avatar

tytuł: Kociątko kici kici ;)

autor: Zelma

Wstęp

about me

O mnie:

about me

Jestem/chciała bym być mamą:

about me

Moje dzieci:

about me

Moje emocje:

Planowanie versus rzeczywistość...

Plan:
- wstajemy, szybki wypad do sklepu po śniadanie
- jemy, ogarniamy mieszkanie
- drzemka 12-14
- 14 obiad, 15 wychodzimy, 16 fryzjer, 17 plac zabaw i biblioteka, 19 wpada znajoma
- w czasie drzemki przeglądam online sukienki i załatwiam innebieżące sprawy

Dzień spoko, zbilansowany i coś dla Witka i coś dla mamy, i coś zabawy i coś załatwienia sprawy. Sexy-super-mama

Rzeczywistość
- wstajemy, szybki wypad do sklepu w miarę sprawnie
- śniadanie przeciąga się
- usiłuję ogarnąć mieszkanie... taaa... bałaganu jest więcej niż sądziłam, idzie mi wolniej niż sądziłam - co chwilę muszę ściągać skądś Witka, zabierać mu to co sobie wynalazł do zabawy itp.
- rzucam sprzątanie, szykuję pierwszy obiad, Wit chce czytac książkę (czytamy)
- kalafior na parze z parówką (trudno, ważne, że ciepłe)
- zjadł, pokręcił się, ziewnął - pora na drzemkę...
- pooora na drzemkę... ale nie, mój ulubiony punkt programu czyli mija 1,5h a drzemki jak niie było tak nie ma. I już wiem, że z fryzjera nici
- zasypia... 13:40... przesuwam fryzjera na 16:30
- wracam do sprzątania, ogarniam mieszkanie i obcinam gadowi paznokcie gdy śpi (dziś zadrapał mnei do krwi...)
- odwołuję fryzjera (jest 16, a Wit śpi w najlepsze)
- udaje mi się jeszcze zrobić ze 2 przelewy z opłatami,
- przeglądam sukienki... i zostawiam temat rozgrzebany bo książę raczył wstać... jest prawie 17
- szykuję obiad, Wit bawi się praniem na suszarce, mam nadzieję, że nie spadnie ze swojego ulubionego krzesełka, ale i tak latam co chwilę sprawdzić czy wszystko ok., widzę, że ramię mu spuchło po szczepieniu - szukam w necie czy coś z tym robić, upewniam się, że tak bywa.... i czuję, że z bułki do kalafiora zostały zgliszcza vel spalenizna
- biorę Witka na jedną rękę, drugą robię drugi raz bułkę na innej patelni
- jemy drugi obiad, bułka jest wszędzie - stół, podłoga, moja bluzka, bodziak Witolda. Cieszę się, że mu smakuje i pytam w duchu - po co ja w ogóle sprzątałam
- znajoma odwołuje swoje wieczorne przyjście
- biblioteka do 18 czyli i tak już nie zdążymy

18:15 'popełniam' wpis, Wit siedzi mi na kolanach i sieje zniszczenie wśród karteczek samoprzylepnych. Właśnie mu się skończyły...
No nic... szykujemy się na dwór. Zastanawiam się... gdzie popełniłam błąd i jak to się stało, że cały piękny i słoneczny dzień spędziłam w domu...

5
komentarzy
avatar
nigdzie. po prostu niektóre dni już są takie podstępne )
avatar
jak czekasz az dziecko zasnie, to wlasnie wtedy nigdy nie spi!!!zawsze, ale to zawsze gdy wydaje mi sie taaaki zmeczony,ze za chwile padnie....godziny mijaja...i mijaja....
avatar
Nie czekałam na drzemkę tylko wyszła z Witem. Może to? Mnie w sumie łatwiej stwierdzić czy młody zaśnie czy nie bo usypia na rękach jak dwie próby po 5 min nie wychodzą wiadomo ze nici.z drzemki.
avatar
opowiedz o swoich planach a dziecko na pewno się do nich odniesie
avatar
Ojej, Tobie też się tak zdarza? Ja czasami czytając opis Twojego dnia miałam wrażenie, że tak wiele robisz i nie mogłam wyjść z podziwu jak Ci się to udaje Ale faktycznie jak się jedno gdzieś obsunie, to cały misterny plan szlag trafia albo dziecko nie śpi, albo śpi zbyt długo lub jak u Ciebie - to i to
Dodaj komentarz

[notka z czwartku]

Trójki w natarciu, dziś przebiła się druga. Rozdrażniony trochę był i marudny, no i absolutnie nie spuszczał mnie z oka. To ostatnie to może przez wyjazd taty - od niedzieli się nie widzieli, mam takie wrażenie, że może właśnie dlatego tak mnie pilnuje.

Dziś rano do repertuaru dźwięków dołączyło muuuu (jak robi krowa?). Poza tym, gdy oglądał sobie książeczkę, w pewnym momencie usłyszałam jak mówi do siebie 'ko ko' (zobaczył kurę). Cieszą mnie te słówka, tak zwyczajnie, po prostu. Ale nie mam ciśnienia na szybki rozwój mowy. Bawimy się tym procesem. Czasem naśladuje po mnie modulację poszczególnych dźwięków, więc bawimy się w echo. Czasem pytam 'jak robi jakies zwierzątko', ale staram się pytać o te, które zna - żeby miał radość z tego, że wie. Nigdy nie proszę by coś powiedział czy powtórzył. Jak będzie chciał to to po prostu zrobi. Jest we mnie jakiś spokój i luz w tym temacie. Tak jakoś podobnie jak z porodem miałam tzn. że jak przyjdzie odpowiedni moment to po prostu to się zdarzy.

Powoli oswajam myśl o nowym domu. Powinnam/chciałabym się cieszyć tak po prostu, a jednak nie opuszczają mnie jakieś skrupuły i wątpliwości. O życiu sporo myślę, jak dziwne jest, jak zaskakujące... jak jakie właściwie jest.

1
komentarzy
avatar
Dal mnie nowy dom (tzn. stary wyremontowany, ale nasz własny) to był przełom taki pozytywny. Oby i taki dla Ciebie był
Dodaj komentarz

hyyym....

hym hym hym...

* wiem wszystko i nie wiem nic
* nic mnie nie dziwi a jednak tyle zaskakuje
* tak mocno w siebie wierzę i nie wierzę wcale
* jestem bardzo odważna i zupełnie odwagi nie mam
* potrzebuję spokoju i zgody choć wcale potrzebować ich nie chcę

dziwne, dziwne jest to życie...
skoro jedno jest tylko - to czemu nie daje nam to wolności działania? większej odwagi?
---
czy drugie dziecko jest tak samo ekscytujące jak pierwsze? czy można dać mu nie mniejsze oczucie wyjątkowości? robić nie mniej zdjęć, zapamiętać nie mniej szczegółów? karmić piersią nie krócej? czy to jednak przywilej pierworodnego dziecka? Jestem pierwszym dzieckiem - mam cały album zdjęć jak byłam malutka, album pierwszy rok. Mój brat ma kilka zdjęć. Nigdy nie przyszło mi do głowy by spytać - jak się z tym (bez tego) czuje. A może to tylko 'pierdoły', dekoracje?
---

7
komentarzy
avatar
Podobnie było u mnie. Najstarsza siostra zdjęcia, pamiątki,anegdoty rodzinne, średnia siostra tylko anegdoty, ja w sumie objawiam się dopiero osiągnięciami w szkole (!). Przykro człowiekowi.
avatar
Chyba tak jest, że przy pierwszym dziecku szalejemy, cała ta otoczka wyprawkowa itp itd przy kolejnym/kolejnych nie ma na to czasu.
avatar
A ja myśle, ze wszystko zależy od dziecka. Ja jestem drugim dzieckiem i to ja byłam w centrum uwagi, a brat usuwał się dyskretnie w cień. Ja mam więcej zdjęć, więcej atencji od rodziców itp - bo tego wymagałam jako dziecko, a pierworodny był o wiele bardziej samodzielny. Myśle, ze tu jednak dziecko nadaje rytm, a rodzice mogą tylko być tego świadomi i delikatnie kontrolować
avatar
pierwsze, drugie czy trzecie kazde traktuje sie inaczej, i na pewno nie jednakowo...
avatar
O rany... Mam dwójkę i póki co wydawało mi się że traktuje je na równi :-/ choć zanim się zdecydowałam to miałam podobne obawy dlatego też postanowiłam że będę się starać aby tego nie doświadczyly moje dwa skarby... Choć faktycznie zdjęcia są zupwlnie inne :-P
Bo Ola ma brata a Tobi był sam na początku... Więc ma więcej portretów @):- ;-) co do karmienia.... Z góry założyłam że będę karmić tyle samo Olę co karmilam Tobisia :-D
Póki co nie widzę żadnej różnicy między nimi <3
Kocham!!! Kocham!!! Kocham!!!
avatar
to chyba zależy od rodziny. na swoim przykładzie (a mam rok starszego brata i dwie duuuużo młodsze siostry) mogę powiedzieć, że im młodsze dziecko tym w jakimś sensie miało lepiej i... więcej zdjęć patrząc na to z dzisiejszej z perspektywy bardziej jestem z tym pogodzona/rozumiem, ale był taki czas, że czułam się mocno poszkodowana. także nie ma reguły. ze względu na powyższe boję się, że żeby (kiedyś) nie skrzywdzić/nie pominąć starszego, w jakiś sposób niechcący skrzywdzę (przyszłe) młodsze. także tak źle i tak nie dobrze, ale trzeba liczyć się z tym, że choć być może uda nam się uniknąć popełnienia błędów rodziców, to niewątpliwie popełnimy wiele własnych.
avatar
Mialam napisać to co kropla choc unikniemy poprzednich błędów popełniamy własne i pewnie trzeba dawać z siebie ile tylko się da ale też nie spinac. Podobno ten luz ważniejszy niż jakiejkolwiek metody wychowawcze.A miłość dzielona się mnoży...
Dodaj komentarz

Hell yeah!
Hey ho, let's go!

W sobotę rano dziabnęłam ostatnią dawkę antybiotyków i wreszcie wracam do życia. Dość marazmu - idziemy do przodu. Nawet jeśli zły wpływ leków na moje samopoczucie był głównie w mojej głowie, fakty są takie, że czuję się nieporównywalnie lepiej/optymistyczniej.

0
Dodaj komentarz

Ależ mi te kleszcze/leki szopkę w mózgu zrobiły. Masakra. Ale jestem, wróciłam, wreszcie!

Ciekawostka: Wit ogląda książeczkę. Pokazuje na ananasa. Gdy mówię 'ananas'... mocno mnie ściska i się przytula. Nie raz, nie przypadkiem... chyba z 10 razy tego ananasa powtórzyliśmy. I w dodatku sam to sobie wykombinował

A z innej bajki. Mówią coś komuś te 2 skróty: DTH i MMT? Jeśli tak, to może na priv?

Trallla tralla tralla la!

0
Dodaj komentarz

Młody człowiek został ostrzyżony, nawet bez szczególnych dramatów się obyło Z bezpiecznej pozycji u mamy na kolanach i świata nie widząc - bo dostał komórkę

Ale... ale... bez zemsty się nie obyło. W drodze powrotnej zgubił czapkę. Jestem wręcz pewna, że z premedytacją ;P

4
komentarzy
avatar
skorpiony lubia sie mscic, to fakt
avatar
Zapewne chciał by świat dostrzegł jego nową fryzurę
avatar
Jestem tego samego zdania, chciał się pochwalić nowym wyglądem!
avatar
Oj tam, oj tam nie lubi chlopak czapki i chciał przewietrzyć głowę. Poczul wiosnę... tylko jeszcze zimną...buu.
Dodaj komentarz

Wit wczoraj: wziął pluszakowego kota... i zaniósł go do kociej miski. Zanurzył mu łepek w karmie. Sam wymyślił, że kota trzeba nakarmić. Nam kopary opadły

A dziś pospał do 8. Święto lasu!

I jeszcze warte odnotowania - wczoraj moje chłopaki pomogli mi wybrać sukienkę na wesele brata. Ja zmierzyłam ich z tysiąc i zupełnie nie mogłam się zdecydować. Ale sukienka wybrana... pierwsza w życiu chyba, w której podobają mi się własne nogi. Yeah!

No... trza lecieć, ratować kota (żywego) bo go Wit zagłaska albo kot cierpliwość straci.

2
komentarzy
avatar
Czy mi umknęło czy jak... ale o kocie nie wiedziałam ..A tygrysek wszak też kotek to chleb ze skórką przypominającą umaszczenie tego sierściucha, skórka chrupiąca, w środku delikatny, miękki z nasionkami.
avatar
Nie umknęło - kot babciny to był. U nas nadal zwierzaków domowych brak. Koty są fajne... ale jak po weekendzie wracam z wszystkimi ubraniami ukłaczonymi kocią sierścią to mi chęć dielenia mieszkania z kotem mija
Dodaj komentarz

Hmm...
Koniec niedzieli, prawie poniedziałek. Formalnie półmetek świąt, choć dla mnie już prawie koniec. Ulga, radość, lekki smutek?
Smutek nie dlatego, że mijają. Smutek jakiś, że taki to mało pozytywny czas dla mnie, w pewien sposób fałszywy.

Nie mam odwagi zapisywać myśli, które kłębią mi się w głowie. A nie mam też siły by całkowicie zamaskować je dobrym humorem.
Może powinnam wziąć sobie do serca, że życia nie należy traktować zbyt serio bo i tak nikt nie wyjdzie z niego żywy...

Wszystko to głupstwo - jak mawiał Rzecki. I czemuż tylko te wszystkie głupstwa tyle zdrowia i nerwów po drodze kosztują?

Boję się, że wkrótce nie zostanie już nic, że ta świeczka tak wątło się pali. A może to ja z nikim nie jestem szczera, nawet z samą sobą?

No i tyle rozkminek 'bateria rozładowana'.

2
komentarzy
avatar
W takim razie życzę prawdziwych, pozytywnych chwil!
avatar
ojjj święta prawda Zelmo "czemuż te głupstwa,tyle zdrowia i nerwów kosztują?" o ileż przyjemniej byłoby gdybyśmy się nie musieli tak wieloma sprawami przejmować,tylko jak to zrobić,żeby tak sobie w głowie przestawić?
Dodaj komentarz

Sporo tu napisałam... i skasowałam. Bo tak naprawdę chciałam tylko zanotować, że gdy dziś wychodziłam Wit najpierw pomachał mi pa pa, potem podszedł i się przytulił, potem jeszcze raz mi pomachał... i wrócił do swoich ważnych spraw z Tatą. Wiem, że jest mu z tym ok... a równocześnie zastanawiam się ile odwagi takie coś małego człowieka kosztuje. Czy on wie, że wychodzę na chwilę - i wrócę. Chyba wie, jeśli 'akceptuje' ten fakt na luzie. Ino mnie serce pęka i choć stoję w drzwiach i już cieszę się na wyjście... to równocześniej wszystko bym w diabły rzuciła, olała... żeby ten dzielny człowieczek nie musiał być taki dzielny. Taaak tak, matka wariatka No trudno...

A poza tym, poszłam w ślady Witolda i udałam się do fryzjera. Krócej jest... ale... fajnie. Włosów ubyło, ale mnie przyrosło A konkretnie optymizmu i jakiejś takiej wiary w siebie i w to, że dobrze będzie. Wiosna idzie!

1
komentarzy
avatar
Będzie dobrze. Ja pracuję już trzeci miesiąc i mimo tego, że Bartuś wie, że on zostaje ja wychodzę i wracam, to dziś bardzo płakał. Dzieci rozumieją lecz czasem trudno im sobie z tym poradzić
Dodaj komentarz

Just a perfect day...

Wczoraj był taki dzień... jaki niezmiernie rzadko się zdarza (ale pracuję nad tym by częściej). Wszystko wyszło, a nawet bardziej.

Wstaliśmy rano, do piekarnika wstawiłam paszteciki (tzn. resztę pasztetu ze świąt wymieszałam z pomidorem i podduszonym porem i zawinęłam w ciasto francuskie). Paszteciki się nie zjarały, oł yes! (a to dzięki Witoldowi bo dzien wczeniej przestawił temp na piekarniku... i okazało się, że przy niższej temperaturze a dłuższym pieczeniu wychodzi ciasto francuskie znacznie lepiej). Czyli paszteciki - done.

W czasie gdy piekły się paszteciki Witold dostał kartkę i pisaki. Dawno tak się nie bawiliśmy więc pełne zainteresowanie. A ja olśnieknie - skoro babcia ma urodziny to będzie kartka urodzinowa. I tak się stało, od razu machnęłam też telefon z życzeniami, a kartka poszła pocztą (i dziś ku radości dotarła).

A my z Witem paszteciki do pudełka, do tego ogórka, winogrono, pieluchowy zestaw ratunkowy... i czmych w drogę. Miiało być zimno... a było całkiem znośnie. Na poczcie kolejka... trudno - nie będziemy czekać. Pojechaliśmy do Arkadiii i dość sprawnie udało się załatwić wszystkie sprawy (a nawet więcej): przepisać gaz, przepisać prąd, kartkę urodzinową wysłać = plan minimum zrealizowany, Wit w tym czasie wsunął winogrona. A poza tym bonusowo: zapas znaczków kupić, kartkę dla koleżanki kupić, prezent urodzinowy dla teściowej kupić, zapas herbaty oraz zapas miniwody dla Wita kupić. Potem zawinęłam się z Witem do pokoju małego dziecka. Jak to dziecku niewiele do szczęścia potrzeba - zasłonka w sowy, stołeczek słoń i kranik do mycia rąk na wysokości Wita. Pielucha zmieniona, Wit chwilę odpoczął. I na własnych nogach ruszył na dalszy podbój galerii. Generalnie nie bywa w takich miejscach, więc była to pewna nowość/atrakcja. Nakierowałam Wita na sklep rtv/agd.... a tam to dopiero poczuł się Wit jak w raju. Tyyyyle kuchenek obok siebie, a każda ma przyciski i pokrętła. A obok kuchenki mikrofalowe > a każda z przyciskami i pokrętłami. A za nimi pralki... Wit wniebowzięty, mi się udało rzucić okiem na lodówki. Na koniec dopadł jeszcze Wit stojak z myszami bezprzewodowymi. Wisiały te myszy obok siebie a Wit kolejno zdejmował opakowanie, chwilę oglądał mysz i odwieszał ją (z drobną pomocą) i cap następna mysz. Zbliżała się już pora drzemki, więc lekko niezadowolony, ale jednak opuścił sklep. Zapakowałam go do wózka, kupiliśmy jeszcze krakowskiego precla i fruuu uciekliśmy z galerii (ile można!?

Zapatuliłam Witolda w koc, ustawiłam wózek poziomo, zaciągnęłam budę. Słońce pięknie świeciło, aż oślepiało. Wit drzemka czyli jakieś 2h czasu do zagospodarowania. I tak ni stąd ni zowąd postanowiłam zrealizować coś na kształt mojego marzenia. C>D>N.

0
Dodaj komentarz
avatar
{text}