściem kupić kozę anglonubijską, ciekawe czy kozie mu posmakuje
avatar
moj nie lubi zwyklego mleka juz od kiedy skonczyl rok mu je przemycam, ale ciagle domawia, pocmoka troche i nie...no ale kasze manne czy budynie robie na zwyklym, ale samego nie chce, to w kartonie dla dzieci ktore mu kupuje jest jakby slodzsze....i to chyba o to chodzi...
avatar
A może po prostu zrób sobie prawdziwe wakacje. Potzrebujez odpoczynku. Tylko jak to powiedzieć głowie
Dodaj komentarz

Chyba pogięło mnie do reszty. Czując się beznadziejnie tak sobie skomplikowałam życie, że teraz to już osiągnęłam chyba dno.

Muszę jakimś cudem znaleźć czas i ocenzurować ten pamiętnik ze zdjęć, imion i innych 'łatwo' identyfikujących faktów. Piszę to, byście się nie zdziwiły zmianą formuły.

Póki co, mam w domu gości - koleżankę z synkiem (tę która wyszła ze szpitala psychiatrycznego, zaprosiłam ją na wakacje, by doszła do siebie); i mnóstwo spraw na głowie, w tym niestety finansowy dół do ogarnięcia.

Ja chyba nigdy nie zmądrzeję ;/

4
komentarzy
avatar
Przykre jak ktos stad wynosi cos gdzies poza. Mam wrazenie ze cos takiego sie stalo. Trzymaj sie. Mam nadzieje, ze kolezanka dojdzie do siebie. O Ciebie jestem jakos spokojna
avatar
Fajnie że koleżanka ma Ciebie
avatar
Gosiu....ja tez ledwo zyje, ale przetrzymamy to! majac male dzieci jest sie o tyle w trudnej sytuacji, ze sa ograniczenia...np z praca i ciezej wyjsc z roznych dolow...minie, wszystko minie, tego sie trzymajmy...
avatar
Dzięki Gosiu!!! A co do komplikowania... no cóż, ja też mam jakąś chorą skonność do pomagania ludziom i szukania dobra, nawet za wszelką cenę. Pozostaje chyba liczyć na to, że to dobre jednak gdzieś-jakoś do nas wraca.
Dodaj komentarz

Mało tu notuję i jak zwykle żałuję swojego lenistwa, bo wiele rzeczy mi umyka. Ale nie mam zamiaru pisać 'wspomnieniowo', więc z rzeczy nowych: 1 sierpnia przylazła kolejna @ Wszystko elegancko i o czasie Nadal komplikuję sobie życie - piszę czasami z moim byłym facetem, co dowodzi, że mam jednak 'jakiś niedobry czas'. Nie myślcie sobie, że jest jakiś podtekst tego pisania, bo nie ma - miło wymieniamy uwagi o dzieciach itp., ale alarmujące jest dla mnie to, że po 11-10 latach braku kontaktu, łatwiej mi o czymś powiedzieć jemu niż Mężowi. Potrzebuję rozmowy z kimś kto mnie zna od podszewki, ale nie chcę truć Mężowi o tym, co mnie gnębi, bo w dużej mierze on jest częścią tej 'chandry'. Głupie, nie?

Nadal tkwię w poczekalni. Nic się nie zmienia. Nie podjęłam żadnych nowych decyzji. I brak planu na przyszłość mnie po prostu męczy.

Zaczęłam sprawdzać swój pamiętnik z różowej strony OvuFriend i gdy doszłam do etapu, w którym się odchudzałam i relacjonowałam to Wam krok po kroku, to wreszcie poczułam przypływ adrenaliny. Chyba znów wrócę do diety na PCOS. Jest ciężka i pełna wyrzeczeń, ale przypomniałam sobie jak mnie cieszył każdy zrzucony kilogram. Wtedy 11 kilo zrzuciłam przez 7 mies. Teraz nawet nie marzę o takim wyniku, ale mam wielką ochotę pozbyć się nadwagi. Pierwsze kroki już poczyniłam dietą MŻ (mniej żreć) i dzięki temu zaczynam z dużo lepszymi parametrami

Tymczasem Miś 3 sierpnia skończył 21 miesięcy. Jest już całkowicie przestawiony na zwykłe mleko. Ładnie sika do nocnika 2-3 razy dziennie (gdy sam o tym powie). Mówi wyraźnie: Mamusia, Mamunia, Tatuś, Dziadziuś, Babunia, Babusia, paś (pas, że trzeba zapiąć w aucie), myju myju (że trzeba się umyć), nianiał (kot, bo robi niał niał zamiast miau miau), Momo (tak nazywawa brata), Ania, Ola, Gaga (Jagoda, ciuciu (słodycze), jajo, i wiele wiele innych. Dopiszę jak sobie przypomnę

5
komentarzy
avatar
jesli chodzi o innych facetow poza mezem....to ja notorycznie grzesze mysla(uczynkiem jeszcze nie i mam nadzieje, ze do tego nie dojdzie) co do chlopcow, to twoj synek super dorasta i chlopiecieje, moj jeszcze dzidziusiuje...
avatar
W życiu prywatnym czuje się podobnie jak TY.
Chciałoby się coś powiedzieć ale często gryzę się w język.

A akapit dotyczący poczekalni jakbyś wyjęła mi z głowy. Minie to?
avatar
tez jestem w poczekalni, moja 'kariera' to zadna kariera I wyglada ze juz zadnej nie zrobie
avatar
Cześć.
Czytam Twój blog z zapartym tchem i... jakbym czytała o sobie...
avatar
Ja też jestem w poczekalni życia, moja kariera - co to za kariera, do tego choroba dziecka, drugie malutkie, kłótnie z mężem o bałagan. Bałagan, nie syf, bo to niby ja jestem bałaganiarą, tylko ja z dwójką dzieci, jednym raczkującym do łazienki nie mam nawet kiedy iść... Do doktoratu od roku nawet słowa nie dopisałam. A miało być tak pięknie... Nawet nie mam się komu wypłakać...
Dodaj komentarz

Czuję, że powoli dochodzę do siebie. Mam ochotę wrócić do pisania pamiętnika - uporządkować jakoś teraźniejszość, a nawet i przeszłość. Czuję potrzebę ogarnięcia tego, co przetacza się przez moją głowę i serce.

Zaskakujące jest to, że ostatnio pojawiły się w mej łepetynie myśli o trzecim dziecku, ale nie jestem pewna swojej motywacji. Wydaje mi się, że nie mając pomysłu na siebie, na swoją przyszłość, intuicyjnie i podświadomie zwracam się ku temu, co aktualnie znam najlepiej i co robię od kilku ładnych lat - do bycia mamą.

Zarzekałam się tyle, że już nie chcę absolutnie więcej dzieci, a tymczasem coś tam pika mi w głowie, gdy patrzę na swoje wykresy - teraz zajście w ciążę wydaje się takie łatwe! Ale im dłużej o tym myślę, tym bardziej czuję, że nie powinnam ulegać temu impulsowi. Racjonalnie rzecz ujmując: nie stać nas na trzecie dziecko.

Muszę sprawdzić skąd tak naprawdę wypływa chęć powiększenia rodziny. Nie zamierzam w tym przypadku iść na żywioł i ulegać 'chwilowym zachciankom'. Liczę na to, że upływ czasu pozwoli mi odkryć, czy faktycznie tego chcemy? W czasie czekania 'aż mi przejdzie' zamierzam znaleźć nową pracę, całkowicie odpieluchować Małego i załatwić mu miejsce w przedszkolu, jak skończy 2,5 roku. Mam sporo czasu (liczę się z tym, że szukanie pracy może mi zająć nawet rok), by przekonać się, czy to tylko gra hormonów i problemy ze znalezieniem 'własnej życiowej drogi', czy jednak coś więcej?

12
komentarzy
avatar
doskonale rozumiem to co mowisz......moj maz uwaza, ze ja chce zajsc w ciaze(juz nie tak bardzo) bo nudze sie w pracy....cos w tym jest...ciaza rozwala system, i czasami to pomaga spojrzec na swiat z innej perspektywy,poukladac wartosci, ale tez moze byc taka ucieczka od jakiejs roboty, ktora odkladamy na pozniej, na po ciazy....chodz wydajesz mi sie pracowita osoba i odpowiedzialna i mysle, ze dalabys sobie rade z trojka a maz chce 3 dziecko? wiesz z dziecmi jak z kotami...ciagle chce sie miec wiecej.... ;P
avatar
Ujęłaś to bardzo trafnie. Dla mnie chęć posiadania dziecka to tak naprawdę kopalnia ukrytych potrzeb, ucieczek, impulsów i sublimacji. Sama łapię się że dla mnie bycie w ciąży i rodzenie dzieci daje mi nie "tylko dzieci".
avatar
Kurcze, to 3 dziecko mi tez przez lepetyne przechodzi ale NIE NIE NIE nie tylko nas nie stac ale ja juz nie dam absolutnie psychicznie rady. Gosia znajdzmy sobie cos do roboty, nie wiem, robotki na drutach? Fast food orzy drodze? Przyjedz do mnie bedziemy sprzedawac lezaki na plazy!!!
avatar
świeta racja... ale na tym właśnie polega podejmowanie świadomych decyzji... najpierw zawsze jest "rachunek sumienia".... U nas też temat się prześliznął ...ja nadal dochodzę do jednego wniosku: Dzieci to nasz największy skarb, jak nie teraz to kiedy ??? (latka leca a czy po 40-tce będzie mi się chciało pieluchami bawić?? ostatnio nawet matki odchowanychy dzieci na placu zabaw to samo powiedziały im już się nie chciało )
avatar
.... a ta kwesia finansowa to dopiero jest problem, którego jeszcze nie zorkminiłam :/ bo jak tu 3 fotleiki do samochodu osobowego zamontować (oczywiście biorąc pod uwagę że radzice w komplecie) .... no fkat... ciasno się robi ... :/ ale jak szczęśliwie ....
avatar
Do mnie dotarło, jak bardzo chciałabym mieć trzecie, jak dwa razy pod rząd poroniłam nieplanowane ciąże...Kiedyś się zarzekałam, że nigdy w życiu (mąż ma dwójkę rodzeństwa i dla niego troje dzieci to idealna liczba), a teraz chciałabym żeby się udało..Co do kosztów-to pomyśl, że większość rzeczy masz po starszych dzieciach. Przy trójce masz prawo do karty dużej rodziny i zniżek w komunikacji. Poza tym jak mówi moja mama: Jeszcze tak nie było, żeby jakoś nie było
avatar
Neko...ale czy to ´´jakos´´ wystraczy? im dziecko strasze tym robi sie co raz kosztowniejsze...male dzieci maly problem....ciuszki, wozek, lozeczko...to nie koniec wydatkow, tylko poczatek studnii bez dna...wyprawka szkolna dla trojki dzieci w hiszpanii...(moja znajoma po 40stce cale lato w chinskiej knajpie zapierdzielala aby miec na ksiazki dla dzieciakow we wrzesniu )
avatar
Oj tak... Trójka to idealna gromadka ;-) neko masz rację!!!! Zapomniałam że jest karta :-D super!!! Dzięki!!! Kolejny plus na liście
avatar
Oj tak... Trójka to idealna gromadka ;-) neko masz rację!!!! Zapomniałam że jest karta :-D super!!! Dzięki!!! Kolejny plus na liście
avatar
Oj tak... Trójka to idealna gromadka ;-) neko masz rację!!!! Zapomniałam że jest karta :-D super!!! Dzięki!!! Kolejny plus na liście
avatar
chec posiadania dzieci ogolnie wydaje sie byc irracjonalna.....ale jakos je chcemy
avatar
Maxi, wiesz co, ja się za długo oglądałam na firmę, na stałą umowę, na to, żeby mieć jakąś gwarancję pracy i płacy (bo w pierwszej ciąży zostałam na lodzie i miałam po tym traumę). Ale się nie doczekałam a lata poleciały, za to ja doszłam do wniosku, że to nie firma będzie na starość pytać, jak się czuję Nas była dwójka i było dość biednie, choć rodzice zasuwali, pod koniec miesiąca lądowaliśmy u babci na obiadach...Ale nie wspominam tego źle, po prostu bardziej się wszystko doceniało.
Dodaj komentarz

Wszystko jest po coś... Między innymi do takiego wniosku doszłam przez te 1,5 miesiąca siedzenia w dołku (edit: wychodzenia z dołka .

Nawet moja porażka w konkursie na staż podoktorski do czegoś mi się przydała. Zobaczyłam w swoim mężu na nowo człowieka. Nie jest to wbrew pozorom takie proste i oczywiste.

Latami gromadzi się oczekiwania co do tego, jak powinno być w związku, w życiu, w rodzinie itp. Tymczasem nikt nie jest cyborgiem, każdy ma swoje słabe dni, problemy z ogarnięciem się, traumy i dołki.

I nawet mąż też jest człowiekiem Dzięki mojej porażce zrozumiałam jak on się czuł po swoich porażkach. To coś w stylu 'syty głodnego nie zrozumie' - udawało mi się przez prawie dekadę budować swoje dobre samopoczucie i samoocenę - krok po kroku realizowałam swój plan i nie rozumiałam, o co chodzi z tym stanem 'jestem nieudacznikiem', w jaki popadł mój mąż po porażce z pierwszą firmą.
Teraz już wiem jak to jest... I jak trudno się z tego pozbierać - z zewnątrz nie wygląda to na takie wielkie HALO, ale w środku walczysz z czarną dziurą, która pochłania i zasysa całą radość życia, wszystkie chwile szczęścia.

No to teraz oboje 'jesteśmy nieudacznikami' ;P i w związku z tym przestaliśmy się wstydzić przed sobą tych porażek. Bo zapewne czekają nas kolejne. Ale nie żebym byłą fatalistką - po prostu C'EST LA VIE i należy to wziąć na klatę!

BTW.
Temat trzeciego dziecka poruszył Was - cieszy mnie to, że mam tu z kim podyskutować o tym. Neko - ja wiem, że są ludzie żyjący według zasady 'jak Bóg dał dzieci to da i na dzieci', ale ja się nie nadaję do takiego życia. Już teraz myślę, co będzie gdy Starszak jeszcze podrośnie i zacznie zauważać, że koledzy mają np. firmowe, nowe ciuchy, a on prawie wszystko ze szmateksu; kuzynki jeżdżą na obozy nad morze i inne wycieczki, a on każde wakacje spędza u Dziadków na gospodarstwie...

Chciałabym dzieciom pokazać, jaki piękny jest świat, ile świetnych rzeczy można robić, a tu ZONK BO LEKCJE PŁYWANIA NA BASENIE KOSZTUJĄ, LEKCJE RYSUNKU TAKŻE, I NIE STAĆ NAS TERAZ NAWET, ABY POKAZAĆ IM MORZE...

I wiem, wiem - myśmy się inaczej wychowali - ja do 15 roku życia pasłam krowy na wsi ;P Niemniej wyznaję zasadę, że nie liczy się ilość, a jakość ;P Jeśli się nasza sytuacja finansowa nie poprawi, to nie zdecydujemy się ŚWIADOMIE na trzecie - nie ma na to szans.

3
komentarzy
avatar
bo fajny temat poruszylas, co do motywacji posiadania dziecka! jakie wlasciwie powody popychaja nas ku ciazy....no jakie? instynk, ambicja, rywalizacja, kolej rzeczy,naciski rodzinne, a moze wlasnie brak pomyslu na siebie....ciekawe to wszystko.
avatar
fajnie piszesz,mądrze, a kryzysy mimo że delikatnie mówiąc mało przyjemne, to ważne.
avatar
ależ ja Cię rozumiem i daleko mi do myślenia, że jak Bóg dał dzieci to da i na dzieci. Tyle że często za bardzo się zamartwiamy, co to będzie, a życie mnie nauczyło, że zawsze jest lepiej, niż nam się wydaje i tego się trzymam. U mnie strata ciąż przewartościowała wszystko, naprawdę dopiero ta strata uświadomiła mi, czego naprawdę chcę. Ale to oczywiście tylko mój punkt widzenia
Dodaj komentarz

Nie wychodzi nam to nocnikowanie - nie wiem kiedy uda nam się pozbyć wreszcie tych pieluch. Wiem wiem, Miś ma jeszcze czas, ale mnie się już odechciewa... Dałam mu spokój, bo widzę że nie jest gotowy - sadzam go tylko przy przebieraniu i przed myciem. Ale za to nieco przyśpieszył z mową i już coś tam składa sobie: rano woła: Mamusia mlenio!!!

Przed nowym rokiem szkolnym (aby zrobić wyprawkę i uzupełnić garderobę jesienno-zimową) zważyłam i zmierzyłam bractwo:
Starszy (6 lat i 4 mies.): 122 cm wzrostu, 22 kg wagi, buty rozmiar 31/32
Młodszy (1 rok i 9 mies.): 91 cm wzrostu, 14 kg wagi, buty rozmiar 24

Są niesamowicie kochani i strasznie rozrabiają ;P

Ochota na trzecie przechodzi mi bardzo szybko. Uświadomiłam sobie że mam co robić - muszę się skupić na ich rozwoju i wychowaniu, a z pewnością ten cel zagłuszy jakieś inne, nierozpoznane tęsknoty za dużą rodziną. Zaczęłam od tego, że na wyprzedaży (za 20 zł!!!) kupiłam 12 różnych książek o wychowaniu, rozwoju dzieci, edukacji wczesnoszkolnej i przedszkolnej. I już mam pierwszy hit: wyczytałam słowa, pokrzepiające mnie w najtrudniejszej dotąd decyzji rodzicielskiej - czy posłać Starszaka do pierwszej klasy, czy zostawić go w zerówce jeszcze rok?

Zostawiamy go. Nie ma się do czego spieszyć. Jak znajdę chwilę, to napisze coś o tym więcej.

8
komentarzy
avatar
Jestem nauczycielką edukacji wczesnoszkolnej i miałam do czynienia i z 7latkami i z 6latkami w klasie pierwszej. Zdecydowanie odradzam posyłanie 6-latków do 1 klasy. Po co? Niech jeszcze większość czasu się bawią, bo w pierwszej klasie mimo, że dużo się bawimy ucząc, robimy przerwy śródlekcyjne itp. to i tak dzieciaki dużo muszą pracować z książką, kartami pracy itp. Myślę, że podjęłaś bardzo dobrą decyzję.
avatar
czasem jak piszesz cos o starszaku to wyrywa mnie to w jakis nieznany mi wymiar z przyszlosci... w hiszpanii obowiazek szkolny jest od 5 lat, chodz nie wiem ile tam nauki a ile zabawy....pozyjemy zobaczymy co tam w tej szkole bedzie robil...
avatar
ps...moj gabi robi w pieluche i nawet 2 sekund nie spedzil na nocniku,a na ubikacje nie chce sie dawac sadzac...nie wiem co robic, nie mam jakos sily do tego aby sie przylozyc...trudno zmiana pieluch wydaje sie byc latwiejsza
avatar
Mi się wydaje, że to zależy od dziecka. Ja poszłam do szkoły rok wcześniej, czyli mając niecałe 6 lat. Sama chciałam, umiałam już czytać i liczyć i w zerówce mi się nudziło zwyczajnie.
avatar
Tez bym zostawila. Po co sie tak wszedzie spieszyc... I z nocnikiem tez nie szaleje. Antek nie jest gotowy. I juz. Niewazne ze juz prawid 2 lata. Przyjdzie i na to czad. Buziaki!!!
avatar
Nie mogę się doczekać aż moja mała tak zawoła
avatar
gosiu ja w przyszlym roku dolacze do klub 35+ wiec juz niedlugo....do tego jesli bede po raz drugi matka to ta granica 35+ to tak zwany ostatni dzwonek, chwila przed jajnikowa emerytura...
avatar
Gosia to moze czas zaplanowac jakas podroz....chodzby weekendowy wypad....ja sama nigdzie nie bylam od dawna, ostatnio w polsce na swietach bozego i w lutym na jedym weekndzie, tez mnie nosi, teraz mam drogi z nawiazka do pokonania...co do egzotycznych wyjazdow, to powiem ci, ze dzis do indii poleciec jest duzo taniej niz jak ja lecialam 5 lat temu...czy 8 lat temu....dzis za bilet dla jednej osoby wyszlo mi 400 euro (1600 zl) a 8 lat temu placilam chyba ze 3000 zl, jest roznica, egzotyka co raz bardziej dostepna, chodz indie przez to ze ciagle wymagane sa wizy odstarsza bardziej niz tajlandia gdzie nie trzeba ani wiz ani szczepien...no i warto leciec poki dziecko nie ma 2 lat...ale to juz nam przepadlo ze tak powiem, moze nastepnym razem sie uda ;P
Dodaj komentarz

Cykl ciągnie się podejrzanie długo... aż nawet dwa testy zrobiłam dla spokoju sumienia, że miód pitny z teściową próbowałam Ale negatywy, więc zrobiłam wielkie: ufff!!! i poczułam ulgę. Czekamy na @, która się zgubiła, a w tym czasie przemyśleń ciąg dalszy i taki nerw na wszystko, że obawiam się iż będą ofiary w ludziach... na linii strzału przede wszystkim mąż!!!

Pecha ciąg dalszy - jednak chyba jestem typem nieudacznika. 30 sierpnia przyszło do mnie pismo z firmy windykacyjnej - ubezpieczyciel żąda ode mnie regresu w wysokości 1460 zł za stłuczkę z lutego, mając w nosie to, że wcale nie uciekłam z miejsca kolizji na parkingu, tylko czekałam 1,5 godz. na właściciela uszkodzonego pojazdu, ale musiałam wracać do domu, bo Miś był wtedy chory, a z powodu opadów śniegu nie było prądu i ogrzewanie było podłączone do agregatu, którego moja mama nie umiała obsłużyć. Nie wiem czy pamiętacie, ale wtedy Mąż był w Szpitalu Kardiologicznym na rehabilitacji po zawale.

Pytałam wtedy po stłuczce ochroniarza ze sklepu czy można wezwać właściciela auta przez megafon, ale mi odmówili, bo niby reklamy są puszczane w trybie ciągłym z nagrania. Obsługa sklepu twierdziła, że spokojnie mogę jechać, bo jest nagranie na monitoringu i często na tej podstawie są ustalane personalia. A teraz co? - traktuje się mnie jak zbiega. Nie mam sił. Po prostu k****a więcej niż pech. Oszczędzam na czym się da, nawet na jedzeniu, a tu szast prast cały miesięczny dochód ma iść na jakiś regres. K***, sorry że tu wylewam ten żal, ale już nie wiem co mam robić.

Czuję, że moja dawna dzielność jest tylko powidokiem - złudzeniem. Napisałam odwołanie, ale marne szanse, że to coś da.

Kilka dni temu pomagałam Mężowi do późna robić reklamy, siedzieliśmy w garażu przy winie i muzyce, gadaliśmy o znajomych, z którymi straciliśmy nie wiedzieć czemu kontakt i tak jakoś sama nas naszła refleksja, że już coraz mniej jest rzeczy, dla których warto tkwić w Polsce. Pierwszy raz na poważnie pomyślałam o emigracji. Wystraszyło mnie to - mamy dom, rodzinę, a Starszak szkołę... Więc w sumie po co? Nie wiem - może by obronić resztki swej godności?

Z innych spraw: zakopałam swoją dumę głęboko i 31 sierpnia pojechałam do pewnej przyjaciółki, która od około dwóch lat totalnie mnie olewa, by złożyć jej życzenia urodzinowe i dać symboliczny prezent, bo pomyślałam, że przechodzi trudne chwile - może się chce wygadać? (jej mama była w fazie terminalnej choroby nowotworowej, agonia powolna trwała już prawie 2 miesiące). I przy okazji dowiedziałam się, że przyjaciółka jest w drugiej, bardzo wyczekanej ciąży - ale nie ma nawet sił się ucieszyć tym stanem. Strasznie mi się jej zrobiło żal. Trzy dni później jej mama zmarła. We środę idziemy całą rodziną na pogrzeb.

Co poza tym...
Przetestowałam Misia co do reakcji na nasz proszek do prania i na szczęście brak reakcji!!! Czyli kolejna rzecz dzidziusiowa odfajkowana - mogę łączyć już jego pranie z naszym. Teraz kolej na odstawienie butelki - wczoraj zgubiliśmy tę do picia, więc będzie dostawał tylko kubeczek, no i mleko zacznie chyba też pić przy stole a nie na kanapie z butli. Zobaczymy jak mu pójdzie ;P

Była też pierwsza kupka do nocnika i dwa razy sucha pieluszka po nocy i wołanie na nocnik, że siku. Coś tam powoli zaczyna się dziać. Muszę więc INTENSYWNIEJ SZUKAĆ PRACY!!!

6
komentarzy
avatar
Brawo dla Misia. Dla Ciebie przesyłam siły i buziaka.
avatar
gosia kochanie zycze ci sily i wytrwalosci.....wiem jak straszne sa problemy z kasa, uwierz mi, wiem....jak mielismy restauracje zylismy z dnia na dzien, bywalo, ze mialam w portwelu tylko tyle, ze nie wiedzialam czy tankowac auto czy robic zakupy bo na oba mi nie starczalo...a w tym samym czasie dostawalam jakas kare z urzedu skarbowego z niedopatrzenia ksiegowego...i nic nie moglam zrobic,znajomi jezdzili na wakacje, a ja tylko do polski do mamy i to na jej koszt, bo jak kupilam bilet to bylam splukana...dzis tez daleko mi do finansowej stabilizacji, chodz juz jest troche lepiej...ok lece do indii, ale nie dlatego, ze mnie stac na egzotyczne wyjazdy, ale zmusza nas sytuacja rodzinna...maz nie byl w domu juz 3 lata, tescie nie dostali wiz,nie znaja wnuka itp itd...i chodz zyje na emigracji to tez borykam sie z problemami finansowymi, jesli zgubilas gdzies swoja dume to za granica jej nie odnajdziesz....ja do dzis czasami zastanawiam sie czy dobrze zrobilam wyjezdzajac....wiesz jak to jest, wszedzie dobrze gdzie nas nie ma....wszystko sie ulozy! a kasa to tylko cyfry, pamietaj!!
avatar
Brawo za wyciągnęcie ręki do przyjaciółki, po tym się poznaje dobrych ludzi.. Co do emigracji, ja jako emigrantka uważam inaczej niż maxi - praca w de daje poczucie godności bo tu pracownik jest szanowany, nieważne czy sprzątaczka czy kasjerka. A i pieniądze są inne. Ja mam tutaj dużo większe poczucie bezpieczeństwa i ochrony ze strony państwa. W pl po ciężkich studiach przez rok jedyne, co znalazłam, to call center albo akwizycja, jedno i drugie na zlecenie...
avatar
no to moze ja jestem tylko emigracyjnym nieudacznikiem...
avatar
maxi, Ty jesteś w Hiszpanii, a to po prostu zupełnie inna bajka niż Niemcy. W 2007 o mileuristach (czyli tych zarabiających 1000EUR miesięcznie) mówiło się często jak o nieporadnych, niezaradnych życiowo - w końcu ten tysiak wystarczał na mieszkanie, rachunki, jedzenie i tyle. Kilka lat później - pamiętam słowa znajomej - taa... teraz wiele osób by tego tysiaka z pocałowaniem ręki przyjęło. Emigracja emigracji nierówna.
avatar
Maxi w życiu bym czegoś takiego nie pomyślała. Tak jak zelma pisze, nie da się porównać. W Hiszpanii trwa kryzys, bezrobocie, znam sporo Hiszpanów którzy bezskutecznie szukają pracy. Natomiast w Niemczech społeczeństwo się starzeje i młodzi, chetni do pracy ludzie są w cenie. Nie mówię że zawsze znajdziesz pracę marzeń ale jak chcesz pracować to rodzinę utrzymasz. Tutaj jest nie do pomyślenia to o czym pisałaś że musiałaś na początku parę miesięcy na czarno pracować, żeby w ogóle umowę dostać. Ja Cię podziwiam za zmagania, twarda z Ciebie babka.
Dodaj komentarz

Zaraz oszaleję. NIE WIEM ZUPEŁNIE CO MAM ZROBIĆ ZE SWOIM ŻYCIEM!!!

Zapytana przez młodą matkę - doktorantkę o to, jak 'uzyskałam tytuł z dziećmi' odparłam:
Studia, pisanie i obrona pracy doktorskiej z dziećmi to jeszcze nie dramat - każdy jakoś stara się pomóc, bo cel konkretny, terminy też łatwiej zaznaczyć w kalendarzu, dużo gorzej jest z tym co po doktoracie.

Jestem od 10 mies. na urlopie wychowawczym z DRUGORODNYM. Pod koniec września powinnam złożyć podanie do pracodawcy o przedłużenie urlopu o kolejny rok, ALE...
Mam wielki dylemat czy szukać na poważnie pracy (poza zawodem ale dla kasy), czy płaszczyć się o ochłapy godzin na umowę zlecenie lub o dzieło na uczelni (niby w zawodzie ale kasa minimalna - nie wiadomo czy wróci się za dojazdy, MOŻE WYJŚĆ Z TEGO MNIEJ NIŻ ZASIŁEK NA WYCHOWAWCZYM!!!), czy jednak poświęcić jeszcze trochę czasu dzieciom i zostać w domu - tylko raz są małe, a jak młodszy skończy 2,5 roku to może iść do przedszkola a ja spokojnie do pracy - wtedy z czystym sumieniem wezmę co będzie...

Mam się umówić z Dyrektorem Instytutu na uczelni i żebrać o byle co, byle pozostać w zawodzie? Pisać podania, startować w konkursach, dopłacać do konferencji, pisać za darmo artykuły naukowe, uczyć się po nocach?

Kurwa mać. Trzeba było iść do zawodówki i mieć już z 15 lat doświadczenia w pracy.

8
komentarzy
avatar
noooo - coś w tym jest.
Moja koleżanka fryzjerka po zawodówce (jest super fachowcem) ma kasy jak lodu...
avatar
Gosiu to są trudne sprawy i każdy musi po swojemu i wg własnej hierarchii. Nie wiem jak jest u Ciebie w zawodzie, czy zostanie w domu nie pozbawi Cię mozliwości na uczelni. Ale jesli nie to ja zostałabym jeszcze w domu z dziećmi a potem mogłabyś odpalić silnik i zmieść ich wszystkich w proch. Łatwiej się myśli o pracy i więcej można zainwestować w siebie jak sie to robi już bez dzieciatych wyrzutów sumienia. Trochę Ci radzę wybacz. Sama jestem przed takim momentem. Powinnam iść dalej w swojej robocie i zająć się specjalizacją ale nie wiem co z drugim dzieckiem. Czyli stoję i czekam.
avatar
Jako matka z doktoratem podpisuję się obiema rękami pod ostatnim zdaniem
avatar
gosia ja siedze za biurkiem a chcialabym zaczac pracowac w zawodzie, ale nie wiem co robic, bo to mega wysilek, na ktory jakos brak mi sil obecnie....do tego mysl o drugim dziecku mnie blokuje podobnie jak miriiam....no bo po co szukac i rozkrecac jak za jakis rok, 2 lata znowu sie zawiesze...ty przynajmniej jestes o ten krok do przodu, ze juz masz dwojke, jeszcze rok, max 2 lata i wszystko bedzie latwiejsze...teraz nic sie nie dzieje w twoim zyciu zawodowym co nie znaczy, ze juz zawsze tak bedzie....mam nadzieje, ze kiedys wrocisz mysla do tego czasu i powiesz sobie, ze....niepotrzebnie sie stresowalas...i wez nie gadaj o zawodowkach, wcale bys nie chciala nie sama kasa i stazem pracy czlowiek zyje a moze gdybys byla ta sprzedawczynia w sklepie powiedzialaby...ehhh trzeba bylo sie uczyc, moze i nie mialamby kasy ale przynajmniej w srodowisku bym sie obracala ....ze sie znowu powtorze, wszedzie dobrze gdzie nas nie ma ;P trzymaj sie!
avatar
Gosia, a ja z trochę innej beczki - czy w Twoim zawodzie możesz tylko na uczelni? Nie wiem jaki jest ten Twój zawód, ale może jest coś pomiędzy 'na uczelni za marne grosze' a 'poza zawodem, ale dla kasy'?
avatar
A tak na poważnie to między wierszami mam wrażenie, że skłaniasz się raczej do zostania z Małym do tego 2,5 roku, i wydaje się to być rozsądnym rozwiązaniem. Będziesz miała czas przemyśleć, co naprawdę chcesz robić. A kto wie, może w międzyczasie się jakaś okazja trafi? Tylko nie wiem, czy finansowo możesz tak zrobić...
avatar
O ja podpisuje sie pod wpisem...
Narazie u mnie wszystko zawieszone bo jest maly, I chcialabym drugie...
Ale u mnie sytuacja jest inna nie moge pozwolic sobie na comfort nie pracowania bo nie stac byloby nas na oplacenie kredytu I na zycie, dlatego poszzlam w zarobkowa prace 3 razy w tyg biuro:| nie jest tak zle....
avatar
Chyba przerabiam podobny temat i identyczne wnioski mi się nasuwają :-/
Dodaj komentarz

Zaczęłam niedawno podczytywać blog http://www.sarniezycie.pl/ - który prowadzi moja koleżanka ze studiów. Nie spodziewałam się, że znajdę tam tyle inspiracji! Blog jest o minimalizmie, a do tej pory była to kategoria dla mnie obca - znam podstawowe założenia, ale z wcieleniem ich w życie nigdy nie było mi po drodze. Po prostu myślałam, że to taka filozofia życia, która w ogóle do mnie nie pasuje.


Tymczasem Agata - autorka bloga, coraz bardziej mi imponuje, szczególnie w zakresie porządkowania życia, planowania, czerpania radości z małych rzeczy i mikro-zdarzeń.

Kilka dni temu umieściła wpis o minimalizowaniu biblioteczki domowej. Byłam w szoku, że ktoś zadaje sobie trud ogarnięcia księgozbioru!!! Ja nie jestem w stanie wypuścić książek w świat. Co więcej, jestem typem zbieracza i chociaż staram się z tym walczyć (pozbywam się ubrań i niepotrzebnych gadżetów), to jednak do książek mam stosunek nieomal bałwochwalczy. Wiem, że nie jestem gotowa na pozbycie się czegokolwiek ze swojej biblioteczki, ale Agata zainspirowała mnie przynajmniej do zrobienia porządków – bo właściwie nawet nie wiem ile mam książek i o jakiej tematyce.

Ciekawa jestem jakby ona odniosła się do argumentu, że zostawiam książki dla dzieci – nie chodzi o te napisane z myślą o dziecięcym czytelniku, tylko po prostu o wszystkie książki.

Na celowniku mam jeszcze kilka zmian, do których zainspirowała mnie Agata:

1. nauczyć się planować posiłki na tydzień z góry, tworzyć listy zakupów, co pomoże zaoszczędzić nam pieniądze:
http://zorganizowana.com/jak-planuje-posilki-przykladowe-menu/

2. nauczyć się robić lepsze zdjęcia:
http://www.jestrudo.pl/podstawy-fotografii/

3. przejść wreszcie z fazy planowania do realnych czynów, czyli założyć wreszcie bloga o filmach dokumentalnych, ale w tym celu muszę też posiąść pewną wiedzę:
http://vademecumblogera.pl/
http://szkolablogowania.pl/

MUSI WRESZCIE COŚ WE MNIE DRGNĄĆ, NO NIE? DOSYĆ STAGNACJI!!!

3
komentarzy
avatar
wow ale plany...super,ja tez robie wiecznie plany...chodz duzo wolniej idzie mi ich realizacja niz tworzenie listy...
ja kiedys zbieralam filmy dvd, kupowalam w empiku, sciagalam...zagracalam sobie nimi dyski i polki... ...dzis sie okazuje, ze niepotrzebnie trzymalam, bo sie okazuje, ze dzis wszystko jest wszem i wobed dostene online istnieje w sieci i nie musi miec fizycznej formy...co do ksiazek, to kiedys wynioslam do antykwariatu pare powiesci, ktore kupilam,przeczytala, ale nie bylam nimi jakos super poruszona.....ale drugi raz jednak nie zrobilam juz selekcji...kilka ksiaze odalam..na zawsze, np opuszczajac jakis kraj i zostawialam dla innych aby nie przecholowac z bagazem...niestety lubie miec swoje graty ze soba...chodz juz mniej niz kiedys, zbyt duzo sie przeprowadzlam, aby byc az tak sentymentalna...
avatar
Dla mnie książki to świętość. Zagracam się nimi, zbieram i kolekcjonuje. Może dla dziecka, ale dla siebie jednak głównie. Choć zdarza się że wyrzucam ewidentne " śmieci "- głupie, banalne. Ale jak głupie i banalne maja jakąś "historię" to zostają. Jestem minimalistką ale tylko w niektórych obszarach. Reszta to czysty hedonizm. Ale ze zdjęc bym się podszkoliła.
avatar
ja też gromadzę książki i żadnych nie zamierzam się pozbywać I usprawiedliwiam się myślą, że to dla dzieci. Bo jak byłam w szkole i miałam duuuużo wolnego czasu, a uwielbiałam czytać i nie chciało mi się iść do biblioteki, to buszowałam po biblioteczce rodziców. A mieli tam chyba prawie całą serię Nike!I na tym się wychowałam, myślę, że gdyby tych książek nie było, to po prostu czytałabym jakieś inne, ale tak sięgałam po wartościowe. I mam nadzieję, że może moje dzieci też tak zrobią?
Dodaj komentarz

Jak to mówią u mnie w okolicy: myślał indyk o niedzieli a w sobotę łeb ucięli.

Ja tu sobie pierdoły o rozwoju osobistym i spełnianiu marzeń wypisuję i w głowie układam, a na rachunek za gaz znów nam zabrakło i trzeba będzie podebrać z oszczędności na czarną godzinę. Kurwa.
Stało się tak mimo oszczędzania, bo tak wyszło że niespodziewanie (choroby nie przewidzisz) w aptece w tym mies. zostawiłam 120 zł (nie licząc 150 zł za leki kardiologiczne męża, bo to osobna pula), musiałam iść do dentysty (ukruszony ząb, 80 zł bo to 6tka nierefundowana), dzieci naciągnęły mnie raz na zabawki za 25 zł (dostały za 'grzeczność', bo w przychodni przyszpitalnej wytrzymały 2 godziny, więc im się należało), miałam gości i trzeba było lepiej zaopatrzyć lodówkę i kupiłam przyjaciółce buty i skarpetki, bo nie miała w czym chodzić. No i mam braki w funduszach.

Dlatego wszem i wobec ogłaszam, że sytuacja wymaga ode mnie tego bym minimalizm wprowadziła od zaraz i oszczędzała jeszcze bardziej (wiem, wiem niby minimalizm nie polega na zaciskaniu pasa, ale to wersja dla bogatych, biedni mają swój minimalizm). Poza tym pierdolę rozwój osobisty i inne takie tam i rzucam się na rzeczywistość z zębami. Muszę coś uszarpać - kasa potrzebna NA JUŻ!!!

Póki co mniej jedzenia jednak wychodzi mi na dobre - always look at the bright side of life...

http://straznik.dieta.pl/zobacz/straznik/?pokaz=115357e242beabca0.png

4
komentarzy
avatar
lubie twoj czarny humor gratuluje utraconych kilogramow i zycze jak najwiecej wydawanej kasy na przyjemnosci, a nie tylko ´´to co konieczne´´ sobie tez tego zycze
avatar
Hej Gośka, przecież Ty inteligentna jesteś jak cholera. No to weź wymysł jakiś biznes, sprzedawaj coś przez internet, no nie wiem. Nie marnuj sie :/
avatar
Zgadzam sie z poprzednia opinia... a Uczenie nie wchodzi w gre? Prowadzenie Warsztawow artystycznych dla dzieciakow?
Ja widze duzo mozliwosci z twoim wyksztalceniem....
Dzieciaki juz nie noworodki dadza rade jak je odepniesz od pepowiny....nie orientuje sie jak w Polsce z opieka, ale napewno wiecej niz w UK, tutaj poprpstu masakra
Gratulacje spadku wagi
Pozdr cieplutko xxx
avatar
No tak twarda rzeczywistość ściąga z chmur. Ale Ty sobie poradzisz i tu i tu. Przymus matką pomysłu że tak sobie rzeknę
Dodaj komentarz
avatar
{text}