Już był w ogródku, już witał się z gąska,
a potem wszedł mi do domu a Antkiem na rękach i plany m pokrzyżował.
Taki chrzestny, no.
Dziś u nas dzień wolny od pracy, święto kościelne, zielone świątki, które na cyprze świętuje się lejąc się wodą tak jak u nas w śmingus dyngus. I Antek nawet załapał się na posiadówkę w wodzie, ale jakoś nie miał humoru i mi go przywiezli z powrotem. A już prawie że wzięłam się za pakowanie torby!!!!
U nas jakiś kryzys ze snem. I u Antla i u mnie. Się chce, ale spać nie można. Nie wiem czy to gorączka (u nas teraz 38' w dzień), czy mój kundelek czuje że brzuch już mi pęka i jej miejsce na łóżku jest zagrożone. Bynajmniej budzi się koło 4tej, 5tej i jedzie mi szczypawką po szyi przez kilka godzin. Już 2 noce z rzędu. W dzień też ma krótsze drzemki więc obie chodzimy jak ćmy.
W domu większość rzeczy ogarnęłam:
- odkurzyłam sobie auto
- pomyłam okna
- poodkurzałam, pomopowałam
- zrobiłam tysiąc prań wszystkiego co było
- dzieci zagarnęłam do sprzątniecie swojego pokoju
- poprasowałm większość sterty do prasowania
- zgrałam zdj z tel na kompa żeby mieć miejsce na film z porodu
- zamiotłam cały ogród i wsadziłam w końcu poduchy z kanap na tarasie w poszewki
- zagarnełam męża do umycia mi auta, dywanu, wyeksmitowania wszystkich narzędzi z kuchni do szopki
etc
Zostaje mi jeszcze:
- spakować torbę do szpitala
- spakować Antka
- spisać mężowi listę rzeczy do zrobienia na mój krótki pobyt w szpitalu, bo ten to przecież nawet mleka w lodówce beze mnie nie znajdzie!
- zrobć ostatnie zakupy możliwych zachcianek do zjedzenia w szpitalu
Upiekłam właśnie 3 ciasta. Wszystkie takie same. 1 pójdzie jutro na urodziny, 2 zabiore do szpitala dla doktóra i pielęgniarek. I tak myślę... Co jeszcze? Co jeszcze????
Czuję się jakbym miala jechać na tydzień gdzień. Bez rodziny. I strasznie na siłę chcę zostawić im czysty dom, ugotowane obiady i pachnącą pościel. A to tylko 2 i pół dnia.









