Już jedną nogą byłam poza murami szpitala...a tu klops znów zaplanowałam i po co??? Co się przypałętało, ano rotawirus Pobyt się niestety wydłuży.


duzo zdrowka :*




















tytuł: Czekając na... ten dzień...
autor: sosenka80
O mnie:
Matka... Nauczycielka :)
Jestem/chciała bym być mamą:
dobrą, o najlepszej to nawet nie marzę :)Moje dzieci:
Bliźnięta : Małgosia i Szymon.
Moje emocje:
Zmęczona ale szczęśliwa...Już jedną nogą byłam poza murami szpitala...a tu klops znów zaplanowałam i po co??? Co się przypałętało, ano rotawirus Pobyt się niestety wydłuży.
Wczoraj wyszłyśmy ze szpitala ale poszpitalna trauma mojego dziecka nadal trwa... Z pogodnej Małgosi niewiele pozostało, zrobiła się nerwowa, budzi się już któryś raz z rzędu, jest taka nieswoja.
Mnie również dopadł rotawirus ale ja walczę z nim w inny sposób, dużo piję plus elektrolity i tabletki Laremid. Jak za chwilę przejdzie to na Szymka i będę musiała wrócić do szpitala to się zabiję.
Tkwi we mnie taki lęk...a co ja zrobię gdyby Margolcie dopadły takie drgawki raz jeszcze. Wynik Eeg we wtorek.
Lęk, lęk i jeszcze raz lęk to to co mi towarzyszy od kilku dni. Nie nadaję się na matkę!
No więc... Wczoraj wyszłam ze szpitala z Szymkiem. Trafiliśmy z pon. na wt. Objawy podobne wymioty i niechęć do picia. Potem dołączyła biegunka, wcześniej usg i mechaniczne usuwanie zatwardzenia bo rozwilnienie napierało na to właśnie zatwardzenie i synka potwornie bolał brzuszek. Pobyt w szpitalu, kroplówki, wenflony zniósł bardzo dzielnie. Podobnie jak wcześniej Małgosia. Jestem z nich bardzo dumna. Mimo swoich 17miesięcy dzielnie się zachowywali.
A ja... Tym wszystkim czuję się potwornie zmęczona, a jakikolwiek wypoczynek to chyba za 2 lata, jak one będą starsze
Teraz przechodzimy najgorszy okres... Wszędzie włażą, a nie chodzą... ale prawie już, już. Czekamy na samodzielne kroki.
Oooo Zelma dzięki. Nie słyszałam o tym... To wszem i wobec ogłaszam :
19 maja Ogólnopolski Dzień Bliźniąt! Dzieciaczki wszystkiego najlepszego dla Was, a dla rodziców dużo siły i cierpliwości.
Co u nas... Szyszaki niedawno skończyły 17 miesięcy, koryg.15. Wszędzie ich pełno, pokazują swój charakter, na tym etapie są bardzo odmienne. Margola napierdziela Szymka ile wlezie. Ruchowo jak na wcześniaki ok, z rozumkiem na moj gust ok, tylko ta mowa trochę na bakier :/
Jest fajnie ale przy nich mam ogrom pracy.
Ogólnie u nas odpukać!! w miarę spokojnie.
Z mężem średnio się dogadujemy ale taki już nasz urok. ... Raz lepiej, raz gorzej i jakoś ten wózek się ciągnie.
EDIT, EDit, Edit...
Mamy to. W końcu. Maluchy przesypiają całe nocki.
Wiem, że matka jest w stanie wiele znieść... ale do cholery, stresuje mnie to zanoszenie się syna. Od jakiegoś czasu potwornie się zanosi, a dziś przeszedł sam siebie.
Czas pędzi jak szalony... a i wpisu dawno nie robiłam ale zmobilizowałam się w końcu!
No cóż... już 18 miesięcy za nami, 10 VI stuknęło te półtora roku, kiedy - nie wiem. Momentami szkoda. Szyszaki tak szybko rosną, tak się zmięniają zewnętrznie, gdy patrzę na zdjęcia sprzed kilku miesięcy to jakbym miała inne dzieci.
Co u nas... ulalla działo się. Byliśmy w czwartek 1 VI u neurolog ale tutaj wszystko ok, jadąc na samą wizytę, mały zwymiotował picie, czułam że coś się święci, w ciągu dnia zrobił się ciepły, zaczął go męczyć porządny kaszel. Po południu tego samego dnia musiałam skoczyć do swojej przychodni po zwolnienie więc go ze sobą zabrałam. Lekarz stwierdził ostre zapalenie gardła. Dostał antybiotyk. To był czwartek. Oczywiście wieczór i noc temperatura ale spadała po wszelkich przeciwgorączkowych. Następnego dnia czyli w piątek już temp nie spadała jak w nocy i ok godz 14 osiągnęła 39,2. Bojąc się ewentualnych drgawek jak u Małgosi postanowiłam wezwać pogotowie. Przesympatyczna lekarka stwierdziła, że dziecko nie ma zapalenia krtani ale ciężko oddycha, ma duszności i słyszy jakieś świsty na oskrzelach. I to potwierdziło się w szpitalu. Ostre zapalenie oskrzeli. Trafiliśmy w piątek, wyszliśmy w środę. Piątkowego popołudnia poniosły mnie emocje i zaczęłam wyć w tym szpitalu, wtedy jeszcze sami byliśmy na sali. Ale przetłumaczyłam sobie... trudno tak musi być i tyle. Tylko inaczej gdy ma się tylko jedno dziecko i jest ono przy matce, a inaczej gdy drugie małe zostaje w domu i taki szpital dezorganizuje wszystko. Ale przetrwaliśmy, bo musimy. Fakt po powrocie miałam doła i jakiś kryzys macierzyństwa. Jest ciężko gdy sama z nimi zostaję w ciągu dnia. Ot sytuacje :
ona przy lodówce, on przy drzwiach tarasowych, stoją, ale zaraz może być boom, kogo łapać?
on na pierwszym schodku przy bramce, ona przy meblach w pokoju...
on już na kanapie, ona...no właśnie gdzie jest Gosia?
A gdzie tu obiad? Gdzie ogarnięcie czegokolwiek?
Jedyny czas kiedy mogę coś zrobić to poranna drzemka bo śpią praktycznie raz, ok 2 godz. wszystko zależy od dnia ale trzeba zachowywać się cichooo. Jedno śpi na dole, drugie na górze. Oczywiście w miarę możliwości pomaga mi mąż przed swoją pracą, a po południu to już tylko czekam na mamę, która wyjdzie z pracy i do nas przyjdzie. Najgorszy kryzys zmęczenia mam ok 14/15, około 17 powracają mi siły witalne, niestety ok 22 padam i gdy maluchy idą spąć, w miarę możliwości idę i ja. Czasem nawet nie czekam na męża jak wróci z pracy. Zmęczenie robi swoje.
Z jedzeniem ok, baaa super. Oby było tak jak jest. Maluchy lubią praktycznie wszystko. ODPUKAĆ!!!
Małgosia zęzbów 16, Szymuś bodajże 11 lub 12.
Córcia stawia pierwsze kroczki sama, wczoraj naliczyłam 6. Szymek jeszcze się sam nie puszcza ale wydaje mi się zwinniejszy, bo kanapa jego, fotel jego, schody jego, wczoraj sam wdrapał się na parapet w salonie, oczywiście miał asekurację. Śmieją się tylko i rozrabiają.
Kocham je bardzo, może jestem nadopiekuńcza, ale i zmęczona na 3 fajery. Jak wrócę do pracy, nie wiem!!! Jak wszystko pogodzę, nie wiem. Ale przyjdzie czas, będzie rada.
A teraz drogie ciocie przypominamy się... Cobyście nie zapomniały o dzielnych Szyszkach
CHODZI, CHODZI, MOJA GOSIA JUŻ CHODZI, SAMA, SAMIUTEŃKA... Ale się cieszę. Czekamy teraz na Szymka. Stoi sam, jest sprytniejszy... Szymon czekamy.
Niech ktoś nas odczaruje, odczyni urok... Od nd temp u Małgosi, narastająca, plus wymioty jajkby żółcią. Szpital/wczoraj temp osiągnęła apogeum 40,4/morfologia, mocz, gazometria ok/czekamy na posiewy/tylko crp lekko podwyższone. Dalej nie wiadomo od czego ta temperatura. Dziś najwięcej 38,8 ale bez wyraźnych spadków, najmniej 37,5. Dostaje antybiotyk claforan, czekamy na rtg płuc.
Nie mogę nic poradzić, ale jednocześnie jestem wściekła bo to 4 raz w szpitalu od końca kwietnia.
Dlaczego ostatnio coś się do nas przyplątuje... Nie wiem!
Chodzi, chodzi, on chodzi. Nie dwa czy trzy kroki ale od razu kilkanaście. Do tego wstaje z pozycji kucającej bez podtrzymywania się czegokolwiek, wstanie i rusza. I idzie, idzie, idzie....!!!!
Jak mnie wkurza ta pogoda... Gdzie tu lato się pytam!!!!???
Jak chodziłam do podstawówki to było lato, praktycznie cały czas cieplo.