avatar

tytuł: Kociątko kici kici ;)

autor: Zelma

Wstęp

about me

O mnie:

about me

Jestem/chciała bym być mamą:

about me

Moje dzieci:

about me

Moje emocje:

Co za dzień do du.

Tak karmiłam. O 4 nad ranem.

Nie, sukienki, o którą pani pyta nie mamy już... Tak sprawdzę... Nie, nie ma jej już w żadnym innym sklepie w Polsce.

56.5 na wadze. K.wa co? 53 przecież było ostatnio.

Nie nie chciał jeść zupy.

I w sumie może dobrze bo ja zjadłam i źle się po niej czuję.

Nie, nie poszedł na drzemkę tylko było to czego najbardziej nie znoszę czyli dwie godzinny bezsensownego kitrania się i nierobieniu niczego innego - bo może jednak będzie drzemka. Po dwóch godzinach jesteśmy tylko bardziej zmęczeni a poza tym w punkcie wyjścia. Wyjścia - właśnie. No to wychodzimy, pal już licho, że dziś nic nie zrobię i pal licho, że spać mi się chce, a nie spacerować. Trudno - wychodzimy. Buty, kominiarką, kurtka, rajstopy, kocyk, opatulić... i hajda na dwór. I hajda w deszcz. Kwa kwa kwa. Jaki deszcz skoro na 7 piętrze świeciło słońce? Deszcz przelotny jak się okazuje. No to idziemy. Młody po 5 minutach zasnął... a ja się zastanawiam czy kawa i kawałek sernika to jest bardzo bardzo głupi pomysł na bolący brzuch?

6
komentarzy
avatar
kawa i sernik zawsze są ok
avatar
Kobieto! Sernik? Obowiązkowo!
avatar
Kawa i ciacho to jest zawsze dobry pomysł :-))) U mnie też leje,wieje i pizgawica masakryczna brrr nic tylko wleźć pod kocyk.
avatar
zasnie czy nie zasnie....?az mnie ciarki przechodza...zawsze, ale tu kurna zawsze jak mam plan na te 2 godziny zycia w sobote i w niedziele (bo w tygodniu praca) to ten nie spi....albo pada o 18...i wiem, ze wstanie o 20 ....bez komentarza...
avatar
Zaryzykowałabym
avatar
Faktycznie nie był to najlepszy dzień... Co do ciasta, to organizm najlepiej wie czego się domaga hehehe...Ja bym pewnie sobie nie odmówiła
Dodaj komentarz

Co za dzień do du.

Tak karmiłam. O 4 nad ranem.

Nie, sukienki, o którą pani pyta nie mamy już... Tak sprawdzę... Nie, nie ma jej już w żadnym innym sklepie w Polsce.

56.5 na wadze. K.wa co? 53 przecież było ostatnio.

Nie nie chciał jeść zupy.

I w sumie może dobrze bo ja zjadłam i źle się po niej czuję.

Nie, nie poszedł na drzemkę tylko było to czego najbardziej nie znoszę czyli dwie godzinny bezsensownego kitrania się i nierobieniu niczego innego - bo może jednak będzie drzemka. Po dwóch godzinach jesteśmy tylko bardziej zmęczeni a poza tym w punkcie wyjścia. Wyjścia - właśnie. No to wychodzimy, pal już licho, że dziś nic nie zrobię i pal licho, że spać mi się chce, a nie spacerować. Trudno - wychodzimy. Buty, kominiarką, kurtka, rajstopy, kocyk, opatulić... i hajda na dwór. I hajda w deszcz. Kwa kwa kwa. Jaki deszcz skoro na 7 piętrze świeciło słońce? Deszcz przelotny jak się okazuje. No to idziemy. Młody po 5 minutach zasnął... a ja się zastanawiam czy kawa i kawałek sernika to jest bardzo bardzo głupi pomysł na bolący brzuch?

0
Dodaj komentarz

Yuuuhuuu!!!

Wreszcie mi się udało! Ubudziłam się PRZED Witoldem. Sobota, 6:05, ale co tam. Uwielbiam wczesne poranki, kiedy wszyscy jeszcze śpią. Jest w tym jakaś magia, cisza, śpiący dom...

Przedwczoraj udało się uratować. Sernika co prawda nie było, ale tarta z kurczakiem owszem. I kawa I Witold, który przespał w kawiarni 1,5h Miałam co prawda wziąć kawę na wynos, ale jak tylko weszłam to lunęło więc posiedziałam w milszych warunkach niż zacinający deszcz. Prasę sobie poczytałam siedząc w fotelu. O hygge i duńskim szczęściu, o kobietach rządzących światem i o kobietach w Tanzanii (starsze kobiety biorą sobie młode żony; nie chodzi o seks; prawo dziedziczenia mają tylko mężczyźni więc jeśli kobieta zostaje wdową, a nie ma synów to majątek często jej przepada. Chyba, że weźmie młodą żonę, a ta urodzi jej syna... Nyumba ntobhu to również bezpieczna przystań - dla starszych kobiet na starość (nie ma emerytur), dla młodszych to często ucieczka przed przemocą ze strony mężczyzn. Ciekawy temat, świat tak kompletnie inny od naszego... I jeszcze rozmowa z Natalią Kukulską, m.in. o czasie opieki nad odchodzącą babcią. Dobra rozmowa, bez lukru, bez egzaltacji. O tym, że taka opieka bywa trudna, o tym, że osoba, którą znamy przestaje być znaną nam sobą. O tym, że to po prostu trudne jest...

Dawno nie miałam w ręku takiej klasycznej gazety... a jednak warto. Niby w internecie jest wszystko, a jednak to nie to samo co papier. Ten czas przy kawie - gdy Witold grzecznie spał - skłonił mnie też do jeszcze jednej refleksji. Że trzeba być otwartym na zmiany. Bo życie się cały czas zmienia. Zmiany nie muszą być złe, coś tracimy zamykając się na nie. Dlatego, wraz z polepszającą sie pogodą będziemy z Witem więcej wychdzić w teren - tzn. z drzemką w wózku. Zobaczymy co z tego wyjdzie.

Miało być jeszcze o wczoraj, ale słyszę, że huncwot się obudził. Zaraz przydrepta do pokoju

2
komentarzy
avatar
Zelmo,jak ja lubię czytać Twoje wpisy, to tak, jakbym "Cię oglądała",super pomysł na kawę i ciacho w kawiarni ze śpiącym Witem,a usłyszeć rano tupot małych stupek - bosko
avatar
Ja do wstawania rano kompletnie się nie nadaję, ale jak już się tak stanie, to dzień nagle staje się dłuższy i tak wiele można zrobić Ciekawe artykuły udało Ci się przeczytać. A widzisz, jednak i ten deszcz na coś się przydał
Dodaj komentarz

piątek wporzo, sobota super, niedziela bardzo przyjemna

poniedziałek z werwą: pozbyłam się wielkiej torby zagracaczy mieszkaniowych, a potem hyc na basen z Witoldem. Radość była, a przy wyjściu nie było dzikiej awantury. Ba... wczoraj było pierwsze wieczorne pójscie spać bez awantury (choć z protestami i kombinowaniem). Ale bez wrzasków. Teraz Wit śpi... a ja dostałam wyniki kleszczowe. Lepsze niż były, ale nie takie jak powinny być. W środę wizyta. Łudzę się jeszcze... ale wiem, że zielonego światła na starania nie będzie. Pytanie tylko czy powtórka z rozrywki i kolejne antybiotyki czy też odczekanie i kolejny test. W sumie to chyba wolałabym już machnąć kolejną serię antybiotyków - żeby dotłuc to dziadostwo - żeby nie narażać maleństwa. Straszne jest to jak szybko czas płynie. Jak zawsze się wydaje, że tego czasu jest więcej niż jest. Wiedzieliśmy, że chcemy by Witek miał rodzeństwo... i nie poszliśmy szybko za ciosem. Nie dlatego, że nie chcieliśmy tylko dlatego, że nie myśleliśmy o tym. A tu hycu hycu - Wit ma prawie 1,5 roku. Już teraz wychodzi ponad 2 letnia różnica wieku. A będzie większa. Cholera... kiedy ten czas zwiał? Przecież Wit tyle co się pojawił!!!

Jakoś tak mi do tego wszystkiego dwa cytaty pasują:

1. 'Człowiek ma dwa życia, to drugie zaczyna się, gdy uświadomi sobie, że ma tylko jedno.' (Konfucjusz)
2. „Trzeba natychmiast żyć, jest później, niż się wydaje.” (Baptiste Beaulieu (z książki Pacjentka z sali numer 7)

3
komentarzy
avatar
O tak. Zdecydowanie jest później niż się wydaje... Niby człowiek się stara ten czas jakoś dobrze wykorzystać, a później się zastanawia kiedy to minęło... Obyś się szybko rozprawiła z tym "dziadostwem" i układała swoje życie według swoich planów, a nie przestawiała przez przeciwności losu
avatar
Tak czas szybko leci a dla mnie nawet teraz szybciej
niz kiedykolwiek ;-) bardzo fajne cytaty musze zapamietac!
mam nadzieje ze zaczniesz starania wkrotce ;-)
avatar
leci, pedzi, zapierd¨¨ä ten czas...za chwile bedziemy pisac o swiadczeniach emerytalnych...
Dodaj komentarz

gówno

nie planowałam nagłówka, chciałam tylko uzewnętrznić swoją złość. wpakowałam Wita do wanny, a sama zasiadłam na pobliskim kibelku, oparłam laptopa na umywalce i napisałam co miałam napisać, a mianowicie:

Pieprzona borelioza kwa mać.
Wit jeszcze w kąpieli, ja robię dobrą minę do złej gry.
A po cichu myślę tylko, czy większą ulgę da płacz czy też klnięcie na czym świat stoi?


Już mi się zaczęły szklić oczy nad tym laptopem, ale nie dane mi było się rozmazać bo Witold o dziwo zabrał się za wychodzenie z wanny. Porzuciłam więc laptopa (trudno, poużalam się później) i hyc do Wita... a tam widzę wannę i wodę w niej, jakby to ująć, nie do końca krystalicznie przejrzystą. Bułkę z kolacji skitrałeś i rozmoczyłeś w wodzie? Pomyślałam głośno jeszcze się łudząc... ale nie. Na kolację nie było dziś bułki. Tym bardziej ciemnej... Ołł damyt... dobra Witold, mamy to pod kontrolą. Zrobimy kupie 'pa, pa' (ostatnio jak konsystencja kupy z pieluchy pozwala to jest ona wywalana do kibla, w asyście Witolda of kors, który robi pa pa i spuszcza wodę). Próbowałam dźwignąć wanienkę napełnioną wodą, tak by ani kropli nie uronić i przez igielne ucho drzwi prysznicowych dotarabanić ją jakoś do toalety. Miszyn imposibyl. Wit czekał przy muszli, a ja się kotłowałam z za przeproszeniem... no mniejsza o szczegóły. Wit stanąwszy przy muszli wykazał się właściwym poniekąd odruchem - oddał mocz, niestety nie do muszli. Ja tymczasem wytarabaniłam się wreszcie z wanienką, uroniwszy z niej wcześniej nie jedną kroplę (i nie dwie...) ale zasadnicza zawartość pozostała. Dokonaliśmy zatem z Witem rytualnego odprawienia kupy, pa pa i chlust. Wit wyraźnie ucieszony. Szast prast pod prysznic (cholera... jeszcze mnie mycie wanienki dziś czeka... ) szuru-buru pucowanie od stóp do głów i na odwrót. Ręcznik, krem, pielucha, piżama, pora spać. Senkju senkju senkju zmęczony był bo podreptał do łóżeczka i się położył. Bez wrzasków i bez tysiąca spraw do załatwienia po drodze. Powiercił się, pokręcił i zasnął. Alleluja.

No to proszę - warunki idealne: Wit śpi, mąż jeszcze nie wrócił - można się teraz rozmazać i pozłorzeczyć nieco. Ino jakoś chęć mi przeszła. I sił brak. Taki 'gówniany' wieczór.

4
komentarzy
avatar
wpis cokolwiek dramatyczny, aczkolwiek nie udało (mi) się nie uśmiechnąć p.s. nie bardzo umiem pocieszać, ale chyba/kiedyś w końcu musi być dobrze!
avatar
Kropka - można, a nawet trzeba się śmiać No bo co lepszego człowiek wymyśli?
avatar
Ten wpis jest komiczny haha
avatar
Wczoraj to chyba był jakiś gówniany dzień! U nas też trzy wielkie kupy z czego przy jednej osikane łóżko i podłoga trzymaj się Kochana, widocznie syn na swój sposób chciał Cię pocieszyć!
Dodaj komentarz

Jak w kalejdoskopie - radość - złość - górka - dołek - uprzejmość - wyrozumiałość - wkurz i jeszcze trochę wkurza

Z okazji Dnia Kobiet...

*** Witek obudził mnie przed 5 rano. Bo mu noga między szczebelkami utknęła. Bywa. Noga uwolniona szybko, ale Młody już spać nie poszedł. Bywa.

*** 'instalacja sprawdzona, filtry zmienione, poza tym nic nie znaleźliśmy, jest ok'. Super. Wyjeżdżam autem z serwisu... i szkoda, że gaśnie na każdych światłach. I szkoda, że nie mogę zawrócić do serwisu bo jestem umówiona z panem od okien (który już 2 razy nie przyszedł choć miał, ale o tym za chwilę).

*** 'pomogę pani wyjechać z parkingu' 'śmiaaało, śmiaaało''ma pani jeszcze miejsce... śmiaaało' Super. Tylko tak się składa, że to ja jestem kierowcą, auto jest długie i raczej wolę wykręcać kilka razy niż raz a dobrze, z pełną śmiałością przydzwonić komuś w zderzak (albo i nie zdarzak).

*** 'będę u pani za godzinkę' - powiedział o 9:15 spec od regulacji okien. O 11, pana ni widu ni słuchu, a dodam, że już trzeci raz przyjeżdża dokończyć regulację. Przy dwóch poprzednich razach zero info, że nie przybędzie - dopiero jak dzwoniłam 'gdzie jest' to się mu przypominało, że 'o kurczę byliśmy umówieni'

I owszem - do serwisu mam przyjechać raz jeszcze jutro, z parkingu wyjechałam po swojemu, nie uszkadzając niczego, a pan od okien przybył, właśnie wtedy, gdy pisałam, że ani widu ani słychu. A jednak wkurz na tych męskich speców... Marzy mi się mieć kiedyś babską ekipę remontową. Taką co o szczegóły zadba, porządek po remoncie zostawi...

I gdy tak złorzeczyłam - połowa dnia to była, nawet nie.

Mój mały specjalista od robienia zamieszania zupę niby-zjadł a nie-niby-porozlewał dookoła. Cała nadzieja w tym, że coraz lepiej trafia łyżką do buzi... bo zjeść z łyżki podanej przez mamę to nie honor. Ja sam!

Po drzemce - awantura. Bo głodny, a pierogi podstępne śliskie i z rąk się wyślizgują. A widelcem od mamy to nie. Ja sam. Po kim to dziecko takie uparte... (ta, jakbym nie wiedziała...)

Dla równowagi porannych dwóch wkurzy na specjalistów popołudnie łaskawsze. Najpierw telefon do pana hydraulika - dałam znać, że może szykować dla nas termin w grafiku. Kończymy łazienkę na działce. Miła rozmowa, no lubię gościa ) A później wizyta o doktorencjusza kleszczologa. No tego gościa też lubię. I żonę jego też Wieści... dobre. Może nie 100% dobre, ale na pewno lepsze niż się spodziewałam. W skrócie - plan jest taki: 30dni kuracji na wszelki wypadek i dobicie dziada, potem powtórka testów i jeśli nic złego nie wykażą - do dzieła. Czyli ze 2 miesiące niepewności jeszcze. Może zbyt ostrożnie działam, może trzeba ryzykować, na pałę iść... Ale cóż - akurat w tym wypadku mam poczucie, że tak właśnie powinnam zrobić to znaczy zrobić to, co mogę by maleństwo było zdrowe. Siedze teraz w kafejce, na moim środowym wychodnim. Ciastko i kawa... myślałam, żeby sobie coś golnąć - wino, grzańca.... W końcu tyle co skończyłam karmić piersią... A od jutro już buch - antybiotyk więc znowu abstynencja. Tyle dobrego, że jak zacznę już to skończę brać przed weselem brata. Ehh ironio, w zeszłym roku latem pół żartem pół serio przyszła bratowa (ginekolog) śmiała się, żebyśmy się ZA szybko za rodzeństwo dla Wita nie zabierali bo mi termin na ich wesele wypadnie. Taaa.... wygląda na to, że to mi już raczej nie grozi.

Ehhh no nic, gadu gadu a ja na tym wychodnym miałam coś konstruktywnego zrobić. Papierki ogarnąć. No to do dzieła.

0
Dodaj komentarz

Antybiotyk - Dzień 5, zostało 25.

Zakończenie kp (ostatnie kp) - sobota 4 marca. 9 dni bez kp i tak już zostanie bo przy tych antybiotykach nie mogę.

Wit - wychodzą kolejne zęby - tym razem 3 górna i dolna po prawej stronie (Wita lewej). Dwie noce były ciężkie, pierwszy raz podałam przeciwbólowo Pedicetamol ze względu na zęby. Ale widziałam, że męczy się mocno, spać nie może. I dopiero po tym Pedicetamolu udało mu sie zasnąć (z łapką na pyszczku szumisia). W te same dni był bunt na łóżeczko - spaliśmy razem na podłodze, na rozłożonej kołdrze. Teraz już ok.

Ulubiona zabawka hit? Czajnik elektryczny. Nie-zabawkowy. ma przycisk do otwierania klapki i dzynks do włączania. No i podstawkę do stawiania na. A jak jeszcze wydębi kubek to może siedzieć i nalewać, nalewać, nalewać...

Poza tym dzieje się jeden taki wielki temat, o którym na razie cicho sza nic pisać nie chcę. Ale wyjaśni się wkrótce. Jeśli tak to będzie zmiana. Zmiana, która wydaje mi się z jednej strony bardzo racjonalna, a z drugiej... kompletnie niewyobrażalna... No nic, zobaczymy.

Co to ja jeszcze chciałam... A... bunt dwulatka. Powinno się to raczej nazywać buntem dwuroczniaka Dramat goni dramat. Awantura o to i o owo. I wymuszanie. Łzy na zawołanie. Test granic - widzimy to, widzimy i staramy się zachować spokój i nie ulegać, równocześnie nie lekceważąc tych frustracji młodego człowieka. Bywa trudno bo trzeba być takim w sam raz - ani za twardym ani za miękkim. Łagodna stanowczość... konsekwencja. Ta... piru riru. Na dwa sposoby się złośnik mały wścieka. Tak to z mężowatym skatalogowaliśmy:
1. 'Pocałujcie mnie w...' czyli rzuca się na podłogę na brzuch i niekiedy wypina zadek w powietrze.
2. 'Olewam to' czyli wygina się w pałąk/robi mostek taki, że się mało nie złamie.
Ale, ale... bestia mała - jak się rzuca na tę podłogę na brzuch... to pilnuje, żeby głowę ostrożnie na podlogę położyć - żeby się nie walnąć. Taki spryciarz...

Muszę kończyć bo mi tu zaraz komputer zaleje. 'Chlapu chlapu chlap' - najnowsze odkrycie kąpielowe.

Aha. Jeszcze. Niedzielę całą przerąbaliśmy w planszówki z kuzynostwem. Perfekt sandej

2
komentarzy
avatar
Ech...u nas tez dramat w milionie aktów. Ja tez bym się tak chciała umieć upierać przy swoim
avatar
Bedny, ale dzielny, bunt bywa trudny, ale musimy być twarde!
Dodaj komentarz

Burak, gruszka i trochę makaronu. I jeszcze łyżka słonecznika i łyżka oliwy. Tak mało trzeba, żeby matka była bliska rozpłakania się w czasie wspólnego posiłku. Ze wzruszenia jakiegoś takiego. Bo oto zrobiwszy pesto buraczane z makaronem (http://alaantkoweblw.pl/buraczane-pesto/) Wit jadł, jadł, jadł - bezpośrednio z garnka - łatwiej wtedy łyżką nabierać bo ściany garnka blokują i żarcie nie ucieka jak na talerzu. Więc szuflował Wit tą łyżką, czasem coś spadło, ale ogólnie bardzo sprawnie. A te łzy matki to wtedy jak Wit dostrzegł mój pusty talerz... i nabrał solidną łychę z garnka.. i nałożył mi na talerz.

A jak już`zjadł - to padł. I 3 godziny spał. I dłużej by spał, gdyby go matka nie obudziła. A obudzić musiała, choć wcale, a wcale nie chciała. Awantura była dzika, ale jakoś wyjść się udało.

---
Dziś znowu drzemka 3h - trójka w natarciu. No ale nie będę przecież narzekać na taki efekt uboczny zębów

3
komentarzy
avatar
To piękny apetyt ma Wit i dobre serducho zajrzę też na te przepisy
avatar
ukradłam link do bloga nt. BLW bo mnie ta metoda ostatnio bardzo zaciekawiła i niewykluczone, że będę testować (w swoim czasie) na Potomku
avatar
Efekt uboczny wychodzenia zębów - marzenie! Ja dziś robiłam krem czekoladowy z alaantkowego (banan, awokado, karob, migdały) ale kompletnie nie posmakowało. Jeszcze nie było takiego dania, po którym Kaja tak się krzywiła Ale przyznam, że inspiracji mnóstwo i całkiem łatwe do przyrządzenia
Dodaj komentarz

Zapragnął dziś w nocy spać Witek z nami. Przyszedł między 1 a 2, no wzięłam draba do nas. Bo może mu smutno, samotnie, może nas potrzebował, a przecież jesteśmy dla Niego.

Taaaa... Podziwiam ludzi, którzy są w stanie spać z dzieckiem/dziećmi i się wyspać. Dla nas to technicznie niewykonalne. Skończyło się tym, że Młody wtulił się w Tatę, a ja wyniosłam się na kanapę. Potem wróciłam i oko nie zmrużyłam. Rano Wit wyspany... a my jak para zombie...

Dobranoc Synku, do zobaczenia rano. RANO!

3
komentarzy
avatar
Hehehe, skąd ja to znam! Chociaż przyznam, że chętnie bym się przytuliła do tego małego szkrabka w nocy. Niestety praktyka się bardzo różni od teorii/wyobrażeń... Jest dobrze tak jak jest i śpi w swoim własnym łóżeczku. Większe prawdopodobieństwo, że wszyscy się wyśpią
avatar
hehe mi się zdarza do dziś spać z dziećmi )) w sensie już z dwójką
avatar
hehe mi się zdarza do dziś spać z dziećmi )) w sensie że z dwójką
Dodaj komentarz

Nie mogę spać. O ironio...

Niby wszystko jest ok, nawet bardzo ok... a jednak przewracam się z boku na bok - i nic.
Czuję się znów jak studentka kończąca studia - bez pomysłu na to, co robić.
Niby mogę przecież wszystko, a równocześnie nie potrafię nic.
Czekam na ciążę - to byłby teraz chyba najlepszy opis mojego statusu zawodowego.

A do tego przeprowadzka. Coraz bardziej realna... a jak się czuję jak drzewo wyciągane z korzeniami. A wcale nie chcę się tak czuć. W ogóle... mam wrażenie, że czuję i jestem zupełnie inaczej/inna niż chciałabym czuć/być. I skąd ten rozdźwięk?

1
komentarzy
avatar
też ciężki czas? ehh.. skończy się w ta zima, skończy czekanie,
Dodaj komentarz
avatar
{text}