avatar

tytuł: Starszy brat, młodsza siostra :)

autor: FreshMm

Wstęp

about me

O mnie:

about me

Jestem/chciała bym być mamą:

idealną, wymarzoną, która wie jak kochać i tak kocha :)

about me

Moje dzieci:

about me

Moje emocje:

Oszołomienie, szczęście i strach... Te uczucia trwały od początku ciąży do teraz. Kiedy urodzę, będę bardziej szczęśliwa, ale czy wyluzuję i przestanę tak bać się o swoje dziecko, czy te uczucia pozostają do końca życia?... TAK! Urodziłam, jestem bardziej szczęśliwa, a nadal drżę o moją małą wielką miłość. Trzecia ciąża: wielka radość, ale bez takich fajerwerków, co przy poprzednich, bo syn daje mi szczęście, które bez dziecka przy sobie bardzo mi brakowało. Teraz to szczęście się podwoi.

Już za kilka godzin będą takie ładne liczby:



75% do celu
70 dni do TP
30t0dc





Czekałam na ten etap, a teraz będę czekała na kolejny... już na poród, bo powinno lecieć z górki

Kiedy ta moja blastusia stała się człowiekiem kopiącym mnie małymi nóżkami tak, że zaciskam mocno powieki i zęby, aby wytrzymać? Zleciało szybko.

W nocy mam ochotę ponarzekać, bo ciężko mi się wyspać przez kopniaki małej i bóle bioder, ale dni są wspaniałe i nie jest nadal tak ciężko, jak się spodziewałam. Nadal chodzę z Arturem na długie spacery codziennie, a zresztą jest teraz tak dużym i rozumnym dzieckiem, że życie z nim jest dosyć łatwe. Artur pokazuje, gdzie dzidziuś będzie spał, gdzie ma ubranka i zabawki, gdzie będziemy zmieniać mu pieluszki. "Wie", że Malwinka jest w brzuszku i że mama ją urodzi, tata zawiezie mamę do szpitala, a on będzie czekał z babcią. Książka "Kicia Kocia ma braciszka Nunusia" dużo pomogła. Na wszystkie związane z tym pytania prawidłowo odpowie. Ile tak na prawdę z tego rozumie, okaże się po narodzinach siostrzyczki

Łóżeczko i przewijak stoją zabezpieczone w pokoju, ubranka gotowe w komodzie, kosmetyki są, wyprawka kończy się kompletować. Do grudnia raczej zdążymy ze wszystkim



Oczywiście, póki co nie cieszę się z tych zmian w BBF, nie przypadło mi na razie do gustu to KidzFriend - szczególnie wrzucanie mnie tu na siłę bez zapytania o zdanie, kiedy to jestem w ciąży. Jednak jestem tu między innymi dla kilku miłych osób ;*

http://img.liczniki.org/20171027/t_po_t-1509122285.jpg

3
komentarzy
avatar
Zaraz naprawdę będzie z górki, już w sumie jest! Faktycznie, nocne marqtony z brzucholkiem potrafią dac w kość...aaaaale! I popoeram, ja wciąż się wkurzam na bbf za tą głupią, nową odsłonę. Do bani jest. Mogliby chociaż zapytać, czy ktoś chce nowy czy stary wygląd. Ta wersja jest cholernie mało funkcjonalna, bleeeeh :/
avatar
Teraz to fiku miku i Malwinka będzie na świecie... I pytam się kiedy to zleciało. Ps Popieram ta strona jest beznadziejna do tego zostałam przeniesiona bez zapytania czy chcę. Żenujące.
avatar
I jak tam? Jak się czujecie?
Dodaj komentarz

Malwinkowe narodziny



Co do porodu... babcia Malwinki (moja teściowa) mawiała często: "Byle nie w Wigilię". Malwinka
chyba wiedziała, że mnie drażni takie mówienie, bo zrobiła na przekór ;D Jednak historię porodu
zaczęłabym od 22 grudnia. Wtedy byliśmy z Arturem kilka godzin na naszym mieszkaniu, które
opuściliśmy 17 grudnia na rzecz mieszkania u babci. Umowa z Arturem była taka, że wrócimy do
domu, jak "dzidzi" się urodzi, a do tego czasu będziemy u babci, bo jak mama pojedzie urodzić
dzidziusia, a tata będzie w pracy, to Arturek będzie czekał z babcią. Jako że jednak 22 grudnia
spędziliśmy na naszym mieszkaniu, to jak byśmy złamali umowę i Artur nie chciał już wracać z
nami do babci... chciał zostać już w domu z rodzicami. Ja również tęskniłam za naszym
mieszkaniem, bo chociaż babcia jest kochana, to każdy najlepiej czuje się w swoich kątach, wśród
swoich przyzwyczajeń... W nocy z 23 na 24 grudnia bardzo prosiłam w myślach moją córeczkę, by
się urodziła wreszcie i żebyśmy już mogli wrócić do siebie. 24.12 rano czułam się tak
miesiączkowo - nie był to ból, ale takie subiektywne wrażenie "rozmiękczenia" podbrzusza, które
zazwyczaj czuję kilka godzin przed miesiączką. Nikomu nic o tym nie mówiłam, bo po pierwsze -
to jeszcze nie poród, tylko jeden z wielu objawów, że poród się zbliża, że jeszcze może tylko kilka
dni, a po drugie - nie chciałam, by kazali mi siedzieć w domu, bo chciałam z Arturem i z
narzeczonym jechać na zakupy, na targ i do parku, żeby może coś ruszyło... Na zakupach
zapomniałam o porannych odczuciach, długo nas nie było. O 18.00 Piotr poszedł do pracy (no
cóż, nie dostał wolnego i nie było opcji wyjścia z pracy, gdyby się coś zaczęło). Teściowa wyszła
do kościoła i zostałam sama z Arczim. Zaczął mi się spinać brzuch co 10-20 minut, ale
bezboleśnie. Z czasem czułam jakby wzdęcia i zaczęłam chodzić do toalety, coraz częściej się
opróżniałam. Około 20stej powiedziałam teściowej, że coś dzisiaj jest na rzeczy, jakoś dziwnie się
czuję i czasami jutro mogę rodzić. Że nie boli, ale spina się i zrobiłam 5 dwójek. Zadzwoniliśmy
do szwagra, żeby nic nie pił i wyprowadził auto z garażu pod blok, ale że równie dobrze może nic z
tego się nie rozwinąć, bo może to tylko wzdęcia - trochę się przejadłam obiadem, bo apetyt mi
dopisywał.
Poszłam uśpić Artura, padł w łóżku po 21ej.
O 22ej nagle spięcia brzucha zaczęły boleć, zaczęłam przy nich klękać, więc rozpoczęło się
liczenie... skurcze okazały się być częste, co 3-4 minuty i trwały ok.35 sekund. Wzięłam prysznic,
przebrałam się i przygotowałam torby, ale czekałam jeszcze 40 minut, by się upewnić, ze to nie
fałszywy alarm, jak to było 2 tygodnie wcześniej. 22:40 dzwonimy po szwagra. 22:50 wyjechaliśmy
spod domu, do szpitala 30 minut drogi. W drodze miałam takie skurcze, iż szwagier się stresował,
że urodzę w drodze... a był już przy 2 porodach swojej żony, więc wiedział, co mówi.
Obstawialiśmy, że do 2ej w nocy urodzę.
Dojechaliśmy, dotarliśmy... na izbie przyjęć nikt nie miał wątpliwości, że rodzę, wystarczyło mnie
zobaczyć. Szybkie przyjęcie przez położną - tę samą, co 2 lata temu, rozpoznałyśmy się, bo moja
mam pracuje w szpitalu, w którym w 2015 roku leżała jej teściowa. Przemiła położna, fajnie było
zobaczyć znajomą twarz. Zbadała mnie, 4 cm rozwarcia, bardzo zaawansowany poród, główka
dziecka mocno napierała. Wzięła mój dowód osobisty, wyniki badań, ale uzupełnianie papierów
sobie odpuściła. Obiecała, że nie zostanę sama ani na chwilę, chociaż wiedziałam, że przyszły tata
nie da rady dotrzeć. Na szybko zadzwoniłam do P., że rodzę, ale akcja jest taka szybka, że nawet
ma nie próbować wychodzić wcześniej nad ranem z pracy, bo i tak do tego czasu już dawno mała
będzie na świecie. Powiedziałam, że mam częste skurcze, więc już kończę, po więcej info niech
dzwoni do swojej mamy. Szwagra odesłałam do domu.
Ginekolog zrobił szybkie usg, ale powiedział, że nie chce mnie męczyć, więc posłał położną po
wózek i tak zawiozła mnie na salę porodową - na tę samą, na której Artur przyszedł na świat. 

Byliśmy tam krótko po północy. Podobno trafiłam na dyżur najlepszej położnej na oddziale -
kolejny łut szczęścia - i na prawdę dobrze nam się współpracowało, młoda babeczka może w
moim wieku, bardzo pomocna i miła. Nie zostawiła mnie ani na chwilę. Podłączyli mnie pod ktg,
położyłam się na boku, tak jak poleciła mi położna środowiskowa i było mi wygodnie. Skurcze
czułam zupełnie inaczej niż przy porodzie Artura - nie mówię, że słabiej albo mocniej, bo ból
podobny, ale tym razem nie było żadnych krzyżowych ani w udach, tylko czułam je teraz w
pachwinach. W trakcie między skurczami położna zadawała mi pytania do dokumentacji. Pod
koniec 20 minutowego ktg zaczęłam czuć parte... Powiedziałam tym położnej, ale odrzekła, że jesli
parcie jest tylko na skurczu, a nie pomiędzy skurczami, to jeszcze nie to. Odpięła ktg, podłączyła
lewatywę, która długo leciała, miałam zgłosić, kiedy poczuję dyskomfort. Gdy poprosiłam, by już
odłączyła, że już nie nie chcę, nie mogę... było 5 cm rozwarcia. Weszłam do łazienki i jak sie
opróżniałam, to brzuch mi skakał jak wstrząśnięta galareta. Czułam, jak dziecko kopie mnie w
środku i schodzi coraz niżej... czułam parte już pomiędzy skurczami i nie wiedziałam, czy robię
dwójeczkę, czy zaraz zacznę wypierać dziecko. Nadal jednak nie było rozwarcia i położna
powiedziała: "Jeszcze mamy czas". Wytrzymałam do końca, weszłam pod prysznic. Tam na
pierwszym skurczu epicko trysnęły wody, na drugim klękałam już na podłodze i krzyczałam, bo
dziecko wychodziło. Dobrze, że położna ciągle była w pobliżu. Sprawdziła rozwarcie: 10 cm.
Mogłam już iść na łóżko i przeć jak tylko mam ochotę. Dołączyła druga położna - tym razem ta
sama, która odbierała na świat Artura i też o dziwo mnie pamiętała sprzed 2 lat. 11 minut później
Malwinka była już na świecie. Parte przy Arturze w ogóle nie bolały, teraz bolały, bo drugie
dziecko było większe, ale co tam... nastawiłam się zadaniowo, nie emocjonalnie. Rodzina
przeżywała bardzo, że muszę rodzić sama, więc ktoś musiał trzymać głowę na karku i ich
pocieszać "Jest...!" - zawołałam, jak poczułam, że ją wyciągnęli. Zaskoczyły mnie jej ciemne
włoski. Położna ocaliła moje krocze, leciutko tylko pękło na 3 małe szwy. Cały poród trwał 3h16
min, urodziłam o godz.1:16. Błyskawiczny poród, zupełnie inny niż przy Arturze, więc można
urodzić na różne sposoby i mieć zupełnie odmienne wrażenie w obu przypadkach. Ginekolog
przyszedł mnie zszyć, wtedy moją królewnę tuliłam na piersi, rozmawialiśmy i żartowaliśmy z
personelem.

Po szyciu 2 godziny leżałam sobie z Malwinką. W tym czasie od razu zadwoniłam do P.,
poinformować go, że nasza córka jest już na świecie. Malutka przyssała się do piersi, jakby robiła
to od dawna. Tym razem nie mam problemu z laktacją i chyba zacznę odciągać zapasy mleka.
Wiem już, że przyczyną problemów z karmieniem Artura były płaskie brodawki plus brak
odpowiedniego wsparcia jakiejś dobrej położnej, ówczesna nie miała wiedzy i miała na nas
"wywalone". Przy drugim dziecku mi się poszczęściło: mam inną, świetną położną środowiskową,
przy porodzie miałam ekstra położną i podobnie wspaniałą ginekolog w trakcie ciąży. Udało się
Byłam jedyną rodzącą tej nocy, w szpitalu luźno, bo wypisali na święta kogo tylko mogli.
Wybrałam więc sobie salę na położniczym - nr 9, bo tam leżałam z Arturem. Sentyment. Znów
jestem zadowolona z tego szpitala, z personelu i z jedzenia
Święta w szpitalu - ze wstydem przyznaję - nie były głupią opcją. Powinnam chcieć być z rodziną i
żałować, ale niezupełnie żałuję, bo było cicho, świątecznie, spokojnie, mniej odwiedzających,
żadnych natrętnych fotografów itp. Do mojej współlokatorki przyszedł tylko mąż i brat.
Wyciszyłam się od zgiełku codziennego życia. Jedynie Arturka mi żal (rozpłakał się, gdy wszyscy
goście przyjechali na Wigilię, ale nie było wśród nich jego mamy), no i też trochę P., bo nie czuł
świąt beze mnie i małej.

Mała jest grzeczna, chociaż oczywiście czasami musi nam przypominać, że istnieje, że jest coraz
bardziej ciekawa świata i chce z nami być, domaga się noszenia i przytulania. Czasami w nocy
"imprezuję" z córą przez 3 godziny ciągiem
A emocje starszego brata? Nie mówię, że nie bywa zazdrosny, ponieważ mieliśmy różne sytuacje,
ale jednak jest bardzo pozytywnie nastawiony do siostrzyczki, szybko zawiązała się więź, która
sprawia, że Artur rano wstaje, zatrzymuje się przy łóżeczku i z zachwytem woła: "dzidzi!". Jest w
porządku, póki co ogarniamy dom i dzieci. Pozdrawiam ciepło!

[zdjęcie]

4
komentarzy
avatar
Gratuluję! Śliczna niunia
avatar
A to mała przekora )))))) Śliczna jest ❤ Pozdrowienia dla Malwinki od Zosi i dla Arcziego od Michasia
avatar
Gratulacje! Super porod i malutka sliczna
avatar
Kochana, tak bardzo się cieszę, że już macie Malwinkę przy sobie. Pięknie sobie poradziłaś, dzielna Mamusia! Życzę Wam dużo zdrówka i spokoju. Cieszcie się sobą, ściskam Was mocno! Ucałuj Starszego Braciszka! A Malwinka...cud, miód i malinka!
Dodaj komentarz

Nastawiłam się bojowo... że Malwinka nie zaśnie teraz, bocodziennie 3 h w nocy łazimy, bawimy się, bujamy. Ustawiłam film na cda, otwarłam kidz i bbf, zrobiłam sobie budyń i odłożyłam ją do bujaczka. Padła, zasnęła i jak ja ja teraz odłożę do łóżeczka? :o ech... no to machnę wpis

Połóg przy pierwszym dziecku : oj, długo byłam rozmemłana... czasami nie zdążyłam w domu nic zrobić, nigdy nie miałam czasu na nudę, wypijałam zimną kawę/herbatę, nie zdążyłam się umalować czy wyjść na spacer nawet z dzieckiem. Nie miałam czasu gadać przez telefon z teściową. Winą obarczam problemy z laktacją... ściąganie, milion przystawień do piersi, ulewanie, odbijanie, przewijanie, pranie obrzyganych rzeczy, wyparzanie butelek, podgrzewanie mm, budzenie dziecka drzemiącego na piersi...

Brak problemów z laktacją to błogosławieństwo. Teraz przy Malwince wyciągam pierś, 15 minut i jest nakarmiona, nie trzeba jej odbijać, rzadko co brudzi cokolwiek mlekiem,  zadowolona śpi 2-3 h i normalnie przybiera na wadze, nie przyprawiając mnie o siwy włos. Zatem maluję się, przynajmniej do 13stej się ubiorę, a pewnie ubrałabym się wcześniej gdyby nie fakt, że muszę masę rzeczy zrobić przy Arturze - ubrać go, nakarmić, pozmywać, pobawić się, ogarnąć temat obiadu. Najczęściej do 11stej jestem ubrana, uczesana i wymalowana, chociaż o 9-10tej wstajemy. Często zostawiam Malwinkę lub dwójkę dzieci z tatą i wychodzę na 2 h sama albo z Arturem na miasto. Jakby coś, ma mm, może podać, nie boli mnie to... ale na razie nigdy się nie obudziła przed moim powrotem, bo po godz.15stej ma długą drzemkę. Piję ciepłą kawę i herbatę i to nie raz dziennie. Gadam przez tel z teściową po 1-1,5 h co drugi dzień. Jak człowiek ma w życiu więcej obowiązków, to też jest lepiej zorganizowany - święta to prawda.

Nadal 7 kg na plusie od czasu sprzed ciąży - tak samo, jak miałam z Arturem, ale ludzie mówią, że szybko doszłam do siebie... nie widzą tych kg, chyba bardziej o siebie dbam albo inaczej się rozłożyły. Nie wiem, jak je zgubić, nie potrafię mieć diety przy kp, pewnie znów zejdą, jak wrócę do pracy.

Grunt to wybrać priorytety:
co jest konieczne i ważne?
co jest konieczne, ale nieważne?
co jest ważne, a niekonieczne?
co jest nieważne i niekonieczne?
I tak z P. organizujemy każdy dzień, latając od dziecka do dziecka, ale tak, by znaleźć czas dla siebie. Fakt, czasami naczynia postoją nieumyte przez noc, podłoga woła o umycie jej... no ale dzieci są na czas nakarmione, ubrane, wybawione, wyspacerowane i ogólnie jestem zadowolona. Myślałam, że będzie o wiele gorzej.

1
komentarzy
avatar
Racja,że przy drugim człowiek sobie lepiej radzi. Mniej stresu,więcej czasu,lepszy system. Pozdrawiamy ❤
Dodaj komentarz

Ostatnio pisałam o samych pozytywach, ale są rzeczy, których nie przeskoczę w byciu mamą dwójeczki dzieci: z żadnym nie mogę spędzić tyle czasu, ile bym chciała...
Chciałabym dłużej poleżeć z Malwinką w łóżku (o, jak cudownie przytulać się do takiego skarba i słodko spać razem), ale muszę ją odłożyć do łóżeczka, bo wiem, że zaraz przyjdzie Artur i może ją niechcący przygnieść. Chciałabym dłużej pobawić się z Arturem, ale muszę przerwać w trakcie świetnej zabawy i nakarmić Malwinkę albo zrobić coś w domu, bo na wszystko jest ograniczony czas.
Dobranoc
[zdjęcie]

4
komentarzy
avatar
Cała radość
avatar
jesteś Wielka ja przy jednym nie mam czasu na belly! Powodzenia!
avatar
Też tak mam. Niesprawiedliwe to... Ps. Mamy takie same śpiochy )))))
avatar
FreshMm gratuluję! Dopiero dzisiaj weszłam na Twój pamiętnik. Wspaniale się czyta takie dobre wiadomości. Masz wspaniałą rodzinkę i jesteś dzielną mamusią. Wszystkiego dobrego! Córeczka słodziutka
Dodaj komentarz

7 tygodni Malwinki - tyle za chwilę kończy, za 2 godziny
Dzisiaj zaczęła ćwiczyć pierwsze nieśmiałe uśmiechy w odpowiedzi na mój uśmiech.
Jestem bardzo szczęśliwa, fajnie jest z tą dwójką moich maluchów. Bywają ciężkie momenty, że padamy na twarz zmęczeni z P. albo chce mi się płakać i płaczę, ale o wiele więcej jest tych cudownych momentów. Miałam samego Arturka kiedyś i powiem, że teraz z dwójką wcale nie jest ciężej. Jestem lepiej zorganizowana, mam więcej spokoju w sobie, a doświadczenie po pierwszym dziecku pomaga mi teraz przy drugim.
Bałam się, że nie stworzę więzi z moją córką, bo kiedy chciałabym długo ją przytulać, to muszę odłożyć np. do bujaczka, aby zająć się Arturem, który to jest mocno do mnie przywiązany. Jednak gdy zaczęła obserwować nasze twarze, szukać towarzystwa, a jeszcze dzisiaj uśmiechała się, to dostałam przypływu sił i wiary, że jest dobrze.
Tata oszalał na punkcie małej dziewczynki. Na porządku dziennym są teksty: "Idę do mojej prawdziwej królewny..." albo "bądź dla niej delikatna, bo ona jest bardzo wrażliwa..." Aż miałam chwile zazdrości ;D Ale z tatusiami córeczek tak jest, też byłam (może nadal jestem?) kimś wyjątkowym dla mojego taty.
Z całego serca dedykuję córeczce ten utwór:
https://www.youtube.com/watch?v=x4FVLfaKZig

"Słuchaj, Mała
Dziś się czyimś światem stałaś
I na czyjejś drodze jesteś nowym bogiem
I na pewno czyjąś rozproszyłaś ciemność
A to nie takie łatwe być dla kogoś światłem
Jednym i jedynym gdzieś pośrodku zimy

Teraz musisz, Mała unieść jeszcze więcej
Czyjeś strzępy świata musisz wziąć na ręce
Stałaś się dla kogoś szaro-złotą drogą
A to nie takie łatwe być dla kogoś światłem
Jednym i jedynym w samym środku zimy..."


Moje bąbelki [zdjęcia]

2
komentarzy
avatar
Cudowne dzieciaki! Oby tak dalej się wszystko układało!
avatar
Cudni
Dodaj komentarz

Artur 2 lata 5 miesięcy 0 dni
Codziennie mówi nowe słowa, dwusylabowe, dłuższych nie umie... więc skraca: "żafa" zamiast żyrafa, "polic" zamiast policja, "szyjnik" zamiast naszyjnik... Dwuwyrazowe zdania to u niego sporadyczna i zwykle przypadkowa sprawa. Co prawda wielu jego rówieśników mówiło tak pół roku... albo prawie rok temu, ale nadrobimy Zna cały alfabet łącznie z "Ą, Ę, Ż, Ź itp...", zna wszystkie cyfry. Nadal jest maniakiem wszystkiego, co ma 4 kółka, a teraz na topie są puzzle, konstrukcje, modele. Trochę łobuzuje, ale większość czasu to anioł kochający siostrzyczkę. Pełen radości promyk słońca, taki niewinny.

Malwina 8 tygodni 0 dni
To mały harpagan o zupełnie innym temperamencie niż Artur. On potrafił w tym wieku 20 minut patrzeć na zabawki na macie, ona góra 2 minuty i co chwilę trzeba jej zmieniać aktywność. On noszony w chuście od razu zasypiał, ona ciekawsko wygląda na świat i trzeba ze 30 razy przejść z nią po domu nim zmruży jedno oko. Jak się zatrzymam, od razu się budzi. On był zapatrzony w twarz mamy, ona znacznie więcej rozgląda się po całym pokoju, wszystko chłonąc. W ciągu dnia Malwinka prawie wcale nie śpi - ma wprawdzie dużo drzemek, ale po 15 minut. W nocy za to śpi ładnie i tak długo, jak Artur. Budzi się na karmienie, a potem dalej idzie w kimę nawet na 6 godzin ciągiem, a przynajmniej na 2-4 godziny.

Ja ciągle zapier..lam, nie wiem, co to jest czas wolny, a w nodze niedługo dostanę parkinsona od huśtania bujaczkiem. Noszę Malwinkę w chuście, by mieć wolne ręce dla Artura. Jeden storczyk mi wyschnął, bo nie pamiętam o podlewaniu kwiatów, ciągle mam w głowie to, co, jak i kiedy jest do zrobienia przy dzieciach... a jednak kocham to, na prawdę, jestem stworzona do bycia mamą, sprawia mi to frajdę i nie muszę mówić, jak wielka jest miłość matczyna... inne mamy to wiedzą Jestem dumna z siebie, że ogarniamy, pomimo, że dom nie jest w idealnym stanie. Nie musi być, skoro nikt nam nie pomaga, nie bierze dzieci na spacer, nie przynosi obiadu, nie lituje się nade mną czy dziećmi. Mam okazję pokazać światu, że z dwójeczką można dać radę bez pomocy dziadków, to zawsze jakiś plus. Czasami chciałabym zadzwonić do teściowej i poprosić, by przyjechała, zabrała Artura, a ja bym się położyła na kanapie i wyspała z Malwinką uwieszoną na piersi, ale wiem, że prośba niczego nie zmieni, bo już ją poznałam. Jest bardzo fajna dla dzieci i codziennie mogę z nią pogadać przez telefon, ale nie jest u nas w domu na co dzień, nie chce być.

2
komentarzy
avatar
Jesteś Wielka a wierz mi lepsza taka teściowa niż taka, która przyjeżdża do wnuka i trzeba się nią zajmować jak kolejnym dzieckiem. Wiem coś o tym. Pamiętaj dzieci rosną! Pozdrawiam!
avatar
Super,że sobie tak świetnie radzisz. Dzielna z Ciebie dziewczyna
Dodaj komentarz

Bunt 2,5 latka - jest bardzo ciężko, żyć się odechciewa. Codziennie płaczę. Atmosfera w domu jest niespokojna i udzieliła się wszystkim... ten bunt to teraz jakieś piekło : ( Ok, kilka dni zajęło nam dowiedzenie się, że małym terrorystą jest każdy niemal przeciętny 2,5 - latek w tym wieku, że psychologia dokładnie opisuje naszego synka... że inne mamy z września/października 2015 r. przeżywają ten sam dramat... tylko rozwiązania jakoś nie ma.


Jedna z mam wrzuciła na forum FB swoje notatki na temat dziecka w tym wieku, idealnie opisują Artura - w nawiasach dodałam zachowania Artura):
"DWA I PÓŁ ROKU:
- ma trudność do przystosowania się do każdej wspólnoty (wcześniej super uczestniczył w zajęciach w Klubie Malucha, teraz biega i rozwala zajęcia)
- samemu jest dziecku trudno ze sobą (zapomniał, jak bawić sie samemu, ciągle mam uczestniczyć w zabawie, ciągle chce na rączki, a jak mam zrobić cokolwiek przy Malwinie?
- dzieci są uparte i mało elastyczne, chcą tego, czego chcą i kiedy chcą (do tego co chwilę zmienia zdanie... krzyczy, że nie ma piany w wannie, a jak zrobię pianę, to krzyczy, że nie chce piany... pół dnia słyszę tylko wrzaski: "ten nie!" albo "nie chcę!" )
- są wymagające i mają skłonność do dominacji, uwielbiają rozkazywać (ciągle rozstawia nas po domu, próbuje rządzić albo mówi nam, czego nam nie wolno, robi rodzicom "niu, niu&quot  )
- to okres przeżywania gwałtownych emocji - reakcje są na skraju granic możliwości (wystarczy, że cokolwiek mu nie wyjdzie, np. spadnie klocek, a rozwala całą budowę, rzuca zabawkami, zaatakował Malwinkę, gniótł jej główkę rękami , potrafi krzyczeć o to, że okno ma kolor biały, a nie zielony; ataki histerii przemieszane ze śmieszkowaniem)
- trudny do zniesienia upór; może bez przerwy domagać się powtarzania czynności (odkręcanie i zakręcanie kranu co chwilę)


A ja w tym wszystkim zaczęłam być zbyt ostra dla niego, ale mam nadzieję, że na naszym niebie wyjdzie słońce i już od jutra zaczniemy sobie radzić lepiej. Hehe, problemy z niemowlakiem typu: "nie może zasnąć, mam za mało pokarmu w piersiach" itp. są niczym w stosunku do późniejszych problemów wychowawczych xD

3
komentarzy
avatar
Witaj w klubie... Przez chwilę bunt odpuścił i już się cieszyliśmy. A od 2 tygodni mamy wszyscy dosyć. Babcia przyjechała i otwiera oczy ze zdumienia.
avatar
uuuułaaaaa, aż tak źle? Strach się bać
avatar
Kurcze a u nas etap "co to?" w połączeniu z buntem! Jak się nie złości to gada, gada i gada i jeszcze raz gada. Gada dla gadania i żeby gadać Jedyny sposób na chwilę ciszy to włączenie strażaka Sama jestem złą matką Znamy to powiedzenie: małe dzieci, mały kłopot, duże dzieci-duży kłopot. To wszytko minie i będzie nowy, lepszy lub gorszy etap . Pozdrawiam i życzę dużo siły i cierpliwości!
Dodaj komentarz

Rok temu P. zadzwonił do swojej mamy z prima-aprilisowym żartem, że jestem w ciąży... akurat miałam miesiączkę, ostatnią ;D  na serio poinformowaliśmy teściową o ciąży jakoś około 1 maja.
Malwinka już chwyta przedmioty, próbuje włożyć je do ust, ale szybko je upuszcza. Jest domatorką - w domu bawi się i śmieje, w innych miejscach (szczególnie, gdy jest dużo osób i bodźców) jest nerwowa, marudna, wymagająca, chce częściej pierś. Uwielbia kąpiele, w wodzie radośnie macha rękami i nogami. Nie lubi być sama - gdy znikamy z pokoju, to zaczyna płakać, a gdy się kręcimy w pobliżu, nawołuje nas do siebie. Obecność najbliższych uspokaja ją. Obraca się coraz śmielej na boki. Jesteśmy pomiędzy rozmiarem 68 a 74.


A u starszej marudki już lepiej... ogarniamy, ataki histerii są już rzadkością, a nerwy rozchodzą się po kościach. Póki co Arczi ma dobry humor, wróciło moje małe słońce. Ciekawe, jak długo xD Aczkolwiek jednak nie zepsułam dziecka (uff...) , po prostu to był taki etap rozwojowy Z mową idzie jak burza, nareszcie... mówi długie słowa i zaczyna łączyć zbitki dwuwyrazowe.

Pozdrawiam
http://img.liczniki.org/20180401/sukienka-1522615309.jpg
http://img.liczniki.org/20180401/Arczi-1522615309.jpg

2
komentarzy
avatar
Serio już 74???? To my wchodzimy w 74, ale jaka jest różnica między Zosią a Malwiną! Wow! Duża dziewczynka! Pozdrawiamy!
avatar
Śliczne dzieciaki. I jakie duże ale to leci...
Dodaj komentarz

Waga pokazała +2 kg w ostatni miesiąc. Wiem, dla niektórych to nie dramat, ale przy moich 152 cm wzrostu to widać, a poza tym nigdy nie byłam tak ciężka poza okresem ciąży, jak teraz Muszę koniecznie coś zmienić. Nie wiem jeszcze co, bo mój tryb życia w zamkniętym domu z dziećmi + karmienie piersią nie sprzyjają odchudzaniu. Pierwszy mój mały krok, to wyrzucenie z siebie tego tutaj, w pamiętniku. Będę o tym pisać - o tym, co z tym robię. Nie stłumię w sobie tego, że nie mogę patrzeć na swój brzuch, uda, tyłek w lustrze. Może na początek to coś da.
O, natchnęło mnie też, żeby kupić piłkę, taką dużą do ćwiczeń. Malwinka lubi podskoki, a podobno daje to coś na tyłek i uda...? Skorzystamy obie

2
komentarzy
avatar
Na fejsie założyłam grupę Boże Odchudzanie. Wspieramy się,modlimy za siebie i razem wprowadzamy zdrowe nawyki. Może dołączysz
avatar
u mnie zdrowe żywienie i dieta wykupiona na potreningu.pl pozwoliła zrzucić 15 kg. Postawa to zdrowe małe, ale częste porcje. Trzymam kciuki! Pozdrawiam a Maluchy cudowne!
Dodaj komentarz

Dziękuję Karmarku za zaproszenie :* na razie nie jestem gotowa na uczestniczenie w takiej grupie, ale dobrze mieć cynk

Dzabuch, szok niby też chcę zmienić dietę na zdrową, ale jestem typem podjadacza, a ludzie dali Arturkowi na Wielkanoc te wielkie zające czekoladowe, których on i tak nie jest w stanie zjeść. Hehe, muszę bardzo walczyć ze sobą.
Piłka rehabilitacyjna jest już w domu i usypiamy Malwinkę już tylko skacząc na piłce. Rewelacja! Od teraz uważam ja za niezbędny gadżet przy bobasie : D cudownie uspokaja i usypia dziecko, a ręce i nogi nie bolą rodzica jak to było podczas skakania na brzegu kanapy x D
Malutka jest teraz spokojnym aniołkiem, wesołym, chętnym do zabawy, śmiejącym się w głos.

Jeśli chodzi o Arcziego, nad nami ciągle czarne chmury : ( wprawdzie krzyki i histerie zajmują już nie 90% a 20-30% dnia, ale są... i nie wiem, czy kiedykolwiek się skończą, chociaż robimy, co możemy. Takie krzyki, ze chyba pół kamienicy słyszy : /  Metodą prób i błędów dochodzimy do rozwiązań, do ustalenia jakiś zasad i sposobów postępowania. Niestety, coraz bardziej jest zazdrosny o siostrę. Jak mała mnie wzywa, to od razu Artur wiesza mi się na szyi albo krzyczy wniebogłosy jak zarzynana świnka - wiem, to brzydkie, ale trafne porównanie - bylebym nie zajęła się Malwinką. Chociaż wiem, że ją kocha, nie krzywdzi i czasami pocałuje czy pogłaska, to jednak... jest zazdrosny o uwagę. Sam dostaje jej wiele, ale chciałby jeszcze więcej, i więcej, i więcej... Chwilowo nie jest gotowy na uczestniczenie w żadnej grupie, w której są pewne zasady i on nie jest w centrum. A dostał się do przedszkola, więc mam nadzieję, że do września mu minie. Będziemy ćwiczyć na placach zabaw, bo sezon się zaczął ; )
Poza tym Arturem motają różne silne emocje nawet przez sen. Ostatnio w nocy we śnie się motał, nie mógł wybudzić i kzryczał te same słowa, co w dzień: "nie chcę" i "innego!" A w dzień, nawet jak czegoś bardzo pragnie, to walczy ze sobą i tego nie bierze, co wywołuje w nim furię. Takie przeciwstawianie się sobie samemu.

0
Dodaj komentarz
avatar
{text}