nastroj pozytywny, chodz wczoraj mielismy male przyjecie dla doroslych u nas w domu,skromne, tylko my i jeszcze jedna para,ale byla wódeczka....a ja po jednym drinku zrobilam sie czerwona, jakbym miala uczulenie na alko...to chyba przez ten dlugi czas abstynencji, no ale jak juz sie uczulilam, to trzeba sie teraz stopniowo odczulac, pocwiczyc, bo czeka mnie az 7 tygodni w Polsce, z moim rodzicami na rozdrozu, swietami i CHRZCINAMI!!!!!!!! (co by w bloku nie wytykali mojej mamy palacami, ze to tej corka do chrzut dziecka nie podala, i teraz na pewno aniol panski ich pokara ) pewnie bede potrzebowac malej piersiowki do torebki Boze!! chyba jakas spowiedz mnie czeka!!!!!!! ja juz nie pamietam tego calego koscielnego savoir vivru!!! nie chce sie spowiadac!!
Rowno za tydzien lecimy, i troche mnie przeraz ten wyjazd, bo to w sumie 12 h drogi...na lotnisko, lot, z lotniska...zaczynam lekko sie stresowac, a to jeszcze tydzien!! ile toreb wezmiemy?? kto co bierze?? bo przeciez dziecko na reke trzeba wziasc ( nie bierzemy wozka, bo ciezko bedzie sie zapakowac w samochod, z bagazami i wozkiem, wiec wozek pozyczymy na miejscu od znajomych) ja biore dziecko, maz skrzynke z kotem, torba dziecka ja! bagaz podreczny, to maz, max 1 sztuka,bo nam rak nie starczy +2 walizki (az tyle rzeczy moze i nie potrzebujemy, ale przyda sie walone miejsce w torbie na droge powrotna, aby jakas kabanosy zabrac, ptasie mleczko i budynie )
Praca idzie mi ostatnio jak krew z nosa....chcialam sie z jedna rzecza wyrobic do do konca listopada, pozniej przesunelam termin do wyjazdu, a teraz nawet i o to sie obawiam...
Co do synusia, to rutyna jest taka.. pi raz drzwi...nigdy nic do konca nie wiadmo, wiec wole sie nie przyzywyczajac, chdz coraz czesciej udaje mi sie przespac ciurkiem 6h, pije tez po 3 kawy dziennie i jakos daje rade Synus ´´siedzi´´ juz w spacerowce, no czesto tez w niej lezy ale gondola juz spakowana powedrowala pod lozko. Gabrys zaczyna tez co raz czesciej pokazywac swoje rózki....zadko kiedy umie zajasc sie sam soba,ciagle chce asysty we wszystkim, i tylko na spacerach jest ok, najbardziej podoba mu sie gdy jest noszony na rekach i uczestniczy we wszystki moich obowiazkach, np jedna reka trzymam malego, a druga robie kawe, butelke, zbieram pranie...zabawki sluza tylko do wkladania ich do buzi i to na max 2, 3 minuty, i nie wiem , czy to wszystkie dzieci tak maja na tym etapie, czy ja cos juz robie nie tak, a nie chce wychowac dziecka,ktore trzeba non stop zabawiac inaczej dostaje szalu...ja tam bawilam sie sama,bylam jedynaczka to raz, ale nie przypominam sobie aby ktokolwiek bawil sie ze mna jakimis zabawkami....czas z rodzina to byla bardziej codziennosc, zakupy, wyjascia z moja mama do jej kolezanke, chodzenie z psem, na dzialke....nikt mi lalka przed nosem nie machal,w kazdym razie nie za mojej pamieci, wiec ja tez bym chciala aby moj synek umial w przyszlosci sie troche sam bawic, ja wiem, ze teraz jest jeszcze bardzo malutki, ale ta granica kiedy jeszcze nie musi czegos robic, a juz by mogl jest bardzo cienka i chyba latwo ja przeoczyc...sama nie wiem. Za duzo problemow z nim nie mielismy do tej pory, jest zdrowy jak ryba, bez zadnych kolek, a to najwazniejsze, pierwsze 2 miesiace zycia to byl wrecz oaza spokoju,spal,jadl troche brynczal, troche na rekach oczywsice, bywaly gorsze dni,ale z synem bylo wszystko zawsze cacy, problem mialam bardziej ja, z karmieniem, badz ze snem na raty i jego czestymi pobudkami na jedzenie i nocne zabawy, do tego wmieszaly sie jakies ambicje zawodowe i oczekiwania wobec meza, niektore nierealne.... Sama nie wiem, moze teraz po prostu wiecej Gabrys wymaga ode mnie,mniej spi...to moze mi sie tak tylko wydaje, ze jest bardziej kaprysny....rozpisalam sie,ale juz koncze bo ogluchne od wrzaskow, moja gwiazda potrzebuje widza...