No dobra czyli dokładniej we wtorek Bartuś był jakiś nie swój. Marudny, przytulaśny. Jak zwykle pomyślałam, że zęby, albo skok rozwojowy. W środę rano obudził się z flukającym nosem! No dobra zdarza się. Psikałam solą morską i kupiłam maść majerankową. Jednak wieczorem okazało się, że to nie tylko katar. Temperatura rosła. Napierw 37.5, gdzie u nas to już zmartwienie, bo Bartuś zawsze ma 36.6. W nocy dobiło do 38.9. Cały czas zbijałam temperaturę aż o 12 w czwartek powiedziałam dość. Lekarz! Pojechaliśmy pani doktor zbadała, zrugała mamę za kąpiel w Zegrzu, dała leki dla mamy i dziecka. Katar wciąż męczy, ale temperatury nie ma. Kupiliśmy nawet inhalator do nebulizacji (chyba tak to się nazywa) jednak Bartuś owego sprzętu się wystraszył. Zresztą przyda się jeszcze to nie jego pierwszy katar! No, ale jak by tego było mało to okazało się, że mamę też to cholerstwo dopadło i leczymy się razem. No i dziś w mojej głowie pojawiła się myśl czy to aby było zwykle przeziębienie skoro dziś rano, kiedy podawałam Bartusiowi lek na łyżeczce usłyszałam dziwny odgłos, który nie dawał mi spokoju, więc wpakowałam mu palec do buzi by wyczuć pod palcem ostre zakończenie dziąsła. Tak! Chyba nie mam paranoi i oto dzień przed skończeniem 10 miesięcy pojawiła się nam górna prawa jedynka!
Cały czas doszukiwaliśmy się zębów na dole a tu jako pierwszy postanowił wyjść górny. Poczekam jeszcze dziś na konsorcjum teściowo-babciowo-mamowe by potwierdzić ową wiadomość gdyż tatusiek stwierdził, że on nic nie widzi a palucha włożyć nie chciał!