Tym razem nie tylko link, ale cały tekst kopiuję. Bo warty tego by nie zaginął.
https://mataja.pl/2017/02/jak-wyglada-romantyzm-po-dzieciach/
JAK WYGLĄDA ROMANTYZM PO DZIECIACH
13 lat. Tyle czasu ja i Wirgiliusz jesteśmy razem. 8 małżeństwem. Całkiem spory staż jak na trzydziestodwulatków. I choć rzadko piszę o tu związkach – zwłaszcza nienaukowo, to dość często dostaję od was na ten temat listy/komentarze. Piszecie ze smutkiem, że po dzieciach i po latach już nie jest jak było. Że nie tego się spodziewaliście, że się mijacie, jesteście bardziej współlokatorami niż parą, że nie ma magii, fajerwerków, że on nie przynosi kwiatów i szlag trafił romantyzm.
No właśnie. Romantyzm.
W internetach widzimy cudze randki przy świecach, kwiaty, prezenty, ekscytujące eskapady, wzruszające wyznania, widowiskowe gesty i romantyczne porywy. Perfekcyjne fragmenty życia, perfekcyjnych par. A nas ściska w dołku, bo oglądając to siedzimy zwykle w swoich powyciąganych dresach koło swoich nieperfekcyjnych partnerów, wykończeni swoimi nie zawsze idealnymi dziećmi i zamiast myśleć o wyczarowaniu romantycznego nastroju myślimy o stercie prania, która zalega w łazience. Daleko nam do romantycznego obrazka. Chcielibyśmy jednak tak jak oni, więc odpalamy internet i szukamy wskazówek co zrobić, żeby i u nas była miłość w pełnej krasie, jak dawniej, jak przed dziećmi, jak przed laty, a tam… a tam standardem są perełki typu nie chodźcie w domu w dresie, co najmniej 2 razy w miesiącu idźcie na romantyczną randkę i raz w roku wyjedźcie na weekend bez dzieci duParyża albo chociaż Ciechocinka, a motylki w brzuchu i fajerwerki wrócą natenczas bez wątpienia. Niechże te redaktory litość mają i same sobie wyjadą do Ciechocinka, zabierając ze sobą swoje niezwykle pomocne wskazówki.
Bo wiecie co? Dużo się mówi o tym, że rysujemy sielankowy obraz rodzicielstwa i trzeba skończyć z lukrowaniem, a zacząć mówić prawdę, ale lukrowanie związków przychodzi nam nader łatwo i notorycznie przekłamujemy obraz. Tymczasem najważniejsze czego nauczyłam się przez te wszystkie lata wspólnego życia to to, że miłość to nie są widowiskowe gesty, a ja nie jestem białogłową z bajki Disneya, czekającą na swego księcia na białym koniu, który po powrocie z pracy obejmie ramieniem mą już-nie-tak-bardzo-smukłą kibić i namiętnie pocałuje wyginając w pół.
Ne.
To by było za proste. Romantyczna miłość jest łatwa. Nie ma nic trudnego w byciu wyglancowanym księciem na białym koniu bieżącym z naręczem kwiatów do odstawionej księżniczki. Nie ma nic trudnego w wychodzeniu na randkę i delektowaniu się kolacją przy świecach. To można zrobić z każdym. I nie potrzeba do tego miłości.
Akceptowanie tego, że ten drugi jest człowiekiem i tylko człowiekiem, jego schiz, dziwactw i natręctw, trwanie razem w szarej codzienności i wycieraniu fekaliów z tyłków i pleców małych ludzi – to jest trudne.
Do tego trzeba miłości.
Potrzeba miłości gdy księciunio wraca wykończony z pracy i marzy o świętym spokoju, a po przekroczeniu progu zastaje gromadkę głośnych dzieci i królewnę w najgorszym z wydań, czyli z żądzą mordu w oczach, bułką tartą we włosach, plamami o podejrzanym pochodzeniu na koszulce, syczącą czule „zabierz ich, bo zwariuję, potrzebuję chwili dla siebie”. Bo wtedy właśnie jest ekstremalnie trudno. Wtedy kiedy żadne z was nie zrobiło niczego złego, wtedy kiedy każde z was ciężko cały dzień pracowało i chce po prostu chwili oddechu, wtedy gdy każde z was na niego zasłużyło, wtedy właśnie jest najtrudniej okazać miłość w najbardziej z romantycznych sposobów.
Bo czasem sekretem do trwania w miłości po latach i dzieciach nie są widowiskowe zrywy, ale chociażby zwykłe odpuszczanie. Odpuszczanie zamiast nakręcania się kto ma gorzej, bo ja zrobiłam pranie i obiad i pilnowałam żeby dzieci się nie zabiły, a ja byłem w pracy i negocjowałem kontrakty żeby było na ten obiad, ale Ty chociaż widziałeś dorosłych, a poza tym ja zajęłam się nimi w sobotę, i co z tego skoro ja potem musiałem pracować po nocach i tęsknie za dziećmi i w ogóle nie masz pojęcia przez co każdego dnia przechodzę, bo to ja mam gorzej, a ty nie doceniasz – pomyślane w końcu przez każde z nich z monstrualnym poczuciem skrzywdzenia. I są takie dni w których żadne nie odpuści i będą się kłócić i foszyć przez parę dni. Ale są takie gdy jedno przewróci oczyskami, westchnie ciężko, ale powie w końcu dobra ja ogarnę Ty idź odpocząć. I możecie mi wierzyć to jest tysiąc razy bardziej romantyczne i milion razy trudniejsze do zrobienia niźli widowiskowe zaręczyny w których po niebie lata samolot z dopiskiem „wyjdź za mnie” a wokół oblubienicy tańczą wytresowane zwierzątka Disneya.
Najbardziej romantycznym gestem jaki zrobił mój mąż w ostatnim czasie nie były naręcza kwiatów, diamentowa kolia, pełna czułych słówek kolacja niespodzianka przy świecach czy inna niesamowita sprawa. Nie. Najbardziej romantyczny był rosół. Rosół, który przyrządził kiedy byłam chora i ledwo żywa. Rosół, który przyrządził po raz drugi w swoim życiu tylko po to żebym zjadła coś ciepłego i domowego. Rosół podany nie przy świecach, a przy stercie chusteczek. Rosół zjedzony nie w towarzystwie zrobionej na bóstwo dziewczyny z którą chodził na randki ponad dekadę temu, a w towarzystwie ucieleśnienia obrazu nędzy i rozpaczy odzianego w starą bluzę z kapturem i chusteczkami wetkniętymi w otwory nosowe. Obrazu, którego nikt o zdrowych zmysłach nawet nie chciał nawet kijem dotknąć, a on ten obraz miał odwagę poczochrać po głowie i powiedzieć „mam nadzieję, że poczujesz się trochę lepiej”.
Bo po latach i po dzieciach, nie trzeba udowodniać miłości w kółko i wciąż czarując spektakularnymi gestami i wyznaniami. Miłość po latach i po dzieciach kryje się w małych, czasem dziwacznych gestach i tylko od nas zależy czy się na nie otworzymy czy będziemy się dręczyć swoimi fantazjami i wizjami tego jak miało być albo jak jest u innych, skupiając się wtedy siłą rzeczy wyłącznie na tym jak bardzo ten drugi nie spełnia naszych urojonych oczekiwań o których nigdy w sumie mu nawet nie powiedzieliśmy, bo przecież powinien się domyślić…
Bo miłość i wspólne życie to nie sielanka, nie scenariusz dla filmów, ani tym bardziej romantyczne farmazony Ani z Zielonego Wzgórza. Wspólne życie to trywialna, szara codzienność i brnięcie przez jej parszywość ramię w ramię, razem, mimo niedostatku fajerwerków za to przy nadmiarze glutów przedszkolaka i ekskrementów niemowlaka.
Daliśmy sobie wmówić, że prawdziwa miłość to muszą być dzwony, fanfary, fajerwerki i cholera wie co jeszcze. Daliśmy ją sobie polukrować i otulić pastelową kołderką internetowej sielanki. A przecież tak jak rodzicielstwo nie jest pasmem niekończącego się szczęścia, tylko drogą najeżoną trudnościami i frustracjami, a jednocześnie tak pełną miłości, że w życiu sobie nie wyobrażaliśmy, że można tak kochać, tak życie razem nie jest zwykle pasmem niekończących się uniesień.
Więc jeśli macie kogoś, przy kim możecie być po prostu sobą, z kim możecie leżeć na swojej kanapie, w swoich poplamionych dresach, oglądać swoje seriale, zajadać swoje chipsy i śmiać się z dowcipów których inni nie zrozumieją albo z kim możecie się jeszcze przed 22 wymknąć do łóżka i z wyczerpania, niczym sędziwi emeryci od razu zasnąć albo z kim możecie pośmiać się z sobie tylko zrozumiałych głupot i ponarzekać na to kogo bardziej łupie w plerach, jeśli macie kogoś na kim możecie polegać to jesteście prawdziwymi szczęściarzami. Bo najważniejsze nie są motylki w brzuchu ani romantyczne zrywy, tylko to czy ten drugi jest obok wtedy kiedy być powinien. Bo najważniejsze jest to by cieszyć się małymi momentami glorii i chwały i czerpać z nich kiedy trzeba przeczołgać się przez szarugę codzienności, podtrzymując się i pomagając sobie nawzajem wygrzebać się z bagna i nie dając sobie upaść. Bo tak właśnie wygląda prawdziwa miłość.
Bo po latach ustaje ekscytujące trzęsienie ziemi, ale w zamian dostaje się stabilny grunt pod nogami i towarzysza, który czasem wkurza jak diabli, ale z nikim nie czujecie się tak dobrze i tak bardzo sobą jak przy nim. I przy nikim innym nie możecie sobie wyobrazić siebie za kilkadziesiąt lat – starych, pomarszczonych, nieporadnych, bezzębnych i myjących sobie nawzajem sztuczne szczęki. I to, właśnie to, a nie to co próbują nam wcisnąć w sielankowych obrazkach w internetach, jest najbardziej romantyczne ze wszystkiego.