Jak w kalejdoskopie - radość - złość - górka - dołek - uprzejmość - wyrozumiałość - wkurz i jeszcze trochę wkurza
Z okazji Dnia Kobiet...
*** Witek obudził mnie przed 5 rano. Bo mu noga między szczebelkami utknęła. Bywa. Noga uwolniona szybko, ale Młody już spać nie poszedł. Bywa.
*** 'instalacja sprawdzona, filtry zmienione, poza tym nic nie znaleźliśmy, jest ok'. Super. Wyjeżdżam autem z serwisu... i szkoda, że gaśnie na każdych światłach. I szkoda, że nie mogę zawrócić do serwisu bo jestem umówiona z panem od okien (który już 2 razy nie przyszedł choć miał, ale o tym za chwilę).
*** 'pomogę pani wyjechać z parkingu' 'śmiaaało, śmiaaało''ma pani jeszcze miejsce... śmiaaało' Super. Tylko tak się składa, że to ja jestem kierowcą, auto jest długie i raczej wolę wykręcać kilka razy niż raz a dobrze, z pełną śmiałością przydzwonić komuś w zderzak (albo i nie zdarzak).
*** 'będę u pani za godzinkę' - powiedział o 9:15 spec od regulacji okien. O 11, pana ni widu ni słuchu, a dodam, że już trzeci raz przyjeżdża dokończyć regulację. Przy dwóch poprzednich razach zero info, że nie przybędzie - dopiero jak dzwoniłam 'gdzie jest' to się mu przypominało, że 'o kurczę byliśmy umówieni'
I owszem - do serwisu mam przyjechać raz jeszcze jutro, z parkingu wyjechałam po swojemu, nie uszkadzając niczego, a pan od okien przybył, właśnie wtedy, gdy pisałam, że ani widu ani słychu. A jednak wkurz na tych męskich speców... Marzy mi się mieć kiedyś babską ekipę remontową. Taką co o szczegóły zadba, porządek po remoncie zostawi...
I gdy tak złorzeczyłam - połowa dnia to była, nawet nie.
Mój mały specjalista od robienia zamieszania zupę niby-zjadł a nie-niby-porozlewał dookoła. Cała nadzieja w tym, że coraz lepiej trafia łyżką do buzi... bo zjeść z łyżki podanej przez mamę to nie honor. Ja sam!
Po drzemce - awantura. Bo głodny, a pierogi podstępne śliskie i z rąk się wyślizgują. A widelcem od mamy to nie. Ja sam. Po kim to dziecko takie uparte... (ta, jakbym nie wiedziała...)
Dla równowagi porannych dwóch wkurzy na specjalistów popołudnie łaskawsze. Najpierw telefon do pana hydraulika - dałam znać, że może szykować dla nas termin w grafiku. Kończymy łazienkę na działce. Miła rozmowa, no lubię gościa ) A później wizyta o doktorencjusza kleszczologa. No tego gościa też lubię. I żonę jego też Wieści... dobre. Może nie 100% dobre, ale na pewno lepsze niż się spodziewałam. W skrócie - plan jest taki: 30dni kuracji na wszelki wypadek i dobicie dziada, potem powtórka testów i jeśli nic złego nie wykażą - do dzieła. Czyli ze 2 miesiące niepewności jeszcze. Może zbyt ostrożnie działam, może trzeba ryzykować, na pałę iść... Ale cóż - akurat w tym wypadku mam poczucie, że tak właśnie powinnam zrobić to znaczy zrobić to, co mogę by maleństwo było zdrowe. Siedze teraz w kafejce, na moim środowym wychodnim. Ciastko i kawa... myślałam, żeby sobie coś golnąć - wino, grzańca.... W końcu tyle co skończyłam karmić piersią... A od jutro już buch - antybiotyk więc znowu abstynencja. Tyle dobrego, że jak zacznę już to skończę brać przed weselem brata. Ehh ironio, w zeszłym roku latem pół żartem pół serio przyszła bratowa (ginekolog) śmiała się, żebyśmy się ZA szybko za rodzeństwo dla Wita nie zabierali bo mi termin na ich wesele wypadnie. Taaa.... wygląda na to, że to mi już raczej nie grozi.
Ehhh no nic, gadu gadu a ja na tym wychodnym miałam coś konstruktywnego zrobić. Papierki ogarnąć. No to do dzieła.