Mam 30 lat i dwa dni, a Sebastian ma 5 miesięcy i dwa dni
Tydzień temu byli teściowie na 'kawie'. Na do widzenia, teściowa powiedziała: 'to w poniedziałek przyjdziemy na kawę...'
A ja: 'a co jest w poniedziałek'
Ostatecznie się zgodziłam. I to był największy błąd...
Zanim zatrybiłam, było za późno. Teść wraca z pracy po 17, zanim zje obiad, 17:30, nim przyjadą 18, a ok. 19:30-20:00 kąpiemy małego. No, ale miała być kawa, ciasto i do widzenia. Nic bardziej mylnego.
W sobotę zapytałam tatę, o której będzie wracał z pracy, w końcu w poniedziałek to jakby nasze wspólne święto
Powiedziałam, że teściowie też będą ok 18, ale nie było zdziwienia.
W pamiętny poniedziałek, mały wyjątkowo nie mógł zasnąć. Wzięłam go do sypialni przed 17, prawie zasnął, zadzwonił domofon - rodzice, pies zaczął się drzeć, mały się przestraszył i tyle było z jego spania. Krzyk, płacz, szok, nie mógł się uspokoić.
Zrobiłam kawę,upiekłam ciasto, więc jeszcze cieplutkie postawiłam na stole, chwilkę pogadaliśmy i przyszli teściowie. W korytarzu okazało się, że szwagierka będzie ze swoim partnerem o.O - jego się nie spodziewałam i od razu humor gorszy, tym bardziej, że mały ciągle był nerwowy. Mina teściowej na widok moich rodziców siedzących na kanapie - nie do opisania. Wręcz zaniemówiła. I co? Zamiast usiąść, stała w korytarzu pod ścianą i obserwowała.
Na nasze prośby, żeby usiadła, odpowiadała, że woli postać, więc pomyślałam - to nie, bez łaski.
Na 34 m2 ciężko było wszystkich posadzić, a jeszcze co chwilę widziałam focha.
W końcu się wkurzyłam i wzrokiem poinformowałam męża, żeby nikomu nie dawał dziecka, bo zanim zdjęli płaszcze, to już lecieli do małego z tym całym zimnym powietrzem. Wkurza mnie to niesamowicie. Zawsze to samo. Na nic proszenie, upominanie i krzyk, żeby się najpierw ogrzali. Ba! nawet nie wspomnę o umyciu rąk zanim podejdą do małego!!! Ale nie będę już taka wrażliwa i sterylna. Chociaż coraz bardziej zastanawiam się, czy właśnie nie zwrócić na to uwagi.
Przyszła szwagierka ze swoim. Dostałam torebkę z prezentem, wszystko odłożyłam w jedno miejsce i zajęłam się kawą.
Ciumkania i ciuciania nie było końca. Co 30 sekund było a jeja, a jeja, a jeja, a jeja, a jeja, potem zmiana, ooooooooooooo, oooooooooooo, oooooooooooooo, ooooooooooo, i znowu a jeja, a jeja, a jeja. Jeszcze tak mnie to nie drażniło.
Wściekłam się jeszcze bardziej, jak teść bezczelnie usiadł sobie na podłodze, i tak pił kawę.Wiem, że warunków jako tako nie było, ale to była gruba przesada, bo fotel bujany był wolny i ja zrezygnowałam z siedzenia, żeby mogli spokojnie napić się kawy i zjeść ciasto.
Jednym słowem wkruwiali mnie jak nigdy!
Moi rodzice chwilę po 18 wyszli, no i grzecznie bez zwracania uwagi, że robi się późno czekaliśmy, aż się zorientują, że trzeba małego wykąpać.
Po 19 zasugerowaliśmy, że małego by trzeba wykąpać, to teściowa powiedziała: to teraz go wykąpcie!
Na co M., że chyba jest niepoważna, przy takiej różnicy temperatury, zimno ciepło. I na taki pomysł wpadła najbardziej doświadczona osoba w towarzystwie. Przynajmniej tak mi się wydawało. W ogóle coś się stało jak mały się urodził i teściowa zupełnie się zmieniła. Jestem w szoku, na jakie pomysły wpada. No i tak siedzieli. Teściowa zażądała Sebastiana, więc jej go dałam. M trzy razy mówił jej, że on tak nie lubi siedzieć, że nie lubi jak się go tak trzyma i boi się jak tak sięz nim robi, a ona nic, powtarzała tylko jak nie lubi, jak nie lubi, babci nie lubi? I w tym momencie zaczął się taki płacz, że pierwsze co zrobiła to chciała oddać go M, ale ja podleciałam, wyrwałam jej małego i zaczęłam go uspokajać... Oczywiście obraza na maxa, bo jak on mógł u niej zapłakać...
Minęła 20...
Wreszcie teściowie się zebrali, a na odchodne usłyszałam jak teściowa mówi do szwagierki i jej mena: to my już jedziemy, a Wy sobie posiedźcie.
Że co ku*wa???????????????!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Dziecko mi płacze, ja cała w nerwach, mały niewykąpany, nienakarmiony, zmęczony, ja ledwo stoję, a ona to Wy sobie posiedźcie?????????????!!!!!!!!!!!! Ciekawe, może jeszcze kurwać na noc zostańcie?
Po ich wyjściu i naszym całkowitym olaniu szwagierki i tego ten, chyba się zorientowali, że 21 to dobry moment,żeby wstać i się pożegnać...
Mało tego, ten tego podszedł do moich prezentów, wziął ten od siebie, rozpakował go i mi pokazał. Bo jak to szwagierka powiedziała: No P się nie doczeka, aż obejrzysz prezenty, to sam Ci pokaże!
Że co ku*wa???????????????!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
No dobra fajny kubek, podziękowałam i co widzę? Szwagierka na spokojnie, bez pośpiechu, wzięła kozaki, usiadła wygodnie, zaczęła je ubierać, potem wstała podeszła do lustra, trzy razu poprawiała szalik, dwa razy oglądała berecik, czy dobrze zakłada, zaczęła coś opowiadać, zapięła jeden guzik od płaszcza, potem drugi, ostatni... w pokoju już niesamowity wrzask małego, a ona no to jeszcze raz wszystkiego dobrego, a jeja jaki on zmęczony, ojojjojjjojojo i dopiero wyszli oglądając się jeszcze pięć razy!
Wiem, że to nie są problemy... Wiem, że to moje narzekanie... Wiem, że się czepiam... Ale jedno czego nie potrafię zrozumieć to to, że osoby, które powinny mieć trochę wyczucia i taktu, były od początku do końca z nami, pomagali jak mogli, zachowują się jakby nic się nie zmieniło, nadal można u kogoś siedzieć do nocy, nie zważając na zmęczenie i późniejsze problemy z ustabilizowaniem i przywróceniem normalnego dnia dziecku.
Ostatnio teściowa powiedziała, że jej ktoś tam dzwonił i pytał jak wnuczek, to odpowiedziała, że Sebastian ma tak zaborczych rodziców, że nikogo do niego nie dopuszczają.
A dlaczego mam go jej zostawiać, skoro nic do nich nie dociera, że on już ma swoje nawyki, czegoś może nie lubić, czegoś może się bać. Traktują go jak uniwersalne dziecko, z którym można wszystko zrobić. Dopóki tego nie zrozumieją, to wątpię, żebym pozwoliła nawet na godzinę opieki u nich. Jak wszyscy do niego doskakują, jak zapłacze, to wszyscy są wokół niego i ojejkają... a biedny chłopczyk, a biedne dziecko, a płacze, a jeja, a jeja, a jeja i dotykają go, przytrzymują za rączki, głaskają po plecach itp.
Matko, wku*wiona jestem niemożliwie...
Jeśli uda się z papierami, to się budujemy. W niedzielę teść ma urodziny i mamy przyjść na obiad, całe szczęście, że do knajpki, to podczas obiadu ustalimy warunki tej inwestycji. Koniec z kupowaniem wszystkiego co im się podoba, bo u nas będzie ładnie, zero urządzania i wpieprzania się w nasz dom. Jeśli tego nie zaakceptują, to rezygnujemy i szukamy innego wyjścia z sytuacji...