avatar

tytuł: Na huśtawce

autor: gosia81

Wstęp

about me

O mnie:

about me

Jestem/chciała bym być mamą:

Chciałabym być wystarczająco dobrą mamą. Żaden tam ideał i omni-matka. Mam nadzieję, że dam dzieciom szczęśliwe dzieciństwo, miłość i dobry przykład walki o spełnienie swoich marzeń.

about me

Moje dzieci:

about me

Moje emocje:

Sia la la la. Huśtawka: szok, niedowierzanie, a po chwili błogi spokój... Tak, wierzę, że wszystko zakończy się happy endem :)

Wczoraj dostałam telefon z Fundacji Collegium Progressus, że zostałam zakwalifikowana jako uczestnik do programu 'Będę pracować!'.

Zaczynam pod koniec przyszłego tygodnia od spotkania z doradcą zawodowym i psychologiem, a później w listopadzie będą szkolenia. Po szkoleniach zaś będzie staż, a jak się uda, to może i umowa o pracę (?). Trzeba więc próbować przyzwyczaić Miśka do żłobka (jest miejsce we wsi obok), bo Fundacja w ramach programu jest w stanie zapłacić za pobyt dziecka w placówce, abym ja mogła iść na szkolenie i na staż.

Przy okazji okazało się, że wszystko do tej pory miałam źle w papierach rekrutacyjnych. Pracuję nad nową wersją siebie Zeruję licznik i zaczynam od nowa!

Marzy mi się jeszcze, by i mąż skorzystał z tego programu na wiosnę, gdy będzie nowa edycja w naszym powiecie - może uda mu się poszerzyć uprawnienia o kategorię C+E? Jest mnóstwo takich ofert pracy. To by nas postawiło finansowo na nogi. Nie wiadomo jednak, czy on jest w stanie przejść te dokładne badania lekarskie dla zawodowych kierowców. Zobaczymy...

PS. W nagrodę za 5 kilo mniej na wadze kupiłam sobie dziś 4 pary dżinsów w nowym rozmiarze i trzy bluzki 'do pracy' za oszałamiającą cenę 14 zł Jak szaleć to szaleć!

6
komentarzy
avatar
trzeba to oblac!!!!
avatar
Gratuluje i powodzenia!:-)
avatar
Super!!! Widać, że od razu lepiej się czujesz. Trzeba wyjść z domu. Ja po blisko roku spędzonym w domu z małym dzieckiem, mam już czasami problemy z prawidłowym wysłowieniem się. Do tego wyglądam tak, że aż boję się patrzeć w lustro. Jestem ciągle zła na wszystko i na wszystkich. Najgorsze jest to, że zaczęłam krzyczeć na dzieci. Maluch nie wie, co się dzieje.

Mieszkamy na zadupiu, jedna ulica, więc nawet spacery to slalom między samochodami, a nie przyjemność.

Codziennie obiecuję sobie, że jak dzieci zasną, zrobię coś pożytecznego, prawie zawsze jednak zasypiam z nimi.

Tymczasem mąż kwitnie. Jak próbuję z nim rozmawiać, to nie wie, o co mi chodzi. Przecież on pracuje, zarabia przyzwoicie, więc należy mu się w domu spokój, a nie wieczny bałagan i krzyczące dzieciaki.

W myślach cofam się o 10 lat i układam tam swoje życie od początku, Teraz już wiem, co bym zrobiła, a czego nie...

Sorry dziewczyny za żale, ale komuś musiałam się wypłakać, zaraz Maluch się obudzi i tyle mego, co chwilę posiedziałam na kompie...
avatar
Gosiu, mam pytanie, czy nie żałujesz trudu poświęconego na doktorat? Warto było? Ja kiedyś zaczęłam coś w tym kierunku i nie wiem, czy warto w to brnąć. Z jakiej dziedziny masz doktorat, jeśli mogę zapytać? Coś "chodliwego"? Ciągle nie wiem, czy dać sobie spokój z "dr", czy schować ambicje, bo może są przerośnięte i iść do normalnej pracy. Ciężko było. Boję się najbardziej egz. z języka. Biegła znajomość jest wymagana, czy może być "jako tako"?
avatar
Gratuluje i wagi i piętra wyzej zawodowo! Wage masz piekna teraz, ja bym chciala zostac przy 60tce.
avatar
Super!!!
Dodaj komentarz

Ale ten czas leci!!! Starszak skończył wczoraj 6,5 roku! Z tej okazji wróciłam do pewnego zestawu pytań
1. Co jest najważniejsze w życiu?
lampa (3.5)
mama (4)
leczenie (5)
bicie serca (5.5)
serce (6)
serce (6,5)

2. Kim chcesz zostać jak dorośniesz?
chłopakiem (3,5)
policjantem (4)
listonoszem, i będę maluchem przywoził listy, tym maluchem, co dziadek jeździł, bo on go naprawi... (5)
strażakiem, pilotem i wyścigowcem (5.5)
naukowcem, strażakiem i pilotem (6)
naukowcem (6,5)

3. Co sprawia, że jesteś szczęśliwy?
uśmiech (3,5)
bycie człowiekiem (4)
jakieś maluchy (5)
auto i samolot (5.5)
że bawię się zabawkami (papużką , Harrym i Minionkiem) (6)
że chodzę do szkoły (6,5)

4. Kiedy czujesz się najbardziej kochany?
jak jestem z mamą (3,5)
jak ty jesteś (czyli jak jest mama) (4)
jak mnie przytulasz (5)
jak ty jesteś (czyli jak jest mama) (5.5)
jak przytulam zabawki (Harrego, Minionka, papużkę) ciebie (czyli mamę) i tatę (6)
jak ty mnie przytulasz (czyli jak jest mama) (6,5)

5. Czego się boisz?
komarów (3,5)
duchów i krokodyli (4)
boję się jakiejś jaskini (5)
ciemności i drzew w lesie, jak udają potwory (5.5)
sam nie wiem, boję się jak patrze na coś strasznego (6)
bałbym się, gdyby mi się coś przywidziało (6,5)

6. Jakie masz marzenie?
marzę o odkurzaczu, który wszystko zbiera, nawet popiół, nawet liście, nawet czyści telewizor (3,5)
marzę o zabawkowej Kaśce (elektrycznej szczotce do sprzątania) (4)
żeby ten maluch co dziadek go ma jeździł (5)
żeby wreszcie się ten Harry znalazł (Harry = mini autko, Sean McMission) (5.5)
żebym na kolejne urodziny dostał Lilę Lifting ze skrzydłami (6)
żeby w końcu zostać naukowcem (6,5)

7. Jakie słowo jest najśmieszniejsze?
wiatrak (3,5)
pralka (4)
patrzcie jak maluch szybko pędzi (5)
baba (5.5)
spleśniała baba (6)
trzęsogłówka (6,5)

8. Co jest najłatwiej/najtrudniej zrobić?
najłatwiej: odkurzyć, puszczać wiatrak, puszczać telewizor, najtrudniej: robić takie wygibasy (pokazał jakie) (3,5)
najłatwiej zrobić telefon (zadzwonić), najtrudniej zrobić pralkę (4)
najłatwiej robić kulki z plasteliny, najtrudniej kopać doły (5)
najłatwiej udawać samolot i auto, najtrudniej jest wytrzymać w spadaniu samolotu, ale w prawdziwym samolocie (5.5)
najłatwiejsze jest wysuwanie strzelb w Harrym, najtrudniej malować pisakiem w sprayu (6)
najłatwiej jest dmuchnąć, najtrudniej przewlec nitkę przez igłę (6,5)

9. Co jest najlepszą/najgorszą rzeczą na świecie?
najlepszą: miód bo jest słodki, najgorszą: lampy bo świecą tak, że rażą (3,5)
najlepszą: marzenie o Audisie (tak nazywa autko Zygzaka McQueena), najgorszą są obrazki (4)
mama jest najlepsza na świecie, najgorsze są te auta co były w filmie (bajka Auta 2) (5)
najlepszą: szkoła, najgorszą: kłucie igłą w szpitalu (5.5)
najlepszą: że mam mamę i tatę, najgorszą: pożar (6)
najlepszą jesteś ty (mama), najgorszą: jak Radek mi dokucza (6,5)

10. Co Cię denerwuje?
komar (3,5)
na przykład ten termometr, co ciebie denerwuje mamo, ten sam (4)
to jak ktoś krzyczy (5)
ten termometr, co tam wisi (5.5)
jak nikt nie chce mnie wysłuchać (6)
jak Michał zabiera mi zabawki (6,5)

11. Co to znaczy: kochać?
to znaczy kochać kochać kochać i wtedy dobrze się czuję (pokazał uściski) (3,5)
to znaczy to samo jak się mówi kochanie (4)
to robić tak (mocno przytula) (5)
to znaczy że się kogoś lubi (5.5)
jak przytulam zabawki i mamę i tatę (6)
wiem że kochać to tulić (6,5)

12. Na co wydałbyś wszystkie pieniądze jakie mamy?
na mój pokoik ten u góry (3,5)
na taką wysoką farelkę (4)
na dach, taki sam jak mamy (jakbym mieszkał w innym domu, to zrobiłbym taki sam dach) (5)
na ogromny samolot (5.5)
na dom - na cały dom, i na Harry'ego co by miał wszystko (6)
na ten nasz cały dom (6,5)

PS. Izusiowa Mamusia: odpowiadając na Twoje pytanie...
Nie żałuję w ogóle trudu poświęconego na doktorat, uważam że warto było go zrobić - te lata są dla mnie bardzo wartościowe (zainwestowałam w siebie bardzo dużo, a i finansowo się opłacało, bo doktorat utrzymywał nas przez około 5 lat - dla doktorantów są wielkie możliwości stypendialne, dla doktorów już niestety nie) i za nic w świecie nie wymazałabym ich z życiorysu, ale faktem jest, że mam tytuł doktora nauk humanistycznych w zakresie nauki o sztuce i to jest kompletnie nieżyciowa dziedzina - jeśli miałabyś w coś brnąć na wiele lat, to zrób taką specjalizację, która się opłaci. Radzę ze szczerego serca. Najlepiej coś, co można połączyć z biznesem. Ja niestety teraz przeżywam dramat bycia zupełnie zbędną na rynku pracy, a to tak potrafi zryć psychikę, że gdyby nie dzieci to nie wiem, co by ze mną było.
Musisz liczyć się z tym, że jeśli teraz nie schowasz ambicji do kieszeni i będziesz robić doktorat to za kilka lat twoje ambicje będą jeszcze większe, a wtedy bardzo trudno złamać sobie samej serce, zakasać rękawy i robić to, co się akurat trafi. Niby nic takiego, ale w środku narasta czarna dziura. Co do języka - u mnie wymagali tylko znajomości 'jako tako' i to był błąd. Teraz mam wielkie zapóźnienia. W język warto inwestować cały czas, nawet jeśli nie chce się jak cholera.

5
komentarzy
avatar
Gosiu nie wierze ze starszak jest juz taki duzy. No i widac ze mocno przezyl chorobe taty.
Super ze zaczelo sie cos z praca ruszac
avatar
Gosiu nie wierze ze starszak jest juz taki duzy. No i widac ze mocno przezyl chorobe taty.
Super ze zaczelo sie cos z praca ruszac
avatar
I już pół roku minęło od ostatniej 'ankiety''? Ale ten czas leci!
avatar
Dzięki Ci bardzo za odpowiedź. Miotam się. Tu jakieś ambicje, tam wizyta u lekarza, bo dziecko ma zaparcia. Potem dowiaduję się o kolejnej bezdzietnej koleżance (albo o takiej, która ma pomoc od rodziny), która robi karierę, a u moich dzieci katar, kaszel. Tak mi żal, że źle wykorzystałam czas przed urodzeniem dzieci. Pakowałam się w projekty, które jakąś kasę dawały, ale mnie nie rozwijały. Brak mi mentora, dobrego życiowego doradcy. Czy Twój promotor był dla Ciebie pomocny, wspierał Cię?
avatar
Zrobię podobny zestaw moim dzieciakom, to jest super pamiątka!!!
Dodaj komentarz

MŁODSZY SYNEK staje się Kimś - wyraźnie krzepnie mu charakter, coraz więcej mówi, choć i tak to nawet nie połowa tego, co w tym wieku mówił jego starszy brat. Ale być może właśnie przez to inne tempo rozwoju mowy jakoś uważniej się mu przyglądam, wsłuchuję w jego pierwsze zdania, powtarzanie trudnych słów, których być może nie rozumie, ale bardzo chce dołączyć do naszych rozmów. Jest niesamowicie kochany - jest esencją słodyczy dwulatka - ufny, uśmiechnięty, zadziorny i pewny swojego czaru

Z żalem myślę, że jak wreszcie uda mi się znaleźć nową pracę, to trzeba będzie go oddać do żłobka ;( Póki co moje niepowodzenia w tej kwestii są jego zyskiem, więc bilans i tak jest na plus, prawda?

Od nocy z 21 na 22 października uczymy go spać w łóżku bez szczebelków, w pokoju ze starszym bratem. Już dwie noce przespał sam do 7 rano, ale strasznie się odkopuje i marznie, więc latam po kilka razy przykrywać go i dlatego noc mam poszatkowaną i ciągle jestem niewyspana. Cóż poradzić, bardzo bym chciała żebyśmy mogli z mężem znów spać razem...

Wczoraj przynieśliśmy od Mamy Męża taką wieżę, która ma radio, magnetofon i adapter (sic!) - przywieźliśmy ją kilka lat temu od moich rodziców, ale stała nieużywana... Dzięki temu mogę chłopcom puszczać na dobranoc moje płyty winylowe ze słuchowiskami dla dzieci, które zachowałam z czasów swojego dzieciństwa. Powiem szczerze - prawie płaczę ze wzruszenia, bo pamiętam każdą piosenkę, każdą kwestię, każdą rysę na płytach....

Młodszy zaczął się intensywnie interesować książeczkami. Czytamy na dobranoc - póki co uwielbia TUSIĘ czyli Lokomotywę Tuwima A inne rzeczy też ogląda 'czita' - najbardziej rozbraja mnie, kiedy Starszak nie mogąc przeczytać tekstu z książeczki, opowiada Maluchowi co widać na obrazku, a młodszy jest przekonany, że brat wspaniale czyta i słucha go z niesamowitą uwagą i skupieniem

Są naj naj najukochańsi moi - Takie Ktosie. Mali - wielcy LUDZIE

Odpowiadając na pytanie Izusiowej Mamusi: Tak moim mentorem była promotorka, ale nie myśl, że jakoś specjalnie mi pomagała - owszem wykazywała zrozumienie dla moich życiowych wyborów, ale ona sama nie ma dzieci - poświęciła się karierze i wyszła za mąż bardzo późno, ma nawet krótszy staż małżeński niż ja ;P Tak więc, z tą pomocą to w kwestiach merytorycznych raczej, ale nie życiowo jakoś - sama wynajdywałam konferencje, publikacje, stypendia i konkursy. Jeśli się zdecydujesz na doktorat to musisz zrobić to z głową - można nieźle się urządzić na czas studiów. Jakby co to zaakceptuj moje zaproszenie do przyjaciółek i pisz prywatne wiadomości.

1
komentarzy
avatar
oooo słuchanie winyli. Przypomniałaś mi że w piwnicy rodziców wciąż kurzą się moje płyty z dzieciństwa. Musze do nich zajrzeć. Twój Miś to fajny chłopczyk
Dodaj komentarz

O wyznaniu Natalii Przybysz przeczytałam dwa dni temu w internecie. Nie mogłam spać do trzeciej w nocy, bo zdałam sobie sprawę, że do tej pory temat aborcji spychałam w swojej głowie do działu „science-fiction” – to mnie nie dotyczy. Długo starałam się o ciąże, do zeszłego roku nie wiedziałam prawie nic o antykoncepcji, no bo niby po co… a tu nagle ZONK – jednak TEN TEMAT MNIE RÓWNIEŻ DOTYCZY… I pojawiła się gonitwa myśli. Jestem dwa lata starsza od N.P., również mam dwójkę dzieci, ale różni nas z pewnością status materialny.

Nie stać nas na trzecie dziecko, więc myśląc o dobru „trzeciego”, staramy się po prostu nie powołać go do życia. Ale plany planami a życie życiem, więc starałam sobie wyobrazić, co by było gdyby jednak spotkała nas 'małżeńska wpadka'? Czy dałabym radę przejść raz jeszcze przez poród i znów zanurzyć się w odmęty 'zupek i kupek'? Pytań tego typu ad. kolejnego dziecka pojawiło się w mej głowie całe mnóstwo. Wiem, że to się może kiedyś zdarzyć także nam...

Ale nie znam dziś odpowiedzi, bo tego się nie da wykoncypować teoretycznie, na wyrost, 'na zaś'. To jest ogromny wysiłek wychować już tę dwójkę, której się dało życie.

Wyznanie N.Przybysz skłoniło mnie do zadania sobie trudnych pytań, co mnie samą zaskoczyło, zapewne dlatego, że nie jest to mówienie o aborcji w kontekście gwałtu, kazirodztwa, ciężkiej wady płodu - tylko niestety czegoś w stylu 'szarej codzienności', a o tym mówi się niestety najmniej.

Myślę, że wiele kobiet, które są w niechcianej ciąży pomyślało po wyznaniu N. Przybysz - czy ja też mogę odzyskać swoje życie?

W swojej sprawie nie uzyskałam nic prócz poszerzonej samoświadomości. Zaś w sprawie N.P. myślę, że to maksymalnie tragiczna sytuacja, że mimo posiadania rodziny, partnera, zasobów finansowych etc. była tak rozpaczliwie samotna i czuła się zapewne więźniem biologii własnego ciała, że zadecydowała tak a nie inaczej. Ale tak – to jej decyzja, jej sprawa.

Myślę, że w naszym przypadku gdybyśmy mieli odrębne zdania co do kwestii aborcji to ustaliłabym z mężem wazektomię. Nawet bez konfliktu w tej sferze to rozważam, bo inaczej jak zwykle cała odpowiedzialność po stronie kobiety ;(

10
komentarzy
avatar
powiem ci, ze mnie tez poruszylo to wyznanie i laska ma prawo do decyzji, nawet z powodow jakie podala... ale bohaterka to dla mnie ona nie jest...bo szczerze mowiac , to nie ma sie czym chwalic...daje jej prawo, bo kazdy ma prawo do bledow i porazek....ale o co w tym wlasciwie chodzi...? aby nadac aborcji bardzie ´´ludzka twarz´´cos mi tu nie gra...
avatar
A ja, patrząc na moją malutką córcię, nie mogę zrozumieć, jak można świadomie zabić swoje dziecko. Czy ta pani to jeszcze człowiek? Nawet zwierzę dba o swoje potomstwo. Gardzę tą kobietą (jeśli to kobieta). Zawsze jest jakieś wyjście. Ciekawe, czy teraz jest szczęśliwsza. Wątpię... i wcale mi jej nie żal. Żal mi tego maleństwa, które nie prosiło się na świat.
avatar
Jestem teraz w drugiej ciazy i nie było problemu zajść bo oboje płodni ale ostatnio zastanawialiśmy sie co by było gdyby 3...No ale narazie nie rozkminiamt tak bo 2 w drodze.....jestesmy w podobnej sytuacji na 3nas nie stac
avatar
Dla pani Styczeń i innych komentatorów polecam tekst, który oddaje mój tok myślenia, choć daleko mi do autorki: http://wyborcza.pl/7,95891,20888174,aborcja-to-nie-problem-wyksztalconej-klasy-sredniej.html
avatar
Hmm, to jest gruba śruba ten temat i w takim wydaniu jak ukazała to NP. Nie mnie jest ją osądzać, nie moje życie. I nie nam mówić ja bym na jej miejscu zrobiła to i tamto, bo nikt nie wie przez co ona przechodzi (tak jak napisalas). Natomiast po co o tym glosno mówić podkreślę w "takim wydaniu", to nie rozumiem. Pożywka dla antyaborycyjnych. NP rzeczywiście nie przemyślała swojej szczerej wypowiedzi.
avatar
Gosiu moje stanowisko jest takie, ze jestem jak najbardziej za calkowicie legalna aborcja..taka na zyczenie...(sama wydaje mi sie bym tego nie zrobila, chodz nigdy nie mow nigdy) jestem za prawem wyboru, bo ciezko przewidziec w jakiej sytuacji sie znajdziemy...i dobrze wiem, ze liczba aborcji przez to nie wzrosnie...naprawde zycze wszystkim kobietom , ktore sie zdecyduja na taki krok, aby mogly to zrobic legalnie, w szpitalu, w gabinecie, a nie gdzies po katach, narazajac zycie, zdrowie za kase (ktorej nie maja jesli mowimy o ludziach biednych) itp itd...natomiast wyznanie NP, cieko mi to ogarnac, moze nie pojmuje.......bo ja dalej naprawde nie kumam o co jej chodz mowiac nam o tym? chce pokazac, ze normalne laski, takie jak ona, tez to robia....??? ze to jest ok? bo ona ona tak zrobila i inne tez tylko o tym milcza, a ona jest glosem stlamszonych....??? no coz...jakos jej nie wspolczuje
avatar
Może się mylę, ale czy nie chodzi o to że w Polsce dokonuje się aborcji, ba nawet akceptuje, ale jak u Dulskich, nieładnie o tym mówić? Lepiej udać że tak nie jest? Może się mylę, nie wiem, mnie to też poruszyło, bardzo mocno, też zadałam sobie wiele pytań. Po naszych przejściach ciążowych kiedyś powiedziałam mężowi - wiesz trzecie dziecko chyba by mnie zabiło, to ostatnia ciąża, niezależnie od tego jaki będzie jej finał. (moje przeboje z trzustką w tym momencie zastanowiły mnie czy inna celebrytka nie żyłaby teraz gdyby nie trzecia ciąża, po której dość szybko ujawnił się nowotwór tego organu) Ale może to bzdury wyssane z palca? To bardzo trudny problem, i po tym jak usłyszeliśmy "wesprzemy każdy państwa wybór" zdałam sobie sprawę że tylko wydaje mi się że wiem co bym zrobiła... zaklinałam rzeczywistość aby tego wyboru jednak nie musieć dokonywać, a jeśli już będę musiała to aby mieć pełne przekonanie i pewność (niezależnie od decyzji) że postępuję słusznie w swoim imieniu i młodej, która już jest na świecie i sporo rozumie. Gdyby to było pierwsze dziecko o kaliber decyzji jest zupełnie inny...
avatar
Nie ogarniam.... więc przemilcze...
avatar
może trochę niejasno, chodziło mi że w 3 ciążę nie mogę po prostu już zajść.
avatar
moze rzeczywiscie nie umiem sobie wyobrazic bycia w trzeciej, niechcianej ciazy....nie wiem...
Dodaj komentarz

Ok, no to szczerze: zabieram się do tego wpisu jak pies do jeża od tygodnia albo i dłużej. Dzieje się tak m.in. z dwóch powodów: mam do siebie żal, że nie zanotowałam pełni tego, co wydarzyło się z okazji drugich urodzin Młodszego Synka ;/ i mam bardzo niestabilny nastrój: jednego dnia dół jak ch**, a dzień później jak poukładam sobie w głowie kilka spraw na cito, to afirmuję każdą minutę spędzoną w domu i mam całą resztę głęboko w d.

Ale może po kolei... Ponieważ mój mąż wyraził głęboką niechęć do wielkiej imprezy zbiorczej z okazji 2 urodzin Młodszego Synka, jego własnych 40 urodzin i naszej 10 rocznicy ślubu, postanowiliśmy iść po jak najmniejszej linii oporu i z udziałem dziadków i kuzynek, ciotek etc. zrobiliśmy małemu mini przyjęcie z tortem 30 października w domu Dziadków. Nasz własny prezent dla Małego okazał się totalnym niewypałem ;( musimy się jeszcze sporo nauczyć o jakości zabawek ;/

3 listopada kiedy przypadały dokładnie urodziny Młodszego miałam jedynie chwilkę, by go gorąco wycałować - dziećmi zajmowała się moja mama, a ja wkuwałam kilka ustaw do testu, który był jedną z trzech części tzw. rozmowy o pracę - 4 listopada zostałam przemaglowana na okoliczność ewentualnego zatrudnienia na stanowisko inspektora ds. mediów.

Wyników nie znam do dziś i gryzę z nerwów paluchy - moje konkurentki były o dekadę młodsze ode mnie (albo i więcej) - tuż po studiach, świeże mężatki lub panny i wszystkie bez dzieci...
Po tym dniu miałam masę przemyśleń - w większości niekorzystnych: że się nie opłaca, że jestem na straconej pozycji i po co to wszystko? - żeby przez 9 godzin dziennie nie widzieć dzieci (czasem dłużej). Złapał mnie przysłowiowy dół - ale w tym tyg. byłam na spotkaniu u doradcy zawodowego i u psychologa, więc dolałam kapkę optymizmu do szaro-burego sosu mojej codzienności.

W poniedziałek siadłam z mężem i napisaliśmy mu pierwsze CV - o 17 je złożył, dzień później już był zaproszony na rozmowę i... dostał obietnicę zatrudnienia od 1 grudnia. Niby nic takiego, bo najniższa krajowa, choć z możliwością nadgodzin i lepiej płatnych nocek, ale za to w systemie zmianowym - 12 godzin i 1,5 dnia przerwy (co oznacza czas na dorabianie i zajęcie się domem) - ale najważniejsze praca w naszej miejscowości!!! Mógłby odbierać i zawozić dzieci z placówek, gdyby i mnie udało się dostać pracę. Największą korzyścią byłyby jednak nie pieniądze ale poczucie stabilności - chcę go izolować za wszelką cenę od stresu, jaki przynosi prowadzenie własnej firmy (ze względu na przebyty zawał). Niech już zamknie w cholerę tę firmę, spłaci zaległości i spokojnie bez spinki popracuje na 'bezpiecznym etacie'. Zyskamy czas na inne ruchy strategiczne

Ja tkwię w zawieszeniu, ale po długim weekendzie z naszym świętem (40 urodziny męża i nasza 10 rocznica ślubu), będę atakować dalej. W planach kurs angielskiego finansowany przez Fundację, warsztaty grupowe ad motywacji do zmian i aktywne poszukiwanie pracy - wpierw staż, później się zobaczy...

Najbardziej mnie cieszy ocieplenie relacji z mężem - nadal umiemy cieszyć się sobą, dziećmi, małymi rzeczami. Mikro-budżet nam w tym nie przeszkadza - robimy super oszczędny wypad na dwa dni bez dzieci tuż za polską granicę, czyli na Słowację (2 godz. drogi od domu), voucher wykupiony na grouponie na baseny termalne Dzieci będą u moich Rodziców - mam stres (!!!) - to pierwszy raz kiedy będą zarówno beze mnie, jak i bez Taty. Ale ale... prawie mdleję na myśl, że będziemy spać dopóki się nie wyśpimy i będziemy mogli wyjść SAMI gdziekolwiek nogi nas poniosą...

10 lat. Szmat czasu. Oby tak dalej.
A Wy co robiłyście 11 listopada 2006 roku ?

0
Dodaj komentarz

Ok, no to szczerze: zabieram się do tego wpisu jak pies do jeża od tygodnia albo i dłużej.
Dzieje się tak m.in. z dwóch powodów: mam do siebie żal, że nie zanotowałam pełni tego, co wydarzyło się z okazji drugich urodzin Młodszego Synka ;/ i mam bardzo niestabilny nastrój: jednego dnia dół jak ch**, a dzień później jak poukładam sobie w głowie kilka spraw na cito, to afirmuję każdą minutę spędzoną w domu i mam całą resztę głęboko w d.

Ale może po kolei... Ponieważ mój mąż wyraził głęboką niechęć do wielkiej imprezy zbiorczej z okazji 2 urodzin Młodszego Synka, jego własnych 40 urodzin i naszej 10 rocznicy ślubu, postanowiliśmy iść po jak najmniejszej linii oporu i z udziałem dziadków i kuzynek, ciotek etc. zrobiliśmy małemu mini przyjęcie z tortem 30 października w domu Dziadków.
Nasz własny prezent dla Małego okazał się totalnym niewypałem ;(
Ergo: musimy się jeszcze sporo nauczyć o jakości zabawek ;/

3 listopada kiedy przypadały dokładnie urodziny Młodszego miałam jedynie chwilkę, by go gorąco wycałować - dziećmi zajmowała się moja mama, a ja wkuwałam kilka ustaw do testu, który był jedną z trzech części tzw. rozmowy o pracę - 4 listopada zostałam przemaglowana na okoliczność ewentualnego zatrudnienia na stanowisko inspektora ds. mediów.

Wyników nie znam do dziś i gryzę z nerwów paluchy - moje konkurentki były o dekadę młodsze ode mnie (albo i więcej) - tuż po studiach, świeże mężatki lub panny i wszystkie bez dzieci...
Po tym dniu miałam masę przemyśleń - w większości niekorzystnych: że się nie opłaca, że jestem na straconej pozycji i po co to wszystko? - żeby przez 9 godzin dziennie nie widzieć dzieci (czasem dłużej). Złapał mnie przysłowiowy dół - ale w tym tyg. byłam na spotkaniu u doradcy zawodowego i u psychologa, więc dolałam kapkę optymizmu do szaro-burego sosu mojej codzienności. Pocieszyło mnie też to, że mąż zabrał mnie na fajny obiad po rozmowie o pracę - każdy taki gest jest na wagę złota, serio.

W poniedziałek siadłam z mężem i napisaliśmy mu pierwsze CV - o 17.00 je złożył, dzień później już był zaproszony na rozmowę i... dostał obietnicę zatrudnienia od 1 grudnia. Niby nic takiego, bo najniższa krajowa, choć z możliwością nadgodzin i lepiej płatnych nocek, ale za to w systemie zmianowym - 12 godzin i 1,5 dnia przerwy (co oznacza czas na dorabianie i zajęcie się domem) - ale najważniejsze praca w naszej miejscowości!!!
Mógłby odbierać i zawozić dzieci z placówek, gdyby i mnie udało się dostać pracę. Największą korzyścią byłyby jednak nie pieniądze, ale poczucie stabilności - ze względu na przebyty zawał chcę go izolować za wszelką cenę od stresu, jaki przynosi prowadzenie własnej firmy. Niech już zamknie w cholerę tę firmę, spłaci zaległości i spokojnie bez spinki popracuje na 'bezpiecznym etacie'. Zyskamy czas na inne ruchy strategiczne

Ja tkwię w zawieszeniu, ale po długim weekendzie z naszym świętem (40 urodziny męża i nasza 10 rocznica ślubu), będę atakować dalej. W planach kurs angielskiego finansowany przez Fundację, warsztaty grupowe ad motywacji do zmian i aktywne poszukiwanie pracy - wpierw staż, później się zobaczy...

Najbardziej mnie cieszy ocieplenie relacji z mężem - nadal umiemy cieszyć się sobą, dziećmi, małymi rzeczami. Mikro-budżet nam w tym nie przeszkadza - robimy super oszczędny wypad na dwa dni bez dzieci tuż za polską granicę, czyli na Słowację (2 godz. drogi od domu), voucher wykupiony na grouponie na baseny termalne Dzieci będą u moich Rodziców - mam stres (!!!) - to pierwszy raz kiedy będą zarówno beze mnie, jak i bez Taty. Ale ale... prawie mdleję na myśl, że będziemy spać dopóki się nie wyśpimy i będziemy mogli wyjść SAMI gdziekolwiek nogi nas poniosą...

10 lat. Szmat czasu. Oby tak dalej!!!
A Wy co robiłyście 11 listopada 2006 roku ?


PS. A tu zdjęcie prezentu jaki dostałam od męża z okazji rocznicy ślubu - przepiękna zakładka do książki (bo czytam na okrągło), kupiona na allegro charytatywni. Symboliczne i rozczulające. zaglądajcie na takie aukcje charytatywne, kupując prezenty na Mikołaja i pod choinkę. Warto.

http://i1271.photobucket.com/albums/jj626/malame99/WP_20161103_015_zpshzjkg1pr.jpg

8
komentarzy
avatar
Gosia ale tempo. Przyspieszyłaś i działasz jak motorek. Cieszę się że udało się zaplanować wyjazd
avatar
A swoją drogą, kiedy Ty masz czas na czytanie przy dzieciach? Zazdroszczę Ci!
avatar
Zastanawiałam się, co u Ciebie, bo długo się nie odzywałaś. Masz tempo!!! Zazdroszczę Ci prezentu, widać, że od serca. Mój Mąż uważa, że nowy telefon, jakiś inny nowy sprzęt to super prezent, nie może zrozumieć, że są prezenty "z duszą".
avatar
Ja to mam dar...
Myśle sobie rano.. co u Gosi??? Dawno nie pisała...
I napisała

Powiem tyle - oby do przodu!
A zakładka przepiękna
avatar
Powodzenia! trzymam kciuki za realizacje planow!!
avatar
Gratulacje rocznicy sto lat dla małego i dużego faceta Zakładka piękna! wszystko idzie ku dobremu
avatar
cudowna zakladka. moj gust. bym ci ja skradla
avatar
cudowna zakladka. moj gust. bym ci ja skradla
Dodaj komentarz

Klapa na całej linii - wczoraj wieczorem Misia bolało ucho, w nocy przyszedł do mnie, bo się odkopał i zmarzł. Dziś rano pobudka o 6.00 z płaczem - mega gorączka - 39.60, zbijałam ją do 9 rano - potem szybka wizyta u pediatry: zapalenie ucha, zapalenie gardła i migdałków, infekcja dróg moczowych. Antybiotyk na 10 dni. Uziemienie totalne + mamoza, jak to podczas choroby... Mały jest bardzo biedny, a my rozpierdoleni nagłym zwrotem akcji - odwołaliśmy cały wyjazd. Humor w skali ujemnej i przykro i żal...

Tak jest z małymi dziećmi - możesz sobie planować, marzyć, a i tak z tego g**** wyjdzie.
Mam nadzieję, że w jakiś weekend przed 15 grudnia uda się nam wyjechać, bo inaczej kasa za voucher na baseny przepadnie ;(

Nie tak miało być, że w tak ważny dzień będziemy jeść grysikową z dziećmi i podawać leki...
Płakać mi się chce.

Update z godziny 17: dostałam telefon - z pracy nic nie wyszło, zatrudnili 24latkę, tuż po studiach, pannę, bez dzieci. Znam te fakty bo gadałam z nią przed zadaniami praktycznymi. Patrzyła na mnie jak na mamuta... Ja pierdolę, ale dzień. A miało być tak pięknie... teraz tylko wyć mi się chce do poduszki ;(

5
komentarzy
avatar
Ja pier*olę!!!
Zdrowia życzę
avatar
O zesz ty kurza d*pa... Naprawdę tym razem prawo Murphiego mogło sobie darować.
avatar
Ja pierdołę co sie dzieje....zatrudnili łaskę po studiach, bez doświadczenia niz ciebie z doktoratem i doświadczeniem ???!!??
avatar
yyy... nie rozumiem takiego wyboru. Glowa do góry i to minie!
avatar
No to się zdzwią, jak panienka za pół roku zajdzie w ciążę Gówno wiedzą o motywacji, jak widać. Bo każdy, kto myśli, zatrudni matkę minimum dwojga dzieci po 30tce szybciej, niż panienką do lat 25. Powód jest prozaiczny. Matka ma motywację. Motywację, jak cholera. Żeby do pracy chodzić, żeby się angażować i rozwijać. Bo ma dla kogo i po co. A jaką motywację ma tak młode dziewczę? Bo nawet, jeśli jakąś ma, a mieć może, nie przeczę, to nigdy nie będzie ona tak silna, jak tej matki z dwójką dzieci.
Dodaj komentarz

*
Ze dwie doby zbierałam się po porażce w walce o pracę na stanowisko inspektora ds. obsługi medialnej. Przyznam szczerze, że poczułam się fatalnie - niezdatna do niczego ;(
Na domiar złego informację dostałam w ten feralny dzień, kiedy rozchorował się Mały, tuż przed naszą dziesiątą rocznicą ślubu. Nie było więc w ogóle nastroju do świętowania, ale z przygnębienia wydobyli mnie Rodzice - przywieźli nam obiad i tort dla Męża Było świetnie - kameralnie i rodzinnie, a dostojny jubilat zrobił wieczorem dla nas wszystkich pyszną pizzę

Przez resztę 'długiego weekendu' rozmyślałam nad nowym planem - co właściwie ze sobą zrobić? Pomysłów jest wiele i nie mam ustalonej strategii. W sumie to dobrze, bo rynek pracy jest mało stabilny, więc trzeba mieć wiele awaryjnych dróg. Pierwsza myśl - złapać etat, ale zaraz pojawiają się pomysły na podniesienie kwalifikacji przy równoczesnym przedłużeniu wychowawczego, więc jednak odwleczenie decyzji o pracy w pełnym wymiarze?

Sama nie wiem. Niech zadecyduje los - zobaczymy co się trafi. Niemniej już dziś rozpoczynam poszukiwania na nowo, a w tak zwanym 'międzyczasie' zamierzam robić swoje, czyli uczyć się angielskiego i marketingu internetowego, pisać jakieś artykuły, przygotować się do konferencji, opracować ofertę edukacyjną, wyszukać może jakieś studia podyplomowe?
Jednym zdaniem: będę łapać kilka srok za ogon...
Bez grafiku ani rusz, zmuszę się i napiszę co trzeba.

**
Mały jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki nagle po swoich drugich urodzinach rozgadał się na całego. Układa proste zdania, powtarza trudne wyrazy, zagaduje sam od siebie. Zmiana ta przyszła nagle. Równie niespodziewanie pojawiła się (podczas choroby) pierwsza dolna lewa piątka! Zmienił się tryb jego spania - coraz częściej zdarza mu się usnąć między 17-18 już na noc - bez kolacji, w ubraniu, bez mycia ;/ Muszę chyba coś pozmieniać w planie dnia, by unikać tego typu sytuacji.

***
Przygarnęliśmy kotka. Nowy członek rodziny pałętał się przy domu już blisko tydzień i dokarmialiśmy go na werandzie, ale w końcu wprosił się sam do kotłowni (wszedł przez wentylację), a później Mąż przyniósł go nam do oswojenia. Póki co imię wymyślił mu Mały - KICIA (choć to kocur). Kotek jest ładny i czysty, z pewnością przywykł do ludzi - mieszkał w czyimś domu, zapewne ktoś go wyrzucił. Jest wiecznie głodny - je wszystko co widzi, aż do przesady i wciąż miauczy o więcej. Nasz stary kot Łaciaty obchodzi go z daleka, ale akceptują się przy zachowaniu bezpiecznej odległości. Gdy to piszę, jeden śpi na fotelu, a drugi na kanapie

****
Świętowanie i uziemienie w domu stało się okazją do odkrycia na nowo magii planszówek - Starszak jest świetny w kalambury i w chińczyka! Były też wypady na basen i do jacuzzi Chwilo trwaj, jesteś piękna!

Kocham ich wszystkich i jestem szczęśliwa pomimo braku pracy ;D

5
komentarzy
avatar
moj kot tez ma na imie kicia ja je wymyslilam masz idelny model rodziny, moj wymarzony , 2+2+2 koty dalej brakuje mi po jednym egzemplarzu do kompletu robie co moge w tej sprawie..moglabym miec tez dwoch mezow....ale w naszej kulturze chyba niewykonalne... co do pracy to jak zajde w druga ciaze....czeka mnie to samo...ogarnianie rzeczywistosci na nowo....coz, po Gabrysiu tez musialam ogarniac tyle ze czuje, ze mialam troche szczescia, nie wiem co mi sie trafi nastepnym razem....
avatar
ja tez od piatku jestem w dole, takim moralnym. i wstydze sie. nie siebie, tylko jak zostalam potraktowana i jak widza to ludzie. zeby wrocic na swoja droge trzeba stawic czola problemowi - w moim wypadku: sral pies co mysla o mnie inni. w twoim wypadku: sral pies tych co nie docenili ciebie. widocznie jestes przekwalifikowana. wszystko sie dzieje po co cos. tez czekam na odpowiedz PO CO?!
avatar
Też zapisuję się do tego klubu smutasów
Przeczytałam niedawno coś, wg mnie, mądrego: Dziękujmy Bogu nie za to, co mamy, ale za to, czego nam jeszcze nie zabrał. Długo myślałam o tym w czasie, kiedy mój Mąż nagle zaniemógł.
avatar
Poniżej historia, która towarzyszy mi zawsze, gdy nie rozumiem tego, co się wokół mnie dzieje. PRZECZYTAJCIE:



Specjalny Anioł
Przeczytaj uważnie do końca strony, nie zatrzymuj się na krok dopóki nie zobaczysz, że rzeczy nie zawsze są takie na jakie wyglądają

Dwa podróżujące anioły zatrzymały się na noc w domu bogatej rodziny.
Rodzina była niegrzeczna i odmówiła aniołom nocowania w pokoju dla gości,
który znajdował się w ich rezydencji. W zamian za to anioły dostały miejsce w małej, zimnej piwnicy.
Po przygotowaniu sobie miejsca do spania na twardej podłodze, starszy anioł zobaczył dziurę w ścianie i naprawił ją.
Kiedy młodszy anioł zapytał dlaczego to zrobił, starszy odpowiedział,
"Rzeczy nie zawsze są takie na jakie wyglądają."


Następnej nocy anioły przybyły do biednego, ale bardzo gościnnego domu farmera i jego żony,
by tam odpocząć. Po tym jak farmer podzielił się, resztą jedzenia jaką miał,
pozwolił spać aniołom w ich własnym łóżku, gdzie mogły sobie odpocząć.
Kiedy następnego dnia wstało słońce, anioły znalazły farmera i jego żonę zapłakanych. Ich jedyna krowa,
której mleko było ich jedynym dochodem, leżała martwa na polu.
Młodszy anioł, był w szoku i zapytał starszego anioła: "Jak mogłeś do tego dopuścić ?".
"Pierwsza rodzina miała wszystko i pomogłeś im" - oskarżył.
"Druga rodzina miała niewiele i dzieliła się tym co miała, a ty pozwoliłeś, żeby ich jedyna krowa padła".


"Rzeczy nie zawsze są takie na jakie wyglądają" - odpowiedział starszy anioł.
"Kiedy spędziliśmy noc w piwnicy tej rezydencji, zauważyłem że w tej dziurze w ścianie było schowane złoto.
Od czasu kiedy właściciel się dorobił i stał się takim chciwcem niechętnym do tego by dzielić się swoją fortuną,
w związku z czym zakleiłem tą dziurę w ścianie, by nie mógł znaleźć złota znajdującego się tam."

"W noc, która spędziliśmy w domu biednego farmera, Anioł Śmierci przyszedł po jego żonę.
W zamian za nią dałem mu ich krowę.

Rzeczy nie zawsze są takie na jakie wyglądają."
avatar
Gosiu, żyjesz?
Dodaj komentarz

No więc żyję. Ale nie miałam czasu pisać.
No dobra - nie chciało mi się, bo tempo zawrotne, więc co chwilę musiałabym aktualizować wpisy.
I tak źle, i tak niedobrze.

Jestem już po etapie warsztatów grupowych (psychologiczno-zawodowych). Miałam fajną grupę - za każdym człowiekiem stoi ciekawa historia. Dla mnie najciekawsze było to, czego dowiedziałam się sama o sobie - m.in. tego, że ludzie nie wiedzieć czemu widzą we mnie lidera zespołu... hmmm Jestem podobno człowiekiem od pomysłów i nadawania tempa

Ten ostatni tydzień był wyjątkowo dynamiczny. Nawet nie wiem jak przedstawić to w skrócie...
Mąż zaczął nową pracę - jako kierowca na nocki. Niestety jego debiut przypadł na najgorsze dwa dni tegorocznej zimy - zamiast 8-10 godzin spędzał w pracy po 18-15 godzin. Koszmar. Ledwo miał czas przespać się 4-5 godzin przed następną zmianą. Nie wiem jak damy radę dalej, jeśli to się nie poprawi. Większość jego obowiązków przejęłam, ale dalej się to nie trzyma kupy w ogóle. Po prostu wysiłek i komplikacje się nie opłacają jak popatrzymy na możliwe zarobki. Ale on się nie poddaje - chce dalej spróbować - może pogoda się poprawi, może on nabierze wprawy i będzie to bardziej rozsądnie wyglądało? Póki co raczej nie mamy wyjścia - mam nadzieję, że w tym tygodniu uda mu się załatwić sprawy urzędowe i zawiesić działanie firmy, by dług nie narastał.

W każdym razie na szybko musieliśmy kupić jakiś samochód - takiego grata na rozwałkę, aby mąż miał czym dojeżdżać do pracy, bo ja bez samochodu bym sobie nie dała rady. Zapisanie Młodszego do żłobka póki co w zawieszeniu, bo nie wiadomo kiedy zacznę kurs i w jakim wymiarze godzinowym on właściwie będzie.
Próbuję się przygotować na konferencję - 3 dni w przyszłym tygodniu, wystąpienie mam w sobotę przed południem, ale dużo wolnego czasu, który mam tylko wieczorami, poświęciłam na wybieranie zabawek dla dzieci na Mikołaja. Mam nadzieję, że się ucieszą bo włożyłam w to mnóstwo wysiłku i sporo kasy (zrzutka rodzinna - my i dwie babcie).

Co poza tym? Och! Zapomniałam wspomnieć, że udało nam się w tydzień po rocznicy ślubu wyjechać na weekend na Słowację, tak jak było to w planie. Były to cudowne dwa dni - baseny termalne i mała wycieczka po zabytkach słowackiego Spiszu. Najfajniejsze było to, że mogliśmy się wyspać bez asysty dzieci, poprzytulać kiedy nas naszła na to ochota i... gadać do późnej nocy. Fajnie że po 10 latach nadal tak nam się układa ;P

Boję się zmian - patrzę niepewnie w przyszłość. Stresuję się możliwymi komplikacjami, choć i tak na niewiele mam wpływ. Rozumowo pojmuję, że to nie ma sensu tak gdybać i się martwić, ale myli mi się chyba odpowiedzialność z pesymizmem.

Odwalam kolejne punkty z listy 'muszę' i jakoś wcale nie czuję ulgi. Dzień po dniu dopisują się do listy kolejne 'obowiązki i zadania', więc biegnę dalej, jak chomik w kołowrotku.

3
komentarzy
avatar
fajnie, ze udal wam sie weekend!!co do trudow zycia w laczeniu pracy i opieki nad dziecmi...lacze sie w bolu,do tego po zamknieciu firmy pierwszy raz oddycham z ulga, ze nie musze sie zmagac z niepoplaconymi fakturami zima....jest to dla mnie na tyle wazne, ze nie straszne mi nawet to pol godziny ktore mamy aby minac sie w drzwiach miedzy moja a meza praca....nie jeste lekko, ja weekendy mam wolne a on sobota i niedziela po 10 h zmiany...i jeden dzien w tygodniu wolny kiedy ja wracam prawie o 18...ehhh zycie...ale chce wytrzymac przynajmniej teraz, bo calego zycia tak nie widze....
avatar
Fajnie, że przynajmniej wypad był i był OK.
Najważniejsze to mieć do kogo wracać, mieć się komu wypłakać i z kim gadać po nocach, choćby rzadko.
Gosiu, chyba podjęłam decyzję - doktorat dodaję do listy marzeń - może kiedyś, jak dzieci podrosną, a na razie muszę zająć się czymś co da realną kasę. Prestiżem dzieci nie wykarmię. To wersja na teraz, bo mam doła.
avatar
Fajnie, że przynajmniej wypad był i był OK.
Najważniejsze to mieć do kogo wracać, mieć się komu wypłakać i z kim gadać po nocach, choćby rzadko.
Gosiu, chyba podjęłam decyzję - doktorat dodaję do listy marzeń - może kiedyś, jak dzieci podrosną, a na razie muszę zająć się czymś co da realną kasę. Prestiżem dzieci nie wykarmię. To wersja na teraz, bo mam doła.
Dodaj komentarz

Rozpaczliwie potrzebuję jakiegoś 'nowego początku'. Niech ten cholerny 2016 rok się wreszcie skończy - stan zawieszenia podczas zamykania starych spraw jest wręcz nie do zniesienia. Jestem przepełniona złymi emocjami, dręczy mnie niepewność i złość na to, na co i tak nie mam / nie miałam wpływu, więc powinnam odpuścić, ale nie potrafię...
Mam ochotę coś rozwalić, tłuc pięściami w stół, skopać coś bez reszty - wyładować agresję na czymś, byle zaoszczędzić bliskim mi ludziom mojego fatalnego humoru i negatywnych uczuć.

Byłam na konferencji naukowej przez 2,5 dnia - świetne referaty, przewietrzyłam 'naukowo' głowę, moje wystąpienie też było udane. Ale... dotarło tam do mnie z całą mocą, jak bardzo jest to zamknięty świat - naukowy establishment - taki Parnas quasi- bogów, którzy bawią się w bycie władcami życia i śmierci takich płotek jak ja - marnych doktorów u progu kariery. Mamiąc obietnicami, zachęcają by się starać, dawać z siebie jeszcze więcej, ale to wszystko jest drogą donikąd. I zamiast nabrać wiatru w żagle, mam ochotę zwinąć je całkowicie. Zmienić zawód, zaszyć się gdzieś z daleka od znajomych z uczelni i przestać udawać, że jeszcze biorę udział w tej smutnej zabawie w robienie 'kariery naukowej'.

Praca męża nadal beznadziejna - wykańcza go fizycznie, a ja cała w nerwach drżę za każdym razem, aby nie przeforsował się i aby wrócił cało do domu. Nie wiem jak to przeczekać, bo choć pojawiają się inne możliwości, to nie ma żadnych konkretów, które pozwoliłyby rzucić mu tę nieciekawą posadę.

4
komentarzy
avatar
Oj Gosiu, lepiej bym nie opisała tego świata nauki, a trochę o nim wiem, pracując na uczelni. Dlatego tak, jak pisałam, chyba przestanę "się w to bawić" i poszukam pracy, która daje wymierne korzyści. Też nieraz słyszałam, że "doktorat zrobi Pani dla siebie", że trzeba się pokazać, starać, pracować itd. Ale ja mam dzieci, a te dzieci mają potrzeby, czasami bardzo podstawowe - w aptece co najmniej raz na tydzień zostawiam ok. 100 zł, czasami częściej i więcej. Mąż już dawno kazał mi na to plunąć, zwłaszcza, że zna ten świat, bo też w nim był. Teraz przynajmniej wie, że za jego pracę ktoś płaci.
avatar
ja machnelam reka na zawod....mam prace za pieniadze, ale zlosci sie nie pozbylam...nie wiem...moze bede zalowac ze nie powalczylam? ludze sie, ze siedze tu do drugiej ciazy, a pozniej sie zobaczy...ale to wlasnie dziecko na utrzymaniu pozbylo mnie zludzen, wiec z dwojka tym bardziej nie bedzie mi latwiej isc po swoje...wspolczuje...rozumiem....
avatar
a może inna uczelnia? może nie w Polsce? a może masz rację że inne pole / zawód który doceni twoje umiejętności i pozwoli na samodzielność, i da powiew świeżości. Ja wierzyłam że zamkniemy ten rok i nowy nam odpuści, i chyba już tak jest mimo że ten paskudny 2016 ciągla trwa
avatar
Gosiu! Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku. Oby przyniósł to, co najlepsze dla każdego.
Dodaj komentarz
avatar
{text}